NR ID : b00120 Tytu� : Satyry Autor : Ignacy Krasicki Do kr�la Im wy�ej, tym widoczniej. Chwale lub naganie Podpadaj� kr�lowie, najja�niejszy panie! Satyra prawd� m�wi, wzgl�d�w si� wyrzeka: Wielbi urz�d, czci kr�la, lecz s�dzi cz�owieka. Gdy wi�c gani� zdro�no�ci i zdania mniej baczne. Pozwolisz, mo�ci kr�lu, �e od ciebie zaczn�. Jeste� kr�lem, a czemu nie kr�lewskim synem? To niedobrze; krew pa�ska jest zaszczyt przed gminem. Kto si� w zamku urodzi�, niech ten w zamku siedzi; Z tego� powodu nasi szcz�liwi s�siedzi. Bo natura na rz�dczych pokoleniach zna si�, Inszym powietrzem �ywi, insz� straw� pasie. St�d rozum bez nauki, st�d bieg�o�� bez pracy; M�drzy, rz�dni, wspaniali, mocarze, junacy - Wszystko im �atwo idzie, a chocia�by kt�ry Odstrychn�� si� na moment od swojej natury, Znowu si� do niej wr�ci, a dobrym koniecznie By� musi i szacownym w potomno�ci wiecznie. Bo od czego� poeci? Skarb kr�lestwa drogi, Rodzaj mo�ny w aplauzy, w s�owa nieubogi, Rodzaj, co umie znale��, czego i nie by�o, A co jest, a niedobrze, �eby si� przy�mi�o, I w to oni potrafi�; st�d te� jak na smyczy Szed� chwalca za chwalonym, zysk nios�c w zdobyczy, A cho� kt�ry fa�sz postrzeg�, kompana nie zdradzi�; Ten gardzi�, ale p�aci�, �w �mia� si�, lecz kadzi�. Ty� kr�lem, czemu nie ja? M�wi�c mi�dzy nami, Ja si� nie b�d� chwali�, ale przymiotami Niez�ymi si� zaszczycam. Jestem Polak rodem, A do tego i szlachcic, a cho�bym i miodem Szynkowa�, tak jak niegdy� �w bartnik w Kruszwicy Czemu� bym nie m�g� osie�� na twojej stolicy? Jeste� kr�lem - a by�e� przedtem mo�ci panem; To grzech nieodpuszczony. Ka�dy, kt�ry stanem Przedtem si� z tob� r�wna�, a teraz czci� musi, Nim powie "najja�niejszy", pierwej si� zakrztusi; I cho� si� przyzwyczai�, przecie� go to �echce: Usty ci� czci, a sercem szanowa� ci� nie chce. I ma s�uszne przyczyny. Wszak w Lacedemonie Zaw�dy siedzia� Tesalczyk na Likurga tronie, Greki archont�w swoich od Rzymian�w brali, Rzymianie dyktator�w od Grek�w przyzwali; Zgo�a, byle by� nie sw�j, cho�by i pob��dzi�, Zaw�dy to lepiej by�o, kiedy cudzy rz�dzi�. Czy�, co mo�esz i dzie�mi s�siad�w zadziwiaj, Szczep nauki, wzno� handel i kraj uszcz�liwiaj - Cho� wiedz�, chocia� czuj�, �e� jest tronu godny, Nie masz chrztu, co by zmaza� tw�j grzech pierworodny. Sk�d powsta� na Micha�a �w spisek zdradziecki? St�d tylko, �e kr�l Micha� zwa� si� Wiszniowiecki. Do Jana, �e Sobieski, nar�d nie przywyka, Kr�l Stanis�aw d�ug p�aci za pana stolnika. Czujesz to - i ja czuj�; wi�c si� ju� nie troszcz�, Pozwalam ci by� kr�lem, tronu nie zazdroszcz�. �le to wi�c, �e� jest Polak, �le, �e� nie przychodzie�; To gorsza (lubo�, prawda, poprawiasz si� co dzie�) - Przecie� musz� wym�wi�, wybacz, �e nie pieszcz� - Powiem wi�c bez ogr�dki: oto m�ody� jeszcze. Pi�knie� to, gdy na tronie s�dziwo�� si� mie�ci; Ty� na� wst�pi� maj�cy lat tylko trzydzie�ci, Bez siwizny, bez zmarszczk�w; zaka� to nie lada. Wszak siwizna zwyczajnie talenta posiada, Wszak w zmarszczkach rozum mieszka, a gdzie broda siwa, Tam wszelka doskona�o�� zwyczajnie przebywa. Nie by�e�, prawda, winien temu, �e� niestary; M�odo��, czerstwo�� i rze�ko�� pi�kne� to przywary, Przecie� s� przywarami. Ale� si� poprawi�: Ju� ci� tron z naszej �aski siwizny nabawi�. Poczekaj tylko, je�li zstarze� ci si� damy, Jak ci� tylko w zgrzybia�ym wieku ogl�damy, B�dziem krzycze� na starych, dlatego �e� stary. To ju� trzy, com ci w oczy wyrzuci� przywary. A czwarta jaka b�dzie, mi�o�ciwy panie? O sposobie rz�dzenia niedobre masz zdanie. Kr�l nie cz�owiek. To prawda, a ty nie wiesz o tym; Wszystko ci si� co� marzy o tym wieku z�otym. Nie wierz bajkom! B�d� takim, jacy byli drudzy. Po co tobie przyjaci�? Niech ci� wielbi� s�udzy. Chcesz, aby ci� kochali? Niech si� raczej boj�. C�e� zyska� dobroci�, �agodno�ci� twoj�? Zdzieraj, a b�dziesz mo�nym, gn�b, a b�dziesz wielkim; Tak si� ws�awisz, a przeciw nawa�no�ciom wszelkim Trwale si� ubezpieczysz. Nie chcesz? Tym ci gorzej; Przypada� b�d� na ci� niefortuny sporzej. Zniesiesz m�nie - cierp�e z tym my�lenia sposobem; Wol� ja by� Krezusem ani�eli Jobem. �wiadczysz, a na z�e id� dobrodziejstwa twoje. Czemu� �wiadczysz, z dobroci gdy masz niepokoje? Bolejesz na niewdzi�czno�� - albo� ci rzecz tajna, �e to w p�acy za �aski moneta zwyczajna? Po co nie bra� szafunku starostw, gdy dawano? Po tym ci tylko w Polszcze kr�le poznawano, A zagrzane wspania�� mi�o�ci� ojczyzny, Kocha�y patryjoty dawce kr�lewszczyzny. Ksi�gi lubisz i w ludziach kochasz si� uczonych, I to �le. Porzu� m�drk�w zaba�amuconych. �aden si� nar�d ksi�g� w moc nie przysposobi�: M�dry przedysputowa�. ale g�upi pobi�. Ten, co niegdy� potrafi� floty du�skie chwyta� - Kr�l Wizimierz - nie umia� pisa� ani czyta�. Waszej kr�lewskiej mo�ci nie przepr�, jak widz�; W tym si� popraw przynajmniej, o co ja si� wstydz�. Dobro� serca monarchom wcale nie przystoi, To mi to kr�l, co go si� ka�dy cz�owiek boi, To mi kr�l, co jak wspoj�rzy, do serca przeniknie. Kiedy lud do dobroci rz�dz�cych przywyknie, Bryka, mo�ciwy kr�lu, wzgl�d wspacznie obr�ci: Z�y, gdy kontent, powolny, kiedy si� zasmuci. Nie moje to jest zdanie, lecz przez rozum bystry Dawno tak os�dzi�y przezorne ministry. Wiedz� oni (a czego� ministry nie wiedz�?), Przy styrze ustawicznie, gdy pracuj�, siedz�, Dociekli, na czym sekret zawis� panuj�cych. Z tych wi�c powod�w umys� wskro� przenikaj�cych, Nie trzeba, mo�ci kr�lu, mie� �agodne serce: Zwyci� si�, zga� ten ogie� i zat�um w iskierce! �e� dobry, gorszysz wszystkich, jak o tobie s�ysz�, I ja si� z ciebie gorsz�, i satyry pisz�. B�d� z�ym, a zaraz k�ad�c twe cnoty na szal�, Za to, �e� si� poprawi�, i j� ci� pochwal�. Cz�� pierwsza 1. �WIAT ZEPSUTY Wolno szale� m�odzie�y, wolno starym zwodzi�, Wolno si� na czas �eni�, wolno i rozwodzi�. Godzi si� kra�� ojczyzn� �atw� i powoln�, A mnie sarka� na takie bezprawia nie wolno? Niech si� miota z�o�� na ci� i chytro�� bezczelna - Ty m�w prawd�, m�w �mia�o, satyro rzetelna. Gdzie�e� cnoto? gdzie� prawdo? gdzie�cie si� podzia�y? Tu�cie niegdy� najmilsze przytulenie mia�y. Czci�y was dobre nasze ojcy i pradziady, A synowie, co w bite st�pa� mieli �lady, Szydz�c z �wi�tej pod�ciwych swych przodk�w prostoty, Za blask czczego pozoru zamienili cnoty. S��w a� nadto, a same matactwa i �garstwa; Wstr�t usta�, a jawnego spro�no�� niedowiarstwa �mie si� targa� na �wi�te wiary tajemnice; Jad si� szerzy, a �r�d�o bior�c od stolice Grozi dalsz� zaraz�. Pe�no ksi�g bezbo�nych, Pe�no mistrz�w zuchwa�ych, pe�no uczni�w zdro�nych; A je�li gdzie si� cnota i pobo�no�� mie�ci, Wy�miewa j� zuchwa�o�� nawet w p�ci niewie�ci�j. Wsz�dzie nierz�d, rozpusta, wyst�pki szkaradne. Gdzie�e�cie, o matrony, �wi�te i przyk�adne? Gdzie�e�cie, ludzie prawi, przystojna m�odzie�y? O�lep t�uszcza bezbo�na w otch�a� zbytk�w bie�y. Co zysk pod�y skojarzy�, to p�ocho�� rozprz�e; Wzgardzi�y jarzmem cnoty i �ony, i m�e. Zapami�ta�e dzieci rodzic�w si� wstydz�, Wadz� si� przyjaciele, bracia nienawidz�, Rw� krewni �up sierocy, �zy wd�w pij� zdrajce, Oczyszcza wzgl�d nieprawy jawne winowajce. Zdobycz wiek�w, zysk cnoty posiadaj� zdzierce, Zwierzchno�� bez powa�enia, prawo w poniewierce. Zysk serca opanowa�, a co niegdy� tajna, Teraz z�o�� na widoku, a cnota przedajna. Duchy przodk�w, nadgrody cn�t co u�ywacie, Na wasze gniazdo okiem je�eli rzucacie. Je�li odg�os dzie� naszych was kiedy doleci, Czy� mo�ecie z nas pozna�, �e�my wasze dzieci? Jeste�my, ale z gruntu ska�eni, wyrodni, Jeste�my, ale� tego nazwiska niegodni. To, co oni honorem, pod�ciwo�ci� zwali, My prostot� ochrzcili; wi�c co szacowali, My tym gardziem, a grzeczno�� przenosz�c nad cnot�, Dzieci z�e, psujem ojc�w pod�ciwych robot�. Dobra by�a uprawa, lecz z�e ziarno pad�o, St�d ci teraz Feniksem prawie zgodne stad�o. Zysk ma��e�stwa kojarzy, �artem jest przysi�ga, Lubie�no�� wspaja w�z�y, niestatek rozprz�ga. M�odzie� pr�na nauki, a rozpusty chciwa, Skora do rozwi�z�o�ci, do cnoty leniwa. Zapami�ta�e starcy, zha�bione przymioty. �mieje si� zbrodnia syta z pogn�bionej cnoty. Wstyd usta�, wstyd ostatnia niecnoty zapora; Z�o��, zara�na w swym �r�dle, a w skutkach zbyt spora Przeistoczy�a dawny grunt ustaw pod�ciwych; Chlubi si� jawna kradzie� z korzy�ci zel�ywych. Nie masz jarzma, a je�li jest taki, co d�wiga, Nie w�o�y�a go cnota - fa�sz, pod�o��, intryga. P�odzie, szacownych ojc�w nosz�cy nazwiska! Zewsz�d ci� zas�u�ona dolegliwo�� �ciska; Same� sprawc� twych los�w. Zdro�ne obyczaje, Krn�brno��, nierz�d, rozpusta, zbytki gubi� kraje. Pr�no si� stan mnieman� pot�g� nasro�y�, Kt�ry na gruncie cnoty rz�d�w nie za�o�y�, Pr�no sobie podchlebia. Ten, co niegdy� s�yn��, Rzym cnotliwy zwyci�a�, Rzym wyst�pny zgin��. Nie Goty i Alany do szcz�tu go znios�y: Zbrodnie, kl�sk poprzedniki i upadk�w pos�y, Te go w jarzmo wprawi�y. Skoro w cnocie stygn��, Upad� - i ju� si� wi�cej odt�d nie pod�wign��. By� czas, kiedy b��d �lepy nierz�dem si� chlubi�: Ten nas nierz�d, o bracia, pokona� i zgubi�, Ten nas cudzym w �up odda�, z nas si� z�e zacz�o: Dzie� jeden nieszcz�liwy zniszczy� wiek�w dzie�o. Padnie s�aby i l�e - wzmo�e si� wspania�y. Rozpacz - podzia� nikczemnych! Wzmagaj� si� wa�y, Grozi burza, grzmi niebo; okr�t nie zatonie, Majtki, zgodne z �eglarzem, gdy stan� w obronie; A cho� bezpieczniej okr�t opu�ci� i p�yn��, Pod�ciwiej by� w okr�cie, ocali� lub zgin��. 2. Z�O�� UKRYTA I JAWNA �atwiej nie �ga� poetom, ministrom nie zwodzi�, �atwiej g�upiego przeprze�, wod� z ogniem zgodzi� Ni� zrachowa� filuty: ci�ba, wojsko spore. Sk�d zacz��? Spo�r�d t�umu na hazard wybior�. Wojciech, jadem zaprawny, co go wewn�trz mie�ci, Zdradnie wita, pozdrawia, ca�uje i pie�ci, W oczy �ciska, w bok patrzy, a gdy �udzi wdzi�cznie, Cieszy si� wewn�trz zdrajca, �e oszuka� zr�cznie. Czyni �le, bo gust w samej upatruje z�o�ci, Zdradza, ...
norrdec