Oczy Sfinksa.doc

(934 KB) Pobierz
Oczy Sfinksa

 

 

                      Erich von Daniken

_____________________________________________________________________________

                          OCZY SFINKSA

                       Tajemnice piramid

_____________________________________________________________________________

Z niemieckiego przełożył Ryszard Turczyn

Tytuł oryginału: Die Augen der Sphinx. Neue Fragen an das alte Land am Nil

 

 

Cmentarze zwierzęce i puste grobowce

 

                                  O, Egipcie, Egipcie!

                                  Z twojej wiedzy pozostaną tylko bajki,

                                  które przyszłym pokoleniom

                                  wydawać się będą

                                  nie do wiary.

                                      Lucjusz Apulejusz (II w. prz. Chr.)

 

"Welcome to Egypt!" - wybujały młodzian z czarnym wąsikiem zastąpił mi drogę i wyciągnął w moją stronę dłoń. Nieco zaskoczony uścisnąłem ją myśląc sobie, że to pewnie najnowsza forma witania turystów. Zaczęły się zwykłe pytania, skąd to przyjechałem i co zamierzam oglądać w Egipcie. Uprzejmie acz z dużym trudem pozbyłem się natrętnego młodzieńca. Nie na długo. Ledwie wydostałem się z budynku kairskiego dworca lotniczego, drogę zastąpił mi kolejny: "Welcome to Egypt!". Walizki, ponowny uścisk dłoni - czy sobie życzę, czy nie.

W ciągu następnych dni to dokuczliwe traktowanie powtórzyło się nieskończoną ilość razy. "Welcome to Egypt!" rozbrzmiewało przed Muzeum Egipskim w Kairze, "Welcome to Egypt" wykrzykiwał radośnie sprzedawca papirusów, "Welcome to Egypt" pozdrawiał mnie mały pucybut na rogu ulicy. taksówkarz, portier w hotelu, sprzedawca pamiątek.

Ponieważ za każdym razem pytano mnie z jakiego przybywam kraju i mierziło mnie już odpowiadanie wciąż na to samo pytanie, więc u stóp piramidy schodkowej w Sakkara dwieście czterdziestemu ściskającemu moją dłoń odpowiedziałem z poważną miną: "Jestem z Marsa." Nie okazując najmniejszego zdziwienia moją odpowiedzią człowiek ten natychmiast ujął obie moje dłonie i na cały głos powtórzył: "Welcome to Egypt!"

Do tego już w Egipcie doszło, że nikogo nie dziwią nawet turyści z Marsa.

W ciągu pięćdziesięciu czterech lat życia wielokrotnie bywałem w kraju nad Nilem. Zmienił się obraz ulicy, środki komunakacji, zatrute spalinami powietrze, nowe okazałe gmachy hoteli - pozostała aura tajemniczości okrywająch ten kraj, napawająca głębokim szacunkiem fascynacja, jaką od tysięcy lat budzi Egipt:

W roku 1954 jako niespełna dziewiętnastoletni młodzian po raz pierwszy opuściłem się do leżących pod piaskiem pustyni korytarzy w Sakkara. Przede mną posuwali się: mój egipski przyjacieł ze studiów oraz dwóch strażników. Każdy z naszej czteroosabowej ekipy niósł palącą się świeczkę, poniewaź wówczas, przed trzydziestoma pięcioma laty nie było w zatęchłych lochach elektrycznego oświetlenia, tunele nie były jeszcze udostępniane zwiedzającym. Zupełnie jakby to było wczoraj, pamiętam moment, kiedy jeden ze strażników oświetlił płomykiem swojej świeczki masywny sarkofag wysokości człowieka. Chybotliwy blask płomyków ślizgał się po granitowym bloku.

- Co jest w środku? - spytałem zacinając się.

- Święte byki, młody człowieku, zmumifikowane byki!

Kilka kroków dalej kolejna szeroka nisza w pomieszezeniu i znowu sarkofag byka. Po przeciwnej stronie w zalatującym stęchlizną grobowcu to samo. Jak daleko sięgał blask świecy, wszędzie gigantyczne sarkofagi-monstra. Gruba warstwa pyłu tłumila nasze kroki niby miękki dywan. Nowe korytarze, nowe nisze, nowe sarkofagi. Czułem się nieswojo, drobny pył drażnił krtań, najmniejszy powiew nie odświeżał dusznego, zastałego powietrza. Wszystkie grobowce byków były otwarte, ciężkie granitowe przykrywy spoczywały lekko odsunięte na sarkofagach. Chciałem zobaczyć taką mumię byka, poprosiłem więc obydwu strażników i mojego przyjaciela, żeby mi pomogli. Po ich ramionach wspiąłem się w górę, ległem na brzuchu na górnej krawędzi sarkofagu i poświeciłem w dół. Wnętrze było czyściusieńkie... i puste! Próbowałem przy czterech dalszyeh sarkofagach, za każdym razem z tym samym wynikiem. Gdzie się podziały mumie byków? Czyżby ciężkie ciała zwierząt zostały wydobyte? Może boskie mumie znajdują się w muzeum? Albo może - zrodziło się we mnie niejasne podejrzenie - sarkofagi te nigdy nie zawierały mumii byków?

Teraz, trzydzieści cztery lata później, ponownie znalazłem się w podziemnych lochach. Zainstalowano w nich elektryczne oświetlenie, dwoma biegnącymi równolegle korytarzami przeprowadza się grupy turystów. W stłoczonych grupkach rozlegają się achy i ochy, widać zdumione twarze, słychać mentorski ton przewodnika, który wyjaśnia, że w każdym z tych monstrualnych sarkofagów spoczywała niegdyś mumia boskiego byka Apisa.

Nie zamierzam prostować słów przewodnika, choć dzisiaj już wiem na pewno: W potężnych granitowych sarkofagach nigdy nie znaleziono ani jednej mumii byka!

 

      Zaczęło się od Auguste Mariette'a

Paryż roku 1850. W Luwrze, w charakterze asystenta pracuje dwudziestoośmioletni Auguste Mariette. Drobny, ruchliwy człowieczek, który potrafił kląć jak dorożkarz, przyswoił sobie w ciągu ostatnich siedmiu lat obszerną wiedzę na temat Egiptu. Mówił płynnie po angielsku, francusku i arabsku, umiał odczytywać hieroglify i z nieprzytomnym zapałem pracował nad przekładami staroegipskich tekstów. Do uszu Francuzów doszły wieści, że ich najwięksi rywale na polu archeolagii, Brytyjczycy, skupują w Egipcie stare papirusy. "Le Grande Nation" nie mogła się temu przyglądać bezczynnie. Paryska Akademia Nauk postanawia wysłać do Egiptu Auguste Mariette'a. Zaopatrzony w sześć tysięcy franków miał sprzątnąć Anglikom sprzed nosa najlepsze papirusy.

Drugiego października 1850 roku Auguste Mariette przybył do Kairu. Zaraz pierwszego dnia odwiedził starszyznę koptyjską, ponieważ miał nadzieję dotrzeć do staroegipskich papirusów przez koptyjskie klasztory. Przechadzając się po kairskich sklepach ze starociami zwrócił uwagę na to, że w każdym sklepie właściciel oferuje na sprzedaż autentyczne sfnksy, przy czym wszystkie bez wyjątku pochodziły z Sakkara. Mariette zaczął intensywnie myśleć. Kiedy 17 października koptyjscy patriarchowie oświadezyli, że dla podjęcia decyzji, co do jego chęci nabycia starych papirusów potrzeba czasu, Mariette rozczarowany wspiął się na cytadelę i zatopiony w myślach usiadł na jednym ze stopni.

Przed nim rozciągał się Kair okryty wieczornym oparem. "Ze snującego się w dole morza mgły wystawało trzysta minaretów wyglądających zupełnie jak maszty zatopionej floty", napisał Mariette. "Po zachodniej stronie, skąpane w złocistym blasku chylącego się nad horyzontem słońca sterczały w niebo piramidy. Widok był porywający. Owładnął mną całkowicie i z niemal bolesną mocą poraził swoim urokiem [...] Spełniło się marzenie mojego życia. Oto tam, niemal na wyciągnięcie ręki, rozciągał się cały świat grobów, stel, inskrypcji, posągów. Czegóż mi jeszcze więcej trzeba? Następnego dnia wynająłem muły na bagaże, dwa osły dla siebie. Kupiłem namiot, kilka skrzyń najpotrzebniejszych rzeczy, jakie przydać się mogą w podróży przez pustynię i 20 października 1850 roku rozbiłem namiot u stóp Wielkiej Piramidy." [1]

Po siedmiu dniach niespokojny Mariette miał już dość zamieszania panującego pod piramidami. Ze swojią niewielką karawaną odjechał o pół dnia drogi na południe i rozbił obóz w Sakkara pomiędzy poniewierającymi się wszędzie naokoło resztkami murów i przewróconych kolumn. Obecny znak rozpoznawczy Sakkara, czyli schodkowa piramida faraona Dżosera (2630-2611 prz.Chr.) tkwiła jeszcze nie odnaleziona pod ziemią. Próżniactwo nie było specjalnością Auguste Mariette'a. Grzebał w różnvch miejscach całej okolicy i natrafił na wystającą z piasku głowę sfnksa. Natychmiast przypomniał sobie pochodzące również z Sakkara posążki sprzedawane w sklepach ze starociami. Kilka metrów dalej potknąl się o rozbitą kamienną tabiicę, na której udało mu się odcyfrować słowo "Apis". W tym momencie dwudziestoośmioletni przybysz z Paryża natężył uwagę. Również inni przybysze PRZED Auguste Mariette'em widzieli głowę sfinksa i tablicę. lecz żaden nie dostrzegł między nimi związku. Mariette natychmiast przypomniał sobie starożytnych pisarzy: Herodota, Diodora Sycylijskiego i Strabona, którzy donosili o tajemniczym kulcie Apisa w okresie Starego Państwa. W pierwszym rozdziale swojego dzieła 'Geografia' Strabon (ok. 68 prz. Chr. - 26 po Chr.) pisze:

"Blisko jest też Memtis, siedziba egipskich królów, ponieważ od

Delty dzieli je trzy schojny (16,648 km). Ze świątyń ma przede

wszystkim świątynię Apisa, który jest tożsamy z Ozyrysem. Tutaj, jak

już powiedziałem, uważany za boga byk Apis [...] trzymany jest

w świątynnej hali. Jest tam też świątynia boga Serapisa, która leży na

miejscu tak bardzo piaszczystym, że wydmy nanoszone przez wiatry

skrywają wiele sfinksów aż po głowę, inne zaś do połowy ciała." [2] A więc mowa była o przysypanych sfinksach, o Memfis, o byku Apisie i świątyni Serapisa. Mariette stał we właściwym miejscu! U Diodora Sycylijskiego, żyjącego w I w. prz.Chr. autora czterdziestotomowego dzieła historycznego Biblioteka czytał:

"Do tego, co zostało już powiedziane, należałoby jeszcze dodać, co się

tyczy świętego byka, którego zwą Apisem. Gdy tenże zakończy żywot

i zostanie z przepychem pogrzebany..." [3]

Z przepychem pogrzebany? Dotychczas nikt nie odnalazł w Egipcie grobów byka. Auguste Mariette zapomniał o zadaniu, jakie powierzyli mu jego francuscy koledzy, zapomniał o koptyjskiej starszyźnie, zapomniał o kopiach, jakie miał sporządzać z papirusów. Ogarnęła go gorączka łowów. Bez namysłu zaangażował trzydziestu robotników z łopatami i polecił im rozkopać niewielkie wydmy widoczne co parę metrów na pustyni. Odkopywał sfinksa za sfinksem, co sześć metrów nowy posąg, tak że wkrótce światło dzienne ujrzała cała aleja składająca się ze 134 sfnksów. Stary Strabon miał jednak rację!

W ruinach małej świątyni Mariette znalazł kilka kamiennych tablic pokrytych rysunkami i inskrypcjami. Przedstawiały faraona Nektanebo II (360 - 342 prz.Chr.), który poświęcił tę świątynię bogowi Apisowi. Teraz Mariette był już pewien: gdzieś tu w pobliżu muszą być "z przepychem pogrzebane" [Diodor] byki Apisy.

Następne tygodnie upłynęły na gorączkowych poszukiwaniach. Odkrycie goniło odkrycie. Mariette wykopywał z piasku posągi sokołów, bóstw i panter. W czymś w rodzaju kaplicy odsłonił rzeźbę Apisa z wapienia. Rzeźba wywołała zdumiewające reakcje u kobiet z pobliskich wiosek. W czasie południowej przerwy w pracach Mariette przyłapał piętnaście dziewcząt i kobiet, które jedna po drugiej wdrapywały się na byka. Będąc już na jego grzbiecie zaczynały wykonywać rytmiczne ruchy brzuchem i udami. Zdumionemu Mariette'owi wyjaśniano, że te ćwiczenia gimnastyczne mają być doskonałym środkiem leczącym bezpłodność.

Poszukując wejścia do grobowców byków Mariette wydobył setki figurek i amuletów. W Kairze krążyły pogłoski, jakoby nerwowy francuski archeolog przywłaszczył sobie złote statuetki. Na miejsce przybyli na wielbłądach żołnierze wysłani przez rząd egipski, herold odczytał rozkaz zabraniający Mariette'owi dalszych wykopalisk.

Mariette klął, przeklinał... i pertraktował. Jego zleceniodawcy w Paryżu, niezwykle uradowani wieściami o skarbach przesłali mu dalsze 30 tys. franków i zapewnili dyplomatyczną interwencję w sferach rządowych Egiptu. 30 czerwca 1851 roku Mariette dostał zezwolenie na kontynuowanie prac wykopaliskowych. Zniecierpliwiony sięgnął nawet po dynamit, po każdej detonacji nasłuchując z uchem przy ziemi.

 

      Gdzie się podziały mumie byków?

12 listopada 1851 roku pod nogami Mariette'a usunął się wielki głaz. Archeolog niby windą zjechał na nim powoli do podziemnego pomieszczenia. Kiedy opadł pył i podano pochodnie, Mariette ujrzał, że stoi przed niszą z ogromnym sarkofagiem. Badacz nie miał cienia wątpliwości. Dotarł do celu. Tam w środku musi leżeć boski byk Apis. Kiedy podszedł bliżej i oświetlił pochodnią całą niszę, zobaczył zepchniętą na ziemię gigantyczną przykrywę sarkofagu. Sarkofag był pusty.

W ciągu następnych tygodni Mariette systematycznie przeczesał niesamowite grobowce. Główne pomieszczenie mierzyło sobie około 300 m długości, było wysokie na 8 m i szerokie na 3 m. Po jego lewej i prawej stronie znajdowały się szerokie komory. Każda z nich zawierała idealnie przymurowany do cokołu granitowy sarkofag. Przebito się do drugiego pomieszczenia, równie wielkiego jak pierwsze. Dwanaście znajdującyeh się w nim sarkofagów miało takie same nadludzkie rozmiary co dwanaście sarkofagów z pierwszego pomieszczenia. Oto wymiary takiego sarkofagu: długość - 3,79 m, szerokaść - 2,30 m, wysokośś = 2,40 m (bez przykrywy), grubość ściany - 42 cm. Mariette szacował ciężar sarkofagu na jakieś siedemdziesiąt ton, przykrywy na dodatkowe dwadzieścia do dwudziestu pięciu ton. Potworny ciężar. Wszystkie przykrywy sarkofagów były albo odsunięte na bok, albo strącone na ziemię. Nigdzie ani śladu "z przepychem pogrzebanych" mumii byków.

Mariette uznał, że uprzedzili go rabusie grobów lub mnisi pobliskiego klasztoru św. Jeremiasza. Rozgoryczony i wściekły niestrudzenie kopał dalej. Przebito się do kolejnych pomieszczeń: Zawierały drewniane sarkofagi z okresu XIX dynastii (ok. 1307-1196 prz.Chr.). Kiedy drogę zagrodził badaczowi skalny blok, Mariette sięgnął po dynamit. Materiał wybuchowy wyrwał dziurę w ziemi i w świetle pochodni ukazał się poniżej potężny drewniany sarkafag: Eksplozja rozerwała pokrywę. Kiedy uprzątnięto belki i odłamki drewna, Mariette ujrzał przed sobą mumię mężczyzny:

"Jego twarz pokrywała złota maska, na szyi miał złoty łańcuch

z miniaturową kolumienką z zielonego skalenia i czerwonego jaspisu.

Na drugim łańcuchu widniały dwa jaspisowe amulety, wszystkie

opatrzone imieniem Chaemwese, syna Ramzesa II [...] Wokół było

rozsianych osiemnaście posągów o ludzkich twarzach i opatrzonych

inskrypcją 'Ozyrys-Apis, wielki bóg, pan wieczności'" [1] Dopiero w latach trzydziestych naszego stulecia dokonano starannego zbadania mumii, która, jak zakładał Mariette, była mumią księcia. Kiedy brytyjscy egiptolodzy Sir Robert Mond i dr Oliver Myers rozcięli bandaże, wypłynęła spod nich cuchnąca masa bitumiczna (asfaltowa) zawierająca drobniutkie odłamki kości.

Gdzie się podziały boskie byki? W ciągu lata 1852 roku Mariette odkrył w owym grobowcu dodatkowe sarkofagi Apisa. Najstarszy datowano na 1500 r. prz.Chr. Żaden z nich nie zawierał mumii byka! Wreszcie - działo się to 5 września 1852 roku - Mariette stanął przed dwoma nietkniętymi sarkofagami. W pyle pokrywającym ziemię zauważył odciski stóp, które przed trzema tysiącami lat pozostawili kaplani niosący do grobu boskie byki. Niszy pilnował pozłacany posąg baga Ozyrysa, na podłodze leżały złote płytki, które w ciągu tysiącleci oderwały się od sufitu. Na suficie Mariette dostrzegł rysunki przedstawiające Ramzesa II (ok. 1290-1224 prz.Chr.) oraz jego syna składających bogowi Ozyrysowi (tu przedstawionemu w dwoistej postaci) ofiarę z napoju. Z wielkim mozołem, używając łomów i lin, uniesiono pokrywę sarkofagu. Ale dopuśćmy do słowa samego Auguste Mariette'a:

"Dzięki temu miałem pewność, że muszę mieć przed sobą mumię

Apisa, toteż konsekwentnie podwoiłem ostrożność. [...] Przede wszys-

tkim chodziło mi o łeb byka, ale żadnego nie znalazłem. W sarkofagu

była masa bitumiczna, nader cuchnąca, która rozsypywała się przy

najlżejszym dotknięciu. W cuchnącej masie znajdowała się pewna

liczba bardzo drobnych kostek, widocznie roztrzaskanych już w epo-

ce, kiedy odbył się pochówek. Pośród chaotycznie porozrzucanych

kostek znałazłem piętnaście nie uporządkowanych i raczej przypad-

kowych figurek." [4]

To samo druzgocące stwierdzenie przyjdzie Mariette'owi powtórzyć po otwarciu drugiego sarkofagu:

"Nie ma żadnej czaszki byka, żadnych większych kości. Przeciwnie,

jeszcze większy chaos drobnych kostnych odłamków." [4]

Pomieszczenia pod Sakkara, w których nie znaleziono ani jednego świętego byka, choć każdemu turyście wmawia się coś wręcz przeciwnego i chociaż nawet w literaturze fachowej przeczytać można na ten temat przeważnie błędne informacje, noszą dziś nazwę Serapeum. Pochodzi ona od greckiej zbitki słów Osiri-Apis, czyli Serapis.

Auguste Mariette, bezradny poszukiwacz, mający za sobą niejeden spór z władzami egipskimi, po krótkim pobycie w Paryżu wrócił do Egiptu. Nie potrafił już wytrzymać w muzeum. W roku 1858 rząd egipski z polecenia Ferdinada Lessepsa, budowniczego Kanału Sueskiego, zlecił mu nadzór nad wszystkimi wykopaliskami prowadzonymi w Egipcie. Ruchliwy Francuz wykazał niewiarygodną pracowitość. Pod jego kierownictwem prowadzono wykopaliska jednocześnie w czterdziestu miejscach, okresami zatrudniał do 2700 robotników. Mariette był pierwszym egiptologiem, który kazał dokładnie katalogować wszystkie znaleziska. Założył słynne na cały świat Muzeum Egipskie i w roku 1879 otrzymał tytuł paszy. O jego osobie wspomina nawet libretto Aidy Giuseppe Verdiego, skomponowanej na otwarcie Kanału Sueskiego. Nie zdając sobie z tego sprawy tysiące turystów przechodzą codziennie obok grobu uczonego. Sarkofag Auguste Mariette'a stoi w ogrodzie przed wejściem do Muzeum Egipskiego w Kairze.

 

      Sarkofagi z fałszywymi mumiami

Dla konserwatywnego bractwa archeologów nie ulega wątpliwości, iż potężne sarkofagi Serapeum zawierały niegdyś mumie byków:

- A niby co innego miałyby zawierać? - żachnął się na mnie niedawno jeden z fachowców. - Może radioaktywne odpadki?

Raczej nie, szanowni panowie, lecz rozwiązanie zagadki mogłoby się pojawić z zupełnie niespodziewanej stsony: Aby osaczyć domniemanego sprawcę wedle zasa sztuki kryminalnej, muszę najpierw przedstawić kilka dodatkowych kuriozalnych faktów.

Obok boskiego Apisa Egipcjanie czcili jeszcze dwa inne, mniej znane byki o imionach Mnewis i guchis. W siedemnastej księdze swojej Geografii Strabon wspomina lakonicznie:

"Tu, na znacznym, sztucznie usypanym wzgórzu, leży miasto Helio-

polis ze swoją świątynią Słońca i czczonym w specjalnej komnacie

bykiem Mnewisem, który uznawany jest przez nich za boga, tak jak

Apis w Memfis." [2]

Mnewis był bykiem o czarnej, układającej się w przeciwną niż normalnie stronę sierści. Z listu pewnego kapłana świątyni w Heliopolis dowiadujemy się, że ów byk został rzeczywiście zmumifkowany. Kapłan potwierdzał mianowicie otrzymanie 20 łokci delikatnego lnu na obandażowanie Mnewisa. W Heliopolis, ośrodku kultu boga Re-Atum także znaleziono grobowce byka Mnewisa: wszystkie były zniszczone, obrabowane, splądrowane. Do dziś nie udało się zlokalizować żadnego zachowanego w całości grobowca tego byka.

Kult byka Buchisa uprawiano w środkowym Egipcie. niedaleko dzisiejszego Luksoru. Odkrycie katakumb Buchisa zawdzięczamy - jak to zresztą często bywa w archeołogii - zwykłemu przypadkowi. Brytyjski archeolog Sir Robert Mond zasłyszał, iż kilka kilometrów od osady Armant wykopano z piasków brązowy posąg byka. Wioska Armant okazała się być tożsama ze starożytnym miastem Hermontis, które starożytni Egipcjanie zwykli też nazywać "On Południowym" (w przeciwieństwie do "On Północnego", czyli fieliopolis). Sir Robert Mond powiedział sobie, że skoro istniał kult byka w On Północnym, to na pewno istniał też w On Południowym. Odnaleziony brązowy posąg utwierdził go w tym przekonaniu. Sir Mond zaczął szukać.

Podobnie jak Mariette w Serapeum, tak brytyjska wyprawa archeologiczna zlokalizowała pod ruinami całkowicie zniszczonej świątyni Hermontu podziemne grobowce zawierająee potężne sarkofagi zamurowane tak jak w Serapeum w niszach po lewej i prawej stronie od głównego wejścia. Ponieważ chodziło o święte byki Buchisy, cały zespół ochrzczono nazwą Bucheum [4]. W niewielkiej odległości od niego Sir Robert wytropił drugi podobny zespół nazwany Bacharia. Obydwa były doszczętnie zrujnowane. Nie dość, że i tutaj rabusie grobów uprzedzili archeologów, to jeszeze komory grobowe były częściowo zalane wodą, a mumie czy też to, co uznano za mumie, nadjedzone przez milionowe armie białych mrówek. Wokół poniewierały się całkowicie skorodowane figurki z brązu, żelazo rozpadało się w rdzawy pył. Oddajmy głos Sir Robertowi Mondowi:

"Przypuszczalnie najlepiej ze wszystkich zachowanym ciałem, był

obiekt Bacharia 32, który znaleźliśmy pod sam koniec poszukiwań.

Obchodziliśmy się z tą mumią nadzwyczaj ostrożnie i odrysowaliśmy

każdy szczegół [...] Pozycja [mumii, E.v.D.] nie przypominała od-

poczywającego osła, tylko raczej szakala lub psa [...] Żadna kość nie

była złamana." [4]

Wszystko to brzmi dziwnie i zagadkowo: Sarkofagi byków to jedyny konkret, jakiego można się trzymać: Odnaleziono je w podziemnych pomieszczeniach Serapeum pod Heliopolis, w Bucheum, w Bacharia i jeszcze w Abusir niedaleko Giza. Sarkofagi albo nie zawierają zupełnie nic, albo cuchnącą masę bitumiczną z odłamkami kości.

Co jeszcze bardziej zawikłane, zamiast spodziewanych byków znajduje się ludzką mumię ze złotą maską, przy czym - jak się okazuje później - bandaże nie kryją w sobie ludzkiego ciała, lecz znowu cuchnący asfalt. I wreszcie - doprawdy zabić się można! - domniemane mumie byków okazują się być szakalami lub psami.

Ale to jeszcze nie koniec nielogiczności: brytyjscy egiptolodzy Mond i Myers oddali do analizy kilka swoich znalezisk z Bucheum i Bacharu. Kawałek białego szkła zawierał 26,6% tlenku aluminium, o wiele za dużo jak na zwykłe szkło. Gliniane sztuczne oko miało znacznie więcej niż normalnie wapienia, zaś białko oka - co do którego przypuszczano, że jest fajansowe - okazało się być ani z egipskiego fajansu, ani ze szkła. (Fajans egipski robiony był z drobnego piasku kwarcowego i pokrywany szkliwem. Egipcjanie produkowali z tego tworzywa ozdoby, zwłaszcza rurkowate paciorki.)

Sarkofagi byków (pomijając przykrywę) wykonane są z jednego bloku granitu assuańskiego. Assuan leży w odległości niemal tysiąca kilometrów od Serapeum. Już samo wyciosanie, wygładzenie i transport jednego tylko sarkofagu, który wraz z przykrywą ważył, bagatela, dziewięćdziesiąt do stu ton byłoby wyczynem niemalże nadludzkim. Potężne monolity trzeba było wciągnąć do przygotowanego grobowca, przesunąć, przetoczyć i umieścić w niszy. Te skomplikowane przedsięwzięcia organizacyjno-techniczne świadczą o niezwykłej wadze, jaką musieli przykładać Egipcjanie do zawartości tych sarkofagów. No a potem - rzecz niepojęta - kapłani rąbią i szatkują zmumifikowane wcześniej byki zostawiając drobniutkie kosteczki, mieszają wszystko z lepką masą bitumiczną, dorzucają kilka figurek bóstw oraz amulety i cały ten cuchnący miszmasz umieszczają w specjalnie do tego celu wykonanym sarkofagu. Przykrywa na miejsce, gotowe.

Jeśliby tak to miało wyglądać, to Egipcjanie spokojnie mogliby sobie oszczędzić trudu robienia potężnych sarkofagów. Żeby przechować przez tysiąclecia odłamki kości, do tego jeszcze bez łba i rogów, niepotrzebne są kolosalne granitowe pojemniki. Zresztą i tak specjaliści są zgodni co do tego, że staroegipscy kapłani nigdy w życiu nie poważyliby się na pocięcie świętego byka. Byłaby to zbrodnia, świętokradztwo. Mówi Sir Robert Mond: "Pogrzebanie mumii w jakiejkolwiek innej formie niż tylko całego ciała było w starożytnym Egipcie nie do pomyślenia." [4]

A jednak mimo wszystko musiało się to zdarzyć wielokrotnie. Bo oto w podziemnych zespołach grobowych pod Abusir znaleziono dwie wspaniale zabalsamowane mumie byków. Lniane bandaże biegnące na krzyż przez całe ciało zwierzęcia i związane sznurami były nienaruszone. Wreszcie doskonale zachowane mumie byków - radowano się - ponieważ z bandaży wystawał nawet rogaty łeb. Francuscy specjaliści, monsieur Lortet oraz monsieur Gaillar, ostrożnie rozcięli liczące sobie tysiące lat sznury, warstwa po warstwie zdejmowali lniane bandaże. Ich zaskoczenie było nie do opisania. W środku znajdowały się chaotycznie pomieszane kości różnych zwierząt, częściowo należących nawet do różnych gatunków. Druga mumia - długości 2,5 m, szerokości 1 m - która z zewnątrz rzeczywiście wyglądała na prawdziwego byka, zawierała bezładną mieszaninę kości co najmniej siedmiu różnych zwierząt, między innymi cieląt i byków.

Wszystkie grobowce byków były zniszczone. Czyżby dzieło rabusiów, a może to mnisi roztrzaskali zawartość sarkofagów na drobne okruchy? Rabusiom grobów w każdej epoce chodzi tylko i wyłącznie o złoto i drogie kamienie, mumie byków nie są dla nich interesujące. W dodatku hipoteza o rabusiach w najmniejszym stopniu nie wyjaśnia skąd w pseudomumii byka mogły się znaleźć kości najrozmaitszych zwierząt. Jeśli o to chodzi to więcej już można by się spodziewać po zaślepionych misjonarską pasją mnichach, pod warunkiem, że przyjmiemy, iż znali tajne wejścia do wszystkich nekropoli byków. Wtedy powodowani świętym gniewem na pewno spychaliby po prostu ciężkie pokrywy i miażdżyli zawartość sarkofagów mniej więcej tak, jak ubija się winogrona. Ale i to wyjaśnienie nic nam nie daje. Ślady chrześcijańskiej żądzy niszczenia musiałyby być widoczne, bandaże byłyby poszarpane, figurki bóstw zgruchotane albo stopione. Przypuszczalnie pobożni bracia dla wypędzenia pogańskiego szatana wrzuciliby jeszcze do każdego sarkofagu chrześcijański krzyż albo poustawiali w podziemnych galeriach figury świętych. Nic takiego nie stwierdzono. Gdzie zatem podziały się mumie boskiego byka Apisa?

 

      Sprzeczne przekazy

Jeśli wierzyć greckiemu historykowi Herodotowi (485-425 prz.Chr.), który około roku 450 dokładnie przemierzył Egipt i rozmawiał z tamtejszymi kapłanami, to zupełnie niepotrzebnie poszukujemy mumii Apisa. Herodot podaje, że Egipcjanie swoje święte byki po prostu zjadali:

"Byki, jak uważają, poświęcone są Epafosowi. Dlatego też tak je

badają: jeżeli się choćby jeden czarny włos na zwierzęciu zobaczy,

uważa się je za nieczyste. Śledzi to ustanowiony w tym celu kapłan,

a bydlę musi przy tym prosto stać lub na grzbiecie leżeć; także język

mu ów kapłan wyciąga, aby zobaczyć, czy ten wolny jest od

określonych znaków, o których będę mówił na innym miejscu.

Ogląda też włosy na ogonie, czy w naturalny sposób wyrosły [...]

W ten zatem sposób bada się bydlę ofiarne. Ofiara zaś tak się u nich

odbywa. Prowadzą naznaczone zwierzę do ołtarza, gdzie mają je

ofiarować, i zapalają ogień. Następnie na ołtarzu wylewają wino nad

bydlęciem ofiarnym i po wezwaniu boga zarzynają je, a po zarznięciu

odcinają mu głowę. Potem ciało zwierzęcia odzierają ze skóry, a nad

jego głową wypowiadają liczne klątwy i unoszą ją; mianowicie ci,

którzy mają rynek i u których bawią helleńscy kupcy, niosą ją na

rynek i zaraz sprzedają, ci zaś, u których nie ma Hellenów, wrzucająją

do rzeki. [...] Sprawianie zaś zwierząt ofiarnych i palenie odbywa się

u nich różnie przy różnych ofiarach. [...] Skoro obedrą wołu ze skóry,

wyjmują wśród modłów cały jego żołądek, trzewia jednak i tłuszcz

pozostawiają w cielsku, a odcinają uda, końce lędźwi, łopatki i szyję.

Po dokonaniu tej czynności napełniają resztę tułowia wołu czystymi

chlebami, miodem, rodzynkami, figami, kadzidłem, mirrą i innymi

wonnościami, a tym go napełniwszy palą, obficie lejąc oliwę. Ofiarują

zaś po uprzednim poście, a podczas spalania ofar wszyscy biją się

w piersi, po czym zastawiają ucztę z resztek ofiar. Czyste byki i cielęta

ofiarują wszyscy Egipcjanie, krów jednak nie wolno im ofiarowywać,

gdyż poświęcone są Izydzie." [5]

Tyle Herodot. Jeśli pisał prawdę, to pytanie o nekropale byków nie miałoby żadnego sensu. Po cóż więc ta harówka przy granitowych sarkofagach, skoro kapłani spożywają mięso świętych byków w czasie biesiady? Tak się składa, że ten sam Herodot w innym miejscu opisuje procedurę balsamowania byka, w szasie której usuwa się ze zwierzęcia wnętrzności wtryskując mu do środka olej cedrowy: W ogóle jeśli idzie o święte byki, to starożytni pisarze podają sprzeczne wersje: O ile Herodot każe kapłanom zjadać byki, ta z kolei Diodor Sycylijski pisze o "grzebaniu z przepychem", zaś Pliniusz, Papinus Statius i Ammianus Marcellinus - wszyssy będący Rzymianami - zgodnie podają, że byki topiono w świętym źródle.

Topione, zjedzone, zabalsamowane, pokawałkowane - do wyboru do koloru.

W starożytnym przekazie, tak zwanym "papirus Apis", zawarty jest szczegółowy przepis, jak należy mumifikować świętego byka. Opisany jest każdy gest, podaje się, ilu kapłanów stoi w czasie balsamowania po której stronie, gdzie i jak układać z lewej i z prawej, od dołu i od góry, a także na krzyż lniane bandaże. Po obmyciu wodą i oliwą byka należy dla wysuszenia obłożyć natronem. Podczas całej ceremonii przed ciałem byka miał stać kapłan mruczący pod nosem formułki zaklęć i modlitwy i nadzorujący balsamująeych, aby nie dopuścili się żadnego niewłaściwego ruchu. Kiedy zwierzę owinięto już paroma tysiącami metrów bandaży, zagipsowywano czaszkę i wciskano między rogi złotą płytkę. Miała ona symbolizować pochodzenie byka od boga Słońca. Na koniec wkładano do oczodołów szklane oczy i tak spreparowaną mumię w uroczystej procesji niesiono do przygotowanego już grobu. Wszystko to jest opisane w najdrobniejszych szczegółach. Cóż się więc stało?

 

      Kto to był Omar Khayyam?

Jeden ze znajomych zaprosił mnie do egipskiej restauracji na nocną ucztę. Podano ryż, pieczyste, brunatną, gotowaną na parze fasolę zmieszaną z cebulą, a do tego narodową jarzynę muluchiję. Liście tej jarzyny są korzenne w smaku i soczyste, robi się z nich także ostre zupy i gęste jarzynowe eintopfy. Kiedy serwowano ciężkie owocowe wino, mój towarzysz opowiadał, że w okresie panowania straszliwego kalifa El Hakima, który rządził Kairem w latach 996-1021, każdego, kto został przyłapany na spożywaniu muluchiji natychmiast zabijano. Sadystyczny kalif nie tylko chciał zmienić zwyczaje swych rodaków, ale też po prostu rozkoszował się ich cierpieniem. Od czasów kalifa El Hakima żaden rząd egipski nie ma odwagi podjąć kroków w celu zmniejszenia spożycia muluchiji.

Mój rozmówca z wielkim apetytem napychał sobie usta zielonymi liśćmi. Moje spojrzenie powędrowało w stronę butelki wina. "Omar Khayyam", przeczytałem na nalepce. Kto to był Omar Khayyam?

- To chyba nazwisko właściciela winnicy albo rozlewni win - powiedział mój towarzysz.

Kelner, który przypadkowo usłyszał te słowa, natychmiast zaprzeczył:

- Omar Khayyam to dawny władca Egiptu!

Jak spod ziemi wyrósł przy naszym stoliku starszy kelner i niecierpliwym gestem odprawił kolegę:

- Omar Khayyam był słynnym generałem! - powiedział.

Z tym z kolei zupełnie nie mógł się zgodzić klient siedzący przy stoliku obok.

- Omar Khayyam? To przecież dawny wódz Beduinów! - prychnął.

Po coja w ogóle zapytałem! Cała restauracja nieomal z ekstazą oddała się zgadywaniu, kim był nieszczęsny Omar Khayyam. W krótkim czasie atmosfera zrobiła się jak na giełdzie.

- To admirał! - krzyknął ktoś.

- Założyciel Ogrodu Zoologicznego! - przekrzykiwał go inny.

- Co ty wygadujesz! - gestykulował starszy wiekiem handlarz o prawie bezzębnych dziąsłach. - Omar Khayyam był inżynierem od tamy assuańskiej...

Wiele dni później, w czasie rozmowy z szefem wykopalisk w Sakkara, doktorem Haleilem Ghaly, rzuciłem żartobliwie:

- Kto to był tak właściwie Omar Khayyam?

Władca archeologów swojego okręgu uśmiechnął się i sięgnął po leksykon:

- Omar Khayyam - przeczytał - perski poeta, matematyk, astrolog, żył w latach 1048-1122, zajmował się problemami filozofcznymi, autor kwiecistych pieśni miłosnych.

Grunt to zwrócić się do właściwego czlowieka.

 

      Znalezienie piramidy

I naprzeciwko takiego właśnie człowieka siedziałem. Dr Holeil Ghaly nie jest jakimś tam zwykłym egiptologiem, jest - jak głosi jego tytuł - "dyrektorem Rejonu Wykopalisk Sakkara". Uprzejmy, specjalista o przenikliwym umyśle, poliglota, który w dodatku przyznał, że czytał kilka moich ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin