Gordon Lucy - W cieniu złotej góry(1).pdf

(562 KB) Pobierz
40029411 UNPDF
LUCY GORDON
W cieniu
złotej góry
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Angie, taksówka czeka! - zawołała zdesperowana Heather
po raz kolejny.
- Jestem gotowa! - odkrzyknęła Angie nie całkiem zgodnie
z prawdą. Musiała jeszcze przyczernić rzęsy i delikatnie pod­
kreślić wargi. Nigdy nie wyszłaby z domu, nie mając pewności,
że wygląda idealnie. Nawet jeśli czas naglił tak jak teraz.
Taksówka od dziesięciu minut stała w ulewnym deszczu
przed domem, w którym mieszkały obie dziewczyny. Kierowca
już dawno zniósł ostatnią walizkę i tylko Heather została przed
drzwiami, wołając niecierpliwie w głąb domu:
- Angie! Taksówka!
- Wiem, wiem! - krzyknęła Angie.
- Wołam cię od godziny, a ty nic!
- Idę, idę... - mruknęła Angie pod nosem.
Czy wszystko zabrałam? No cóż, i tak już za późno. Jeszcze
chwila, a ona mnie zamorduje.
- Powiedz taksówkarzowi, żeby zajął się bagażami!
- krzyknęła głośno do Heather.
- Już dawno są w bagażniku! - W głosie przyjaciółki sły­
chać było desperację. - Angie, jadę na Sycylię, żeby wyjść za
mąż i, jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym zdążyć na
własne wesele!
- Przecież to dopiero za tydzień, prawda? - Angie właśnie
pojawiła się na schodach.
6
W CIENIU ZŁOTEJ GÓRY
- Tak, ale to wcale nie znaczy, że możemy się teraz spóźnić
na samolot.
Dzień był wprost idealny, żeby opuścić Londyn - lało jak
z cebra. Dziewczyny rzuciły się pędem w stronę taksówki. Do­
padły samochodu, ledwo powstrzymując wybuch radości -
uciekały stąd, jechały ku słońcu, były młode i szczęśliwe, a jed­
na z nich wychodziła za mąż. Życie było piękne, mimo że padał
deszcz.
- Popatrz tylko, widziałaś kiedyś taką ulewę? - Angie za­
trzasnęła drzwi taksówki. - Jak to dobrze, że już jedziemy!
- Spostrzegłszy jednak wymowne spojrzenie Heather, dodała
pośpiesznie: - Bardzo cię przepraszam, że musiałaś na mnie tak
długo czekać.
- Jak to się stało, że zostałaś lekarzem? Ciągle nie mogę w to
uwierzyć. Jesteś najbardziej niezorganizowaną osobą, jaką
znam.
- Ale nie jestem niezorganizowanym lekarzem - odparła
Angie, zresztą zgodnie z prawdą. - Tylko w życiu prywatnym
przejawiam skłonności do... no sama wiesz.
- No właśnie, do lekkomyślności.
Angie przeciągnęła się z błogim uśmiechem.
- Oj, naprawdę potrzebuję wakacji. Jestem wykończona.
Mieszkały razem od sześciu lat. Heather była z natury
skromna, spokojna i cicha. Zgodnie z zasadą przyciągania się
przeciwieństw, jej najlepszą przyjaciółką została właśnie Angie,
dusza towarzystwa, dla której świat mężczyzn istniał tylko po
to, by dostarczać jej rozrywki. Teraz także już sobie wyobrażała
wszystkie przyjemności, jakie ją czekają na Sycylii.
- Słońce, lazur morza, kilometry piaszczystych, złotych
plaż, no i ci fantastyczni, młodzi Sycylijczycy. A każdy z nich
wygląda jak D.S. albo co najmniej jak S.K.
Angie dzieliła mężczyzn na dwie kategorie: D.S., co ozna-
W CIENIU ZŁOTEJ GÓRY
7
czało „demona seksu", oraz S.K., czyli „smaczny kąsek". Na ile
Heather rozeznawała się w tej klasyfikacji, do kategorii D.S.
należeli ci, którzy robili wrażenie od pierwszego spojrzenia,
podczas gdy egzemplarze S.K. charakteryzowały się większą
subtelnością i były bardziej intrygujące. Sama Angie doskonale
łączyła w sobie cechy obu kategorii, dlatego też czuła się upraw­
niona do wydawania takich sądów.
- To twoje S.K. zabrzmiało niemal jak „ubogi krewny" -
zaoponowała Heather.
- Wcale nie, tylko praca nad takim egzemplarzem wymaga
czasu. A ja go nie mam. D.S. jest lepszy na krótki flirt.
- Pamiętaj, tym razem bądź grzeczna!
- Nie ma mowy - odparła Angie. - Nie po to jadę na waka­
cje, żeby być grzeczną, tylko po to, żeby się opalić, zakochać
i zasmakować miejscowych atrakcji. I zachowywać się skanda­
licznie. Inaczej podróż nie miałaby sensu!
Patrząc na Angie, łatwo można było dać wiarę jej słowom.
Była filigranową blondynką o błękitnych oczach - miała zale­
dwie sto pięćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu. Z natury
romantyczna i impulsywna, niezwykle łatwo się zadurzała.
A ponieważ wyglądała jak rusałka na leśnej polanie - jak ją
określił jeden z zakochanych po uszy adoratorów - często
wzbudzała namiętność u mężczyzn. W rezultacie, po serii gwał­
townych, choć równie przelotnych związków, Heather nazwała
przyjaciółkę „flirciarą".
To wszystko były jednak pozory. Romanse doktor Angeli
Wendham miały krótkotrwały charakter tylko dlatego, że jej
jedyną miłością była praca. W tej płochej osóbce krył się pra­
wdziwy mózgowiec, który z wyróżnieniem ukończył akademię
medyczną. Po studiach Angie odbyła czteroletnie praktyki me­
dyczne, między innymi w pogotowiu, gdzie miała do czynienia
nie tylko z ofiarami wypadków, ale też z pijaczkami i różnymi
8
W CIENIU ZŁOTEJ GÓRY
rzezimieszkami. Dzięki tym doświadczeniom potrafiła poradzić
sobie niemal w każdej trudnej sytuacji.
Teraz jednak myślała wyłącznie o zabawie. Heather jechała,
by wyjść za mąż za Lorenza Martelli, Sycylijczyka, Angie zaś
miała być jej druhną. A ponieważ były to jej pierwsze wakacje
od bardzo, bardzo dawna, postanowiła bawić się do upadłego.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed lotniskiem, deszcz cią­
gle padał. Dziewczęta ruszyły pośpiesznie do sali odlotów, pcha­
jąc przed sobą wózek obładowany głównie bagażami Angie.
Dziewczyna była świadoma swojej urody i zgrabnej figury, któ­
rą potrafiła w dodatku umiejętnie podkreślić ubiorem, więc nie
żałowała pieniędzy na stroje.
Deszcz przybrał jeszcze na sile, gdy samolot wznosił się ku
niebu. Po chwili jednak przebili się przez warstwę chmur
i wszystko wokół zalało słońce. Dziewczęta przylgnęły do okna.
- Zakochałaś się po uszy, gdy tylko spuściłam cię z oka - ode­
zwała się Angie. - To o wiele bardziej pasowałoby do mnie.
- Rzeczywiście. Nie było to w stylu odpowiedzialnej reali­
stki, za którą zawsze się uważałam - zadumała się Heather.
- Nagle pakuję manatki i przeprowadzam się do innego kraju,
praktycznie do innego świata.
Angie dyplomatycznie zachowała milczenie. Wciąż niepo­
koiła ją myśl o poprzednim związku Heather, który zakończył
się tak pechowo. Peter zerwał z nią tydzień przed ślubem, po
roku narzeczeństwa.
- To żaden odwet - powiedziała Heather, jakby czytając
w jej myślach. - Kocham Lorenza i zamierzam być z nim bar­
dzo szczęśliwa na Sycylii.
- Masz rację. Nowe, cudowne życie. - Na twarzy Angie
igrał na poły filuterny, a na poły niewinny uśmiech. - Mówiłaś,
że Lorenzo ma dwóch braci, prawda?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin