Droga_wiary.pdf

(313 KB) Pobierz
679811232 UNPDF
DROGA WIARY
Wydanie do użytku wewnętrznego
A. A. Allen
 
Jako pomysłodawca tego wydania pragnę zadedykować je mojej żonie Agnieszce
oraz braciom i siostrom którzy są towarzyszami moich duchowych podroży:
Halinie Szturc
Izabeli Jachimiak
Kamili Kurzela
Barbarze Pietnoczka
Adamowi Sokołowi
Arturowi Kacprzakowi
Leszkowi Drozdowi
Jakubowi Herokowi
z życzeniami Bożego wzrostu Leszek Korzeniecki
Wydane przez
Kościół Chrześcijan Baptystów w Węgorzewie
Można kopiować i powielać.
I. Cena pełnej Bożej mocy
„Lecz ci, którzy ufają Panu, nabierają siły, wzbijają się w górę
na skrzydłach jak orły, biegną, a nie mdleją, idą, a nie ustają.”
Iz 40:31
Na tę obietnicę oczekiwałem już w wieku dwudziestu trzech lat czyli od
swojego nawrócenia. Tak! To było to, czego żądała moja dusza od chwili, kiedy
mnie Bóg powołał, abym Mu służył. Powołanie moje dokonało się w takiej mocy
i było tak skuteczne, że nie nasuwało mi najmniejszej wątpliwości. Faktu, że to
się stało we mnie, nie mogło nic podważyć. Aczkolwiek nigdy poprzednio nie
dożywałem takich rzeczy jak po moim nawróceniu, zdawałem sobie jednak sprawę
z tego, iż muszę się wiele uczyć, jeśli mam spełnić to, do czego zostałem przez Pana
powołany. Dlatego spędzałem wiele godzin na czytaniu Biblii i starałem się pojąć jej
treść i poselstwo, a moja prosta, nieuczona dusza rozumiała to po prostu tak, że Bóg
mówi do mnie słowem: „Idźcie i głoście wieść: Przybliżyło się Królestwo Niebios.
Chorych uzdrawiajcie, niemocnych posilajcie, demony wyganiajcie, umarłych
wskrzeszajcie; darmo wzięliście, darmo dawajcie” (Mt 10: 7–8). Rozumiałem, że
wszystko to są wymagania, skierowane pod moim adresem z chwilą powołania
mnie do służby, lecz nie wiedziałem, jak mogłoby się to stać. Sam w sobie byłem
słaby, bezsilny i nie byłem w stanie wykonać tych nakazów. Było mi jednak jasne,
że tak stać się może, bo inaczej Chrystus, w którego wierzyłem, nie dawałby takich
poleceń, których by nie można było wykonać.
W chwili nawrócenia wiedziałem o Bogu i Jego Słowie tak mało, że nie
umiałem nawet wymienić czterech Ewangelii. W kościele metodystów, w którym
uwierzyłem i do którego zostałem przyjęty za członka, nie pouczono mnie o tym,
abym oczekiwał na chrzest Duchem Świętym, tak jak tego oczekiwali uczniowie
w dniu Pięćdziesiątym. Nie pouczono mnie także o tym, że mnie, jako temu, który
uwierzył Panu, mają towarzyszyć znamiona, wymienione w Ewangelii Marka
16 :17–19. Byłem nawrócony, ponieważ uwierzyłem w Jezusa Chrystusa jako
mojego Zbawiciela, a przez to byłem zbawiony, oczyszczony od grzechów, czyli
tym samym uratowany od zguby. Gdy się jednak zagłębiłem w Piśmie Świętym,
Bóg dał mi z niego to, z czego miałem największy pożytek. Pan zaczął mi objawiać
pełną prawdę o chrzcie Duchem Świętym i o cechach, jakie mają znamionować
ochrzczonego Duchem Świętym, o darach duchownych i nadnaturalnych Bożych
3
 
DROGA WIARY
rzeczach. Wkrótce potem zaprowadził mnie Bóg na zebrania zielonoświątkowców,
gdzie w małym zakresie mogłem dożyć Bożego błogosławieństwa, pochodzącego
z przejawów i działalności Ducha Świętego. W tych zgromadzeniach zrozumiałem
konieczność otrzymania chrztu Ducha Świętego i z całego serca zacząłem szukać
Boga i prosić o to, co uważałem za konieczne, tj. o chrzest Duchem Świętym.
Po upływie trzydziestu dni od mojego nawrócenia byłem w pewnym
zgromadzeniu „Kościoła Bożego” w Miami na Florydzie, które odbywało się pod
gołym niebem. Tam zostałem cudownie napełniony Duchem Świętym i mówiłem
nowymi językami, jak mi Duch Święty dawał wymawiać (Dz 1: 8). Oczekiwałem
zdecydowanie na to, iż z chwilą przyjęcia Ducha Świętego przyjmę także moc
uzdrawiania chorych i czynienia cudów. Jednakże nieco później zrozumiałem, że
do tego trzeba mieć coś więcej niż chrzest w Duchu Świętym. Chrzest Duchem
Świętym umożliwia dostęp do tych rzeczy, a dary Ducha stanowią jakby przewody,
którymi ta moc płynie. Zacząłem się zaraz modlić i szukać darów Ducha Świętego.
Czułem to, że muszę posiadać moc uzdrawiania chorych, ponieważ rozumiałem,
że Bóg nikogo nie powołał do służby głoszenia ewangelii, kogo by nie wyposażył
w dar uzdrawiania chorych. W każdym razie można moc i siłę Ducha Świętego,
jeśli jesteśmy nią napełnieni, porównać do prądu elektrycznego. Wygląda to w ten
sposób, jakbyśmy swój dom wyposażony w instalację elektryczną podłączyli do
sieci i tym samym otrzymali prąd elektryczny. Wielu ludzi latami używa prądu tylko
po to, aby mieć światło. Nie wykorzystują wielkich możliwości, jakie stoją do ich
dyspozycji przy korzystaniu z sieci, bo mogliby używać przyrządów, napędzanych
elektrycznością. Dary Ducha Świętego mogą być przyrównane do takiego aparatu,
ponieważ jeżeli dołączymy do nich nowe dary, można z łatwością wykonać większą
pracę. Siła się nie zmieniła, stała się tylko wydajniejszą. Nie było nigdy zamiarem
Bożym ograniczać się, gdy napełnił swój lud Duchem. To jest dopiero początek.
„Starajcie się usilnie o lepsze dary” (1Ko 12: 31). Znalazłem, że to jest ścieżka,
wiodąca do skuteczniejszej działalności Bożej.
Dwa lata po swoim nawróceniu wstąpiłem w szczęśliwe małżeństwo i zacząłem
swoją służbę. Więcej niż rok zwiastowaliśmy z żoną ową sławną ewangelię
o wykupieniu i chrzcie Duchem Świętym, o powtórnym przyjściu Chrystusa,
a także o Bożym uzdrowieniu. Przy każdej ewangelizacji poświęcałem przynajmniej
dwa wieczory w tygodniu na zwiastowanie o Bożym uzdrowieniu i modlitwy za
chorych. W ciągu tego czasu dożyliśmy wielu uzdrowień, dokonanych przez Boga,
a Pan błogosławił zwiastowanie swego Słowa. Ale było mi jasne, że Boży plan
zawiera w sobie jeszcze większe rzeczy dla mnie i wierzyłem, że przyjdzie czas, kiedy
zostaną w mym życiu zrealizowane. Często zagłębialiśmy się razem z żoną w Piśmie
Świętym, a coraz głębiej byliśmy przekonani, że obietnica Boża o znamionach tych,
co uwierzą, jak uzdrawianie i czynienie cudów, należy do nas w teraźniejszych
czasach. Byliśmy też świadomi tego, że nie mamy pełnej mocy ani siły, którą Pan
obiecał. Wiedzieliśmy, że według Pisma musi tkwić w tym jakaś przyczyna, jeżeli
tej mocy w pełni nie posiadamy. A ponieważ Bóg nie może kłamać, musi ona tkwić
w nas samych. W czasie swojej pierwszej kaznodziejskiej działalności w pewnym
4
CENA PEŁNEJ BOŻEJ MOCY
zborze „Kościoła Bożego” w Colorado uczyniłem pewne postanowienie, aby
za wszelką cenę wyprosić odpowiedź z góry, ponieważ moja służba nie była
potwierdzona znamionami i cudami. Byłem pewny, że Bóg będzie jeszcze w jakiś
sposób mówił ze mną i oznajmi mi, co stoi na przeszkodzie między mną, a mocą
Bożą ku czynieniu cudów w mojej służbie, jeżeli w postach i w modlitwach będę
Pana o to prosił.
Tęskniłem mocno za mocą Bożą w mym życiu, a czułem, że nie będę mógł
stanąć znowu za kazalnicą i głosić Słowa Bożego, jeśli mi Bóg na to nie odpowie.
Zaznajomiłem żonę z moim planem, a w boju, jaki odtąd nastąpił w moim
życiu, zwyciężyłem. Szatan postanowił mi przeszkodzić w moich zamiarach
proszenia Pana tak długo, dopóki mi nie odpowie. Często więc szatan zwyciężał
przez wywabianie mnie z pokoiku, który służył mi do modlitwy. Wiedział on, że
powstałoby wiele szkód w jego królestwie, gdybym doszedł kiedyś do bezpośredniej
łączności z Bogiem. Czynił więc wszystko, co tylko było w jego mocy, aby mnie
pewnie trzymać i zabronić, by za żadną cenę nie mogło się owo połączenie
urzeczywistnić. Codziennie wchodziłem do swego pokoiku, przeznaczonego na
modlitwy, ze stanowczym postanowieniem, że zostanę w nim tak długo, aż będzie
mówił do mnie Bóg. Ale znowu i ciągle odchodziłem stamtąd, nie otrzymawszy
Bożej odpowiedzi. Wtedy mówiła do mnie żona: „Myślałam, że powiedziałeś, iż
teraz już zostaniesz dotąd, dopóki nie nadejdzie Boża odpowiedź.” Uśmiechała
się przy tym do mnie jej tylko właściwym uśmiechem i przypominała mi, że Bóg
jest wprawdzie gotów, lecz ciało jest mdłe. Znowu i znowu odpowiadałem jej:
„Haneczko, było moim zamiarem przebić się w modlitwie i przemodlić się, ale…
Znalazł się zawsze jakiś powód, dla którego nie mogłem w swojej komórce zostać
dotąd, dopóki by nie przyszła Boża odpowiedź. Usprawiedliwiałem się zawsze
i mówiłem: „Jutro to przemogę, kiedy okoliczności ułożą się może pomyślniej”.
Pan pobudził moją myśl i dodał odwagi sercu, kierując moją uwagę na Daniela,
gdy trwał w poście i w modlitwie (Dn 10: 1–12), dopóki nie wyrwał odpowiedzi
z rąk szatana, chociaż trwało to całe trzy tygodnie. Wtedy znowu wszedłem do
komórki na kolana, a żonie powiedziałem, że nie wyjdę, dopóki nie usłyszę głosu
Bożego, i myślałem tak poważnie. Kiedy jednak za kilka godzin poczułem zapach
obiadu, który żona gotowała dla siebie i dla naszych maleństw, nie wytrzymałem
i wyszedłem z komórki do kuchni, pytając żony: „Cóż to takiego smacznego
gotujesz, kochana?” A gdy chwilę potem siedziałem za stołem, przemówił Bóg
do mojego serca. Połknąłem dopiero pierwszy łyk strawy, jednak wstałem, kiedy
przemówił. Teraz wiedziałem już z całą pewnością, że Bóg nie odpowie na pytanie
mego serca, jeśli mi to nie będzie droższe niż cokolwiek innego na świecie, droższe
niż potrawa, uspokojenie i ukojenie cielesnych żądz i pożądliwości. Gdy czekamy
na Boga, aby Go usłyszeć, nasłuchiwanie głosu Bożego musi być ponad wszystko,
musi być najważniejsze.
Wstałem prędko od stołu i powiedziałem do żony: „Haneczko, teraz mam
do czynienia z Bogiem. Wrócę do komórki, a proszę, zamknij mnie. Chcę tam
zostać tak długo, aż coś usłyszę od Boga. „Ach — powiedziała — może już
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin