Draco Sinister[PL].doc

(1348 KB) Pobierz
DRACO TRYLOGII

DRACO TRYLOGII

DRACO SINISTER *

Tom II  

 

( Cassandra Claire; tł. NocnaMaraNM )

 

 

 

1. Złe sny

 

I znowu ten sam sen – śmierć, krew i groza. Leżał w błocie na polu bitwy, a wokół rozgrywały się koszmarne sceny – przebiegające koło niego gobliny, wymachujące ostrymi mieczami, niosły w garściach odcięte czarodziejom głowy, a ryczące olbrzymy mocarnymi ramionami odrywały wrogom członki i rozrzucały je po polu niczym makabryczne konfetti. Zewsząd dobiegały krzyki umierających, a dookoła leżały setki trupów. I krew, tak wiele krwi. On też cały był w niej skąpany.

Kary rumak stanął nad nim dęba, bijąc kopytami w niebo. Koń był bez jeźdźca, ale powiewał nad nim proporzec – srebrny smok na czarnym tle. Ostre kopyta zaczęły wolno opadać...

Przerażony, ukrył głowę w ramionach...

Draco przebudził się zlany zimnym potem, czując, że ogarnia go fala mdłości. Przetoczył się na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. To nie był pierwszy taki koszmar – odkąd opuścił Hogwart na rzecz szkoły magidów, nawiedzały go coraz częściej. Usiadł, a na jego twarz padło zimne światło księżyca. Gdyby tylko mógł z kimś porozmawiać, komuś powiedzieć...

Harry’emu? Nie. Nie Harry’emu. Matce? Właśnie miała wyjechać z Syriuszem na wakacje, a na pewno by się tym przejęła. Syriuszowi? Zastanawiał się nad tym przez chwilę. Syriusz zwykle miał mnóstwo dobrych rad na podorędziu i niełatwo było go zmartwić. Ale mógł przekazać to Narcyzie.

Była jeszcze Hermiona.

Draco wyprostował się i chwycił różdżkę, która spoczywała na jego szafce nocnej. Wyszeptał zaklęcie i na końcu różdżki wykwitło słabe światełko. Oczywiście mógł przywołać światło w inny sposób, ale niedoświadczonym magidom nie wolno było używać bezróżdżkowej magii - a przynajmniej tak mu powiedziano.

Sięgnął po przybory do pisania i namyślając się, umieścił pergamin na kolanach. W nagłówku napisał Hermiono i odjął pióro od kartki. A co, jeśli ona powie Harry’emu? Nie. Na pewno by tego nie zrobiła. Ale co miał napisać? „Hermiono, mam koszmary. Co noc nawiedza mnie ten sam sen i nie wiem dlaczego tak się dzieje”. Pomyśli, że oszalał, co zresztą nie było wykluczone. Jak powiedział mu ojciec, w jego rodzinie zdarzały się przypadki szaleństwa. Najlepszy dowód na to stanowił fakt, że Lucjusz był teraz pacjentem Centrum Leczenia Nerwowo i Psychicznie Chorych Kryminalistów przy Szpitalu św. Munga.

Draco przez długą chwilę wpatrywał się w pusty kawałek pergaminu, niezdolny znaleźć odpowiednich słów. W końcu zmiął papier w kulę i cisnął ją za okno. Do świtu leżał bezsennie, gapiąc się w sufit.

 

* * *

 

Droga Hermiono,

 

Dzięki, że odpisałaś tak szybko – to wspaniale, że list czekał już na mnie, gdy przyjechałem i przekaż pani Weasley, że bardzo cieszę się ze swetra, który mi przysłała, pomimo że panuje tu upał, i za krówki, chociaż wszystkie zjadł Draco, bez pytania zresztą. Wspominałem, że mieszkamy w jednym pokoju? Jesteśmy jednymi uczestniczącymi w programie chłopcami z Anglii, więc zakwaterowali nas razem. Mówiłem im, że wolałbym mieszkać z chłopakiem z Transylwanii, który nie mówi po angielsku i unika słońca, ale nic to nie dało.

 

Ta szkoła jest podobna pod pewnymi względami do Hogwartu – mieści się w zamku, a właściwie w twierdzy, która kiedyś należała do Godryka Gryffindora. Odnoszę wrażenie, że Godryk miał wielu wrogów, ale chyba nie za bardzo przejmował się czy ktoś wie, gdzie leży jego forteca. Wszędzie znajdują się stanowiska kanonierskie, twierdza otoczona jest głęboką fosą, a na murach stoi mnóstwo wielkich kotłów, z których prawdopodobnie wylewał na szturmujących wrogów wrzący olej.

 

Mieliśmy dopiero jedne zajęcia i jak dotąd nikt nie wspominał nic o nauce używania naszych mocy. Cały czas ględzą tylko o samokontroli: „kontroluj swoje emocje, żeby nie doprowadzić do gwałtownego wybuchu mocy, bo może się to skończyć zrównaniem z ziemią miasta”... Albo zniebieszczeniem śniegu... Tak czy inaczej, Draco już wie, jak kontrolować swoje emocje, więc nie mam pojęcia, dlaczego myśli, że osiągnie tu coś więcej. Przypuszczam, że po prostu nie chciał sam siedzieć w rezydencji przez całe lato. W dodatku jest teraz pełna węszących aurorów. Syriusz i Narcyza mówili, że może z nimi jechać na wakacje do Grecji, ale nie sądzę, żeby miał na to ochotę. Nie dziwię mu się zresztą, sam nie miałbym ochoty ciągle uważać, by nie zwracać uwagi na migdalącą się po całych greckich wyspach parkę. Chyba pogodziłem się już z faktem, że życie bez Dracona to mrzonka, szczególnie, że niedługo będziemy rodziną i już do śmierci będziemy spotykać się na różnych ślubach i pogrzebach. A mówiąc o ślubie, Narcyza i Syriusz wyznaczyli datę na piętnastego sierpnia, więc zacznij się już przygotowywać – zobaczymy się tam po niemal dwumiesięcznej rozłące. Nie mogę się tego doczekać. Cały czas za Tobą tęsknię.

 

Zgadnij kto tu uczy? Profesor Lupin! To chyba niezbyt zaskakujące, biorąc pod uwagę, że szkołą zarządza Dumbledore, a jest on jednym z niewielu dyrektorów, który zdecydowałby się zatrudnić Lupina. W każdym razie to wspaniale, że tu jest – z niecierpliwością czekam na jego lekcję. Jedyną osobą tutaj, którą jeszcze możesz znać, jest Fleur Delacour.

Najwyraźniej jej moc ujawniła się dość późno – miała wtedy osiemnaście lat. Teraz ma dziewiętnaście i to jej pierwszy rok tutaj. Chyba to całe magidztwo zdarza się częściej wśród osób, w których żyłach płynie krew wil, co wyjaśniałoby także przypadek Draco.

 

Mam nadzieję, że dobrze się bawisz w Norze, gdy twoi rodzice są na urlopie. Pozdrów ode mnie Weasleyów i zapytaj Rona, czy ta nowa miotła ode mnie dobrze się sprawuje, ponoć jest całkiem niezła. Czy Ginny wróciła już z Francji? Jeśli tak, to przekaż jej ode mnie pozdrowienia.

 

Odpisz szybko.

 

Całuję,

 

Harry.

 

 

Zwijając list od Harry’ego Hermiona uśmiechnęła się do siebie. Wsadziła pergamin do kieszeni, zamierzając przeczytać go później ponownie.

Siedząca przy stole naprzeciwko Ginny, przyglądała jej się z zainteresowaniem.

- I co? – zapytała. – Jakieś ciekawe wieści?

Świstoświnka, która od dostarczenia listu Harry’ego latała po kuchni pohukując jak oszalała, wskoczyła na spodeczek Ginny i rozlała kawę po całym idealnie wyszorowanym stole Weasleyów. – Świnko! Nie! Zbieraj ją! – rzuciła przez zęby w stronę brata.

Ron schwytał Świstoświnkę i przygarnął ją do siebie.

- Nie wolno wskakiwać do kawy, Świnko – powiedział szczerząc się do sówki. – Ginny tego nie lubi.

- Ty za to uwielbiasz kawę o smaku sowy – zripostowała Ginny krzywiąc się do niego. Potem zwróciła się do Hermiony, która siedziała z brodą opartą na splecionych dłoniach i marzycielsko gapiła się w przestrzeń. – Co pisze Harry? Wszystko u niego w porządku?

- Oczywiście. Pisze, że jest fajnie – odparła Hermiona. – I przesyła ci pozdrowienia.

Ginny zarumieniła się lekko. Nadal pozostał w niej ślad zauroczenia Harrym, aczkolwiek nie przeszkadzało jej to cieszyć się szczęściem Hermiony. Taka właśnie jest Ginny, pomyślała Hermiona. Jest tak miła, że trudno jej nie lubić. Jednak dziewczęta nie były bliskimi przyjaciółkami. Ginny zawsze była zbyt dziewczyńską dziewczyną – za bardzo zainteresowaną strojami i chłopcami. Hermiona nie bardzo wyobrażała sobie siebie w takiej roli. Rok spędzony w Beauxbatons wpłynął na siostrę Rona bardzo korzystnie jeśli chodzi o powierzchowność – dziewczyna wyładniała i stała się naprawdę atrakcyjna.

- Też go ode mnie pozdrów, jak będziesz mu odpisywała – powiedziała trochę zbyt niefrasobliwie i udała, że jest bardzo zajęta wycieraniem zabrudzonego przez Świstoświnkę stołu.

Ron przeglądał własny list od Harry’ego.

- Pisze, że uczy się tam Fleur – napomknął. – Chyba faktycznie Bill mówił coś takiego. Zupełnie o tym zapomniałem.

- Nadal są razem? – spytała Hermiona.

- Nie wiem – wzruszył ramionami Ron. – Czasami tak, czasami nie, trudno powiedzieć. Akurat teraz chyba nie bardzo.

Hermiona spochmurniała. Nie zachwycała jej wizja wolnej Fleur, kręcącej się gdzieś w pobliżu Harry’ego. Albo Draco. Chociaż Draco sam po części był wilą, więc prawdopodobnie łatwiej niż Harry’emu przyszłoby mu uwolnić się spod jej uroku. Poza tym - upomniała się w duchu - to nie jej sprawa co robi Draco. Ale naprawdę... zasługiwał na kogoś lepszego niż Fleur, była tego pewna.

Wzruszyła w myślach ramionami i sięgnęła po drugi zaadresowany do niej list. Obwiązany był czarną, aksamitną tasiemką, a jej imię wypisane było pochyłym, jakby znajomym charakterem pisma. W miarę czytania, coraz szerzej otwierała ze zdumienia usta.

- A to niespodzianka! – krzyknęła.

- Co się stało? – spytała Ginny.

- To od Wiktora Kruma – odparła Hermiona.

Teraz i Ron przyglądał jej się z zaciekawieniem.

- Przyjechał do Anglii – wyjaśniła Hermiona marszcząc brwi i odkładając list. – Chce się ze mną umówić na kawę, w Dziurawym Kotle. Będzie w Londynie przez kilka dni. Pisze, że ma mi do powiedzenia coś ważnego.

- Och, Harry’emu na pewno się to spodoba – stwierdził Ron z szerokim uśmiechem.

- Nie bądź głupi, Ron – skarciła go Hermiona. - Nie widziałam Wiktora od dwóch lat. A ostatnio słyszałam, że ma dziewczynę.

- Jesteś pewna, że nie chce się z tobą spotkać i znowu ci powiedzieć, że cię „kochać”? – droczył się Ron.

- Niemal całkowicie – odparła Hermiona nadal marszcząc czoło. – Właściwie to nie mam nic przeciwko, żeby się z nim zobaczyć... Ginny, mówiłaś, że chcesz się wybrać na zakupy do Londynu, prawda? Mogłybyśmy pojechać razem.

- Pewnie – zgodziła się Ginny.

- Ja też muszę skoczyć na Pokątną – dodał szybko Ron. – Po zestaw pielęgnacyjny do nowej miotły – wyjaśnił. – Możemy iść we trójkę.

- Świetnie – ucieszyła się Hermiona. – Tylko najpierw odpiszę.

Poszła na górę do pokoju gościnnego, w którym mieszkała. Weasleyowie nie wyprowadzili się z Nory po sukcesie, jaki odniósł sklep Freda i George’a, ale dobudowali kilka nowych pokoi. Teraz, z zewnątrz, dom jeszcze bardziej niż przedtem przypominał koślawy tort urodzinowy. Hermiona zajmowała jeden z nowych pokoi, który zresztą bardzo jej się podobał – był okrągły, z gotyckim oknem, w którego górną część wstawiono witraż przedstawiający łasicę śpiącą na oblanym słońcem kamieniu.

Usiadła przy biurku, przygotowała pergamin, napisała ”Drogi Harry”... i przerwała. Nie była zbyt dobra w pisaniu listów miłosnych, ale chciała w nagłówku napisać coś bardziej romantycznego, niż zwykłe „drogi”. Szczególnie, jeśli w pobliżu kręciła się Fleur. Nie zaszkodziłoby przypomnieć Harry’emu, że był teraz jej Harrym. Spróbowała ”Kochany Harry”, ale wyglądało to jakoś głupio. Następnie przymierzyła się do ”Mój kochany Harry” i ”Harry, moja miłości”, ale wyszło jeszcze gorzej, więc zmięła papier w kulę i cisnęła ją pod stopy. Wzięła nową kartkę i z namysłem nakreśliła u góry – ”Najdroższy Harry”...

Tak, to wyglądało nieźle. Szybko dokończyła pisanie listu, skrobnęła krótką wiadomość do Dracona, po czym wybiegła z pokoju, zderzając się na schodach z Ronem.

- Hej! Zwolnij!

- Ron, mogę pożyczyć Świnkę? – spytała szybko. – Wybacz, że przydepnęłam ci palce – zreflektowała się po chwili.

- Właśnie wysłałem ją z listem do Freda i Geroge’a. Ale możesz pożyczyć sowę mamy. Ej, Hermiona, co to?

- Co co?

- To – odparł Ron dotykając ręką jej szyi tuż przy kołnierzyku. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że wskazuje palcem na złoty łańcuszek. – Nie nosisz zwykle biżuterii.

- A, to – powiedziała i wyciągnęła spod bluzki wisiorek. – To Epicykliczne Zaklęcie Dracona – wyjaśniła nieco skrępowana. – Dał mi je po tym wszystkim.

Ron zrobił wielkie oczy.

- To trochę dziwnie, nie? – zauważył. – To znaczy wiesz, co by się stało, gdybyś to upuściła, albo gdzieś zostawiła, albo...

- Ron! – skrzywiła się i spojrzała na niego z wyrzutem. – Zupełnie jakbym stale robiła coś takiego. A poza tym, Dumbledore rzucił na wisiorek kilka zaklęć, tak, żeby nie można go było zgubić, zapomnieć albo zniszczyć. Nawet go nie ściągam i został zaklęty tak, że nikt poza Dumbledore’em i samym Draco nie może mi go odebrać.

- Myślę, że powinnaś była oddać go Dumbledore’owi – powiedział Ron zerkając podejrzliwie na klejnot. – Albo Draco powinien go sobie trzymać. Nie mógłby sam targać swoich śmiercionośnych zabawek?

- Chciałam go oddać Dumbledore’owi, ale powiedział, że decyzja należy do Dracona. – Wzruszyła ramionami. - A myślę, że Draco nie chciałby tego trzymać. Prawdopodobnie przypominałby mu o tych wszystkich okropieństwach, na przykład o ojcu.

Ron opuścił rękę i zaczął schodzić po schodach.

- Mówiłem ci ostatnio, jak bardzo się cieszę, że Malfoy nie jest twoim chłopakiem?

- Tylko jakieś sześć milionów razy – roześmiała się Hermiona podążając za nim. – Mam wrażenie, że ciebie to bardziej cieszy niż Harry’ego.

- Mam swoje powody – stwierdził Ron, ale zanim Hermiona mogła poprosić go o wyjaśnienie, wrzeszczał już na Ginny, żeby pospieszyła się z przynoszeniem proszku Fiuu, bo najwyższy czas ruszać już w drogę.

 

* * *

 

Brązowa płomykówka wleciała przez okno i pohukując wylądowała na stole obok Harry’ego, który właśnie siedział w Sali Jadalnej na lunchu. Do lewej łapki przywiązane miała dwa listy - oba zrolowane i zapakowane w eleganckie, małe tuby obwiązane wstążeczkami o różnych kolorach.

Harry spojrzał przez stół na Draco, który pogrążony był w rozmowie z Fleur Delacour.

- Malfoy, listy – powiedział głośno.

Draco podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko.

- Rzuć mi mój.

Harry odwiązał jeden i pchnął go w stronę Draco. Obaj wiedzieli od kogo są te listy, nie musieli sobie nawet tego mówić. Hermiona była wyjątkowo sprawiedliwa. Jeśli pisała, to zawsze do obu - jeden list do Harry’ego, jeden do Draco. Wiadomości dla Harry’ego przewiązane były czerwoną wstążką, dla Draco, srebrną. Harry czasem myślał, że mogłaby wysyłać mu dwa na każdy jeden do Draco, choćby po to, żeby go wyróżnić, ale takie rzeczy nie leżały w naturze Hermiony. Była bardzo skrupulatną osobą.

Harry obserwował jak Draco otwiera list, czyta go, a następnie wsadza do kieszeni – wszystko z niezmiennie beznamiętnym wyrazem twarzy. Oddałby sakwę galeonów, żeby się dowiedzieć co było w tym liście, ale prędzej by umarł, niż by się do tego przyznał. Koniec końców ufał Hermionie. Była jego dziewczyną. Kochała go. No nie?

Fleur spoglądała swoimi błękitnymi oczami to na Harry’ego, to na Draco. Harry przypuszczał, że dziewczyna niemal tak samo jak on była zainteresowana tym, o czym Hermiona pisała do Draco.

 

Fleur uczepiła się Ślizgona już pierwszego dnia, zaraz po przybyciu do szkoły. Wypatrzyła go, gdy stał obok Harry’ego i rzuciła się w ich stronę szczebiocząc:

- Witaj 'Arry! Zapoznasz mnie ze swoim przyjacielem?

Harry przedstawił ich sobie. Draco uścisnął dłoń Fleur, a dziewczyna rozpromieniła się spoglądając na niego i odrzuciła do tyłu swe błyszczące, srebrzyste włosy.

- Malfoy – powtórzyła. - Znam to nazwisko, jest francuskie. Czy twoja rodzina pochodzi z Francji?

Draco przytaknął, mówiąc, że prawdopodobnie tak.

- Jesteś po części wilą, nieprawdaż? – ciągnęła Fleur. – Ja też. Jestem pewna, że mamy wspólnych przodków. Moi bracia wyglądają dokładnie tak, jak ty. Kiedy ujrzałam cię w holu, od razu pomyślałam „Jaki śliczny chłopiec! Musi być ze mną spokrewniony!”

Powiedziała to bez krztyny skromności. Była równie zadufana w sobie, co Draco, który (o czym Harry był święcie przekonany) podzielał jej zdanie odnośnie ich pokrewieństwa.

- Chyba jej się podobasz – zauważył, gdy Fleur odeszła, ale Draco pokręcił głową.

- Tak w moich, jak i w jej żyłach płynie krew wili, więc jesteśmy odporni na swój urok – odparł. - Podobam się jej tylko dlatego, że wyglądam jak ona.

 

Bez względu na to czy są sobą zauroczeni czy nie, pomyślał Harry patrząc na nich, tworzą zgrany i efektowny klubik wzajemnej adoracji.

Ostatnio Draco rzadko chodził bez depczącej mu po piętach Fleur.

To zabawne, zaśmiał się Harry w duchu. W końcu on i Draco byli równolatkami, a jeszcze tak niedawno Fleur stwierdziła, że Harry jest za „młodi”, aby brać go na poważnie.

Sowa zahukała ponownie i dziobnęła go w palec. Harry dał ptakowi knuta, sięgnął po przewiązany czerwoną wstążką list i otworzył go niecierpliwie.

 

Najdroższy Harry,

 

Nie mogę zbyt wiele napisać, bo zaraz wybieram się do Londynu, ale niedługo wyślę ci przez Świnkę następny list. U Rona i Weasleyów wszystko w porządku. Państwo Weasley wyjechali na romantyczne wakacje nad morze, a Fred i Gerorge pilnują swojego sklepu w Hogsmeade, więc w domu jestem ja i Ron, i oczywiście Ginny, która wróciła już z Francji i przesyła ci pozdrowienia.

 

Zgadnij, kto do mnie napisał? Wiktor Krum! Byłam kompletnie zaskoczona. Wydawałoby się, że podróżując z reprezentacją Bułgarii jest zbyt zajęty, by pisać do kogokolwiek, ale właśnie przyjechał do Londynu. Skoczę na chwilę do Dziurawego Kotła, żeby się z nim zobaczyć. Powiem, że go pozdrawiasz. I pozdrów ode mnie profesora Lupina.

 

Nie mogę się doczekać naszego spotkania na ślubie Narcyzy i Syriusza. I bardzo się cieszę, że Syriusz odnalazł w końcu szczęście - nikt bardziej niż on na to nie zasługuje.

 

Całuję,

 

Hermiona.

 

 

Harry złożył list z uczuciem niepewności i zaniepokojenia. Kiedy podniósł wzrok dostrzegł, że Draco i Fleur bacznie go obserwują.

- Co się stało 'Arry? – spytała dziewczyna troskliwie. W jej wykonaniu zabrzmiało to nieco zabawnie. – Czy twoja dziewczyna rzuciła cię dla innego? Jest w ciąży?

List wypadł Harry’emu z rąk.

- Co? – wykrztusił. – To idiotyczne. Jakim sposobem Hermiona mogłaby być w ciąży?

Fleur i Draco uśmiechnęli się do niego szeroko.

- Może najwyższy czas na pogadankę o magobocianach, Potter? – zaśmiał się Draco.

Cholera, pomyślał Harry. Ale wpadka.

- Zamknij się, Malfoy – odparował. – Wiem już wszystko o seksie, dzięki.

Fleur chichotała zakrywając usta dłonią.

- To bardzo pocieszające – odezwał się głos ponad ramieniem Harry’ego.

Harry odwrócił się gwałtownie i ujrzał stojącego za nim profesora Lupina, który uśmiechał się z lekkim rozbawieniem.

- Witaj Harry – powiedział nauczyciel.

Harry uśmiechnął się do niego. Wygląda znacznie lepiej niż trzy lata temu, pomyślał mimochodem.

Faktycznie, Lupin zdawał się mieć mniej zmarszczek na twarzy, ale może to dlatego, że jego cera zbrązowiała od letniego słońca. Właściwie to wszyscy byli opaleni, włączając w to Draco, który zdaniem Harry’ego wymykał się wszelkim prawom natury. Jak to możliwe, żeby mieć tak jasne włosy i oczy, a pomimo to nie spiekać się na słońcu na raka? Ale z drugiej strony, to samo tyczyło się Fleur. Ona i Draco mieli teraz ciemną karnację i jaskrawo z nią kontrastujące śnieżnobiałe włosy. Harry także się opalił, dorabiając się przy okazji kilku piegów na nosie. Nigdy nie sądził, że będzie piegowaty i miał nadzieję, że nie wygląda to zbyt okropnie. Co prawda Hermiona też miała kilka delikatnych piegów na nosie (uważał zresztą, że są urocze), ale w przypadku chłopców mogło być inaczej.

- Profesorze Lupin – odezwał się w końcu porzucając myśli o Hermionie i jej nosku. – Miło pana widzieć. Usiądzie pan? Jadł pan już lunch?

- Owszem, jadłem – odparł Lupin. – Szukałem cię, Harry. I twojego współlokatora.

Harry zerknął na Draco, który ze zdumieniem uniósł brwi.

- Szukał mnie pan? Dlaczego?

- Dumbledore wspomniał mi o czymś, co was dotyczy – odrzekł Lupin nieco wymijająco. – Moglibyśmy pójść na moment do waszego pokoju? Jest coś, o co chciałbym was obu zapytać.

Chłopcy wymienili spojrzenia, wzruszyli ramionami i wstali.

- Oczywiście – zgodził się Harry. – Czemu nie?

- Na razie – rzucił Draco do Fleur, która sprawiała wrażenie nieco urażonej, że tak bezceremonialnie ją opuszczają.

Lupin szedł przodem, gdy przechodzili przez hol i pierwszy wszedł na schody prowadzące do dormitoriów chłopców.

- Czy Hermiona pisała ci, że zamierza zobaczyć się w Londynie z Krumem? – spytał Harry Ślizgona i ucieszył się widząc cień zaskoczenia na obliczu towarzysza.

- Wielki przerośnięty bułgarski dupek – prychnął Draco. – Po co się z nim spotyka?

- Nie jest taki fatalny – stwierdził Harry zdobywając się nieoczekiwanie na wielkoduszność w stosunku do Kruma. Łaskawy nastrój Harry’ego spowodowany był prawdopodobnie tym, że wiedział o Hermionie coś, o czym Draco nie miał pojęcia. – Profesorze! – zawołał Lupina przyspieszając kroku. – Nasz pokój jest tu.

Draco otworzył drzwi i cała trójka weszła do środka. Pokój był bardzo duży. Na tyle obszerny, by pomieścić sześciu, siedmiu chłopców, jednak Draco i Harry byli jego jedynymi lokatorami. W pomieszczeniu znajdowały się dwa, umieszczone na przeciwległych ścianach kominki, wielki wykusz okienny z szeroki kamiennym parapetem, na którym można było wygodnie usiąść oraz dwa otoczone pluszowymi storami, olbrzymie łoża. Na podłodze, w nogach łóżek, stały kufry chłopców.

Lupin usiadł na krześle, a Harry i Draco przycupnęli na swoich posłaniach. Harry stwierdził, że profesor wydaje się dziwnie niespokojny. Mężczyzna uśmiechnął się jednak, gdy spostrzegł, że Harry go obserwuje.

- Nie wiem, czy już ci to mówiłem, Harry - odezwał się – ale cieszę się, że cię znowu widzę.

- Cały tydzień czekałem na lekcję z panem – odparł Harry odwzajemniając uśmiech. – Na razie mieliśmy tylko zajęcia z profesorem Emble, a on w kółko mówi o tym samym.

- Są trzy słowa, które każdy magid musi sobie wziąć głęboko do serca – odezwał się Draco cytując profesora Emble. – Samokontrola, samokontrola i samokontrola. – Uśmiechnął się do Lupina. – Mówiłem mu, że to jedno słowo, tyle że powtórzone trzy razy, ale chyba się tym nie przejął.

- Samokontrola jest bardzo istotną sprawą – powiedział Lupin łagodnie.

- Ta, wiem – odparł Draco buntowniczo. - Ale w tym jestem już dobry, więc...

- A właśnie – przerwał jego narzekania profesor. – Draco, dyrektor Dumbledore napisał mi, że posiadasz miecz Salazara Slytherina. Prosił, żebym mu się przyjrzał.

Draco wzruszył ramionami.

- Nie ma sprawy. – Zachmurzył się. – Ale pana ręce...

- Miecz parzy dłonie ludzi, którzy nie są magidami – wyjaśnił Lupin spokojnie. – Jestem wilkołakiem, więc nie powinien mi nic zrobić.

- Ach, prawda, to całe wilkołactwo – rzekł Draco bez ogródek i ze szczerym zaciekawieniem. – To musi być paskudna sprawa.

- DRACO! – syknął Harry ostrzegawczo.

Ale Lupin niespodziewanie uśmiechnął się ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin