Robert Ludlum - Dokument Matlocka.pdf

(1315 KB) Pobierz
ROBERT
LUDLUM
DOKUMENT
MATLOCKA
Spis treści
Dla Pat i Billa
Jak mówi stare hinduskie przysłowie:
“Kiedy olbrzymy rzucają cień, nadzieja w tym, że cię osłoni”.
Para Macellich to olbrzymy!
1
Loring wyszedł bocznymi drzwiami z departamentu sprawiedliwości i zaczął się
rozglądać za taksówką. Było wiosenne piątkowe popołudnie, dochodziła już niemal piąta
trzydzieści i ruch na ulicach Waszyngtonu osiągnął szczyt. Loring z nikłą nadzieją stanął przy
krawężniku machając lewą ręką. Miał już zrezygnować, kiedy zatrzymała się przed nim
taksówka, złapana przez kogoś innego parę metrów wcześniej.
- Jedzie pan w kierunku wschodnim? Niech pan wsiada, ten pasażer nie ma nic
przeciwko temu.
Loring był zawsze zażenowany w takich sytuacjach. Mimo woli podkurczył prawe
ramię, chowając dłoń jak najgłębiej w rękaw, żeby osłonić cienki czarny łańcuszek okalający
nadgarstek, zapięty na rączce teczki.
- Dziękuję bardzo, ale przy następnej przecznicy skręcam na południe.
Odczekał, aż taksówka włączy się z powrotem do ruchu i znów zaczął beznadziejnie
machać.
Kiedy indziej zmobilizowałby wszystkie siły i ruszył do akcji. Rozglądałby się w obu
kierunkach, wypatrując wysiadających pasażerów lub nikłego światełka na dachu taksówki,
sygnalizującego, że jest do wzięcia, jeśli zdoła ją dopaść przed innymi.
Dzisiaj jednak Ralph Loring nie miał ochoty na biegi z przeszkodami. Nie potrafił się
otrząsnąć z przygnębienia. Właśnie był świadkiem skazania człowieka na śmierć. Człowieka,
którego nie znał osobiście, ale o którym bardzo dużo wiedział. Pewnego nieznajomego, lat
trzydzieści trzy, który mieszkał i pracował w odległym o sześćset czterdzieści kilometrów
miasteczku w Nowej Anglii i nie miał pojęcia ani o jego, Loringa, istnieniu, ani tym bardziej
o zainteresowaniu, jakie budził w departamencie sprawiedliwości.
Myśli Loringa wracały do dużej sali konferencyjnej z ogromnym prostokątnym stołem
i siedzących przy nim ludzi, którzy wydali wyrok.
Sam ostro się temu sprzeciwił. To wszystko, co mógł zrobić dla nieznanego
człowieka, którego z taką precyzją wmanewrowano w sytuację bez wyjścia.
- Pozwolę sobie panu przypomnieć, panie Loring - powiedział zastępca prokuratora
generalnego, który niegdyś sprawował funkcję sędziego w marynarce wojennej - że gdzie
drwa rąbią, tam wióry lecą. Pewna liczba ofiar jest nieunikniona.
- Ale tutaj okoliczności są inne. Ten człowiek jest niewyszkolony. Nie wie, kto jest
wrogiem ani gdzie go szukać. Skąd mógłby wiedzieć? Sami tego nie wiemy.
- O to właśnie chodzi. - Tym razem zabrał głos inny zastępca prokuratora, ten z kolei
zwerbowany z biura prawnego jakiejś korporacji, rozmiłowany w posiedzeniach i, jak Loring
podejrzewał, niezdolny do podjęcia samodzielnej decyzji. - Nasz obiekt jest wysoce mobilny.
Niech pan spojrzy na charakterystykę psychologiczną: “nie bez wad, ale w najwyższym
stopniu mobilny.” Dokładnie tak. Stanowi jedyny logiczny wybór.
- “Nie bez wad, ale mobilny!” Co to, do diabła, ma znaczyć? Może teraz ja pozwolę
sobie przypomnieć szanownym zgromadzonym, że pracuję w branży od piętnastu lat.
Charakterystyki psychologiczne to tylko ogólne wskazówki, sądy, które mogą się potwierdzić
albo nie. Byłbym równie skłonny wmieszać w sprawę infiltracji obcego człowieka, co wziąć
na siebie odpowiedzialność za obliczenia matematyczne NASA.
Odpowiedział mu przewodniczący konferencji, zawodowy wyższy urzędnik.
- Rozumiem pana obiekcje, w normalnych okolicznościach przyznałbym panu rację.
Jednakże to nie są normalne okoliczności. Mamy zaledwie trzy tygodnie. Kwestia czasu
przeważa nad zwykłymi w takich razach środkami ostrożności.
- To ryzyko, które musimy podjąć - oznajmił były sędzia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin