Stay - Rozdział 2.pdf

(146 KB) Pobierz
Stay - Rozdzia³ 2
Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: Kristenhn
Beta: chochlica1
*EDWARD*
Usiadłem w bogato umeblowanym salonie, podpierając nogi na stoliku, którego
wartości naprawdę nie doceniałem. Mocno trzymając kubek parującej kawy w
dłoniach, westchnąłem ociężale i uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Opierając tył
głowy o sofę, zamknąłem oczy i zastukałem pierścieniem mojego dziadka z czarnego
onyksu w naczynie, gdy wsłuchiwałem się w absolutną ciszę.
Domek był cichy. Ulice również. Wszystko dookoła mnie spowite zostało
bezwarunkową ciszą i nie sądzę, abym był tak zadowolony od lutego, kiedy ostatnio
tu przyjechałem.
Nie telefonowali do mnie nieco irytujący – aczkolwiek czasami bardzo zabawni –
fani, którzy poradzili sobie z odszukaniem mojego prawdziwego numeru i dzwonili,
chichocząc, tylko po to, aby się rozłączyć, kiedy powiem „słucham”. Faks, którego –
jak obstawiał mój agent – potrzebowałem i nadal nie rozumiałem, nie drukował
kilometrowych listów o tym, co powinienem zrobić przed następnym filmem, w którym
zgodziłem się zagrać.
Nie było nic, prócz mojego regularnego oddechu i oddalonego brzęczenia lodówki
w pomieszczeniu obok, odprężającego mnie i pozwalającego mi oddychać
równomiernie bez zamartwiania się, że mogłem o czymś zapomnieć.
Wydawało się, jakbym był w całkiem innym wszechświecie.
Kiedy po raz pierwszy przybyłem tu po kupnie domu, kilku tutejszych ludzi
zwracało się do mnie z prośbą o autografy albo sprawdzało czy jest coś, w czym
mogli mi pomóc.
I byłem całkiem pewien, że moje i ich coś było dwiema kompletnie różnymi
rzeczami.
I szczerze mówiąc, naprawdę niczego nie chciałem. Próbowałem umawiać się z
gwiazdami, ale to tylko prowadziło do wkurzania siebie nawzajem, kiedy nasze ega
stawały się trochę zbyt duże. Próbowałem umawiać się z niesławnymi dziewczynami,
a to kończyło się frustracją, kiedy wołały mnie, krzycząc o nowej okładce jakiegoś
głupiego tabloidu oświadczającej, iż umawiałem się z najnowszą aktorką w
Hollywood. Kończyło się potężną migreną i kilka miesięcy temu zdecydowałem, że to
nie było tego warte. Z ochotą spędzałem resztę mojej aktorskiej kariery w
samotności, czekając na przejście na emeryturę, zanim znajdę kogoś, z kim
mógłbym się nawet ustatkować.
Mimo wszystko przez większość czasu wszyscy w tym mieście byli wyluzowani i
swobodni w związku z moją obecnością. Nikt nie biwakował na moim trawniku,
czekając, aż wyjdę na zewnątrz w nadziei, że zyska moje zainteresowanie i stanie
się moim następnym... kimkolwiek myślał, że chcę, aby był.
Mogłem pójść do miasta do Cumberland Farms 1 , kiedy skończyło się mleko bądź
chleb, albo chciałem kupić paczkę chipsów ziemniaczanych, które miałam ogromną
ochotę zjeść bez bycia obserwowanym. Nie było żadnych kamer skierowanych
prosto na moją twarz z ludźmi wrzeszczącymi moje imię, chcących, abym podniósł
wzrok. Nie musiałem wystawiać głowy za szybę samochodu, by upewnić się, że nie
przejadę nikogo, gdy będę wyjeżdżał z miejsca parkingowego.
1
Cumberland Farms - sklep
Jestem pewien, że kiedy te trzy tygodnie zaczną dobiegać końca, nie będę chciał
wyjechać i wrócić do tego wszystkiego. To było najdłużej, ile byłem w stanie tutaj
zostać i chciałem cieszyć się każdą pojedynczą minutą.
Miałem plany i determinację, by nie robić zupełnie nic i je spełnić.
Podnosząc głowę, otworzyłem oczy i uniosłem kubek do ust, uśmiechając się,
kiedy kawa z łatwością spłynęła po moim gardle.
Nawet picie kawy wydawało się być nowym doświadczeniem. Rankiem przed
wyjściem z domu zazwyczaj spieszyłem się i próbowałem przełknąć jedzenie i kawę
tak, że ledwie rejestrowałem, co wpychałem sobie do gardła, nim nie skończyłem.
Kawa mogła być wrząca, a ja mógłbym jeść trzymiesięcznego, starego bajgla i nie
zauważyłbym różnicy.
Zdolność do rozłożenia się na kanapie i smakowania napoju, który zalałem pięć
minut temu, był jednym z małych cudów życia.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi, a ja westchnąłem ociężale, nim opuściłem stopy na
podłogę i postawiłem kubek na stoliku.
Wiedziałem, że to nie potrwa długo, ale mimo wszystko miałem nadzieję.
Była tylko jedna osoba, która pukała do moich drzwi i nie mogłem winić jej za to,
że wyrwanie się z niemal śpiączkowego stanu na wygodnej kanapie mi się nie
podobało.
Przeczesując włosy dłonią, sięgnąłem do wejściowych drzwi i otworzyłem je,
oczekując ujrzeć Bellę stojącą po ich drugiej stronie.
Zamiast tego nie zobaczyłem nic prócz poręczy na werandzie i drzew
otaczających moją małą posiadłość. Mrugając powoli, spojrzałem za siebie, jak
gdyby ktoś w magiczny sposób pojawił się w drzwiach prowadzących do jadalni,
skacząc w górę i w dół, z radością klaszcząc dłońmi i śmiejąc się ze mnie.
Oświadczając, iż właśnie zrobił mi jeden z najciekawszych kawałów. Wciąż nie
widząc nikogo, z powrotem się odwróciłem i spojrzałem w dół, zauważając, że nic nie
było także zostawione na wycieraczce.
Może spokój i cisza drażniły się ze mną po całym dniu spędzonym bez
niezbędnych odgłosów i wariowałem.
Potrząsając głową, podniosłem jedną rękę, aby ponownie przeczesać nią włosy,
nim zrobiłem krok do tyłu i zacząłem zamykać drzwi.
Kawałek białej kartki błysnął mi przed oczami i znowu je otworzyłem, by zobaczyć
nieco niedbałe pismo Belli.
Uśmiechając się, chwyciłem ją i wyszedłem na werandę, żeby w porę zobaczyć jej
zatrzaskujące się drzwi. Chichocząc lekko, wszedłem do domu i zamknąłem za sobą
drzwi, spoglądając na notatkę.
Edwardzie,
zjesz ze mną lunch?
Bella
Fakt, dlaczego uważała, że nie mogła tu stać i zadać mi tego pytania prosto w
oczy, był zagadkowy. Nie chciałem, aby mi przeszkadzano. Nie. Ale nie było
potrzeby, żeby przyklejała notatki do moich drzwi i uciekała, jakbym mógł ją ugryźć
za zakłócanie ciszy.
Śmiejąc się, wszedłem do jadalni i chwyciłem komórkę, aby przeszukać
zaprogramowaną książkę telefoniczną. Znajdując jej numer, nacisnąłem zielony
przycisk i umieściłem telefon między szyją i ramieniem. Zgniotłem notatkę w dłoni i
skierowałem się do salonu, sięgając po kubek. Wsłuchiwałem się w dźwięk łączenia.
- Słucham? – zapytała nieśmiało.
Ponownie się zaśmiałem, idąc do kuchni i opierając się o zlew, gdy wylałem do
niego kawę.
- Wiesz, mogłaś zostać w pobliżu.
- Nie chcę ci przeszkadzać. Możesz odmówić! – powiedziała szybko. – Po prostu
myślałam... Nie wiem... może...
- Bella... – zacząłem, potrząsając głową, kiedy powstrzymywałem śmiech i
rozpocząłem mycie kubka.
- Nie musisz przychodzić! Naprawdę, to nie problem, jeśli nie chcesz. Mam dzisiaj
wolne i jestem po prostu...
- Znudzona? – zgadłem, gdy jej głos stopniowo zanikał. Umieściłem naczynie w
suszarce, zanim złapałem telefon i podparłem się jedną ręką o blat kuchenny.
- Taak, myślę, że coś w tym stylu – wymamrotała, sapiąc. – Ale nie musisz! Po
prostu pomyślałam, że chciałbyś coś zjeść.
Odwróciłem się i przyjrzałem się lodówce, wiedząc, że w tej chwili nie było w niej
nic poza butelką wody. Planowałem pójść do sklepu spożywczego jeszcze dzisiaj,
ale to nie znajdowało się na szczycie priorytetów, dopóki później nie stałbym się
głodny.
Kręcąc głową, wyszedłem z kuchni i wróciłem do salonu, aby odsłonić zasłony na
frontowym oknie i spojrzeć na jej dom.
Samochodu Jacoba wciąż nie było, przez co wierzyłem, że nie umiała się z nim
skontaktować. A zakładałem, że próbowała.
Oczywiście, że do siebie wrócą. Zawsze byli ze sobą tacy szczęśliwi, gdy ich
widziałem – myśl, iż mogli ze sobą zerwać na dobre, nie miała w mojej głowie sensu.
Nie zatrzymałem nieznacznego trzepotania, które pięło się wzdłuż mojego
kręgosłupa, kiedy powiedziała mi, że zerwali poprzedniej nocy. Ale nigdy nie przyszło
mi do głowy, że nie wróciliby do siebie w przeciągu tygodnia.
Postanowiłem nie rozpamiętywać tego głupiego trzepotania, bo relacja pomiędzy
Bellą i mną była całkowitym bezsensem. Nie znajdowałem się tutaj przez cały czas,
ona była z Jacobem i to nie miało żadnego, cholernego sensu.
Dodatkowo wywołałoby to niepotrzebny dramat pomiędzy nami, a ja ceniłem jej
przyjaźń zbyt mocno, żeby zrujnować to na rzecz czegoś tak głupiego jak związek.
- Edward?
Głos Belli otrząsnął mnie z myśli biegających w mojej głowie. Potrząsnąłem nią,
biorąc głęboki wdech i pozwalając zasłonom opaść na ich właściwe miejsce.
- Naprawdę – zaśmiała się nerwowo. – To żaden problem. Może innym razem.
Miałem otwarte usta i odpowiedź na końcu języka, zanim usłyszałem kliknięcie
przy uchu oznaczające, że się rozłączyła.
Zamknąłem usta, odsuwając telefon od ucha i gapiąc się na niego. Powoli go
wyłączyłem. To był drugi raz w przeciągu dwóch dni, kiedy kobieta się rozłączyła.
Nie mogłem powiedzieć, że to lubiłem.
Potrząsając głową, wszedłem do jadalni i położyłem ją w jej podstawce, wcześniej
narzekając na to, jak radziłem sobie otoczony przez kapryśne kobiety. Chwyciłem
moje buty z dołu schodów.
Do czasu, gdy miałem je nałożone, naciągając na siebie kurtkę, wyszedłem z
domu. Obserwowałem, jak samochód Belli ruszył w dół ulicy i moje ramiona opadły.
Może nigdy nie powinienem wstać z łóżka tego ranka. Szczerze mówiąc, nie
chciałem i naprawdę zaczynałem myśleć, że powinienem po prostu do niego wrócić.
Nie miałem powodów, aby zamierzać coś zrobić. Nie było pilnej potrzeby, aby
zobaczyć się z kimkolwiek przez następne trzy tygodnie i żadna krzywda by się nie
stała, gdybym zrzucił ubrania i wczołgał się pod ciepłą, bawełnianą pościel, by
przespać resztę dnia.
Klapiąc językiem 2 , pośpiesznie przeczesałem włosy ręką, zanim wszedłem do
domu. Pozbyłem się kurtki, rzucając ją na bujany fotel przy drzwiach.
Właśnie podnosiłem ją z powrotem, kiedy Bella wróciła skądś – gdziekolwiek to
było – gdzie nagle potrzebowała zniknąć.
Ponownie mrucząc, zaciągnąłem bujany fotel do frontowego okna i zaczepiłem
zasłony na drążkach. Klapnąłem na kurtkę i wpatrywałem się uważnie za okno.
Nie mogła pojechać bardzo daleko na bardzo długo. Jeśli chodzi o to, co
wiedziałem, Bella lubiła gotować potrawy bardziej, niż je zjadać. Prawdopodobnie
miała coś na kuchence albo w piekarniku, kiedy zdecydowała się przykleić notatkę
do moich drzwi. Logicznie rzecz biorąc, nie było mowy, żeby zniknęła na dłużej.
Mogłem robić cokolwiek innego. Mogłem nadal pić kawę, którą wylałem do zlewu z
bliżej nieokreślonych powodów i cieszyć się ciszą, która pochłaniała moją ucieczkę.
Mogłem oglądać bezmyślne opery mydlane 3 tylko dlatego, że nigdy przedtem nie
miałem do tego okazji.
Zamiast tego siedziałem na drewnianym krześle bujanym, wpatrując się za okno i
czekając na powrót mojej wielce kapryśnej sąsiadki, ażebym mógł przyjąć jej
propozycję dotyczącą lunchu.
Powinienem po prostu powiedzieć tak . Nie było absolutnie żadnego powodu,
abym nie miał się zgodzić i pójść tam bez dzwonienia do niej. Nie istniała przyczyna
mojej niepewności, gdy wpatrywałem się za okno na domek identyczny jak mój,
ponieważ zawsze miałem chęć na potrawę, którą przygotowała Bella.
Ponadto siedziałbym z nią w o wiele bardziej komfortowej ciszy, niż robiłem to,
zanim zadzwoniła. Nigdy nie było dla nas żadnego powodu, żeby wypełniać ją
bezsensownym paplaniem, kiedy po prostu dobrze się czuliśmy, nic nie mówiąc. To
był sposób, w jaki działaliśmy i lubiłem go.
Większość dni spędzałem, próbując nie powiedzieć do nieodpowiedniej osoby
czegoś głupiego, co wylądowałoby w jakiejś obskurnej gazecie kompletnie wyjęte
spoza kontekstu i wyolbrzymiające rzeczy, które nic nie znaczyły, podczas gdy w
czyimś towarzystwie rzeczywistość uznawałem za niebo.
Nigdy nie pytała o moją karierę, a ja jedynie oferowałem jej kawałki i fragmenty,
jeśli było to nieuniknione. Nie traktowała mnie inaczej niż kogokolwiek innego. Nigdy
tego po niej nie oczekiwałem. Gdy byłem tutaj z nią, nie byłem aktorem, Edwardem
Cullenem, tylko sobą. Dokładnie do tego dążyłem, kiedy kupowałem ten dom.
Zgoda, nie liczyłem na to, że będę tak blisko z jedną z moich sąsiadek, ale to
dodatkowy bonus. Nie była ciekawska i nigdy nie węszyła, ani nie łowiła informacji o
innych celebrytach, których spotkałem i z którymi współpracowałem.
Pochyliłem się do przodu, kiedy usłyszałem na ulicy turkotanie samochodu.
Chwyciłem kurtkę, zanim zdałem sobie sprawę, że to nie samochód Belli wjechał na
podjazd po drugiej stronie mojego.
To odnowiony Volkswagen Rabbit Jacoba usłyszałem. Moje brwi złączyły się
razem jak w porozumieniu.
Okej, więc mógł wrócić do domu i mogli dojść do zgody, tak jak wiedziałem, że
zrobią. Cokolwiek stało się pomiędzy nimi, było zaledwie stłuczką na drodze.
Normalne pary miały owe raz na jakiś czas.
W oryg. clucking my tongue. Oznacza to wydawanie dźwięków za pomocą języka . W przedszkolu nazywano to
„udawaniem osiołka”
3
Opera mydlana – gatunek telewizyjny, często mylony z telenowelą; http://pl.wikipedia.org/wiki/Opera_mydlana
2
 
A ona nie była potwornie zaniepokojona ostatniej nocy, kiedy mi o tym
powiedziała. Smutna tak, ale nie załamana jak większość dziewczyn, które znałem,
gdy zostały porzucone przez ich drugą połówkę.
Więc dlaczego czułem się tak cholernie zawiedziony na widok jego samochodu
zaparkowanego na podjeździe, jak powinno być ostatniej nocy? To było irracjonalne
uczucie. Czy nie mówiłem już sobie, że Bella była dla mnie nikim więcej poza
przyjaciółką, i że tak właściwie należała do Jacoba?
Był dla niej o wiele lepszym wyborem. Stanowiłem dla niej zbyt wielkie ryzyko, a
mój styl życia wyraźnie nie był czymś, co by jej odpowiadało. Zasługiwała na
stateczność i normalność – dwie rzeczy, których nie byłbym w stanie jej dać, nawet
gdybym chciał.
Ale nie chciałem.
Z powrotem rzuciłem kurtkę na bujany fotel, usiadłem na jego wierzchu i
pochyliłem się do przodu, obserwując, jak wychodzi z samochodu i gniewnie
zatrzaskuje za sobą drzwi.
Wyprostowałem się nieco, słysząc to, i podparłem policzek na parapecie,
przypatrując się, jak chodził w tą i z powrotem po topniejącym lodzie na podjeździe.
Jego długie, czarne włosy były związane w niskiego kucyka nad karkiem, a ręce
zaciśnięte w pięści przy bokach, kiedy niecierpliwie krążył.
Nigdy wcześniej nie widziałem go zachowującego się w ten sposób. Zawsze był
spokojny i przyjacielski. Widzenie go spiętego, nerwowego i po prostu wkurwionego
coś we mnie wyzwalało.
Moje ręce zwinęły się w pięści, kiedy spoczywały na kolanach, a oczy zmrużyły
się, gdy zobaczyłem jego szczękę otwierającą się i zamykającą, z pewnością do
kogoś mówiącą. Gapił się na mój dom co kilka sekund. Jego oczy zwęziły się, zanim
odwrócił wzrok i kontynuował swoje nerwowe chodzenie.
Wyglądał, jakby chciał kogoś uderzyć. I jeśli tym kimś była Bela...
Zassałem powietrze w głębokim wdechu. Moje nozdrza rozszerzyły się nieco,
kiedy wstałem ze sztywno wyprostowanymi plecami i napiętym całym ciałem.
Usłyszałem charkotanie samochodu Belli w jego drodze powrotnej i szybko
chwyciłem kurtkę, przewieszając ją przez ramiona. Wciąż stałem, obserwując ją
wjeżdżającą na podjazd.
Cóż, przynajmniej miałem rację, że nie zniknęłaby na długo.
Nieznacznie marzyłem, abym się mylił. Nie chciałem, żeby była blisko niego, kiedy
zachowywał się w taki sposób. Wyglądał, jakby zamierzał chwycić ją zębami.
Nieważne jak szybko mogłem się tam znaleźć, kiedy zajdzie taka potrzeba.
Wiedziałem, że jeśli ją skrzywdzi, nie dotarłbym na czas, aby go powstrzymać.
I to nie było tak, że mogłem po prostu wyjść na werandę, otwarcie patrzeć i
słuchać ich kłótni - ponieważ właśnie to robili, kiedy zaczynał szybko chodzić – i
oczekiwać, że pozostanę niezauważony. Nie istniał dobry pretekst do wyjścia na
zewnątrz. Mój podjazd był pusty, ścieżka do frontowych drzwi wolna, a na dworze nie
było nic, czym mógłbym udawać, że się zajmuję.
Uwięziono mnie w środku czegoś, co dwie minuty temu stanowiło moją ostoję, nie
chcąc niczego więcej poza znajdowaniem się po drugiej stronie ulicy, osłaniając
Bellę przed wyraźnie widocznym gniewem Jacoba.
Więc stałem przy oknach, obserwując, jak wyszła z samochodu i ostrożnie
przeszła na jego przód, co skutecznie zablokowało mi widok.
Przekląłem pod nosem wszystko z wyjątkiem przyciskania siebie do szyby w
żałosnej próbie ujrzenia jej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin