Philip Mercer #3 Kamien Meduzy - DU BRUL JACK.txt

(766 KB) Pobierz
JACK DU BRUL





Philip Mercer #3 KamienMeduzy





Tytul oryginalu The Medusa Stone





Lou,mojej redaktorce, mojej partnerce w podrozach,

mojej najlepszej przyjaciolce, mojej matce



PRZYLADEK KENNEDYEGO, FLORYDA, PAZDZIERNIK 1989

Siedzacy od trzech godzin w pollezacej pozycji i przypiety pasami do dwoch milionow kilogramow materialow wybuchowych kapitan Sil Powietrznych Len Cullins sluchal niecierpliwie monotonnego mamrotania pracownika prowadzacego start. Przypuszczal, ze brak emocji w jego glosie ma dodawac otuchy zalodze promu, ale jego bardzo to irytowalo. Dwie minuty przed pierwszym lotem w kosmos Cullins wciaz wyobrazal sobie, ze siega przez lacze radiowe i dusi prowadzacego, przebywajacego w klimatyzowanym centrum kontroli kilka kilometrow dalej. Usmiechnal sie na te mysl pod oslona helmu.

-"Atlantis", tu kontrola. Cisnienie H-dwa w zbiorniku w porzadku. Przygotowac sie do odpalenia. Odbior.

-Potwierdzam, kontrola. Przygotowujemy sie do odpalenia. Bez odbioru - odparl Cullins.

Sekundy mijaly powoli, a kontrola naziemna i Cullins recytowali przygotowany tekst, zupelnie nieoddajacy dramatyzmu tego, co mialo sie wydarzyc. Za zaroodpornymi oknami promu wschodnia Floryde spowijal czarny calun nocy. Gwiazdy mrugaly, a Cullins wiedzial, ze za kilka minut ich dosiegnie.

-Odpalajcie te swiece, na milosc boska - mruknal.

-"Atlantis", przejmuja was komputery pokladowe. Odbior.

-Potwierdzam.

Kiedy kontrola w koncu dobrnela do ostatnich sekund odliczania, Cullins nie slyszal juz szumu pomocniczych jednostek zasilajacych ani wentylatorow i silnikow znajdujacych sie w kabinie. Dla niego te ostatnie chwile uplynely w calkowitej ciszy.

-Piec... cztery... zaplon glownego silnika...

W ciagu jednej trzeciej sekundy glowne silniki promu rzygnely milionami kilogramow ciagu; bialy plomien wylotowy rozzarzyl metalowa platforme startowa 39A. Cala ta moc zdolala jednak tylko zakolysac promem w mocowaniach - kosmonauci nazywali to brzdeknieciem. Ze swojego fotela pilota Cullins nie widzial jeszcze blasku kontrolowanej detonacji plynnego tlenu i wodoru stanowiacych ich paliwo, ale huk towarzyszacy zaplonowi mocno wstrzasal calym promem. Przez chwile zastanawial sie, w co sie, u diabla, wpakowal.

-Trzy... dwa... jeden...

Gdy prom wyprostowal sie z przewidywanego przechylu, odpalily dodatkowe rakiety na paliwo stale. Kazda z nich generowala ciag ponad dwa razy wiekszy niz wewnetrzne silniki promu. Len Cullins i pozostali trzej czlonkowie zalogi poczuli sie, jakby rozpedzeni zderzyli sie ze sciana. W chwili odpalenia pod dysze promu wlaly sie tysiace litrow wody, aby zredukowac straszliwe wibracje wywolywane przez silniki. Woda zmienila sie w kleby pary, w ktorych odbijal sie ogniscie zolty plomien wylotowy.

-I jest start! - Co ty, kurwa, powiesz!

W piec sekund prom opuscil wieze startowa; wygladalo to, jakby nad Floryda na dlugo przed wschodem slonca wstal swit. Prom unosil sie znad mangrowych bagien na plomienistym ogonie plazmy, rozcinajacym noc jak noz. Energia chemiczna przeksztalcala sie w kinetyczna tak szybko, ze czterdziesci piec sekund po starcie zostala przekroczona bariera dzwieku, a kilka chwil pozniej jej dwukrotnosc. Po dwoch minutach rakiety dodatkowe wypluly resztki paliwa, a prom pedzacy z predkoscia cztery i pol razy wieksza od predkosci dzwieku znajdowal sie juz czterdziesci piec kilometrow nad ziemia.

Komputery pokladowe kierowaly przeplywem paliwa do wewnetrznych silnikow "Atlantisa", by utrzymac przeciazenie ponizej trzykrotnosci normalnego, a Len Cullins czul sie rozsmarowywany po dopasowanym do jego sylwetki fotelu. Treningi go na to przygotowaly, ale wciaz nie mogl uwierzyc, ze mozna sie tak czuc. Tak prosty gest, jak uniesienie dloni w rekawicy z poreczy, wymagal wytezenia niemal wszystkich sil.

-"Atlantis", mamy oddzielenie rakiet dodatkowych.

-Potwierdzam. Co za widok! - zawolal Cullins.

Dwie rakiety przymocowane do pekatego zewnetrznego zbiornika paliwa odpadly od promu, wirujac w plomienistych kregach rozgrzanego gazu na resztkach paliwa. A prom wciaz sie unosil, caly czas przyspieszajac, przekraczajac granice dziesieciu machow, ktora byla jak slupek odleglosci na pustej autostradzie.

Na wysokosci stu kilometrow zaloga ujrzala slonce wschodzace nad kurczacym sie horyzontem. Wszyscy czterej kosmonauci rozdziawili usta jak dzikusy, a "Atlantis" wypadl poza atmosfere, do swiata, w ktorym Ziemia byla tylko kolorowym tlem, odartym z ciepla i piekna przez mrozna proznie kosmosu.

-"Atlantis", tu kontrola naziemna. Jestescie w punkcie bez powrotu. Slyszycie?

Punkt bez powrotu oznaczal, ze prom jest juz za wysoko, by wyladowac na awaryjnym ladowisku w polnocnej Afryce albo Europie. Musial poleciec w kosmos albo zginac.

-Potwierdzam, kontrola - powiedzial Cullins do kontroli w Houston, ktora przejela kierowanie lotem od Przyladka Kennedy'ego, kiedy tylko prom opuscil wieze startowa. Kontrola naziemna kosmicznego programu Stanow Zjednoczonych znajdowala sie w Teksasie w wyniku machinacji Lyndona Johnsona w czasie, gdy program ten byl w powijakach. Agencja Kosmiczna zaplacila juz za to miliony dolarow w odprawach.

Osiem minut po pierwszym grzmocie glownych silnikow promu wyssaly one resztki paliwa z zewnetrznego zbiornika i zaloge otoczyla nagle gleboka cisza. Dokladnie w tym momencie, kiedy zgasl ciag silnikow, a rece Cullinsa uniosly sie z poreczy i zawisly w powietrzu jak wodorosty w stawie, pilot zdal sobie sprawe, ze wyrwal sie z objec Ziemi. Zrobil takze cos, czego zazdroscili mu wszyscy ludzie na swiecie. Spelnil dzieciece marzenie.

-"Atlantis", tu kontrola. Przygotujcie sie do odrzucenia zbiornika.

-Potwierdzam. Odrzucenie zewnetrznego zbiornika... teraz. Niewielkie ladunki wybuchowe odepchnely olbrzymi zbiornik od promu; rozpoczal dlugi lot z powrotem w atmosfere, w ktorej mial nieszkodliwie

splonac.

-Moze i grawitacja jest prawem, ale Newtonowska mechanika to cholernie dobra karta "wyjscie z wiezienia" - zazartowal Dale Markham, specjalista od obslugi ladunku, siedzacy za Cullinsem.

Dwie godziny po wejsciu na orbite, z pokrywa luku towarowego otwarta, by wytracic nadmiar ciepla, zaloga zabrala sie do wykonywania glownego zadania. Wszyscy odczuwali juz skutki niewazkosci - jutro nie nadawaliby sie juz do niczego. Dlatego NASA zaplanowala uwolnienie ladunku tuz po wejsciu promu na stabilna orbite czterysta kilometrow nad planeta.

Len Cullins i pozostali trzej kosmonauci wciaz jechali na adrenalinie ze startu, ale mdlosci byly coraz bardziej dotkliwe i niedlugo mialy wszystkich oslabic. Filmy i cwiczenia na pokladzie przerobionego przez NASA boeinga 707 zwanego "Kometa Wymiotow" nie mogly przygotowac ich na to, jak to jest naprawde znajdowac sie w ciaglym stanie niewazkosci. Siedzac z zacieta mina w fotelu pilota, Cullins obiecal sobie, ze nie bedzie pierwszy, ktory zwroci jajecznice i stek zjedzone na sniadanie na Florydzie.

-"Atlantis", tu kontrola, przygotujcie sie na przejscie pod Vanderberg i uwolnienie ladunku.

Baza Sil Powietrznych Vanderberg w Kalifornii nadzorowala satelite znajdujacego sie w luku towarowym promu -jego bezpieczne umieszczenie na orbicie bylo glownym celem lotu, wbrew wydanemu przez NASA oswiadczeniu, ze chodzi o satelite meteorologicznego.

-Potwierdzam - rzucil Cullins i szybko przelknal sline; zoladek podchodzil mu do gardla, a slinianki pracowaly na pelnych obrotach. - Vanderberg, tu "Atlantis", zaczynajcie.

-"Atlantis", tu Vanderberg. Wszystkie swiatla zielone, mozecie uwolnic ladunek.

-Potwierdzam, Vanderberg, przygotowujemy sie do uwolnienia ladunku. Uwolnienie za osiemnascie minut.

Cullins wiedzial, ze na wystrzelenie satelity z luku towarowego maja bardzo malo czasu ze wzgledu na nature ich misji. Przelaczyl sie na wewnetrzna siec radiowa.

-Dale, masz osiemnascie minut. Co tam u ciebie?

-Sniadanie nie bylo juz takie dobre, gdy wracalo, ale jestem gotowy - odparl Markham.

On i drugi specjalista od obslugi ladunku, Nick Fielding, stali przy rufowym stanowisku zalogi - dopoki satelita nie znajdzie sie bezpiecznie na orbicie, to oni beda sprawowali kontrole nad promem. Fielding mial obslugiwac kontroler rotacyjny orbitera, korygujac nachylenie wzdluzne i poprzeczne, specjalnoscia Markhama zas bylo operowanie ramieniem manipulatora produkcji kanadyjskiej. Ich zadanie bylo bardzo trudne - or-biter i ladunek byly podatne na efekty mikrograwitacji. Obaj slyszeli plotki, ze satelita Departamentu Obrony, o kryptonimie Meduza, kosztowal dwa i cwierc miliarda dolarow, a teraz oni sa odpowiedzialni za jego bezpieczenstwo.

-Jesli cos spieprzysz, Dale, nigdy juz nie zobaczymy formularza zwrotu podatku - zazartowal Fielding, za pomoca joysticka wysuwajac ramie manipulatora z prowadnic spoczynkowych.

-"Atlantis", tu Vanderberg. Wedlug namierzania z Ziemi zblizacie sie do wyznaczonej pozycji, uwolnienie ladunku za jedenascie minut.

-Potwierdzam, kontrola, jedenascie minut - odparl Markham. Czul, ze za chwile znow zwymiotuje.

-Wszystko gra, Dale?

-Jak w zegareczku. - Markham beknal. - Jak polozenie?

-Jestesmy na pozycji, dziob w dol pod katem dziewiecdziesieciu stopni - odparl Fielding.

-Wciaz mi sie to nie podoba. Pierwotny plan misji zakladal caly dzien na sprawdzenie systemow i cwiczenia z manipulatorem przed uwolnieniem ladunku.

-I tak by bylo, gdyby start odbyl sie wczoraj, jak planowano. Miej pretensje do matki natury za te wichure, a nie do Sil Powietrznych za naginanie zasad - rzucil Markham. - Poza tym musze przyznac, ze mi ulzy, gdy pozbedziemy sie tego z ladowni. Slyszales, co to potrafi?

-Koniec pogaduszek, panowie, bierzcie sie do roboty - rozlegl sie za nimi szorstki glos. Pulkownik Mike "Duke" Wayne byl dowodca promu odpowiedzialnym za ten lot. W przeciwienst...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin