!Kosmiczne miasta w epoce kamiennej.doc

(702 KB) Pobierz
Kosmiczne miasta w epoce kamiennej

 

 

 

Erich von Daniken

 

 

 

 

 

 

KOSMICZNE MIASTA W EPOCE KAMIENNEJ

 

 

 

 

 

Wstęp: Anioł Ziemia

 

 

ET, o ile był to naprawdę on, zjawił się bezszelestnie. Dziś powiedziałbym pewnie, że jak widmo, jak duch. A może była to nieuchwytna zjawa. Nie mogłem w to uwierzyć, serce waliło mi jak młotem, jakbym setkę przebiegł w piętnaście sekund. (Ha! Nie jestem już przecież młodzikiem!) Właściwie nie miał w sobie nic nieziemskiego, pomijając brak paznokci i owłosienia na rękach. Zmieszany patrzyłem mu w twarz, na której również nie było ani śladu zarostu. Był piękny. Tak uroczy, że mógł uchodzić za dziewczynę ale brakowało mu biustu. Jego zęby lśniły w uśmiechu jak diamenty! Jak go opisać? Czy ktoś stał twarzą w twarz z aniołem? A poza tym czy anioły są rodzaju żeńskiego, czy nijakiego? Odpowiedź padła, nim zdążyłem się zastanowić:

Gabriel był rodzaju męskiego uśmiechnął się bezczelnie.

Michał i pozostali posłańcy tak samo.

A niech tam! Anioł rodzaju męskiego. Ale teraz naprawdę zadałem sobie pytanie, czy to sen, czy jawa. Przywołałem na pomoc całą siłę woli i wyciągnąłem do niego rękę nad biurkiem.

Niech będzie pochwalony wydusiłem pośpiesznie, bo nie wpadłem na nic lepszego.

Skinął głową. Z jego rysów biły jednocześnie ufność i smutek, serdeczność i gorycz ale poza tym z tej anielskiej twarzy nie dawało się wyczytać nic więcej. W każdym razie nie był tu chyba duch, bo dłoń uścisnął mi dość energicznie ale nie był też człowiekiem.

Pewnie, że się bałem, ale moje visavis zneutralizowało mój strach swoją wewnętrzną siłą. W którąkolwiek stronę biegły moje myśli, ono już je znało. Nagle, w krótkiej chwili spokoju, wpadłem na idiotyczny pomysł, żeby się przedstawić.

  Erich von Daniken skinąłem głową.

  Ziemia odkłonił się uprzejmie.

  Co proszę?

Powtórzył spokojnie, jak gdyby mogło to okiełznać zamęt, panujący w moich szarych komórkach:

Ziemia! Planeta! Cząstka Wszechświata!

Nadal trzymał moją dłoń. Nagle poczułem, jak moja ręka zanurza się w głębiach oceanu. Grzbietem zgiętych palców dotknąłem delikatnie dna morskiego. Znajdowały się tam wzgórza, góry i jedwabiście miękkie równiny. To zadziwiające moja ręka robiła się coraz dłuższa. Leciutko, bez najmniejszego oporu, przebiłem się przez skorupę Ziemi. Na ułamek sekundy przyszedł mi na myśl obraz "Człowiek, który przechodził przez mury". W tym filmie Heine Ruhmann mógł przechodzić przez ściany metrowej grubości. Ot, tak sobie.

A ja wsuwałem rękę pod podmorskie łańcuchy gór. Ot, tak sobie. Delikatnie, prawie jak chirurg przykładający skalpel do skóry pacjenta, przebiłem palcem płaszcz Ziemi. Nagle przeszył mnie straszliwy ból, poczułem, że tysiąc igieł przebija mi ciało aż do kości.

Odruchowo chciałem cofnąć rękę, ale ona tkwiła jak w imadle. Anioł siedzący visavis uśmiechnął się, ścisnął moją dłoń, oblewaną właśnie przez strumień lawy rozpalonej do białości. Nie musiał wyjaśniać przyczyny bólu: była to podziemna eksplozja bomby jądrowej.

Potem ból ustąpił, moja ręka wydłużała się nadal teraz sięgała już chyba na dwa kilometry w głąb Ziemi. Czubkami palców czułem płynny metal. Zadziwiające, nie powinienem już mieć ani dłoni, ani ramienia: wrzący metal to przecież nie ciepła kaszka z mlekiem.

Potem niewidzialna siła poczęła wykręcać mi stawy. Ręka poruszała się jak warząchew we wrzącej zupie.

Mam zmienić swoje legowisko? zażartował łagodnie, a dla mnie stało się nagle jasne, co miał na myśli: przesunięcie, skok biegunów.

Na Boga! Nie! Bardzo proszę!

A potem poczułem opór. Dłoń trafiła jakby na gumę, na coś, czego nie mogłem przeniknąć. Byłem już chyba blisko jądra Ziemi. Panowało tam ciśnienie kilku milionów atmosfer ale ja tego nie czułem. Moja kończyna chwytna była już chyba tylko wspomnieniem mojej prawdziwej ręki ręką astralną, jak powiedzieliby niektórzy.

Bezradnie spojrzałem na anioła. Uśmiechnął się, wydawało się zresztą, że uśmiecha się stale.

Dlaczego nie mogę sięgnąć dalej? Czym jest wypełnione wnętrze Ziemi? Plazmą? Gazem w stanie stałym?

Idiotyczna sytuacja. Siedzę przy swoim biurku w swoich czterech ścianach, moja prawa ręka sięga skraju jądra Ziemi, naprzeciw mnie uśmiecha się jakaś zjawa, wyglądająca jak Pan Bóg junior. Na moich oczach jego głowa przeobraża się w kulę ziemską, ciało znika. Błękitna Planeta zaczyna wirować mi przed oczyma jak hologram. Zdumiony widzę, że nasz glob robi się przezroczysty. Na powierzchnię wypływa gigantyczna plątanina, sieć grubszych i cieńszych linii, krzyżujących się i przebiegających we wszystkich kierunkach. Na punktach przecięcia coś wiruje jakby widzialny gaz, unoszący się w atmosferę. Właśnie tam stoją potężne monolity.

Sieć jest trójwymiarowa. Z powierzchni jak gałęzie, konary i pień prastarego dębu grube powrozy korzenie przenikają przez płaszcz Ziemi. Po całym układzie przebiegają ładunki energetyczne. Rozgałęzienia korzeni tkwią głęboko rozchodzą się niczym cienkie struny delikatnych włókien nerwowych. Jądro Ziemi lśni jaskrawym, rozmigotanym światłem. To dziwne, ale wydaje mi się, że jest ono istotą świadomą. Jak w zwolnionym tempie, przyjmując postać energii, w jądrze krystalizują się myśli, delikatnymi odgałęzieniami biegną do pnia, wspinają się przez niezliczone przecięcia, przebijają powierzchnię Ziemi i błyskawicom podobne lecą w Kosmos. Gdzieś we Wszechświecie lśni odległa mgławica, potem zakrzywia się w zorzę polarną, zamienia się w lej, w spiralę, i już w formie wiązki elektronów pędzi ku Ziemi. Prosto w mroczną otchłań megalitycznego grobu.

Cóż za wspaniały i przemożny spektakl! Anioł Ziemia przyjąwszy ludzką postać znów siedzi uśmiechnięty naprzeciw, jakby nic się nie stało, i życzliwie trzyma mnie za rękę. Promienieje, jest najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widziałem. Zrozumiałem w końcu nawet wyraz jego twarzy, wyrażający jednocześnie pogodę i lęk, miłość, nieskończoną mądrość i gorycz. Oto jaśnieją przede mną miliardy lat, a jednocześnie beztroska młodość. W jedno stapiają się ból i radość.

W tej niepowtarzalnej chwili ujrzałem całą planetę jako istotę jedyną w swoim rodzaju, uwikłaną w niezwykle skomplikowany system wzajemnych uwarunkowań. Istotę przyjmującą energię i posłannictwa a następnie odpowiadającą na jedno i drugie. Czy komuś tak wrażliwemu można sprawiać ból? Anioł Ziemia posiadał świadomość w wymiarze niedostępnym dla ludzi, a świadomość ta wymieniała informacje nie tylko z istotami żyjącymi na Ziemi, lecz również z przedstawicielami nieznanych inteligencji z otchłani Wszechświata.

Nadeszło dla nas posłanie:

"Kochajcie mnie, Dzieci Ziemi!"

 

                I. Symfonia w kamieniu

 

                                        Różnica między Bogiem a historykami

                                        polega głównie na tym, że Bóg

                                        nie może zmieniać przeszłości.

 

                                                Samuel Butler (18351902)

 

 

Jest 21 grudnia 3153 r. prz. Chr. Miejsce: 53ř41' szerokości północnej, 6ř28' długości zachodniej. Godzina 9:43 rano. Rozpalona tarcza słoneczna powoli wspina się na skraj wzgórza jakby bała się opuścić swoje nocne leże. W dole, nad rzeczką, wiszą welony mgły.

Trochę wyżej, na sztucznie usypanej terasie, wznosi się kamienny krąg złożony z 97 potężnych monolitów. Odcinek od południowowschodniej strony kręgu do jego centrum zajmuje grób korytarzowy. Jak żołnierze stoją tam 43 wielkie kamienie szerokość między szeregami wynosi 1 m. U końca kamiennej parady, 18,9 m dalej, otwiera się przejście do budowli wzniesionej na planie krzyża i opatrzonej wielotonową kopułą. Z tyłu, w odległości 24 m od wąskiego wejścia, widać kultowe symbole wyryte na kamieniach spirale, trójkąty, zygzaki. W pomieszczeniu, w którym panują nieprzeniknione ciemności, czekają kapłani. Są pewni swego. Wkrótce się stanie.

Przed wejściem przykucnęło ze stu brodatych mężczyzn. Są umyci, włosy mają natarte tłuszczem, a za pas zatknęli iglaste gałązki. Czekają. Ich wzrok wędruje między wschodzącym słońcem a wejściem do grobu. Dziś będzie im wreszcie wolno przeżyć cud, na który w niewysłowionym trudzie harowali przez całe dziesięciolecia. Bóg słońca uczyni wielki zaszczyt ich zmarłemu królowi. Świetlna linia dotyka krawędzi wzgórza, szczyty monolitów zaczynają lśnić delikatną poświatą.

Godzina 9:58. Nad monolitami znajdującymi się przy wejściu do komór grobowych pojawia się jaskrawy punkt świetlny. Języki ognia zamieniają się w oślepiającą orgię światła, potem jeden promień z górnych płyt rzuca na ziemię ostro odcinającą się linię świetlną. Kapłani patrzą w ekstazie na zdumiewające widowisko. Wąż świetlny wydłuża się, pełznie wąskim przejściem w stronę kultowych znaków na tylnej ścianie. Potem pasmo światła przeistacza się w świetlny wachlarz zalewający całą budowlę złotym lśnieniem. Mniej więcej po siedemnastu minutach wachlarz zaczyna się zwężać. Jakby na pożegnanie świetlne palce muskają ciemność w końcu promieniste czułki wycofują się z komory grobowej.

 

        Rzeczywistość dnia wczorajszego i pojutrza

 

Opisany przeze mnie świetlny cud zdarzył się naprawdę 21 grudnia 3153 roku przed Chr. I od tego dnia powtarza się co roku w przesilenie zimowe od 5143 lat. Owiany mgłą tajemnicy grób korytarzowy to NewGrange. Znajduje się 51 km na północny zachód od Dublina i około 15 km na zachód od miasteczka Drogheda. Właśnie tam, w County of Meath, w zakolu rzeki Boyne, w tej okolicy pełnej zieleni, pierwotni mieszkańcy Irlandii zbudowali wiele grobów korytarzowych i megalitycznych kręgów kamiennych. Wszystkie budowle są zorientowane astronomicznie.

NewGrange to wspaniały pomnik przeszłości, techniczny cud z epoki kamiennej. Nie jest to jeden z tych grobowców, w których chowano powszechnie szanowane osobistości, nie jest to też zwykły grób, obłożony kamieniami, żeby zwierzęta nie mogły dotrzeć do zwłok. NewGrange to arcydzieło geodezji, astronomiczne pouczenie, a zarazem fenomen ówczesnych metod transportu. Powstały w czasach, kiedy wedle archeologów nie było starożytnego Egiptu, kiedy nie wzniesiono jeszcze ani jednej piramidy, kiedy nie istniały ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin