Cabot Meg - Pamiętnik Księżniczki 07 i pół - Urodziny Księżniczki.rtf

(476 KB) Pobierz
Tytuі oryginaіu Sweet Sixteen Princess

Meg Cabot

URODZINY KSIĘŻNICZKI

PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 7 i ˝

Tytuł oryginału

SWEET SIXTEEN PRINCESS


 

 

 

 

 

 

 

 

 

Złość i nikczemność otaczających ją osób nie mogła uczynić z niej osoby złej i nikczemnej.

Księżniczka zawsze jest uprzejma - powtarzała sa­mej sobie.

Mała księżniczka

Frances Hodgson Burnett

Środa, 28 kwietnia, 21.00,
sala gimnastyczna
Liceum imienia Alberta Einsteina

- No więc ojciec Lany wynajął na wieczór jacht sułtana Brunei, wart dziesięć milio­nów dolarów, a Lana i jej przyjaciele wypły­nęli na wody eksterytorialne, żeby nikt nie mógł się ich czepiać, że piją alkohol.

Lilly zadzwoniła przed chwilą, żeby właś­nie mnie o tym poinformować.

- Lilly... - szepnęłam. - Wiesz, że nie po­winnaś dzwonić do mnie na komórkę. Mam z niej korzystać tylko w sytuacjach awaryj­nych.

- Nie widzisz, że to jest sytuacja awaryj­na? Mia, tata Lany jakby nigdy nic pożyczył jacht od sułtana Brunei. Po prostu rzucił wyzwanie. Mówi twojej babce: spróbuj mnie przelicytować.

- Nie mam zielonego pojęcia, o co ci cho­dzi. - Bo nie mam. - I muszę już kończyć. Na litość boską, siedzę teraz na zebraniu ko­mitetu rodzicielskiego.

- O Boże... - W tle słyszę ścieżkę dźwię­kową z Altar Boyz. Od kiedy Lilly zaczęła chodzić z J.P. Reynoldsem - Abernathym IV, zaczęła się niesłychanie pasjonować ścieżka­mi dźwiękowymi z musicali, bo tata J.P. jest producentem teatralnym i J.P. może dostać darmowe bilety na każde przedstawienie na Broadwayu i off - Broadwayu. I na off - off - Broadwayu też. - Zapomniałam, że masz iść na tę durnotę. Przepraszam, że mnie tam z tobą nie ma. Ale... no wiesz.

Wiedziałam. Lilly odsiadywała ostatni ty­dzień szlabanu, jaki nałożyli na nią rodzice po tym, jak do domu odstawiła ją nowojorska policja za to, że zaatakowała Andy'ego Milonakisa - tego dzieciaka z centrum, którego program na kablówce ogólnego dostępu zo­stał kupiony przez MTV - sałatką podawaną do dania głównego w Dojo's. Lilly uważa, że to istna kpina, a nie sprawiedliwość, że Andy dostał kontrakt na swój program z kablów­ki, bo jej własny program, Lilly mówi prosto z mostu, jest o wiele lepszy (jej zdaniem), ponieważ nie ogranicza się do zwykłej roz­rywki, ale naświetla również kwestie, które należy widowni uświadamiać. Na przykład to, że decyzja Stanów Zjednoczonych, aby obciąć o trzydzieści cztery miliony dolarów dotację dla Funduszu Ludnościowego ONZ spowoduje dwa miliony niechcianych ciąż, osiemset tysięcy sztucznych poronień, czte­ry tysiące siedemset przypadków śmierci okołoporodowej u matek i siedemdziesiąt siedem tysięcy zgonów wśród noworodków i niemowląt na całym świecie.

Tymczasem typowy odcinek programu Andy'ego przedstawia go, jak trzyma w jednej ręce słoik z masłem orzechowym, a w drugiej słoik salsy, a potem udaje, że te dwa słoiki ze sobą tańczą.

Lilly jest też wściekła, że Andy nabiera amerykańską widownię, bo udaje, że jest jeszcze nastolatkiem, a obie widziałyśmy go, jak wychodził z d.b.a., takiego baru w East Village, gdzie przy wejściu sprawdzają czy jesteś pełnoletni. Więc jakim cudem dostał się do środka, jeśli nie ma przynajmniej dwudziestu jeden lat?

O to właśnie zapytała Andy'ego, kiedy go zobaczyła nad falafelem w Zdrowej Restau­racji Dojo's na St. Mark's Place i właśnie dlatego, jak twierdzi, musiała cisnąć w nie­go swoją sałatką do drugiego dania, zalewa­jąc go dressingiem i powodując, że doniósł na nią na policję.

Na szczęście państwu doktorostwu Moscovitzom udało się namówić cały sztab praw­ników Andy'ego, żeby nie wnosili przeciw­ko niej oskarżenia, wyjaśniając, że Lilly ma teraz pewne problemy z uczuciem gniewu w związku z ich niedawną separacją.

Ale to ich nie powstrzymało przed nałoże­niem na nią szlabanu.

- No i jak idzie zebranie? - spytała Lilly. - Doszli już do tej części, no... sama wiesz, której?

- Skąd mam o tym wiedzieć, skoro za bardzo mnie rozprasza rozmowa z tobą? - szepnęłam. Musiałam szeptać, bo siedziałam na składanym krzesełku w rzędzie bardzo sztywniackich z wyglądu rodziców. Jako nowojorczycy, wszyscy oczywiście byli świetnie ubrani, z mnóstwem dodatków od Prady. Ale, jako nowojorczycy, złościli się, że ktoś gada przez komórkę, kiedy ktoś inny - a konkretnie dyrektor Gupta - stoi na po­dium i przemawia. Poza tym także dlatego, że dyrektor Gupta mówiła, że nie może za­gwarantować, iż ich dzieci dostaną się na Yale albo Harvard, co ich wkurzało bardziej niż wszystko inne. Przy dwudziestu tysią­cach dolarów rocznie - bo tyle wynosi czesne za naukę w LiAE - nowojorscy rodzice ocze­kują jakiegoś profitu ze swojej inwestycji.

- No cóż, na razie ci odpuszczę, więc mo­żesz wracać do swoich obowiązków - oświad­czyła Lilly. - Ale tak dla twojej informacji: tata Lany przewiózł ją na jacht helikopte­rem sułtana, żeby mogła mieć wielkie wej­ście na imprezę.

- Mam nadzieję, że jedna z łopat wirnika odcięła jej łeb przy wysiadaniu, bo zapo­mniała się pochylić - szepnęłam, unikając oburzonego wzroku pani, która siedział...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin