Dell Ethel Mary - Powiew wiosny 02 - Cierniste róże.pdf

(596 KB) Pobierz
537909688 UNPDF
Dell Ethel Mary
Cierniste róże
Wiosenna wystawa kwiatów w Fairharbour, ściągająca corocznie kwiat towarzystwa, miała w
hrabstwie sławę tak głośną i chlubną, że Werą nie zdołała się oprzeć pokusie i postanowiła ją
zwiedzić. Jeszcze bardziej pociągał ją pokaz mody. Ten wzgląd, jak się zdaje, miał decydującą siłę.
Upały, panujące z początkiem czerwca, osłabiły ją nieco i wprawiły w depresję, zaś Fielding
przemyśliwał, jakby jej dostarczyć odpowiednich rozrywek. Ale Wera, która uprzednio szukała ich
sama, objawiając dla nich zapał i wielką ochotę, zobojętniała obecnie na siłę ich atrakcji, nalegała
tylko na to, by zwiedzić wystawę. Fielding, poddając się perswazjom Julii (zalecała mu życzliwie
kierowanie się rozwagą) nie bardzo to pochwalał, lecz przystał ostatecznie na zamiar żony. Wystawa
miała odbyć się w parku Burchestra i niemal cała arystokracja zapowiedziała swój przyjazd.
Julia oświadczyła, że wolałaby pozostać, ale miss Fielding uparła się i nie chciała o tym słyszeć;
kierowała nią myśl o nadwątlonym zdrowiu, ale w większym może stopniu istotne pragnienie, by Julia
dotrzymała jej towarzystwa. Dick się nie mylił. Dostrzegał w Julii rodzaj podpory moralnej, bez której
Wera nie potrafiła się już obejść.
— Nie pragnę pielęgniarki — żaliła się czasem. — Chcę tylko dobrej, życzliwej, rozsądnej
towarzyszki. Moja pasja to auto. Ale cóż to za przyjemność siedzieć w nim samej?
Fielding w takich razach polegał na Julii. Zwracał się do niej, gdy znaleźli się sami, prosił o
cierpliwość, tłumaczył, że Wera tylko w jej towarzystwie czuje się dobrze i że ona, Julia, powinna
wobec tego
uwzględnić jej stan i okazać pobłażanie dla jej dziwnych kaprysów. Julia oczywiście szczerze i
sumiennie spełniała obowiązki. Kosztowało ją to nieraz nawet wiele poświęcenia.
Z drugiej jednak strony zajęcie o tyle przynosiło jej korzyść, że rozpraszając jej myśli, utrwalało
poniekąd pogodę jej ducha. Spotykała Greena, gdyż od czasu do czasu przychodził do Fieldinga, ale
od pamiętnej chwili, gdy zetknęli się na plaży, zabrakło im okazji do poufnej rozmowy. Miała
wrażenie, że czekał cierpliwie. Przyrzekł jej wówczas, że okaże cierpliwość, ona zaś wierzyła, że
Green potrafi się wywiązać z obietnicy. Poza tym oboje byli ciągle zajęci. Green — rozważała — na
pewno przed feriami nie będzie już wolny i cieszyła się skrycie, że tak się składało. Wolała tymczasem
przetrawiać w zupełnej samotności swe myśli i wystarczył jej na razie uścisk jego dłoni lub uśmiech,
gdy przypadek tak zrządził, że się czasem spotkali. Czuła się szczęśliwa, niezmiernie szczęśliwa i
marzyła tylko o tym, aby ten stan mógł trwać nieprzerwanie. Uważała go za sen, za pierwszy dojrzały
sen swej młodości i żyła po prostu jego cudem i czarem.
— Pani służy to miejsce — zauważył raz Fielding, gdy rozmawiali ze sobą. — Odmłodniała pani
nawet, jest pani taka świeża i radosna.
Przyjęła komplement ze szczerym uśmiechem.
— Tak, ja to czuję — przyznała otwarcie. — Wydaje mi się czasem, że jestem podlotkiem.
Fielding spojrzał jej bystro w oczy.
— Więc dobrze pani tutaj? — powiedział radośnie. — I nie żałuje pani tego, że przyjęła posadę?
— Zupełnie nie żałuję — rzekła stanowczo. Fielding przytaknął.
— Bardzo mnie to cieszy — dodał po chwili. — Ale i Wera skorzystała ogromnie. Jej stan wyraźnie
się poprawił. Gdy się skończy nareszcie ta wyprawa do Fairharbour, proszę użyć swego wpływu, by ją
skłonić do wyjazdu. Wyjedziemy na północ i postaramy się o to, by poprawić jej zdrowie.
Znowu przenikliwie spojrzał jej w twarz.
— Pani zgodzi się zapewne, by wyjechać wraz z nami?
— Ależ z całą gotowością — zaśmiała się Julia. — Lubię podróżować w tak miłym towarzystwie.
Skierował się ku wyjściu, ale tuż obok drzwi zatrzymał się nagle.
— Czy mogę się postarać, aby i Green nam towarzyszył w zwiedzeniu wystawy?
— Proszę nie próbować — odrzekła Julia. — Jest bardzo zajęty, zabraknie mu czasu, a miss Fielding
niezawodnie nie będzie mu rada.
Fielding zmarszczył się.
— Ale pragnęłaby pani, żeby znalazł się z nami?
— Ja? — spytała, spoglądając mu w oczy. — Proszę o to nie dbać, by sprawić mi przyjemność.
Doskonale się obejdę bez jego towarzystwa.
Fielding wyszedł z pochmurną miną. Ale w parę dni później, gdy gotowali się właśnie do wyjazdu z
domu, oświadczył spokojnie, że przystanie na chwilę u bramy szkolnej, gdyż Greena również zabiera
ze sobą. Było akuratnie sobotnie popołudnie i Green o tej porze był wolny od zajęć.
— Co mówisz, Edwardzie! — wzdrygnęła się Wera. — Znowu całkowicie popsułeś mi przyjemność.
— Przeciwnie! — żywo przerwał jej Fielding. — Poprawiłem ją tylko, gdyż będzie nas więcej.
Miss Fielding pobladła.
— Miss Moore na pewno nie życzy go sobie — rzekła zgryźliwie.
— Przykro mi zatem — ozwał się Fielding, nie zbity z tropu — że będzie zmuszona jakoś ścierpieć go
dzisiaj. Umówiłem się z nim wcześniej i muszę go zabrać.
— Ty zawsze o tym myślisz, by wyrządzić mi przykrość — żachnęła się Wera.
Fielding po tych słowach skrzywił się groźnie, ale opanował ostatecznie wybuch wściekłości. Sam
tego dnia kierował swym autem. Jechali otwartym wozem. Zwrócił się nagle twarzą do Julii.
— Czy zgodzi się pani, by zająć wraz z Greenem miejsca z tyłu? Julia w tej chwili zmieszała się
dziwnie. Przempgła się jednak
i w końcu rzuciła:
— Oczywiście, że się zgodzę. Przytaknął jej żywo z uśmiechem na twarzy.
— Usiądź więc przy mnie — przemówił do Wery. — Nie będziemy tej sprawy już więcej roztrząsać.
— To naprawdę okropne — skrzywiła się Wera. Wyglądała w tej chwili jakby chciała zapłakać.
— Ależ uspokój się, dziecko — ozwał się Fielding. — Czy nie pomyślałaś jeszcze o tym, że i ja
pragnąłbym raz mieć żonę przy sobie?
Nie pomyślała widocznie, gdyż obrzuciła go nagle spojrzeniem pełnym zdumienia i uległa mu w
końcu, jakby zabrakło jej tchu do dalszych dyskusji.
Usadowił ją teraz i okrył starannie podróżną derką. Wera po chwili przechyliła się lekko i spojrzała mu
w oczy. Podniósł głowę.
— Dobrze? — zapytał.
— Dobrze — odrzekła. — Dziękuję bardzo.
Julia zajęła miejsce za nimi. Odczuła w tej chwili dziwną ulgę. Fielding istotnie zaczął się zmieniać.
Auto pomknęło gładką szosą i wkrótce stanęło przed bramą szkoły. Green już czekał.
Podbiegł naprzód, ujrzawszy Fieldingów, powitał ich żywo i jednym susem skoczył do auta.
— Dobry wieczór, miss Moore — odezwał się radośnie. Uścisnął silnie podaną mu dłoń i opadł z
rozmachem na drugie
siedzenie. Auto ruszyło.
— To dopiero rozkosz! — zaśmiał się żywo. — Ale niełatwo mi to przyszło. Musiałem poprosić
Ashcotta o zastępstwo. Da sobie radę. Mecz dzisiejszy nie należy do trudnych.
— Niech się pan okryje derką — rzekła Julia, usiłując pokonać swą nadmierną radość.
Green bez namysłu skorzystał z propozycji, ale w tym tylko celu, by pod osłoną derki ponownie
pochwycić dłoń towarzyszki.
Szarpnęła się żywo, jakby pragnąc mu ją wydrzeć, ale on był nieczuły, uśmiechnął się nawet, widząc
jej bezradność. Rozmawiał jednak dalej, jakby nic się nie zdarzyło, rad, że Fieldingowie nie zwracali
się ku nim.
Nie upłynęła godzina, gdy auto wjechało do parku Burchestra. Park tego dnia był na oścież otwarty,
pałac był tak samo dostępny dla wszystkich. Zewsząd cisnęły się tłumy ludzi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin