Reita x Uruha EXCLUSIVE CUSTOMER.txt

(34 KB) Pobierz
 Exclusive customer part I - Reita x Uruha

Tytuł:            Exclusive customer
Pairing:          Reita x Uruha
Ostrzeżenia:   alkohol, wulgarne słownictwo, prostytucja,
Beta:             Yuka




***




-Jeste pewien?


Chwila zamylenia. Czy był pewien, że nie wyjdzie do przyjaciela zarwać nocki przy piwie i grze na play station? Banał.


-Tak, jestem. Może innym razem się spotkamy. Nie miej mi za złe, ok?


-Spoko, to innym razem. Czeć  rzucił zrezygnowany Reita, czekajšc na odpowied z drugiej strony.
Szatyn nie raczył go jednak ani jednym słowem. Czym prędzej rozłšczył się, by czasem nagle nie zmienić zdania. W końcu jak bardzo miał ochotę to zrobić? Bardzo. Już od dawna było mu tęskno do tych weekendowych wieczorów, kiedy to wpadał do Akiry, by powygłupiać się z nim, pograć i powspominać stare, dobre czsy przy butelce sake lub piwa. A już na pewno wolał to jak sposób w jaki spędzał koniec tygodnia już od ładnego roku. Pieprzone długi... Nie chciał nawet wspominać o nich przy swoich znajomych, był typem człowieka, który wolał podjšć się wszystkiego sam - nie lubił obarczać innych swoimi problemami. A że obrał w tym wypadku niewłaciwy kierunek to również było w jego interesie i nikt nie musiał o tym wiedzieć.


Odłożył telefon na blat starej, drewnianej komody i zaczšł sprawnymi ruchami rozpinać swojš koszulę, następnie zamek od spodni. Już całkiem nagi z kolei wszedł do łazienki, następnie do kabiny prysznicowej. Wiedział, że jeli nie pójdzie mu najlepiej to stanie tu tej nocy ponownie mniej lub bardziej zmarnowany, starajšc zmyć z siebie wydarzenia z okropnego wieczoru. Miał wielkš nadzieję, że tak będzie. Chciał przespać się dzi w swoim łóżku, by wstajšc móc powędrować do lodówki i pogršżyć się w nałogu, pijšc butelkę za butelkš piwa, które w niej było.  I od tak zapomnieć. Bynajmniej jak zawsze  starać się.


Po szybkim prysznicu wytarł się i wysuszył jasnobršzowe włosy, następnie układajšc je w miarę starannie. I tak jego fryzura prędko zostanie zniszczona, więc po co miał się męczyć? Gdy skończył, przeszukał dno swej szafy, wynajdujšc odpowiednie ciuchy. Z niechęciš spojrzał na białe, skórzane kozaki, krótkie, lateksowe spodenki i ciemny, przylegajšcy T-shirt. Jednak, gdy już włożył to wszystko przejrzał się w lustrze dumny z tego, jak się w tym prezentuje. Przykre, że nie na długo miał tak wyglšdać. Ostatecznie jeszcze przejechał kilka razy kredkš, uwydatniajšc swoje kocie oczy, dodał trochę cieni, przepudrował policzki, a usta pomalował błyszczykiem. Nie wiedzšc do końca, czy może być zadowolony ze swojego wyglšdu, czy też nie, stanšł ostatni raz przed zwierciadłem, wrzucajšc na siebie ciepłš kurtkę z futrzanym kapturem, złapał za czarnš torebkę i zamykajšc za sobš drzwi opucił mieszkanie.


-Dokšd?  zapytał lekko zdezorientowany kierowca, mierzšc mężczyznę z dołu do góry. Nie dało się ukryć, że w jego oblenym wzroku skryła się nutka podniecenia.


-Za miasto  oznajmił szatyn siadajšc na tylnim siedzeniu, zakładajšc nogę na nogę i podajšc banknton siedzšcemu z przodu facetowi. Spojrzał po raz ostatni w lusterku, tym swoim nienasyconym wzrokiem, po czym bez słowa ruszył.


Bršzowowłosy przez całš drogę zamylony spoglšdał w mijane budynki odmierzajšc jedynie minuty do chwili gdy opuci pojazd. Szczerze nienawidził tego momentu.


-Proszę się zatrzymać  oznajmił widzšc, że minęli już wiatła przedmiejskich domostw. Taksówkarz okazał się w miarę rozumnš i logicznš istotš, bo nie zadał nawet pytania dlaczego? skoro sš na pustkowiu otoczonym jedynie lasami. Już poznał osobę, która zwinnym ruchem wydostawała się włanie z tylnego siedzenia  dobranoc  rzucił gorzkim głosem szatyn i zatrzasnšł drzwi, stajšc tuż przy szosie.  Samochód odjechał, a on został sam, marznšc przez zimny pónojesienny wiatr, w wietle srebrnej tarczy księżyca i towarzyszšcych mu gwiazd.


Nie dostrzegajšc żadnych wiateł aut, poza tym, które włanie odjechało, odsunšł się nieco bliżej wejcia do lasu i sięgnšł do swej torebki, wycišgajšc butelkę przeroczystego trunku. Już z mniej kobiecš gracjš odkręcił szklane naczynie i duszkiem wypił pół jego zawartoci. Momentalnie poczuł jak temperatura wokół zaczyna się zwiększać dzięki właciwociom napoju, który spożył  trochę, żeby być łatwiejszym. No proszę, jak ładnie siebie okrelał. W mylach plujšc sobie w twarz, wyrzucił gdzie za siebie butelkę i zapalił papierosa, czujšc lekki dreszcz, gdy na horyzoncie pojawiły się wiatła jakiego samochodu. Stanšł mimo wszystko bliżej drogi, zatrzymujšc się w połowie kroku robionego w przód i wystawiajšc rękę z uniesionym w górę kciukiem. Gdy zbliżajšce się auto zaczęło zwalniać, upucił papierosa przydeptujšc go. Niemal niedostrzegalnie chwiejnym, lecz pewnym siebie krokiem podszedł do białego BMW, którego kierowca od razu opucił szybę. Szatyn opierajšc się o drzwi auta zajrzał do rodka widzšc ukrytš w cieniu postać, o ile się nie mylił to w kapturze. Wiedzšc z dowiadczenia, poniekšd cieszył się w duchu, że raczej wróci do swojego łóżka tej nocy. Tego typu gocie nie zapraszajš na kawę do siebie.


Nie zwlekajšc wzišł głębszy oddech i zaczšł:


-Podwieziesz mnie?  zapytał swym tonem, któremu nie oparłby się żaden niezaspokojony facet.


-Wsiadaj  posiadacz lekko zachrypniętego, niskiego głosu kiwnšł głowš w stronę siedzenia pasażera, jedynie na chwilę zawieszajšc wzrok na mężczynie.  Szatyn od razu obszedł wóz i usiadł obok nieznajomego. Już po chwili jechali z niemałš prędkociš w stronę miasta, a pasażerowi zaczynał lekko dokuczać nadmiar spożytego alkoholu.


Mijali kolejne metry, kilometry, Uruha nie wiedział z jakš prędkociš. Próbował spojrzeć  na liczniki, jednak zmysły płatały mu figle, raz wskazujšc 110 km/h, a raz 210. Podniósł więc wzrok na kierowcę, zauważajšc jak ten mu się przyglšda dłuższš chwilę, tak jakby... wyczekujšco? Tak włanie odebrał to szatyn. Przez półmrok nie był nawet w stanie stwierdzić, jak dokładnie wyglšda, ale stawiał, że był w miarę młody. A co do jego wzroku był pewien, więc kiedy tylko zakapturzony mężczyzna powrócił ze swym spojrzeniem na drogę, Uruha położył swojš zmarzniętš dłoń na jego udzie, powoli wjeżdżajšc niš ku górze aż wyszukujšc miejsce gdzie pod materiałem jeansów znajdowało się miękkie przyrodzenie. Jeszcze.


-C-co ty?  zdezorientowany mężczyzna zapytał podniesionym głosem, gdy poczuł jak długie, smukłe palce zaczynajš ugniatać materiał jego spodni wraz z powoli sztywniejšcym penisem. Nie zrażony szatyn umiechnšł się do siebie i spoglšdajšc w ciemne oczy swoim ponętnym wzrokiem, zaczšł jeszcze mocniej zajmować się męskociš. Z czasem pytania i krzyki kierowcy zamieniły się w jedynie głone postękiwania i westchnięcia. W tym czasie szatyn sprawił już mężczynie dumnie stojšcš erekcję, więc postanowił przejć do rzeczy, rozpinajšc zamek napiętych spodni. Odpišł swój wczeniej zapięty pas by ułatwić sobie ruchy, po czym nachylił się, bioršc do ust sterczšcš męskoć.


-Cholera..!  krzyknšł podnieconym głosem mężczyzna, gwałtownie zwalniajšc i zjeżdżajšc z drogi. Teraz Uruha był już pewien, że wróci do swojego domu, a zajmie się swoim klientem tutaj, na tylnym siedzeniu jego wozu. Gdy usłyszał dwięk gasnšcego silnika zassał się mocniej, czujšc jak pierwsze słone kropelki wydostajš się na jego język.


-Przestań!  po raz kolejny usłyszał krzyk mężczyzny. Mimo swoich protestów położył jednak bezwładnie dłonie na jego czuprynie, która unosiła się w górę i w dół. W jaki dziwny sposób głos ten wydał mu się jakby znajomy, ale postawił, że to zasługi za szybko spożytej, sporej iloci alkoholu. W końcu już od samego wejcia do auta kręciło mu się w głowie  Kouyou przestań!  nagle zamarł w bezruchu.
Po nietrzewej głowie szatyna zaczęło plštać się pytanie skšd go znał?, jednak po chwili i odpowied mu się nasunęła. Przecież i on go znał. Natychmiast odsunšł się, sprawiajšc, że do zawrotów głowy doszła mu jeszcze chęć zwymiotowania.


Podniósł zawstydzony głowę, wiedzšc już czyjš twarz napotka. Prosił w głębi duszy żeby to wszystko okazało się niefortunnym snem lub chociaż pomyłkš, jednak mimo iż w lekkim stanie upojenia, był wiadom, że nie ma na co liczyć. Tak jak przypuszczał  dwie bršzowe tęczówki w szeroko otwartych ze zdziwienia oczach, lekko rozchylone usta, zaróżowiony policzek i blond grzywka zasłaniajšca lewš stronę jego twarzy. Wszystko to przyozdobione niewymówionym obrzydzeniem, wiedział to, był tego pewien. Uruha miał ochotę zapać się pod ziemię, widzšc to wszystko na twarzy swojego najlepszego przyjaciela. Co on mógł sobie teraz o nim pomyleć?


-A-Akira...  wyszeptał roztrzęsionym głosem nadal nie mogšc uwierzyć  ja...  poczuł w gardle ciężkš gulę nie do przełknięcia, a jego mdłoci wzrosły na sile. Na dodatek miał dziwne wrażenie, że do oczu zaczynajš mu napływać łzy. Nie patrzał już w oczy Reity, ze spuszczonym wzrokiem wydukał zaledwie szybkie przepraszam i już wychodził z samochodu próbujšc biec, co wychodziło mu doć niezdarnie nie tyle co przez obcasy, a raczej to jak się czuł.


-Kouyou!  słyszał za sobš nawoływanie, lecz nie czekał.  Nie chciał.


Ukazał się jednej z najważniejszych osób od najgorszej strony. Jako dziwka, którš z resztš był. Nie czuł jak pęka jego męska duma, pozbył się jej już za pierwszym razem, gdy oddał się jakiemu oblenemu starcowi. Teraz, gdy nie miał już praktycznie nic, okazało się  jednak, że może jeszcze co stracić. I to co tak cennego jak przyjań Akiry.


~Jak ja mu teraz spojrzę w oczy?!  dajšc upust emocjom płakał rzewnie, dalej biegnšc przed siebie. Jakim cudem zebrał się na ostatnie trzewe myli, w tak nietrzewym stanie z zawrotami głowy i chęciš zwymiotowania. Nie zdšżył się obejrzeć, a bezwładnie upadł na zroszonš kroplami wieczornej rosy trawę. Stracił przyt...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin