Oczy ciemnosci - KOONTZ DEAN R.txt

(465 KB) Pobierz
KOONTZ DEAN R





Oczy ciemnosci





DEAN KOONTZ





Z angielskiego przelozyl ARTURLESZCZEWSKI





Tytul oryginalu:





THE EYES OF DARKNESS





Copyright (C) Leigh Nichols 1981Copyright (C) Nkui Inc. 1996

All rights reserved

Polish edition copyright (C) Wydawnictwo Albatros A. Kurytowicz 2009

Polish translation copyright (C) Artur Leszczewski 2009

Redakcja: Joanna Morawska

Projekt graficzny okladki i serii: Andrzej Kurytowicz Sklad: Laguna

ISBN 978-83-7359-834-8

Dystrybucja

Firma Ksiegarska Jacek Olesiejuk

Poznanska 91, 05-850 Ozarow Maz.

t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009

www.olesiejuk.pl

Sprzedaz wysylkowa - ksiegarnie internetowe

www.meriin.pl

www.empik.com

www.ksiazki.wp.pl





WYDAWNICTWO ALBATROS

ANDRZEJ KURYLOWICZ





Wiktorii Wiedenskiej 7/24, 02-954 Warszawa2009. Wydanie I

Druk: B.M. Abedik S.A., Poznan





Dedykuje te lepsza wersje Gerdzie,





z wyrazami milosci.





Po pieciu latach,





kiedy zblizam sie do konca poprawianiatych wczesnych





wersji, ktore pisalem podpseudonimem,





zamierzam wziac sie do pracy nad soba.





Pamietajac, ile mam do zrobienia,





postanowilem nazwac ten nowy projekt





planem stuletnim.





Wtorek30 grudnia





1





We wtorek, szesc minut po polnocy, kiedy Tina Evans wracala z proby nowego przedstawienia, zobaczyla swojego syna Danny'ego w obcym samochodzie. Problem w tym, ze Danny nie zyl od ponad roku.Tina zatrzymala sie dwie przecznice od domu przed calonocnym sklepem, zeby kupic karton mleka i bochenek pelno-ziarnistego chleba. Zaparkowala samochod na oswietlonym zoltym swiatlem sodowych lamp miejscu, tuz za lsniacym chevroletem kombi w kremowym kolorze. Chlopiec siedzial na przednim siedzeniu, czekajac na kierowce, ktory robil zakupy w sklepie. Tina widziala tylko fragment profilu jego twarzy, ale az zamarla, gdyz rozpoznala syna.

Danny.

Chlopiec mial jakies dwanascie lat, tyle samo co Danny. Geste czarne wlosy Danny'ego, nos Danny'ego i delikatny zarys szczeki, zupelnie jak Danny.

Wyszeptala imie syna, jakby obawiala sie, ze sploszy te piekna zjawe glosniejszym slowem.

Nieswiadom, ze jest bacznie obserwowany, chlopiec podniosl dlon do ust i ugryzl zgiety kciuk. Danny zaczal podobnie gryzc palec jakis rok przez smiercia. Tinie nigdy nie udalo sie go odzwyczaic od tego brzydkiego nawyku.

Patrzac na dziecko, odniosla wrazenie, ze podobienstwo do Danny'ego nie jest przypadkowe. Nagle poczula w ustach suchosc i kwasny smak, a serce zabilo jej gwaltownie. Nigdy nie pogodzila sie ze smiercia syna, poniewaz nigdy nie chciala - nawet nie probowala - sie z nia pogodzic. Przez to podobienstwo chlopca do Danny'ego zaczela snuc fantazje, ze jej syn nie umarl.

Moze... moze ten chlopiec to naprawde Danny. Czemu nie? Im bardziej o tym myslala, tym mniej szalona wydawala sie ta mysl. Nigdy nie widziala jego zwlok. Policja i wlasciciel zakladu pogrzebowego poradzili jej, zeby nie ogladala ciala, ktore zostalo wyjatkowo okaleczone i znieksztalcone. Zalamana i nieprzytomna z bolu poszla za ich rada. W czasie pogrzebu trumna byla zamknieta. Moze jednak doszlo do pomylki przy identyfikacji zwlok. Moze Danny nie zginal w wypadku. Moze doznal jedynie niewielkiego urazu glowy, ktory jednak wywolal amnezje. No wlasnie. Amnezja. Moze odszedl od rozbitego autobusu i zostal znaleziony wiele mil dalej bez dokumentow, a nie umial powiedziec, kim jest i skad przyszedl. Przeciez to zupelnie mozliwe, czyz nie? Widziala podobne historie w filmach. Na pewno amnezja. Wyslali go pewnie do jakiejs rodziny zastepczej i Danny zaczal nowe zycie. A teraz siedzi w kremowym chevrolecie, los rzucil go na jej droge przez przypadek i...

Chlopiec poczul na sobie jej spojrzenie i odwrocil sie. Tina wstrzymala oddech. Kiedy patrzyli na siebie przez okna samochodow w tym dziwnym, zoltym swietle, miala uczucie, ze lacza sie ze soba ponad przepascia czasu i przeznaczenia. Banka uludy szybko jednak pekla, poniewaz to nie byl Danny.

Odwrocila wzrok i spojrzala na dlonie, ktore zacisnela tak mocno na kierownicy, ze az ja palce bolaly.

-Cholera.

Rozzloscila sie na siebie. Uwazala sie za twarda, kompetentna, mocno stapajaca po na ziemi kobiete, ktorej nic nie zbije z tropu, a okazalo sie, ze nie potrafi pogodzic sie ze smiercia syna.

W pierwszym okresie, kiedy minal szok po pogrzebie, zaczela radzic sobie z trauma. Stopniowo, po trochu kazdego dnia, zostawiala Danny'ego za soba. Nie obylo sie bez bolu, poczucia winy, ciaglych lez i rozgoryczenia, ale jednoczesnie walczyla stanowczo i z determinacja. Przez ostatni rok zaczela robic kariere, gdyz z zapamietaniem oddala sie ciezkiej pracy, ktora dzialala jak morfina; czekala, az rana calkiem sie zasklepi.

Kilka tygodni temu zaczela jednak staczac sie w ten koszmarny stan, ktory ogarnal ja po otrzymaniu wiadomosci o wypadku. Jej odrzucenie rzeczywistosci bylo rownie silne jak irracjonalne. Znowu odnosila wrazenie, ze jej dziecko zyje. Czas powinien byl odgrodzic ja od bolu, ale nic z tego, w ostatnich dniach zatoczyla pelne kolo i znow pograzyla sie w nieutulonym zalu. Chlopiec w kombi przed nia nie byl pierwszym dzieckiem, ktore wziela za Danny'ego. W ostatnich tygodniach widziala syna w innych autach, wsrod dzieci bawiacych sie na boiskach szkolnych, obok ktorych przejezdzala, na ulicach i w kinie.

Nawiedzal ja takze sen, w ktorym Danny wciaz zyl. Za kazdym razem, przez kilka godzin po obudzeniu, brakowalo jej sil, zeby zmierzyc sie z prawda. Wmawiala sobie, ze sen jest zapowiedzia powrotu syna, ktory w jakis sposob przezyl i ze wkrotce bedzie mogla go wziac w ramiona.

Byla to piekna fantazja, ale nie mogla zyc nia zbyt dlugo. Chociaz bronila sie przed ponura prawda, rzeczywistosc w koncu wygrywala, a ona zalamywala sie, gdyz musiala przyznac, ze sen nie jest zadna zapowiedzia. Jednoczesnie wiedziala, ze kiedy znowu jej sie przysni, znajdzie w nim pokrzepienie, jak wielokrotnie wczesniej.

To nie bylo dobre.

To chore, skarcila sie w duchu.

Podniosla wzrok i zobaczyla, ze chlopiec w kombi wpatruje sie w nia uwaznie. Ze zloscia przyjrzala sie swoim zacisnietym dloniom i puscila kierownice.

Slyszala, ze zal potrafi doprowadzic czlowieka do obledu, i swiecie w to wierzyla. Nie zamierzala dopuscic, zeby ja to spotkalo. Musi byc twarda dla siebie, zeby nie stracic kontaktu z rzeczywistoscia - nawet jesli nie bedzie to przyjemne. Trzeba odegnac nadzieje.

Kochala Danny'ego jak nikogo na swiecie, ale on odszedl. Zgnieciony na smierc wraz z czternastoma innymi chlopcami w czasie wypadku autobusowego. Jedna z ofiar wiekszej tragedii. Zmasakrowany nie do poznania. Martwy.

Zimny.

Rozkladajacy sie.

W trumnie.

Pod ziemia.

Na zawsze.

Dolna warga zaczela jej drzec. Chciala plakac, lzy przynioslyby ulge, ale sie nie rozplakala.

Chlopiec w chevrolecie przestal sie nia interesowac. Znowu spogladal w strone drzwi do sklepu i czekal.

Tina wysiadla z hondy. Nocne powietrze bylo przyjemnie chlodne i suche jak na pustyni. Wziela gleboki oddech i weszla do sklepu, gdzie panowalo przenikliwe zimno, a ostre swiatlo fluorescencyjne, nie sprzyjalo fantazjowaniu.

Kupila karton odtluszczonego mleka i bochenek porcjowanego, dietetycznego pelnoziarnistego chleba. Nie byla juz tancerka; teraz pracowala za kurtyna w dziale produkcji, ale zarowno jej organizm, jak i psychika najlepiej sie czuly, kiedy wazyla nie wiecej niz w czasach, gdy wystepowala.

Piec minut pozniej dotarla do domu. Mieszkala w skromnym domku w cichej okolicy. Galezie drzewek oliwnych i krzewow herbacianych leniwie szumialy w bryzie z pustyni Mojave.

W kuchni Tina zrobila dwa tosty. Posmarowala je cienka warstwa masla orzechowego, nalala sobie szklanke odtluszczonego mleka i usiadla do stolu.

Tost z maslem orzechowym nalezal do przysmakow Dan-ny'ego, nawet kiedy byl jeszcze malutki i bardzo grymasil przy jedzeniu. Mowil o nim: "Kanapka z paslem osechowym".

Zamknela oczy i zula powoli; widziala syna oczami wyobrazni - trzylatek z buzia wymazana maslem orzechowym usmiecha sie do niej i prosi: "Jesce pasla osechowego".

Otworzyla gwaltownie oczy, poniewaz obraz byl tak sugestywny, ze bardziej przypominalo to wizje niz wspomnienie. Nie chciala pamietac tego tak dokladnie.

Bylo juz za pozno. Poczula ucisk w piersiach i polozyla glowe na stole. Rozplakala sie.





* * *





Tej nocy Tinie znowu sie snilo, ze Danny gdzies zyje. Uratowany, w jakis cudowny sposob. Potrzebuje jej.We snie stal na krawedzi urwiska, a Tina po drugiej stronie przepasci. Danny ja wzywal. Byla zrozpaczona, poniewaz nie wiedziala, jak sie do niego dostac. Jednoczesnie z kazda chwila niebo robilo sie coraz ciemniejsze; masywne chmury burzowe, niczym piesci niebianskich gigantow, wyciskaly z dnia ostatnie promienie swiatla. Nawolywania Danny'ego i jej odpowiedzi stawaly sie coraz bardziej przejmujace, poniewaz czuli, ze musza odnalezc sie przed zapadnieciem zmroku lub pozegnac na zawsze. W nadchodzacej nocy cos czekalo na chlopca, cos przerazajacego, co porwie go, jesli tylko zostanie sam. Nagle niebo przeciela blyskawica, chwile pozniej przetoczyl sie odglos grzmotu i noc zakryla sie zaslona tak doskonala, ze zdawala sie nieskonczona czernia.

Tina Evans usiadla na lozku pewna, ze slyszala jakis odglos w domu. Nie chodzilo wcale o uderzenie pioruna w jej snie. Dzwiek, ktory ja obudzil, byl prawdziwy.

Nasluchiwala uwaznie gotowa zrzucic koldre i wyskoczyc z lozka. Wszedzie panowala cisza.

Powoli wrocily watpliwosci. Ostatnio byla wyjatkowo nerwowa i to nie pierwsza noc, kiedy czula, ze do jej domu ktos sie zakradl. W ostatnich dwoch tygodniach cztery czy piec razy wyjmowala pistolet z szafki nocnej i...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin