„Jest za zimno,Jest za gorąco, Jest zbyt późny wieczór” –Ludzie, którzy tak mówią,By wymigać się od pracyTracą chwilę.
Każdy, kto baczy na upał i ziąbNie bardziej niż na trawęI spełnia swe obowiązki,Nie utraci spokoju.
Własną piersią przedzieram sięPrzez dzikie trawy –Ostre,Miękkie,Wodorosty –Rozwijam serce pustelnika.
Spłótł kończynyJak łodygi kala;Jego ciało smukłe,Poznaczone żyłami.Zna umiarW jedzeniu i piciu –Człek o nieustraszonym sercu.
Kąsany przez gzy i komaryW dziczy,W wielkim lesie,Niczym słoń w bitwieNa pierwszej linii –On, uważny,Pozostanie tam,Wytrwa.
Jeden jest jak Brahma,Dwóch jak dewy,Trzech jak wioska,A więcej niż trzechTo wrzaskliwy tłum.
Słuchajcie, bracia, każdy z osobnaI wszyscy tu zgromadzeni.Nauczę was Dhammy:Bolesne są narodzinyZnów i znów.
Przebudźcie się, wyruszcie w drogę,Skłońcie uszyKu naukom Przebudzonego.Rozbijcie armię ŚmierciJak słoń rozbijaTrzcinową chatę.
Ten, kto tej nauce i praktycePozostanie wierny,Porzuci narodzinyI ciągłą tułaczkę –Położy kresBólowi i cierpieniu.
Tułając się ciągle,Trafiłem do piekła.Byłem też wiele razyW świecie głodnych duchów.Przebywałem często i długoW bolesnym łonie zwierzęcia.Radowałem sięŻyciem człowieka.Byłem takżeW niebie.Znalazłem siedzibęW składnikach formy,Składnikach bezkształtnego,Ani postrzegania, ani nie-postrzegania.
Drogi ku narodzinomZostały poznane –Są bez istoty,Niestałe,Złożone,Ciągle w ruchu.Wiedząc, że zrodzone są z jaźni,Uważny,Wyruszyłem ku spokojowi.
Kto chce zrobić późniejTo, co powinien zrobić najpierw,Traci spokój, a potemPalą go wyrzuty sumienia.
Należy mówić tak,Jakby się czyniło,A nie tak,Jakby się nie czyniło.Gdy ktoś mówi nie czyniąc,Mądrzy to zobaczą.
Jaki wielki spokój:Nieograniczone Nauczane przez WłaściwieSamoprzebudzonego –Bez cierpienia,Czystego,Bezpiecznego –Gdzie ból i cierpienieZnikają.
(Thag 1.1)
Ma chata zadaszona, wygodnaBez przeciągów.Mój umysł skupiony,Uwolniony.Trwam w radości.Więc śmiało, deszczowa dewo,Zsyłaj deszcz.
m22onia