CZEMPION ARTURA.doc

(44 KB) Pobierz

CZEMPION ARTURA

 

 

Sven Bergvist, międzynarodowy mistrz hokeja i piłki nożnej, bożyszcze szwedzkiej młodzieży, westchnął przeglądając pobieżnie listy od swoich wielbicieli. Czy podobna odpowiadać na takie mnóstwo listów ?

"Drogi Svenne Berka (tak go zdrobniale i serdecznie nazywano), proszę bardzo przysłać mi autograf... Czy może mi pan dać dwa bilety na niedzielny mecz?.. autograf... bilety... bilety... autograf..."

Nagle jedno zdanie przyciągnęło jego uwagę: "Pisze do pana ze szpitala. Jestem tu od pięciu miesięcy i przeszedłem wiele operacji. Widziałem jak pan grał z Finlandią. Proszę, niech mnie pan odwiedzi".

- Ten list - mówił później Sven - przemówił mi wprost do serca. Ale byłem bardzo zajęty i odłożyłem go na bok na całe dwa tygodnie.

List, podpisany Artur Svensson, pochodził od czternastoletniego chłopca, rekonwalescenta po dwudziestym drugim zabiegu chirurgicznym. Wszystkie one miały na celu danie mu tego czego mu poskąpiła natura: Artur Svensson urodził się bez twarzy. A raczej, miał oczy, ale poniżej miał tylko dwa małe otworki w miejscu, gdzie powinien znajdować się nos. Głos i uśmiech nie były mu dane: nie miał ust.

Eter i krew

Lekarz w drodze bolesnej operacji otworzył mu szczelinę, dzięki której mógł jeść i... krzyczeć. Pierwsze wspomnienia Artura to szpitale, eter, bandaże, ból. A później - sierociniec.

Co jakiś czas posyłano go na nowo do szpitala na jakiś nowy przeszczep skóry, dalszy krok na długiej drodze budowy ludzkiej twarzy. Po jednym z tych pobytów przepojonych zapachem eteru, Artur wrócił z jakimś zaczątkiem nosa a jego szkolni koledzy z okrucieństwem małych dzikich bestii przedrzeźniali go rozpłaszczając sobie nosy palcami, tak że wyglądali jak dzieci z twarzami przyciśniętymi do szyby.

Kiedy Artur miał siedem lat, przeniesiono go do Eugeniaemmet, Instytutu dla dzieci, które przeszły chorobę paraliżu dziecięcego. Ten mały światek pełen szczudeł, krzesełek na kółkach i sztucznych kończyn nie był wesołym miejscem, a jednak Artur spędził tam swoje lata najszczęśliwsze: cierpiało się tam wspólnie, z wzajemną życzliwością. I życie tamtejsze budziło jakieś nadzieje lepszej przyszłości.

Chłopcy zgromadzeni w tym Instytucie byli fanatykami sportu. Każdy z nich wybrał sobie któregoś ze znakomitych sportowców I uważał go za "swojego". Wycinali z gazet ilustracje, robili sobie albumy ze zdjęciami, utożsamiali się każdy ze swoim ulubionym bohaterem. Nocą, we wspólnej sypialni, ci słabi, upośledzeni fizycznie chłopcy zmieniali się we śnie w gigantów bieżni i stadionów.

Czempion Artura

Od chwili kiedy Artur zobaczył na zdjęciu w kolumnie sportowej jakiejś gazety postać we wspaniałym zrywie chwytającą piłkę, nie miał już wątpliwości o kim będzie na przyszłość śnił i marzył: Svenne Berka, wielki bramkarz szwedzkiej kadry. Powiedział sobie: "To wspaniały człowiek. Z jego twarzy bije dobroć. Chcę być taki jak on".

Z uporem i niezłomną wytrwałością, tak charakterystyczną cechą Szwedów, Artur zaczął trenować, kosztem niesłychanych wysiłków, aby stać się atletą. Miał dopiero siedem lat, ale zaczął kopać piłkę, sam jeden, całymi godzinami. Rozstawiał małą podwójną drabinkę tworząc trójkątną bramkę i kopał, kopał wytrwale, usiłując trafić piłką pomiędzy dwa ramiona trójkąta.

Kiedy brakowało mu sił, myślał o swoim bohaterze Svenne Berka i o tym, czego on musiał dokonać zanim stał się mistrzem.

Przez pięć lat Artur nosił w duszy płomienny obraz swego bohatera zanim udało mu się go zobaczyć. Aż wreszcie kiedyś dostał bilet na mecz piłkarski między Szwecję a Finlandii i widział swego bohatera grającego na stadionie przystrojonym mnóstwem chorągiewek, wobec tysięcy widzów, którzy krzyczeli i klaskali. Svenne Berka miał olśniewający urok greckiego posągu z żywego ciała; na twarzy otwartej i szczerej malowała się odwaga. Artur wrócił do Eugeniaemmet z głową pełną chorągwi i marzeń o sławie.

Młodociani przestępcy

Ale wkrótce potem spotkał go ciężki cios: dowiedział się, że musi opuścić Instytut, w którym znalazł sobie wielką rodzinę. Jeden z tych okrutnych wyroków jakich wiele zawierają zimne karty Prawa, sprawił, ze Artur miał udać się do pewnego rodzaju domu poprawczego dla nieletnich przestępców. To miał być odtąd jego dom.

Ale dla niego było to piekło. Mali przestępcy szydzili, z niego bez litości i Artur czuł się tam okropnie nieszczęśliwy.

Po tygodniu zabrano go stamtąd do szpitala na nową serię zabiegów. Samotny i opuszczony, wśród cierpień fizycznych i pełen smutku, napisał do człowieka, który od tylu lat żył w jego duszy.

Wkrótce potem Artur powrócił do miejsca, którego nienawidził i bał się. Chociaż jego twarz miała już teraz bardziej ludzki wygląd, mali niegodziwcy wciąż mu się przypatrywali i pokazywali go sobie śmiejąc się złośliwie. Umierał z pragnienia ucieczki. Ale dokąd mógł pójść? Całymi, godzinami przesiadywał na skałach nad jeziorem, w pobliżu szkoły, rozmyślając: "Dlaczego muszę żyć? Gdybym umarł, poszedłbym może do nieba..."

Jego beznadziejny smutek pogłębiał jeszcze fakt, że "jego" Svenne nie odpowiedział mu na list. Teraz nic mu już nie pozostało.

Sven Bergqvist odłożył na bok list na całe dwa tygodnie. Ale oto list wpadł mu znowu w ręce. "Podobno kiedy byłem uśpiony eterem, wciąż powtarzałem pana imię. Proszę, niech mnie pan odwiedzi".

Sven chwycił słuchawkę telefonu.

Artur klęczał na brzegu jeziora. Modlił się z oczyma pełnymi łez: "O, Panie, daj mi umrzeć, tu, zaraz. Błagam Cię, nie każ mi wracać do tych okropnych chłopców..." Nagle usłyszał wołanie:

- Artur!... Artur!... Telefon!

Telefon! Nikt nigdy dotąd nie telefonował do niego. Pędem wbiegł na wzgórze.

Piłka na boisku

Sven Bergqvist opowiada, że kiedy chłopiec się odezwał, był tak zdyszany, że nie sposób było zrozumieć, co mówi. Sven powiedział mu: - Jutro do ciebie przyjadę - i powiesił słuchawkę.

W niedzielę po południu Artur usłyszał pukanie do drzwi i nagle ujrzał w progu Svennego Berka w błękitnym kostiumie olimpijczyka, z dużym pudłem słodyczy i owoców pod pachę.

- Kiedy mnie zobaczył - opowiada Sven - wybuchnął płaczem i objął mnie ramionami.

Artur opowiedział mu całe dzieje swoich nieszczęść, a potem Sven mówił długo do niego, w swój żywy, wcale nie sentymentalny sposób: - lepiej kiedy ciosy spadają póki się jest młodym - zakończył - niż później. Jak się nauczysz walczyć i zwyciężać za młodu, to już się tego nauczysz na zawsze.

Kiedy wyszedł, otoczył go cały tłum chłopców. - Svenne Berka, prosimy zagrać z nami - wołali. Sven powiedział im trochę morałów, mówił o defektach: niezawinionych, takich jak defekty Artura; i o tych innych, jak złośliwość i okrucieństwo, którymi możemy Męczyć innych, ale z których możemy się wyleczyć, jeśli tylko chcemy. - Chcę żebyście odtąd uważali Artura za jednego z was. Potem rzucił piłkę wysoko w górę i wszyscy pobiegli na boisko, rozegrać mecz. Artur pobiegł z innymi i choć jeszcze Łzy mu nie obeschły, grał tak dobrze, że niejeden otwierał usta ze zdumienia. Żadnemu z chłopców nigdy nawet przez myśl nie przeszło, że Artur umie grać.

Na drugi dzień obrali Artura kapitanem drużyny piłkarskiej.

Od tej pory Sven pozostał najbliższym przyjacielem, niemal starszym bratem Artura. Zaprosił go do Sztokholmu na mecz Szwecja - Niemcy, dał mu miejsce na trybunie honorowej wśród znakomitych osobistości i przedstawił całej drużynie.

Kiedy Artur przeszedł do szkoły zawodowej, Sven posłał mu cały ekwipunek piłkarza i parę swoich używanych piłkarskich butów. W czasie swoich zagranicznych objazdów ze szwedzkimi drużynami hokejowymi i piłkarskimi pisywał do niego listy i przysyłał kartki z podpisami sławnych sportowców, cudzoziemskich mężów stanu i wszelkiego rodzaju pamiątki. A Artur odpisywał i listy jego bywały czasem pełne wdzięczności, spokojne i rozsądne, a czasem całkiem zamazane łzami.

"Bałem się życia - napisał w jednym z nich. - Ty zrobiłeś ze mnie innego człowieka".

39 operacji

Potem zrobiono mu jeszcze nową twarz. Wśród znajomych Svena był pewien szwedzki przemysłowiec, który wskutek wypadku miał twarz okropnie zniekształconą.

Przechodził niezliczoną ilość operacji plastycznych, Kiedy Sven opowiedział mu o Arturze, ten człowiek wezwał d niego najznakomitszych chirurgów i pokrył wszystkie koszty.

Dzisiaj, gdy Artur przegląda się w lustrze, widzi, że jego 39 operacji jednak się na coś przydało.

Artur Svensson jest teraz dorosły. Pracuje, ale nad wszystko oddany jest temu, czemu postanowił poświęcić życie. Założył mianowicie klub, w którym zgromadź wielu chłopców takich jakim on był niegdyś: przez nikogo nie kochanych i nie mających sił aby "wkroczyć w życie". I uczy ich tego, czego Svenne Berka nauczył jego, że nie trzeba się bać cierpienia. Że trzeba walczyć wytrwale, z nieugiętą wolą zwycięstwa, by zgotować sobie życie szczęśliwe, dla nas samych i dla innych.

Przy sobie ma wciąż jeszcze swego starego przyjaciel Svenna, zesłanego mu w najczarniejszej niedoli prze Miłosiernego Ducha, który nie zapomina nawet o najżałośniejszych i najbrzydszych spośród istot przez siebie stworzonych.

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin