Wywiad z Axlem przez telefon marzec 1990.rtf

(6 KB) Pobierz

Jakieś dwa miesiące po tym zdarzeniu patrz --> WYWIAD Z AXL'em STYCZEŃ 1990 rozmawiałem z Axlem przez telefon po raz ostatni. Wertując niektóre bardziej zapalne fragmenty wywiadu, krórego udzielił mi w styczniu - szczególnie wyrażone tam pragnienie, by wziąć "na stronę" Vince'a Neila z Motley Crue - zaniepokoiłem się, że kilku wypowiedzi, udzielonych pod wpływem chwili, może on później żałować. Chciałem więc sprawdzić, czy Axl podtrzymuje to, co powiedział.

"Czy to jest nagrywane?" - zapytał ostro. Powiedziałem, że tak. "No, dobrze. Jeśli chodzi o sprawę Motley" - rozpoczął bez wstępu - "czuję, że moje słowa były trochę dziecinne, ale jednocześnie cieszę się, że powiedziałem to, co powiedziałem. Niemniej to było trochę dziecinne i mam wrażenie, że moja złość była elementem gry promocyjnej Nikkiego Sixxa. Dałem się w to wciągnąć, ale doszedłem do wniosku, iż nie ma to żadnego znaczenia. Gdybym miał to powtórzyć, niekoniecznie wypowiedziałbym te same słowa. Ale skoro już to się stało, trzeba z tym żyć".

 

Co by się jednak stało, gdyby Vince Neil rzeczywiście przyjął jego wyzwanie i zaczął go ścigać.

"Proszę bardzo", powiedział niespeszony. "Kiedy tylko zechce. Nie mam czasu zawracać sobie głowy tropieniem Vince'a. Jeśli będzie chciał mnie dorwać, wypucuję skurwielem podłogę".

 

Korzystając z okazji, że mam Axla na linii, poprosiłem, aby spróbował wyjaśnić mi jeszcze jedną dziwną historię, która ostatnio krążyła między Londynem a Los Angeles. A mianowicie, że Steven Adler został wylany z zespołu; fakt, że nie potrafił uporać się z uzależnieniem od heroiny, był wymieniony jako główny powód kolejnego zamrożenia pracy nad nowym albumem.

"Nieprawda" - stanowczo odpowiedział Axl. - "Steven wrócił do kapeli".

 

To znaczy więc, że był wykluczony z zespołu na jakiś czas?

"Zgadza się. Został zdecydowanie odsunięty od kapeli, co niekoniecznie musi oznaczać - wylany. Pracowaliśmy z Adamem Maplesem (byłym perkusistą Sea Hags) i Martinem Chambersem (byłym perkusistą The Pretenders). W końcu jednak, jak przystało na Gunnersa, Steven zaprowadził w swoim sraczu porządek. I poszło. Udało mu się. A Steven gra nasze kawałki lepiej niż ktokolwiek inny. Ma pomieszane w dupie i jest całym gunnersem. Jeśli tego nie przerżnie, spróbujemy z nim nagrywać... i pojechać razem w trasę" - dodał po krótkiej chwili zastanowienia. "Wiesz, zawarliśmy z nim umowę - razem zrobimy album i jeśli nie przerżnie sprawy, pojedzie z nami w trasę. Jeśli nie przerżnie trasy, odzyska pełne członkostwo w zespole".

 

Rozumiem, że daliście mu prosty wybór: albo narkotyki, albo zespół.

"Tak, dokładnie. I wiesz co, to się nawet udało. Znowu wszystko funkcjonuje jak należy i mamy nadzieję, że tak pozostanie. Zresztą minęło dopiero kilka dni" - dodał. "Jaki mamy dzisiaj dzień? Sobotę? Umowa stoi dopiero od wtorku. I jak dotąd, Steven radzi sobie świetnie".

 

Jak dużo materiału udało im się nagrać, zanim problem Stevena nie zmusił ich do przerwania pracy?

Długa cisza. "No... zaczynamy nagrywać dopiero pierwszego maja. Tymczasem wynieśliśmy się ze studia i przerobiliśmy niektóre piosenki. No i Steven... W każdym razie fajnie jest, iż zdaliśmy sobie wszyscy sprawę z tego, że musimy to gówno jakoś zlepić do kupy. Bo zanim wprowadzimy do zespołu Martina Chambersa, musimy mieć już wszystkie kawałki gotowe - napisane. Cały tydzień pracowaliśmy nad nimi i jedenaście piosenek opracowaliśmy do końca. Potem szlifowaliśmy niektóre rzeczy na próbach z innymi perkusistami i koncentrowaliśmy się głównie na słabych punktach. A teraz mam dla ciebie nowinę" - przerwał, wpadając nagle w radosny nastrój. "Mamy nowego członka w zesole Guns N^Roses".

 

Co? Zupełnie nie byłem na to przygotowany. Jest ktoś nowy w zespole Guns N'Roses?

"Tak".

Kto?

"Eee, taki facet o imieniu Dizzy".

Kto?

"Dizzy. D-I-Z-Z-Y".

Czy on ma nazwisko? - Spytałem.

"Nie wiem" - odpowiedział wymijająco. - "My go nazywamy po prostu Dizzy. Jest szóstym członkiem zespołu Guns N'Roses i jest klawiszowcem - gra na fortepianie".

Czyja go znam - zapytałem, w dalszym ciągu nie będąc pewny, czy Axl żartuje, czy nie.

"Był w takim zespole The Wild. Kiedyś mieszkał z nami po sąsiedzku. Właściwie już trzy lub cztery lata temu zaproponowaliśmy mu, aby się do nas przyłączył. Dokładnie tego samego za dnia, kiedy zaprosiliśmy Dizzy'ego do grania w naszej kapeli, uległ on wypadkowi samochodowemu i miał zmiażdżoną rękę. Długo składno mu palce - wstawiano jakieś śruby i klamry. Kilka miesięcy temu do nas przyszedł i zagrał trzy kawałki, których nigdy przedtem nie słyszał. Były to utwory heavy metalowe, do których nie zamierzaliśmy dawać klawiszy. Ale zagrał je właśnie z takim heavy metalowym brzmieniem. Fantastycznie!

No więc niedawno - chyba to była niedziela albo poniedziałek - dowiedziałem się, że jest bezrobotny... Zadzwoniłem od razu do Alana (menadżer GN'R - przyp. tłum] i powiedziałem mu, żeby zabezpieczył dla nas tego faceta: zaangażował go, przygotował umowę, wciągnął go na listę płac i dał mu zaliczkę na wynajęcie mieszkania. W taki oto sposób mamy klawiszowca..."

 

I tu właściwie kończyła się nasza rozmowa. Tylko jeszcze jedno krótkie pytanie: Czy dostał książki Charlesa Bukowskiego, o które mnie prosił?

"Tak, czytam już siódmą, frajerze!"

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin