Andre Norton Opowieci ze wiata czarownic Tom 2 Przedmowa 3 Clare Bell Polowanie na córkę lorda Etsaliana 4 Ginger Simpson Curry Węże morskie z Doliny Domnu 12 Geary Gravel Stara Ropucha 23 S.N.Lewitt Osšd Geary 43 Jacqueline Lichtenberg Przez księżycowš Bramę 52 Brad i Cynthia Linawearer Wyniony klejnot piratów 52 A.R.Major La Verdad: Magiczny miecz 52 Patricia Show Mathews Ciemnoć nad Mirholdem 52 Shirley Meier Pawie oczka 52 Sandra Wiesel Solny ogród 52 Ann Miller Kamienie Sharnonu 52 Diana L. Paxson Bohaterowie 52 Susan Schwartz Nieudany obrzšdek 52 Melinda M.Snodgrass Dni. Których jeszcze nie znamy 52 Lisa Swallow Synowie S'Olcariasa 52 David Wind Strażnik na Krańcu wiata 52 Rose Wolf Królowe przechodzš przez Bramę 52 Przedmowa Powołałam do życia wiat Czarownic, mylšc tylko o jednej ksišżce. Gdy praca nad niš dobiegła końca, zaczęłam jednak sama sobie zadawać coraz więcej pytań dotyczšcych przeszłoci, teraniejszoci i przyszłoci tego wiata. Najwidoczniej nie byłam jedynš osobš, która czuła głód wiedzy na ten temat, bo wkrótce zaczęłam dostawać listy od czytelników, w których powtarzało się pytanie: co dalej? ródłem całej tej historii był fragment, majšcy stać się poczštkiem powieci historycznej o krzyżowcach, którzy zamiast powrócić do Europy, osiedlili się na Bliskim Wschodzie, zakładajšc tam sobie małe gospodarstwa. Rozwinięcie tego pomysłu dało mi sposobnoć do zapoznania się z opowieciami z tamtych czasów i nauczenia się czego więcej o strukturze społeczeństwa tego okresu. Wiedza ta zwišzana była z folklorem, balladami (Czarodziej ze wiata Czarownic oparty jest na Childe Roland) i okultyzmem. Z tej mieszanki piorunujšcej zaczęło powstawać coraz więcej opowieci o przygodach ludzi, którzy pod koniec drugiej z kolei ksišżki postanowili wieć samodzielne życie. Wiele historii zostało zaczerpniętych z ludowych podań, podczas gdy materiały dotyczšce okultyzmu zawdzięczam głównie współczesnym opisom i teoriom, zielarstwa, czarnej i białej magii, itp. Wyżyna Hallack narodziła się w Roku Jednorożca, który z kolei korzeniami sięgał Pięknej i bestii. Póniej mieszkańcy Krainy Dolin zaczęli się upominać o należne im miejsce w utworach. I nagle miałam do dyspozycji dwa kontynenty i kilka stuleci, o których należało opowiedzieć czytelnikom. Kiedy Opowieci ze wiata Czarownic zostały poczęte, zapragnęłam się dowiedzieć, co inni pisarze mogliby dodać do tej historii. Niewštpliwie stworzyliby miejsca, których istnienia do tej pory nie podejrzewałam: nie znane mi białe plamy. Tak włanie się stało. Nowe wiatło rzucone na starš historiš sprawiło, że rozbłysła ona życiem. Mielimy Sokolników mówišcych wreszcie własnym głosem, Wilkołaki i Damy, niebezpieczne zaklęcia, wojowników ożywajšcych zarówno na Wyżynie Hallack, jak i w Estcarpie. Z wielkš przyjemnociš zebrałam wszystkie te nowe spojrzenia na wiat, który kochałam tak długo. Tak więc jestem bardziej niż zadowolona z tego, że mogę przekazać innym tę bogato zdobionš i rozszerzonš wersję wiata Czarownic. ANDRE NORTON Clare Bell Polowanie na córkę lorda Etsaliana Ostry wiatr znad wzgórz zawirował wokół koniuszków moich uszu. Przed sobš miałam przysypane niegiem lady swych ofiar: lorda Etsaliana i jego córki. Czytałam z nich, w jaki sposób tych dwoje walczyło z wznoszšcymi się pagórkami bieli, podczas gdy ja, na swoich szerokich łapach poroniętych od spodu sztywnym futrem lizgałam się po szczytach. Nie zwalniajšc kroku opuciłam pysk żeby przyjrzeć się ich zmaganiom. Buty mężczyzny wyżłobiły w niegu głębokie dołki. lady jego córki były mniejsze i nieregularne, tak jakby zaczęła się potykać. Tutaj płaszcz wlókł się za niš i zahaczył o ciernie, zostawiajšc karmazynowy skrawek materiału. Przeszłam obok, podwijajšc koniec swego długiego ogona. Etsalian zapewne nie zauważył zdradliwego skrawka, bo inaczej usunšłby go. Wiedziałam, że już zaczšł podejrzewać, iż jestem czym więcej niż tylko bardzo głodnym nieżnym kotem; zdradziła mnie lepa nienawić z jakš go cigałam. Czy ów władca Estcarpu wiedział, że moje łapy były niegdy szorstkimi od pracy rękami gospodarskiego popychadła, a oczy wodziły za nim w czasie zabaw? Czy wiedział, że to, co trawiło mój mózg i trzewia, nie było płomieniem głodu, lecz rozognionš żšdzš zemsty? Kroczyłam dalej, czujšc siłę swych lędwi i ostroć kłów w paszczy. Ja, Megarti, poczštkujšca Czarownica, pozbawiona ludzkie postaci, nie wzbudziłabym męskiego pożšdania. Żaden pijany pan nie mógł już pochwycić mnie i zwišzawszy, poczynać sobie rozpustnie i zuchwale niczym z dziwkš z karczmy. Moje uszy drżały, gdy szłam. Na samo wspomnienie o tamtej chwili ogon poruszał się wciekle do przodu i do tyłu. Krzyczałam głono, gdy mnie gwałcono, ale to nie był ten najgorszy ból - o nie. Tym, co bolało najbardziej, była utrata daru, którego w tamtej chwili zostałam pozbawiona. Pozostało tylko krwawišce ciało. A przecież miałam być Czarownicš! Wtedy gdy Etsalian mnie posiadł, i póniej, gdy rzucił jak zużytš szmatę pomiędzy swych pijanych żołdaków, ogłaszał zwycięstwo nad czarami. Tamci byli potrzebni tylko po to, by nabrać pewnoci, że moja Moc rzeczywicie została unicestwiona. Czy wiedział, że okradajšc mnie z mego daru, zadał równoczenie bolesny cios Radzie Czarownic, która chroniła Estcarp? Co prawda nie byłam jeszcze Adeptkš, a zaledwie nowicjuszkš, której zdolnoci dopiero zaczęły się budzić, ale wydarzyło się to w roku napaci na Karsten i zamknięcia Granicy. Siły Rady, a w rzeczywistoci wszystkich Czarownic w Estcarpie zostały poważnie nadwerężone. Wczeniej można było nie dostrzec braku współdziałania z mojej strony, teraz jednak dotkliwie odczuto tę stratę. Tej straszliwej nocy mogłam być zadowolona tylko z tego, że Etsalian nie znał ani mego imienia, ani mojej rodziny; wiedział jedynie, iż pochodzę ze Starej Rasy. wiatła w karczmie były słabe, a lord tak pijany, że nie zapamiętał twarzy dziewczyny, której zadał gwałt. Wiedzšc o tym, zatrudniłam się w jego domostwie jako zwykłe popychadło. Miesišce i lata cierpienia i oczekiwania dłużyły się niesłychanie. W tym czasie dowiedziałam się, że Etsalian miał kiedy żonę, która umarła młodo, zostawiajšc tylko jedno dziecko - córkę. Miłował Chrinę ponad wszystko. Zrazu cynicznie mylałam, że jego przywišzanie do niej wynikało po prostu z poczucia własnoci -jak u kogo, kto ma przywilej posiadania rzadkiego kamienia szlachetnego. Ale potem, ku swemu zdziwieniu, spostrzegłam, że jego miłoć była prawdziwa i odkryłam, w jaki sposób mogę go głęboko zranić. Trzask pokrytych lodem gałęzi spłoszył mnie. Wiatr chłostał sosny na stoku góry. Nawałnica przerodziła się w nieżycę, stajšc się sprzymierzeńcem w polowaniu, spowalniajšc wędrówkę moich ofiar. Ze ladów Etsaliana i Chriny wynikało, że potykali się i grzęli; miejscami dwa lady zlewały się w jeden. Mylałam o tym, jak musieli tulić się do siebie, jak lord osłaniał własnym ciałem swš dziesięcioletniš córkę owiniętš jego płaszczem. Tych dwoje należało teraz do mnie. Etsalian i Chrina nie mieli widoków na wybawienie, ponieważ zmyliłam drogę strażnikom, którzy mieli ich chronić, i spłoszyłam konie. Moja żšdza zemsty wzrosła, gdy usłyszałam przed sobš odgłos kroków. Postanowiłam zaatakować z góry. Porzuciłam szlak i okršżyłam swš zdobycz, szukajšc jakiego wystajšcego konaru, z którego mogłabym rzucić się w dół, zanim Etsalian zdołałby wycišgnšć miecz. Idšc mylałam o Toriswithe - mojej siostrze. Czy to ona mi pomogła, sprowadzajšc tę nawałnicę z północy? Dobrze wiedziałam, że nie nadeszła jeszcze pora zimowych zawieruch; musiał wiedzieć o tym również Etsalian - inaczej nie wybrałby się w podróż w te góry. Toriswithe. Mogłam zawsze liczyć na jej pomoc dzięki więzom krwi i temu, że kiedy miałam dar. Powstrzymywały mnie nieco wstyd i zazdroć - wszak ona zachowała swoje zdolnoci i doprowadziła do ich rozkwitu. Ja, dopuszczajšc do tego, by mnie zniewolono, zobaczyłam tylko otwarcie się kwiatu tuż przed jego zwiędnięciem. Spotkałymy się zaledwie wczoraj w jaskini niedaleko szlaku. Toriswithe poszła pierwsza, by poczynić przygotowania. Ja przybyłam póniej. Kiedy dotarłam do umówionego miejsca, na ziemi nie było niegu. Widziałam tylko obumarłe licie zesztywniałe od kryształków lodu. W pobliżu wejcia, na skrawku oszronionego błotnistego gruntu, widniały lady nieżnego kota. Ostrożnie schyliłam się pod ocienionym występem na progu jaskini. Wybrawszy drogę przez kamienne podłoże, doszłam do pomarańczowego kręgu rzucanego przez ogień. Toriswithe wyszła mi na spotkanie spoza blasku. Była ubrana w prostš suknię podtrzymywanš w talii przez srebrnš klamrš. Jednš rękę położyła na prymitywnie ociosanej klatce obwišzanej skórzanymi rzemieniami. Uwięziony w rodku nieżny kot strzygł uszami, przeszywajšc mnie spojrzeniem swych lodowatozielonych oczu. Kiedy kot warczšc obnażył zęby, wzdrygnęłam się. - Boisz się bestii? - spytała Toriswithe. - Tak. - Nie mogłam pozbyć się drżenia głosu. - Ale włanie niš chcesz się stać. - Czyżby próbowała mi to odradzić? - Nie, Megarti. - Jej głos złagodniał. - Chcę ci jedynie uwiadomić, na co się porywasz. Uklęknij przed klatkš. Uczyniłam to; miałam teraz nieżnego kota tuż przed oczami. Kiedy, gdy jeszcze posiadałam cudowny dar, odczuwałam pokrewieństwo ze zwierzętami i rozumiałam ich myli. Teraz nie zostało mi nic oprócz determinacji. Przez z grubsza ociosane kraty klatki wpatrywałam się w oczy nieżnego kota, próbujšc dojrzeć co poza zimnym spojrzeniem drapieżnika. Lecz co spodziewałam się tam znaleć? I czy potrafiłabym być równie bezlitosnym myliwym? Łšczyła mnie z bestiš żšdza zemsty. - W jaki sposób sprowadziła tutaj to zwierzę? - spytałam, zastanawiajšc się, czy złapała stworzenie sama, czy zapłaciła łowcom. Toriswithe umiechnęła się z pogardš. - Zapomniała, że dar daje władzę nad ...
kindel24.3