Instrukcja do gry.pdf

(13235 KB) Pobierz
274298366 UNPDF
Warunki licencji WAŻNE, PROSIMY UWAŻNIE PRZECZYTAĆ!
Niniejsza umowa licencyjna jest umową prawną pomiędzy klientem i firmą TopWare Poland
Sp. z o.o. na użytkowanie określonego produktu. Pod pojęciem produktu rozumie się oprogramowanie
komputerowe, wszelkie materiały poligraficzne oraz dokumentację elektroniczną. Używanie, kopio-
wanie i instalacja produktu jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na warunki umowy.
Produkt ten jest chroniony zarówno przez polskie, jak i międzynarodowe umowy autorskie oraz inne
prawa i porozumienia dotyczące własności. Nabywając produkt staliście się Państwo posiadaczami
licencji na jego użytkowanie, natomiast nie posiadacie prawa do jego sprzedaży lub dalszego rozpo-
wszechniania.
Instrukcja obsługi
Przyznawanie i odstępowanie licencji
Oprogramowanie: uzyskaliście Państwo prawo do stworzenia kopii produktu przeznaczonej do użytku
na jednym komputerze. Pierwotny użytkownik tego komputera ma prawo do wykonania kopii do
własnego użytku na komputerze przenośnym (notebook).
Przechowywanie w pamięci komputera/użytkowanie w sieci
Posiadacz produktu ma prawo do utworzenia jednej kopii produktu na urządzeniu do przechowywania
zbiorów np. serwerze sieciowym, pod warunkiem, że kopia ta będzie używana tylko i wyłącznie w
serwerze lokalnym. W tym przypadku należy poinformować właściciela praw majątkowych o zaistnia-
łej sytuacji. Ta sama kopia produktu nie może być przechowywana i użytkowana na kilku komputerach
jednocześnie.
Opis dalszych praw i ograniczeń
W związku z tym, iż produkt oznaczony jest jako niedozwolony do dalszej sprzedaży wszelkie czerpa-
nie korzyści materialnych z rozpowszechniania produktu jest nielegalne. Użytkownik produktu nie ma
prawa do jego wynajmowania, pożyczania, oddawania w leasing oraz dokonywania prac związanych
z dekompilowaniem danych (reverse engineering) i wprowadzaniem jakichkolwiek zmian.
Serwis
TopWare oferuje Państwu wszelkie usługi serwisowe dotyczące produktu, które określone zostały w
podręczniku użytkownika, dokumentacji na dysku lub innych przedstawionych do Państwa dyspozycji
materiałach. Wszelkie uzupełniające kody programowe udostępniane Państwu w ramach serwisu sta-
nowią nierozerwalną część produktu, w związku z czym podlegają tym samym prawom i ograniczeniom
co pełny produkt. Jednocześnie firma TopWare zastrzega sobie prawo do wykorzystywania wszelkich
otrzymanych od Państwa uwag i propozycji dotyczących produktu.
Spis treści
Łyk historii 5
Instalacja 13
Wymagania sprzętowe 14
Uruchomienie gry .
Obsługa gry 15
Wybór gracza .
Menu główne .
Ekran Gry 17
Poruszanie kamerą 21
Sterowanie postaciami 22
Zaznaczanie postaci .
Rozkazy .
Grupowanie postaci 24
Trening nowych postaci .
Sprzedawanie jednostek i budynków 25
Budowanie budynków
.
Tryb RPG 34
Potyczka 36
Gra sieciowa 39
EarthNet 40
Opis postaci 43
Opis budynków 49
Edytor 53
Nowa Mapa .
Rodzaje map 50
Ukształtowanie terenu i tekstury .
Obiekty 55
Tunele 56
Generator .
Mosty 57
Pochodnie .
Dźwięki 58
Zapisywanie mapy .
Mapy do trybu RPG .
Informacje dodatkowe
61
Rozkazy budynków
27
Słowniczek
62
Wynalazki
.
Autorzy
63
Tryb Pauzy
28
Strategie
29
Układ klawiatury
31
Rok 704 dziwny był to rok. Podobno w sąsiedniej wiosce urodziło się ciele z dwoma głowami, a w
lipcu spadł śnieg. Co bardziej dociekliwi twierdzili, że nie w sąsiedniej wiosce tylko w zagrodzie u
Macieja, nie cielę tylko kurczak i nie z dwoma głowami tylko dwoma nogami, a śnieg to nic innego
jak pierze z wójtowej pierzyny co to ją jego żona na płocie podczas wietrzenia rozdarła. Kto by tam
jednak wierzył takim plotkom. Jak nic były to znaki nadchodzącego nieszczęścia.
A nieszczęście przyszło wkrótce.
Pewnego razu Kościej zaprosił do swojego zamku Mieszka, najwierniejszego rycerza księcia. Pokazał
mu magiczny wywar uodparniający na magię. Powiedział też, że chętnie przygotuje taki napój dla
całej armii Mirka. Rycerz był jednak nieufny i nim poczęstował swoich wojów sam spróbował.
Okazało się, że Kościej mówił prawdę. Mieszko stał się całkiem odporny na wszelką magię. Nie
wiedział jednak, że nekromanta rzucił na napój też inne zaklęcie. Ten kto wypił wywar prócz
odporności na magię stawał się kompletnie nieodporny na rozkazy Kościeja.
Młody książę Mirko, który po śmierci swojego ojca objął władzę nad państwem Polan chętnie
przyjmował na dwór podróżnych przybywających do księstwa. Zarówno kupców z dalekiego
Kitaju handlujących jedwabiami jak i sprzedawców przypraw korzennych przybywających z
południa. Uczonych z tobołkami wypchanymi księgami, poetów i bardów sławiących czyny rycerzy.
Pewnego dnia zjawił się w grodzie dziwny człowiek. Bladolicy, wyłupiastooki w śmiesznej czapce
ze smokiem. Powiadano, że był magiem. Obcy niewiele o sobie mówił. Zamieszkał w ruinach starej
twierdzy, którą nie wiedzieć jakim sposobem w krótkim czasie doprowadził do całkiem znośnego
stanu. Okoliczni mieszkańcy powiadali, że widzieli licha i strzygi, które łatały mury
i drewno z lasu na budowę znosiły. Wkrótce do zamku Kościeja, bo takie było miano czarownika,
zaczęli ściągać różni wojownicy. Książę pozwalał na to gdyż nie dokładając dukata z własnego
skarbca zyskiwał zbrojnych, którzy rozprawili się ze zbójami łupiącymi kupców na trakcie. Oczy-
wiście znaleźli się i tacy złośliwi mieszkańcy, którzy twierdzili, iż owi zbóje sami są teraz żołnierzami
Kościeja. Kto by jednak dał wiarę mącicielom, tym bardziej że pokarał ich co do jednego sam
Światowit. Pobodło ich dwugłowe cielę i leżeli teraz w łożach bredząc w gorączce coś o bandytach
z pałkami.
Mieszko zgodził się dać napój wszystkim wojom. Czarnoksiężnik jednak zaczął go zwo-
dzić tłumacząc się brakiem składników i długim czasem przygotowania. Kazał przyjść rycerzowi
za kilka dni. Naprawdę jednak nie chciał przygotowywać drogiego napoju.
Nocą gdy wszyscy spali zakradł się pod mury grodu i zażądał od Mieszka zaprowadzenia
się tajnymi korytarzami do komnaty księcia. Tam rzucił na księcia zaklęcie i uprowadził go do
swojego zamczyska.
Nie chciał go zabijać, niewiele by mu to dało, ludzie zbyt mocno kochali swojego władcę by
podporządkować się bez większego oporu Kościejowi. Czarnoksiężnik chciał rzucić czar zapo-
mnienia na mieszkańców, by nikt z nich nie pamiętał Mirka. Jego samego zaś zamienić zamierzał
w zwierzę i wypuścić do lasu.
Kościej przygotował księgę z zaklęciem zapomnienia i zaczął rzucać zaklęcie. Gdy nagły
podmuch wiatru otworzył z trzaskiem okno, zrzucając z parapetu kilka retort. Czarnoksiężnik
zamknął okno i dokończył rzucanie czaru w tym momencie książę zniknął.
Jeden rzut oka na księgę wystarczył by Kościej zrozumiał swoja pomyłkę. Wiatr, który wpadł
przez okno przewrócił kilka stron w księdze nekromanta połączył czar zapomnienia z czarem
teleportacji. Teraz było już za późno, trzeba było przygotować się do przejęcia władzy.
5
6
Pierwsze promienie Słońca wyjrzały zza horyzontu barwiąc chmury na różowo-czerwony kolor.
Nadchodził dzień, czas gdy ciemne moce słabły. Magiczny krąg, który już wkrótce miał przywrócić
światu porządek albo pogrążyć go w chaosie był gotowy.
- Przeklęty Kościej, straciłeś pamięć książę. Starzec powoli wstał z klęczek. - Jesteś Księciem
Mirko. Pięć lat temu czarnoksiężnik Kościej podstępem pozbawił cię władzy i wtrącił w pustkę
między wymiarami rzeczywistości. W miejsce gdzie żyją demony i inne potępione duchy.
- Czy to ty mnie tu sprowadziłeś?
- Tak, udało mi się, z boską pomocą. Jestem twoim starym przyjacielem. Nic nie pamiętasz?
Książę stał chwilę bez ruchu jakby szukał w pamięci obrazów przeszłości.
Poczym rzucił się na starca i mocno go objął.
- Dobromir. To naprawdę ty Dobromirze.
- Tak Mirko, to ja. Teraz gdy wróciłeś poprowadzisz swoich wiernych wojów do zwycięstwa.
- Gdzie oni są?
- Ukrywają się przed sługami Kościeja w lasach, nękając go i napadając na jego wozy ze zrabowa-
nym ludności dobrem. Najwierniejsi czekają na ciebie tu niedaleko w puszczy na południu. Pilnują
traktu na wypadek gdyby nekromanta dowiedział się o sprowadzeniu cię.
- Muszę tam jak najszybciej wyruszyć.
- Musisz odpocząć i nabrać sił. Wyruszysz kiedy powrócisz do dawnej formy.
- Szkoda, że nie mam tu mojej dawnej broni. Ręka pewnie szybciej przypomniała by sobie ciosy.
-Nic się nie martw, twój rynsztunek nie wpadł w ręce Kościeja. Ukryliśmy go. Każdy z elementów
został ukryty osobno. Ludzie z pobliskiej wioski nam pomagali będą wiedzieć gdzie jej szukać.
Dobromir podszedł do stołu zawalonego grubymi księgami i zwojami pergaminu z podob-
nymi rysunkami jak ten, który właśnie skończył. Usiadł na stojącym obok trójnogu by chwile
odpocząć. Rytuał, który zaraz zacznie odprawiać będzie wymagał dużego wysiłku i skupienia.
Wraz z wspinającym się na nieboskłon Słońcem cień rzucany przez starożytne głazy niechętnie
spełzał z magicznych symboli, jeszcze chwila i cały wzór zalany zostanie słonecznym blaskiem.
-Przygotuj się Książe - Kapłan zwrócił się do pustego jeszcze symbolu. Wkrótce wszystko będzie
jasne. Chaos czy porządek, zależy kto lub co przybędzie na wezwanie.
Dobromir podszedł na skraj okręgu i obchodząc go powoli szeptał chrapliwe słowa w języku jakiego
nie używano na tych ziemiach od setek lat. Migotliwa, błękitna mgiełka zaczęła powoli unosić się
nad ziemią tworząc małe wiry. Po chwili same symbole zaczęły się jarzyć żółtozielonym światłem
Kapłan zatrzymał się i wrzucił w wirująca mgle przygotowane wcześniej magiczne ingrediencje,
wystrzeliły kolorowe iskry i po chwili powietrze przeszył dźwięk jakby rozrywanej materii spotęgo-
wany tysiąckrotnie. Pośrodku wzoru pojawiła się szczelina sięgająca poprzez wymiary. Dobromir
wycharczał kolejne zaklęcie, krople potu wystąpiły mu na czoło. Musiał powstrzymać napierające
byty chcące przeniknąć do naszego świata. Odszukać pośród nich ten właściwy, nadąć mu formę,
jaką już kiedyś posiadał. Tylko on mógł przejść. Kapłan wyczul go szybko, przez lata był z nim
związany i teraz widział go wyraźnie pośród innych duchów i demonów. Przywołał w umyśle
obraz młodzieńca, którego znal.
Następnego dnia Słońce wzeszło tak jak zawsze. Mirko uzbrojony jedynie w miecz wyruszył sam
na spotkanie z drużyną. Dobromir wyruszył inną drogą by odwrócić uwagę Kościeja i zebrać
rozproszone wojska księcia.
Po kilku godzinach marszu dotarł do małej wioski otoczonej
palisadą. Wszedł przez otwarta bramę, nikt go nie zatrzymał. Czuł jednak na sobie wzrok miesz-
kańców. Zatrzymał się na placu w środku wioski.
-Kogo zapytać o mój rynsztunek - mówił sam do siebie, rozglądając się dookoła. Nie widział
nikogo kto mógłby być sołtysem. Usłyszał natomiast czyjeś zawodzenia, ruszył między domy i
zobaczył jakiegoś chłopa lamentującego na progu.
- Co ci się stało, dobry człowieku? - Zapytał książę.
- O bogowie... O Swiatowicie... O ja biedny, biedny. - Zawodził dalej chłop.
- Co ci się stało?
- Och, wybacz nieznajomy, że nie proszę cię do chaty ale dwa dni temu zachorowała moja żona.
Mgła uformowała się w ludzka postać, duch prześlizgnął się pomiędzy innymi i wszedł w unoszą-
cy się nad runami obłok.
Dobromir resztka sił wypowiedział zaklęcie zamykające miedzy wymiarowa bramę. Krzyk wście-
kłości i żalu tysięcy istot, które nie prześlizgnęły się na Ziemie jeszcze chwile odbijał się echem.
Kapłan osunął się na kolana.
- Udało się, udało! Bogom niech będą dzięki! Witaj książę, po tylu latach, witaj w domu.
Na zatartym już rysunku stał Mirko. Taki jak pięć lat temu gdy Kościej usunął go z tego świata.
- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? - Książę rozejrzał się niepewnie.
7
8
Leży biedaczka chora nie ma kto izby posprzątać.
- Tak, to wielka tragedia. A po znachora posłaliście?
- Posłałem, posłałem ale co z tego, jak kolejne nieszczęście się na moją głowę zwaliło. Troje dzieci
z naszej wioski zaginęło w lesie, jednym z nich był mój syn Staszko. Szukaliśmy ich ale nic nie
znaleźliśmy. Boimy się wchodzić głębiej w las
bo pełno tam wilków i niedźwiedzi.
- Wilki i niedźwiedzie nie są mi straszne. Mogę wam pomóc, przyda mi się taka dodatkowa lekcja
fechtunku. Którędy dotrę do tego lasu?
dziwnego. Nie była to rzeźba jak inne, była to kolumna lewitujących kamieni. Na posadzce przed
nim i lekko fosforyzował jakiś dziwny symbol. Wiedziony instynktem wszedł na znak. W jednej
chwili otoczyły go niebieskie płomienie przesłaniające świat. Gdy opadły w około nie było już
świątyni, stał w lesie obok podobnej kolumny. Gdzieś spomiędzy drzew dobiegał go gwar ludzkich
rozmów, gdakanie kur i porykiwanie bydła. Poszedł w tamtym kierunku aż znalazł się przed brama
dobrze znanej sobie wioski. Szybko odszukał sołtysa, chciał jeszcze dziś wyruszyć po tarczę i odna-
leźć swoich wojów.
Tarcza była ponoć ukryta na wyspie, do której prowadził wąski most. Nocą widać było na wyspie
tajemnicze ogniki w powietrzu rozlegały się dziwne wycia. Późnym popołudniem dotarł Mirko na
brzeg jeziora, na którym znajdowała się wyspa. Odnalazł wąski omszały mostek i ostrożnie na
niego wszedł. Stare deski były śliskie. Każdy krok mógł spowodować zawalenie się mostku, książę
szedł więc niezwykle ostrożnie. Z ulgą postawił stopę na wyspie w tym momencie mostek uznał, że
już nadszedł jego czas i z głośnym chlupotem zniknął w wodzie.
Odnalezienie dzieci w lesie zajęło księciu kilka godzin. Kilka razy spotkał wilki, jednak
ostrze jego miecza poradziło sobie z nimi znakomicie. Gdy wrócił wieczorem z całą trójką Wszyscy
mieszkańcy dziękowali mu za pomoc. Niektórzy z nich rozpoznali w nim księcia. Ktoś przyniósł
jego zbroje inny hełm.
- Nim odzyskasz miecz i tarczę będziesz musiał nam dowieść, że jesteś godzien na powrót być
naszym władcą. - Powiedział wąsaty sołtys. - Prześpij się jutro pomożesz nam w kilku pracach.
Odnalezienie tarczy zajęło trochę czasu, gdyż wyspa okazała się małą zbrojownią. W
końcu odnalazł gdzieś pod stosem potrzaskanych puklerzy i tarcz, tę której szukał. Teraz pozostała
jeszcze kwestia powrotu na ląd. Przepłynięcie w pław nie wchodziło w rachubę gdyż rynsztunek
ściągnąłby księcia na dno. bogowie jednak czuwali nad prawowitym władca tej krainy. W małej
kapliczce odkrył w podłodze płytę, którą można było podnieść. Poniżej znajdował się jakiś ciemny
korytarz. Nie namyślając się wiele Mirko zeskoczył w dół. W sączącym się z sufitu świetle do-
strzegł pochodnię wsadzona do metalowego ucha przymocowanego do ściany. Skrzesał ogień i
ruszył przed siebie. Echo potęgowało jego kroki, na ścianach tańczyły szalone cienie, z sufitu kapała
woda tworząc na podłodze wielkie kałuże. Szedł już dobrą chwilę starając się nie zgubić w tych
wilgotnych podziemiach gdy usłyszał jeszcze inne dźwięki. Jakby klekot drewnianych kołatek,
zaraz tez zobaczył kilka par świecących ślepi. Umocował pochodnię w ścianie i poprawił paski
tarczy. Z mroku korytarza wyskoczyło na niego kilka szkieletów, uzbrojonych w zardzewiałe mie-
cze i resztki tarcz. Kłapiąc szczerbatymi szczękami uderzyły na księcia.
Rankiem wybrał się książę do pasieki, w której panoszyły się niedźwiedzie siejąc spustoszenie
wśród uli. Potem wraz z pastuchami wyruszył ze stadem krów na pastwisko. Nie miał paść bydła
lecz chronić je w czasie drogi przed atakami wygłodniałych wilków. Również temu zadaniu podo-
łał bez problemu.
Niedaleko pastwiska wznosiła się starożytna świątynia jakiegoś zapomnianego boga. Pa-
stuszkowie opowiadali o czających się wewnątrz niebezpieczeństwach i magicznych bramach zdol-
nych uwięzić nieostrożnego śmiałka w komnacie bez wyjścia. Właśnie tam ukryto miecz księcia,
spoczywać miał na jednym z ołtarzy. Nie było wiec innego wyjścia jak wybrać się tam. Pierwszą
bramę otworzył z pomocą jednego z pastuszków, dalej musiał radzić sobie już sam. walcząc z
zamieszkującymi ruiny szkieletami i otwierając coraz to przemyślniejsze bramy dotarł do sali gdzie
na kamiennym ołtarzu spoczywał jego dawny miecz. Podniósł go ostrożnie i starł warstwę kurzu.
Tak to była jego broń, ciągle jeszcze ostra.
Usłyszał za plecami jakiś szczęk, odwrócił się ale było już za późno. Zębata brama opadła
ciężko więżąc Mirka w komnacie. Próby podniesienia jej spełzły na niczym, nawoływania również
nie sprowadziły oczekiwanej pomocy. Książę zaczął więc rozglądać się po sali. Nie było tu w
zasadzie nic ciekawego, pajęczyny oplatały białym całunem figury zapomnianych bogów, a gruby
kobierzec kurzu zaburzony był tylko w miejscach, gdzie chodził Mirko. Po chwili jednak dostrzegł
gdzieś w mroku rzeźbę, która lekko poruszała się pod pajęczyną. Podszedł bliżej i zobaczył cos
Uzbrojony we własny miecz i chroniony zbroją, hełmem i tarczą Mirko był jednak trud-
nym przeciwnikiem. Jego miecz bez trudu kruszył spróchniałe kości i po chwili po napastnikach
zostały jedynie walające się po podłodze resztki. Korytarz zakręcał jeszcze kilka razy by wreszcie
kończyć się schodkami, nad którymi wzniesiono identyczną kapliczkę jak tą na wyspie. Słońce
chyliło się już ku zachodowi jednak książę zdecydował, że nie wróci do wioski. Poszedł prosto na
południe gdzie za przełęczom zaczynała się puszcza w której oczekiwała go jego drużyna.
9
10
Zgłoś jeśli naruszono regulamin