Stingley Diane - Chlopak na zamowienie.rtf

(3529 KB) Pobierz

Diane Stingley

 

Chłopak na zamówienie


Dla Donalda Josepha Dancera


Rozdział pierwszy

 

Karma, czyli jak w miły sposób

powiedzieć, że świat żywi

do ciebie urazę

 

Ze wszystkich ludzi, jakich znam, ja mam najgorszą karmę, i to całkowicie niezasłużenie. Jestem miłym człowiekiem. Nigdy nie podchodzę do kasy ekspresowej, mając w koszyku więcej niż dziesięć artykułów. Zawsze włączam kierunkowskaz. Kiedy jakieś towarzystwo charytatywne przysyła mi ulotkę, zawsze wysyłam im czek. Na niezbyt wielką kwotę, ale jednak. Do koperty zwrotnej dołączam znaczek.

Może więc w poprzednim życiu nie byłam zbyt dobrym człowiekiem. Nie rozumiem tylko, dlaczego teraz mam za to płacić. Przecież wtedy nawet mnie nie było na świecie.

Niektórzy twierdzą, że w karmie nie chodzi o nagrodę i karę, lecz o naukę. Zycie to szkoła, a my do niej wracamy, dopóki wszechświat nie uzna, że nauczyliśmy się dość, by ją skończyć. W takim razie przydałyby mi się korepetycje, bo nic z tego nie rozumiem. Może Bóg powinien zmienić program nauczania. Mam nadzieję, że ma dość przyzwoitości, by nas oceniać na tle innych ludzi.

Nie, jeszcze nie rzuciłam ręcznika na ring. Nadal próbuję się rozwijać. Na przykład ostatnio postanowiłam rzucić palenie. Na rozpoczęcie akcji wybrałam dzień po Święcie Dziękczynienia. Zaplanowałam, że zamknę się w domu i od razu rzucę fajki. Zerwę wszystkie kontakty ze światem zewnętrznym, dopóki nie zapanuję nad objawami odstawienia nikotyny i wynikającymi z nich morderczymi zapędami. Kilka miesięcy wcześniej stworzyłam sobie cały plan. Zazwyczaj pracuję dwie, trzy soboty w miesiącu, bo jestem fotografem wolnym strzelcem i śluby to dla mnie chleb powszedni. Mam duże wzięcie, więc musiałam zrobić to ze sporym wyprzedzeniem, żeby zapewnić sobie wolny weekend w okolicach Święta Dziękczynienia.

Kiedy już rozwiążę problem palenia, zajmę się innymi kwestiami w moim życiu. Na przykład spróbuję je sobie ułożyć.

Tym razem poważnie podeszłam do sprawy. Miałam silną motywację, co mi się zdarza przynajmniej raz w roku, kiedy próbuję wziąć się w garść. Tak się złożyło, że w ostatnie urodziny przeżyłam jedną z rzadkich chwil wielkiej jasności umysłu. Kiedy wypaliłam swojego poobiedniego papierosa, dotarło do mnie, że palę już od dwudziestu lat. Od tego dnia, kiedy z przyjaciółką zwędziłyśmy paczkę z toaletki mojej mamy i cale popołudnie paliłyśmy w parku. Ona wróciła do domu, rzygając jak kot, i już nigdy więcej nie sięgnęła po fajki. Ja przyszłam do domu, coś przekąsiłam, przeprosiłam na chwilę, po czym zamknęłam się w łazience, wystawiłam głowę za okno i zapaliłam swojego pierwszego poobiedniego papieroska. Miałam czternaście lat i stałam się zaprzysięgłym palaczem. Terazaż trudno w to uwierzyćkończyłam lat trzydzieści cztery i dłużej paliłam, niż nie paliłam. Gdzie się podziały te lata?

W noc przed Świętem Dziękczynienia położyłam się spać, wielce zadowolona z samej siebie. Za trzydzieści sześć godzin zrobię pierwszy krok ku temu, by wziąć się w garść. Miałam na co czekać.

Następnego dnia rano zadzwonił telefon. Wtedy o tym nie wiedziałam, ale rozmowa ta miała zniszczyć mój piękny plan i kilka miesięcy mojego życia. Wtedy jeszcze niczego sobie nie uświadamiałam. Tego, co wiem teraz, dowiedziałam się później, kiedy ta wiedza już do niczego mi się nie mogła przydać.

Cześć, Samusłyszałam. – Mówi Greg.

Greg? spytałam zaspanym głosem.

Przyznaję, nie było to najmądrzejsze pytanie na świecie. Tak jakby mój rozmówca miał zajrzeć do swojego prawa jazdy, żeby się upewnić: Powiedziałem, Greg? Och, przepraszam, tu Ralph. Gdzie ja miałem głowę?” Ale kiedy telefon zadzwonił, spałam, i odzyskanie świadomości zajęło mi kilka chwil. Zdarzają się dni, kiedy taka transformacja nigdy nie zostaje w pełni ukończona.

Spałaś? Sorki. Zadzwonię później.

Nie, w porządku. Już nie śpię. Tak jakby. Co się dzieje?

O której twoja rodzina dzisiaj spotyka się na obiedzie?

Niezbyt późno. Przeważnie włączamy licznik nad ciastem z dyni około piątej, potem oddajemy się ekscytującej grze w kości i zwijamy się gdzieś o ósmej, zanim impreza wymknie się spod kontroli i sąsiedzi zadzwonią po gliny.

Możemy się spotkać o dziewiątej U Bogarta?

Dzisiaj?

Tak.

Jasne. Wszystko w porządku?

Super. Po prostu chciałem o czymś z tobą pogadać.

Może jakaś podpowiedz?

Nie. Bo na tym się nie skończy.

Skończy.

Sam.

Już dobrze, dobrze. Możemy się spotkać o dziewiątej. Mogę przyjść nawet o szóstej. Jeżeli wymyślisz dla mnie dobrą wymówkę, to mogę tam przesiedzieć cały dzień. Błagam. Wyświadczysz mi przysługę.

Roześmiał się głośno i żywiołowo, co mnie już całkowicie otrzeźwiło. Greg nie należy do facetów, którzy się śmieją w ten sposób. Przypomnijcie sobie najśmieszniejszy żart, jaki opowiedział wasz ulubiony komik. W dobry dzień Greg może by zachichotał.

To do dziewiątej, Sam. Przynieś mi udko indyka.

Znowu się roześmiał i odłożył słuchawkę. Usiadłam, zapaliłam i zaczęłam się zastanawiać, co w kategoriach obecnej dynamiki naszego ewoluującego związku może oznaczać ten telefon i propozycja Grega, byśmy się spotkali w święto państwowe. Naczytałam się poradników.

Tyle czasu spędziłam nad rozgryzaniem mojego związku z Gregiem, że pewnie opanowałabym i teorię względności, wolałam jednak, by sposób działania wszechświata pozostał dziwną i cudowną tajemnicą. Tak samo jak mój mózg.

 

Z wyjątkiem członków mojej rodzinya tej się dorobiłam, gdy byłam jeszcze zbyt malutka, by móc dokonać świadomego wyboruGreg jest osobą, którą znam najdłużej na tej planecie.

Kiedy się spogląda na okolicę, w której się wychowałam, na podobne do siebie domki w Orange County w Kalifornii, może trudno uwierzyć, że cokolwiek się tam działo. A jednak się działo: mieszkały tam rodziny. Ukrywano sekrety, udawano, że nie istnieją problemy, tam się rozwijały nerwice, które następnie przenosiły się w wiek dorosły. Zycie na przedmieściach nie ogranicza się do koszenia trawnika.

Rodzina Grega, Irvingtonowie, już tam mieszkała, kiedy wprowadziła się moja rodzina. Dla nas był to wielki krok do przodu. Z bloku do prawdziwego domu. Mieliśmy własną skrzynkę na listy, garaż i ogródek. Moi rodzice wiele lat spłacali kredyt. Miałam sześć lat. Ciocia Marnie nazywała mnie „Kinder-niespodzianką, bo przyszłam na świat, kiedy moi rodzicepo latach próbzaczęli się zastanawiać nad adopcją. Kiedy się urodziłam, moja matka miała trzydzieści dwa lata. Poród był trudnymoże przeczuwałam, co mnie czeka poza macicąa potem mama już nie mogła mieć więcej dzieci.

Państwo Irvingtonowie nie traktowali naszych przedmieść jak prawdziwy dom. Dla nich był to tylko przystanek na drodze do sukcesu. W przeciwieństwie do mojego ojca pan Irvington miał wielkie plany. Zaczynał w sektorze budowlanym, ale widział przed sobą wspaniałą przyszłość. Odkładał każdego pensa i inwestował w małe parcele, a potem w większe. To dzięki niemu Orange County stało się takim miejscem, jakim jest teraz. Niech Bóg ulituje się nad jego duszą.

Moi rodzice nie zdawali sobie z tego sprawy. Dla nich sąsiad to był po prostu sąsiad. Człowiek idzie i się przedstawia. Podczas weekendu byliśmy zbyt zajęci rozpakowywaniem się, żeby odwiedzić naszych sąsiadów, lecz kilka rodzin przyszło się z nami przywitać. Ale nie Irvingtonowie, którzy mieszkali tuż obok.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin