Mgla1.txt

(48 KB) Pobierz
1






























        
        Adam Barczy�ski
        
        Planeta mgie�
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        "Lepiej ju� by� nie mo�e". Mo�e to i g�upie, ale taka w�a�nie by�a jego pierwsza my�l. To 
        znaczy pierwsza jak� zanotowa� w pami�ci. B�g jeden raczy wiedzie� co mu mog�o 
        wcze�niej kr��y� pod �ysin�. Niewiele te� pami�ta� z nast�pnych kilku minut - najpierw si� 
        dusi�, potem by� og�lnie odr�twia�y i praktycznie nie m�g� si� w �aden spos�b poruszy�, a 
        na koniec dos�ownie czu� jak krew zaczyna si� rozlewa� po ca�ym ciele. Ka�da arteria, 
        ka�da �y�a, �y�ka i �y�eczka zaczyna�a si� wype�nia� �yciodajnym ciep�em, a on to 
        wszystko czu�. "Budda, to przy mnie ma�y misio". W to chyba jeszcze trudniej uwierzy�, 
        ale to by�a jego druga my�l. Zawsze by� przekonany, �e w tych momentach ludzie 
        prze�ywaj� co� wielkiego, niemal mistycznego, a tu co? Ju� chyba zabawniejsze by�y 
        badania, jakie robiono mu przed lotem � te wszystkie monitory, wykresy, zegary, drgaj�ce 
        wskaz�wki i pikaj�ce cosiki.
        Taaak, teraz nawet ch�tnie by do tego wr�ci�, ale nie, oczywi�cie musieli go zapakowa� 
        do pierwszej lepszej rakiety i wys�a� gdzie� w Kosmos. To znaczy w jakie� konkretne 
        miejsce. Chyba. To znaczy tak by�o napisane na tym folderze... Aj, chyba powinien by� 
        dok�adniej przeczyta� t� cz�� napisan� ma�ym drukiem na kontrakcie.
        Krew ju� niemal�e dotar�a do jego st�p, ale p�ki co nie mia� ochoty otwiera� oczu. W 
        ko�cu czy mu tu �le? Jest cieplutko, mi�ciutko, pokarmy s� podawane do�ylnie, a 
        wszystko na co je przerabia znika bez �ladu. Gdyby ten hibernator mia� tak jeszcze 
        telewizor wbudowany w pokryw�, to na pewno zrobi�by furor� na Ziemi. No, ale nie mia� i 
        zapewne dlatego wykorzystywano je na statkach kosmicznych. Tak swoj� drog�, to dosy� 
        dziwne urz�dzenia te hibernatory. Ot, taka szara, wielka skrzynia stoj�ca w k�cie zaraz za 
        szczotkami i popsut� lod�wk�, a ile mo�e da� cz�owiekowi szcz�cia. Gdyby nie jego 
        obecno�� na statku pewnie do tej pory mia�by ponad sto lat, d�ug� siw� brod� i m�zg o 
        konsystencji galarety.
        Tak czy inaczej by� ju� obudzony, �wiadomy i niemal w pe�ni na chodzie. Jeszcze dwa 
        albo trzy dni rozruchu, odrobina gimnastyki i powinien by� w formie por�wnywalnej z t�, 
        jak� mia� w chwili wylotu z Ziemi. Co prawda nie nale�a�a ona do najwy�szych, a wr�cz do 
        przeci�tnych, i to z tych dolnych p�ek, ale w ko�cu nie by� tutaj od pracy fizycznej. No, w 
        zasadzie od umys�owej te� nie... To by� w�a�nie ten punkt szkolenia, kt�rego nie by� w 
        stanie zrozumie� - po co w og�le pakowa� do statku cz�owieka i robi� r�ne cuda, �eby 
        utrzyma� go przez d�ugie lata przy �yciu skoro i tak ca�ym statkiem zarz�dza w pe�ni 
        samodzielny komputer? Ale wida� by�o to zadanie dla o wiele �wiatlejszych umys��w od 
        jego, bo za ka�de takie pytanie w trakcie kursu mo�na by�o dosta� dwie�cie pompek albo 
        30-kilometrowy bieg w pe�nym rynsztunku. Ale poza tym szkolenie przebieg�o ca�kiem 
        mi�o. To znaczy wprowadzenie instruktorek w stroju topless by� mo�e podnios�oby rang� 
        niekt�rych zaj��, a na pewno frekwencj� na nich, ale og�lnie nie m�g� narzeka�. W ko�cu 
        naby� wiedz� wystarczaj�c� do tego, �eby zbytnio nie przeszkadza� komputerowi w pracy 
        i w jaki spos�b radzi� sobie ze skutkami pora�enia pr�dem - na potrzeby tego lotu by�o to 
        a� za du�o.
        Czas jaki strawi� na zupe�nie bezcelowe rozwa�ania na temat znaczenia bikini w �yciu 
        przeci�tnego cz�owieka hibernator po�wi�ci� na sprawdzenie czy jego organizm prze�y� 
        hibernacj� oraz czy wszystkie cz�ci cia�a znajduj� si� mniej wi�cej tam, gdzie by�y w 
        momencie zamykania pokrywy. Trwa�o to kilka minut, gdy� postanowi� podzieli� si� 
        jeszcze z komputerem swoimi spostrze�eniami na temat znikomej trwa�o�ci ludzkich 
        organizm�w, ale wreszcie odezwa� si� brz�czyk zadziwiaj�co zbli�ony do stosowanego 
        niegdy� w kuchenkach mikrofalowych i wieko jego sarkofagu otworzy�o si�.
        Szczerze m�wi�c Ron czu� si� dosy� nieswojo. Nawet nie o to chodzi, �e w�a�nie 
        od��czono mu rurki od newralgicznych punkt�w cia�a. Po prostu czu� si� nieswojo patrz�c 
        na t� ca�� aparatur�, kt�rej nie rozumia�, nie chcia� rozumie� i prawdopodobnie nie by�by 
        w stanie zrozumie�. Najgorsza jednak�e by�a �wiadomo��, �e to wszystko r�wnie dobrze 
        mog�o si� oby� bez niego, a on nie m�g� si� oby� bez wyposa�enia statku.
        Rozprostowa� r�ce i wzrokiem odszuka� sw�j niezb�dnik le��cy na szafce obok 
        hibernatora. By�a to niedu�a, szara skrzynka z ��tym napisem "Niezb�dnik" na wieczku. 
        W�a�nie to, �e by� niedu�y potwierdzi�o przypuszczenia Rona, �e te wszystkie opowie�ci 
        podczas kursu jakoby zawiera� on absolutnie wszystko, co jest niezb�dne do prze�ycia 
        nawet na zupe�nie wyludnionej planecie by�y mocno przesadzone. Ciekawo�� nie 
        pozwoli�a mu powstrzyma� si� przed zajrzeniem do �rodka. Delikatnie uni�s� wieczko i 
        zajrza� do wn�trza. Trudno jest opisa� jego zdziwienie, zaskoczenie i wzburzenie, jakie 
        teraz przeplata�y si� teraz na twarzy Rona.
        - Komputer! - wrzasn�� na ca�e gard�o. - Komputer!
        - Co jest? - odezwa� si� mechaniczny, a mimo to wyra�nie znudzony g�os.
        - To ja chc� wiedzie� co jest! Gdzie jest m�j niezb�dnik?
        - Ja go nie bra�em! - pad�a szybka odpowied�.
        - Przecie� powinien czeka� na mnie obok hibernatora!
        - W takim razie pewnie na pocz�tek powiniene� tam poszuka�, m�dralo.
        Ron jeszcze bardziej popad� we frustracj�.
        - Ale go tu nie ma! Gdyby by�, to przecie� nie pyta�bym gdzie jest, prawda?
        - Po co to si� denerwowa�? Czekaj, w��cz� sobie kamer�.
        Przez d�u�sz� chwil� panowa�a cisza, a potem ze �cian trysn�y strumienie wody.
        - Ups, to nie to. - Zakomunikowa� komputer. - Ach, ju� mam.
        Woda znik�a r�wnie szybko jak si� pojawi�a. To znaczy z pod�ogi - to co zosta�o na ubraniu 
        Rona nale�a�o ju� do niego. Teraz, dla odmiany, gdzie� w rogu odezwa�o si� ciche 
        buczenie i ze schowka w �cianie wy�oni�a si� niewielka kamera.
        - Co to by�o z t� wod�? - Wysapa� w�ciek�y i mokry Ron.
        - Z jak� wod�?
        - Z t�, kt�ra buchn�a na mnie ze �cian.
        - A z t� wod�... No, to by�... to by�a forma inicjacji... W�a�nie! Wszyscy nowi kosmonauci 
        przechodz� taki chrzest w czasie swojego pierwszego lotu.
        Kamera w rogu z cichym szelestem obr�ci�a si� w kierunku �rodka kabiny.
        - Melduj�, �e zlokalizowa�em tw�j niezb�dnik. Jest jakie� 20 centymetr�w na prawo od 
        twojej prawej r�ki.
        - Tan przecie� nie jest m�j!
        - A to niby dlaczego?
        - Bo w �rodku jest lusterko, szminka, puder i zestaw do manicure.
        Komputer przez chwil� analizowa� dopiero co otrzymane dane.
        - A jaki z tego wniosek?
        - �e to jest niezb�dnik dla kobiety! A ja jestem m�czyzn�. � szczeg�lnie to ostatnie s�owo 
        powiedzia� g�o�no i dobitnie tonem, kt�ry nie pozostawia� dalszych w�tpliwo�ci co do jego 
        p�ci.
        - Ja tam nie wiem. Wy, ludzie, wszyscy wygl�dacie tak samo.
        - Ja chc� sw�j niezb�dnik! - To zdanie Ron powiedzia� ju� g�osem bardziej pasuj�cym do 
        kilkuletniego dziecka ni� do m�czyzny.
        - Dobra, dobra, tylko ju� nie krzycz. - Komputer schowa� kamer� w rogu i zamilk� na 
        d�u�sz� chwil�.
        - No i co? - niecierpliwi� si� Ron.
        - No zaraz, przecie� szukam. - Potem komputer wyda� z siebie odg�osy, kt�re u ludzi 
        towarzysz� czynno�ci zwanej "gmeranie po kieszeniach". - Chodzi ci o co� takiego?
        W �cianie otworzy�o si� co� przypominaj�ce klap� zsypu �mieci, a na tym czym� le�a� 
        pilot do telewizora.
        - Nie! Chodzi mi o tak� skrzynk� jak ta na szafce, tylko z inn� zawarto�ci�.
        - Ale z ciebie maruda! - Znowu odg�osy gmerania. - A teraz?
        W zsypie pojawi�a si� skrzynka niezb�dnika. W �rodku by� pilot do telewizora, ale Ron 
        podszed� do ca�ej sprawy bardzo dojrzale.
        - Mam tylko jedno pytanie - m�wi� powoli i staraj�c si� nie okazywa� zniecierpliwienia. - 
        Czy to jest ten sam pilot, kt�rego pokaza�e� mi przed chwil� tylko, �e tym razem w�o�y�e� 
        go do pude�ka?
        - Mhm. A co, chcia�e� innego pilota?
        - Ja chc� m�j niezb�dnik! - Ron powr�ci� do tonu dziecka, ale tym razem by�o to dziecko 
        trzymaj�ce w r�czce m�otek i zastanawiaj�ce si� w jaki spos�b ukara� krn�brne kawa�ki 
        puzzli, kt�re nie chc� do siebie pasowa�.
        - To ja ju� nic nie wiem. Mo�e o to ci chodzi? - W otworze pojawi� si� inny niezb�dnik, 
        maj�cy zreszt� nazwisko Rona wypisane na wierzchu.
        - Przecie� on jest podpisany moim nazwiskiem! Czy tak ci�ko skojarzy�, �e R. McCoy 
        znajduj�cy si� w hibernatorze i niezb�dnik z napisem R. McCoy maj� ze sob� co� 
        wsp�lnego?
        - C�, nigdy nie by�em zbyt dobry je�eli chodzi o szczeg�y. - Te s�owa w "ustach" 
        maszyny kieruj�cej wszelkimi procesami na tym statku nie by�y zbyt buduj�ce. A 
        dok�adniej Ron by� bliski zawycia ze z�o�ci. Wsun�� sw�j niezb�dnik pod pach� i ruszy� do 
        wyj�cia staraj�c si� st�umi� w sobie gniew. Za drzwiami znajdowa�a si� kabina 
        nawigacyjna - ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin