Średniowiecze.doc

(92 KB) Pobierz
Średniowiecze

8

 

Średniowiecze

Ogólna charakterystyka epoki — Mity średniowiecza — ramy czasowe — wewnętrzna periodyzacja epoki — wiara a wiedza (filozofia)

 

Mity średniowiecza*

 

Średniowiecze jest z całą pewnością epoką, której ocena w największym stopniu zbudowana jest na stereotypach, w większości bardzo dla niej krzywdzących. Już sama nazwa — „wieki średnie”, media aetas, już w renesansie używana była w znaczeniu pejoratywnym; miała sugerować mianowicie pośledniość, nieistotność dziesięciu tworzących średniowiecze wieków, ich zacofanie w stosunku do dwóch wielkich epok historii: starożytności z jednej strony i renesansu z drugiej. Choć samo takie pojmowanie tej nazwy jest dla epoki krzywdzące, to i tak nie jest to najgorsza rzecz, o jakiej się w odniesieniu do tej epoki mówi.

Co ciekawe, nazwa „wieki średnie” została ukuta przez ludzi średniowiecza właśnie i miała oznaczać czas pomiędzy pierwszym a powtórnym przyjściem Chrystusa na ziemię. Nie miała więc znaczenia pejoratywnego — w tym znaczeniu zaczęto jej używać dopiero w renesansie; w XVII wieku takie jej rozumienie było już powszechne i towarzyszyło innemu powszechnie występującemu określeniu: wieki ciemne.

Średniowieczu zarzuca się przede wszystkim ciemnotę, swoiste upośledzenie intelektualne, które doprowadziło wręcz do śmierci filozofii i sztuki — obie te wartości miały się odrodzić dopiero w renesansie. Jak bardzo to opinia krzywdząca, świadczyć mogą choćby takie rzeczy jak filozofia św. Tomasza z Akwinu czy Jana Dunsa Szkota (w szczególności subtelność tej drugiej jest zdumiewająca), w literaturze eposy rycerskie jak Pieśń o Rolandzie czy Pieśń o Nibelungach, poezja miłosna — Tristan i Izolda, Pieśń Róży. W malarstwie i sztukach plastycznych wystarczy wspomnieć choćby Giotta czy wspaniałe iluminacje kodeksów rękopiśmiennych. Coraz więcej uznania zdobywa muzyka średniowieczna — a chorały gregoriańskie były nawet w pewnym momencie wręcz modne, o czym świadczyło wykorzystywanie ich w muzyce pop[1]. Nikt już też raczej nie powie o średniowiecznych kościołach, że są „koślawe i szkaradne” (określenie dość powszechne w renesansie), a gotyckie katedry uznaje się coraz powszechniej za jeden z najdoskonalszych wytworów architektury. Wszystkie te rzeczy są wytworami średniowiecza właśnie — epoki rzekomo ciemniej i zacofanej. Jest sporym paradoksem to, że mimo uznania dla poszczególnych wytworów kultury i myśli średniowiecza, samą epokę w dalszym ciągu postrzega się według dawno upowszechnionego, dalekiego jednak od prawdy stereotypu. Chodzi więc głównie o uprzedzenie: wskutek nieodpowiednio prowadzonej edukacji już od dzieciństwa jesteśmy przyzwyczajani do „mroków średniowiecza. Tymczasem, jak pisze Regine Pernoud[2], aby rzeczywiści poznać tę epokę, powinno się zaakceptować pogląd, „że ci ludzie byli tacy sami jak my, ludzkość taka jak nasza, ani gorsza, ani lepsza, i że wobec niej nie wystarczy wzruszyć ramionami ani uśmiechać się z wyższością. Średniowiecze należy studiować tak spokojnie jak każdą inną epokę”[3].

Gwoździem do trumny dla stereotypu uczyńmy zatem przypomnienie jeszcze jednego faktu: to właśnie w tych „ciemnych wiekach” powstały uniwersytety (XII wiek), na których uczono znacznie więcej przedmiotów niż tylko teologii, zaś jeszcze na długo przed tym przy klasztorach zakładano szkoły parafialne — od IX wieku ich tworzenie jest obowiązkiem nakładanym na biskupów diecezjalnych — dostępne także dla ludzi świeckich.

Inny niezwykle często powtarzający się zarzut dotyczy okrucieństwa tej epoki. Nie ma co przeczyć, nie były to czasy spokojne i bezpieczne. Jednak mało które takie są. W odniesieniu do średniowiecza wymienia się jednym tchem takie rzeczy jak okrutne wojny, tortury, prześladowania religijne, polowania na czarownice, płonące stosy. To wszystko prawda, ale błąd polega na tym, że nie zauważa się, iż właściwie żadna z tych „atrakcji” nie jest wynalazkiem średniowiecza i z całą pewnością żadna z nich nie zniknęła, kiedy średniowiecze się skończyło; nie były więc, wbrew temu, co się sądzi, „specjalnością” wieków średnich. Wojny zawsze były okrutne. Co więcej, pod tym względem nic — jak się zdaje — nie jest w stanie dorównać XX wiekowi, a i XXI nie zapowiada się dużo lepiej. Jedną cechę natomiast wiek XX i średniowiecze mają wspólną: w jednym i drugim czasie, obserwując okrucieństwa związane z prowadzeniem wojen, podjęto pewne wysiłki dążące do ucywilizowania konfliktów zbrojnych. I tak jak w XX wieku powstały Konwencje Genewskie, tak też w średniowieczu obowiązywał kodeks rycerski, traktujący m.in. o ludzkim traktowaniu więźniów, zasadach prowadzenia walki itp. Rzecz jasna — podobnie jak w XX wieku, z wykonaniem było różnie.

Co więcej, tak jak w wieku XX, podjęto nieskuteczną (kolejna analogia) próbę ograniczenia „wyścigu zbrojeń”; Sobór Laterański II (1139) zakazał stosowania niezwykle jak na te czasy śmiercionośnej broni — kuszy (celniejsza i szybsza od łuku, bełty z niej wystrzeliwane z dużo większą łatwością przebijały pancerz niż strzały wypuszczane z łuku), którą uznano za „broń niegodną rycerza”. Zakaz ten powtórzył później w bulli papieskiej papież Innocenty II.

Jeśli chodzi o tortury, stosowano je zarówno przed średniowieczem, jak i po nim. Co więcej — tak naprawdę stosuje się je do dziś, szczególnie w państwach dyktatorskich (choć nie tylko, o czym mogą świadczyć choćby opisywane przez prasę wydarzenia z więzienia Abu Ghraib; dość powszechnie były też stosowane jeszcze niedawno przez brytyjskie służby specjalne w stosunku do terrorystów z IRA — ale także wobec ludzi z tą organizacją kojarzonych, nie zawsze słusznie). Może zatem dziwić, że i ten mroczny zaułek historii ludzkości związano w powszechnej świadomości właśnie ze średniowieczem[4].

O jeszcze większym nieporozumieniu można powiedzieć w przypadku polowań na czarownice: tortury były bowiem stosowane w średniowieczu, w przypadku czarownic natomiast przypisano tej epoce grzech czasów późniejszych. W gruncie rzeczy polowania rozpoczynają się pod koniec XIV wieku (a więc pod koniec średniowiecza!), zaś największe ich nasilenie przypada na wieki XV – XVII; co gorsza, przypadki — wcale nie rzadkie — palenia na stosie czarownic zdarzają się jeszcze w XVIII, „oświeconym” wieku. W średniowieczu natomiast za czary — których nie uznawano za herezję — skazywano zazwyczaj (na mocy dokumentu wydanego w 906 roku, Canon Episcopii) na wygnanie. W średniowieczu śmierć można było ponieść raczej za herezję — choć i w tym przypadku najgorsze były lata reformacji i kontrreformacji, a więc wieki XV – XVII[5] — a nie za czary.

Wreszcie wiele łez wylano nad niedolą kobiet oraz chłopów pańszczyźnianych. W pierwszym przypadku sytuacja była zapewne daleka od ideału, do jakiego dążą ruchy feministyczne, ale warto wspomnieć, że sytuacja kobiet uległa w średniowieczu (w znacznej mierze dzięki kultowi Matki Boskiej) znacznej poprawie, jeśli porównać ją z tą ze starożytności. Dość wspomnieć, że w oryginalnej, pochodzącej z Księgi Rodzaju wersji 10 przykazań, w przykazaniu IX (Nie będziesz pożądał…) żona jest wymieniona wprawdzie przed niewolnicą czy niewolnikiem, przed wołem i osłem (w dość niebezpiecznej jednak istot tych bliskości ;)), ale po domu bliźniego swego. Bez względu na hierarchię — umieszczenie jej pośród rzeczy (także niewolnik nie był uznawany za człowieka) świadczyło o tym, że była traktowana — jak rzecz właśnie.

Nie jest także prawdą, że kobiety nie miały dostępu do wykształcenia. Wiele z nich, zarówno świeckich (jak choćby ukochana Abelarda, Heloiza), jak i mniszek (Hildegarda z Bingen) swoim wykształceniem przewyższało wielu mężczyzn. O sytuacji politycznej z kolei może świadczyć fakt, że średniowiecze jest bodaj jedyną epoką, która zna złożoną z mężczyzn armię dowodzoną przez kobietę — Joannę d’Arc. Fakt, ostatecznie skończyła na stosie — oficjalnie oskarżona o czary, herezję, rozpustę i pychę — jednak stało się tak właśnie dlatego, że była politycznie zbyt silna[6], i przez to niewygodna.

Mówiąc o ustroju feudalnym wreszcie zwykle zapomina się, że zastąpił on powszechne w starożytności niewolnictwo; chłop feudalny nie posiadał ziemi, a jedynie ją użytkował (było to jednak użytkowanie „wieczyste” — pan nie mógł odebrać raz darowanej ziemi, zaś po śmierci poddanego ziemia była dalej użytkowana przez jego potomków), składając część (jej wysokość jest zwykle mocno przeceniana[7]) owoców swej pracy w postaci danin na rzecz suzerena, który w zamian zapewniał mu opiekę. Nikt jednak nie kwestionował tego, że był on człowiekiem i nie rościł sobie prawa (znów, z praktyką było różnie) do władzy nad jego życiem i śmiercią. Co więcej, także i ta „okropność średniowiecza” (tj. feudalizm) przeżyła tę epokę o długie lata, zaś obciążenia pańszczyźniane rosły wprost proporcjonalnie do czasu, jaki upłynął od jej zakończenia.

Podsumowując: średniowiecze istotnie nie było wolne od większości zarzucanych mu grzechów. Jednak nie były one czymś specyficznym dla tej epoki — zwykle występowały dość powszechnie w starożytności i nie zakończyły się wraz z końcem średniowiecza; w wielu natomiast przypadkach występowały później w znacznie większym nasileniu. Przypisywanie ich zatem TYLKO tej epoce jako cech charakterystycznych jest dla średniowiecza zdecydowanie krzywdzące[8].


Tyle do poczytania… a teraz do wyuczenia:

 

Ramy czasowe

Średniowiecze to 10 stuleci, obejmujących wieki od V do XIV (czasem, szczególnie w odniesieniu do pewnych regionów Europy — zalicza się do nich także Polska — w których średniowiecze się nieco „spóźniło”, zalicza się do epoki także wiek XV). Za symboliczny początek epoki uznaje się zwykle upadek Cesarstwa Rzymskiego (476), zaś jej koniec wyznaczają daty takich wydarzeń jak upadek Cesarstwa Bizantyńskiego (1453), wynalezienie druku (1450), wielkie odkrycia geograficzne, w tym dopłynięcie do brzegów Ameryki (1492) czy nawet wystąpienie Marcina Lutra (1517).

Nazwa „wieki średnie” została po raz pierwszy użyta przez samych średniowiecznych, jednak z czasem mocno zmieniła znaczenie, nabierając w dobie odrodzenia i później jeszcze — w XVII wieku — bardzo negatywnego zabarwienia, sugerującego wsteczność epoki rozciągającej się w czasie pomiędzy dwiema epokami uznanymi przez odrodzeniowych humanistów za wielkie — starożytnością i odrodzeniem (szerzej patrz wstęp, „Mity średniowiecza”).

Wewnętrzna periodyzacja

Skoro średniowiecze trwa aż 10 stuleci, to trudno się spodziewać, że tak długi okres czasu będzie wewnętrznie jednolity. Mówi się wprawdzie — całkiem słusznie — o uniwersalizmie średniowiecznym, na który składały się takie elementy jak: wspólny język (łacina), wspólna religia (chrześcijaństwo) i władza — czy to świecka (cesarz), czy kościelna (papież). Wszystkie te elementy z całą pewnością są istotnym spoiwem spajającym 10 wieków historii ludzkości. To, co spajają, nie było jednak wcale jednolite. I tak mówi się obecnie o czterech okresach wewnątrz średniowiecza:

·         Wczesne średniowiecze (wieki V – VII); jest to bodaj jedyny okres, co do którego — z pewnymi zastrzeżeniami — można uznać, że zasłużył na miano wieków ciemnych, które przylgnęło do całej epoki. Wskutek najazdów plemion barbarzyńskich upadło Cesarstwo Rzymskie, a wraz z nim jego kultura — i właściwie nie pojawiło się na jej miejsce nic nowego. Mimo to okres ten jest z pewnego względu niezwykle wartościowy. Podczas gdy liczne zabytki architektoniczne Grecji i Rzymu nie przetrwały do naszych czasów (lub zachowały się w formie daleko odbiegającej od dawnej świetności), strat takich nie obserwuje się w przypadku antycznych dzieł literackich czy filozoficznych (mówiąc krótko, wszystkiego, co dało się zapisać). Jest to w ogromnej mierze zasługa średniowiecznych mnichów, którzy nie tylko gromadzili w przyklasztornych bibliotekach bezcenne arcydzieła literatury i filozofii antycznej, ale włożyli też masę wysiłku w ich powielenie. Niemal każdy klasztor (prym wiodły w tym względzie klasztory benedyktyńskie) posiadał skryptorium, w którym powielano działa starożytnych autorów — w tym także te, które z punktu widzenia nauki Kościoła uznać należałoby za mocno nieprawomyślne. Dlatego też, nawet jeśli uznać, że wieki te nie były specjalnie znaczące jeśli chodzi o oryginalny wkład w dzieje myśli i kultury, trzeba przyznać, że były bezcenne dla przechowania myśli antycznej. Zachwyceni filozofią i literaturą starożytną (czy raczej pewnym jej, dość w sumie wąskim, wycinkiem) humaniści odrodzenia jako pierwsi nie docenili faktu, że prawdopodobnie myśli tej w ogóle by nie znali, gdyby nie mozolne (nie ma przecież jeszcze druku, wszystkie, niekiedy opasłe tomiszcza muszą być zatem przepisane) działania podjęte w tak przez nich pogardzanym średniowieczu.

·         VIII – XI: brzask średniowiecza. Rodzi się kultura średniowieczna. Na okres ten przypada m.in. tzw. Renesans karoliński — szereg przeprowadzonych przez Karola Wielkiego reform zdążających do odnowienia kultury antycznej. Odnowiono klasyczną łacinę, uporządkowano alfabet. Rozwija się tzw. architektura karolińska, której reprezentantem jest np. katedra w Akwizgranie. Powstają liczne szkoły przyklasztorne, które mają nie tylko kształcić przyszłych księży, ale i szkoły elementarne dla dzieci świeckich. W skryptoriach nieustannie trwa praca kopistów; kształtują się nawet pewne szkoły (style) pisarskie oraz iluminacyjne. Na przełomie XI i XII stulecia rodzi się filozofia scholastyczna, za której twórcę uznaje się św. Anzelma z Canterbury.

·         XII – XIII wiek: złoty okres średniowiecza. Na powstających od XII wieku uniwersytetach rozwija się filozofia scholastyczna. Jest to czas działalności tak wielkich umysłów jak Albert Wielki, św. Tomasz z Akwinu czy Jan Dunst Szkot (ten ostatni żyje na przełomie XIII i XIV wieku). Filozofowie ufają, że z pomocą przyrodzonego umysłu są w stanie wytłumaczyć nawet najbardziej skomplikowane tajemnice wiary; jednak teologia nie jest jedynym polem ich działalności, o czym najdobitniej świadczą zainteresowania przyrodnicze myślicieli skupionych wokół szkoły w Chartres (czyt. Szartr), a także podejmowane przez Grossetesta bądź Rogera Bacona zagadnienia z zakresu fizyki. W architekturze rodzi się i zdobywa dominującą pozycję styl gotycki, którego reprezentantami są choćby francuskie katedry: Notre Dame w Paryżu i królewska katedra w Reims (czyt. Ręs), także pod wezwaniem NMP. W XIII (także XIV) wieku — jak twierdzi badacz nauki, Alistair Crombie, następuje także istotny rozwój nauki (w szczególności fizyki i optyki), sprawiający, że średniowiecze staje o krok od przełomu, który dokonał się w nauce w XVII wieku[9]. Uwzględniając to wszystko, okres ten nazywa się niekiedy prerenesansem bądź renesansem XII wieku.

·         Wiek XIV: tzw. jesień średniowiecza. Do niedawna nawet w gronie specjalistów okres uznawany — głównie ze względu na kryzys myśli scholastycznej — za mało wartościowy. W połączeniu z tragicznymi wydarzeniami, takimi jak klęska urodzaju i wynikający z niej głód (lata 1315-1317), epidemia „czarnej śmierci” z lat 1347-1349, z nawrotami w latach 1360 i 1370, wskutek której wyginęła 1/3 populacji Europy oraz liczne wojny rzuciło to cień na epokę, w znacznej mierze przyczyniając się do powstania tak krytycznych opinii o średniowieczu już w renesansie. Tymczasem, jak się wydaje, jeśli chodzi o rozwój myśli filozoficznej i naukowej trudno mówić o kryzysie; filozofia zostaje po prostu nieco przeorientowana. Myśliciele XIV-wieczni nie podzielają scholastycznego optymizmu, wedle którego człowiek może posługując się przyrodzonym umysłem ogarnąć prawdy Boże. W związku z tym kierują swe zainteresowania głównie ku zagadnieniom przyrodniczym oraz logicznym. Na uniwersytecie oksfordzkim obok nauk przyrodniczych rozwijana jest — w środowisku tzw. oksfordzkich kalkulatorów — matematyka. Filozofia XIV wieku jest zatem po prostu inna; trudno jednak zgodzić się że gorsza od scholastycznej. Także i ten wiek wydał wszak wielkich filozofów, jak choćby Wilhelm Ockham.

 

Potem zaś nastało Odrodzenie…

 

Wiara a wiedza (filozofia)

Filozofia antyczna stawiała pytania m.in. o początek rzeczy, świata, o jego sens, o sens życia ludzkiego, o naturę dobra itp. Nauka Jezusa Chrystusa zapoczątkowała nową religię, która oferowała gotowe odpowiedzi na wszystkie te pytania. Siłą rzeczy musiało się pojawić pytanie — czy filozofia jest jeszcze potrzebna? Skoro sam Bóg objawił ludziom prawdę poprzez Pismo święte, po co poszukiwać tej prawdy przyrodzonym umysłem, który, ze względu na swą ułomność, może popaść w błąd i — skoro mowa tu o rzeczach mających konsekwencje etyczne — w grzech?

Wbrew potocznemu mniemaniu, średniowiecze nie jest epoką konfliktu pomiędzy filozofią a religią; niemal przez całe średniowiecze dziedziny te zgodnie współistniały. Nie znaczy to jednak, że nie było teologów chrześcijańskich, którzy odrzucali filozofię jako niepotrzebną i szkodliwą, widząc w niej źródło błędów i herezji.

Pierwszym reprezentantem tego trendu był Tacjan (ok. 120 - ?)[10]. Deprecjonował on myśl grecką, twierdząc, że Grecy „zapożyczyli od barbarzyńców wszystkie sławne pomysły” — astronomię przejęli od Babilończyków, geometrię i historię od Egipcjan, alfabet od Fenicjan, sztuki plastyczne od Etrusków. Doktryny filozoficzne Greków są natomiast — jak twierdził — pełne absurdów, a wszystko, co w nich wartościowe, wzięto z Biblii: „Skoro nasza barbarzyńska filozofia jest starsza niż systemy Greków, to filozofowie czerpali z niej wszystko, co jest prawdziwe w ich własnych systemach. Nie dodali do tej filozofii niczego z wyjątkiem własnych błędów”. Filozofię grecką trzeba więc odrzucić jako niepotrzebną, fałszywą i szkodliwą.

Jeszcze dobitniej postulat ten sformułował Tertulian (160 ~ 240). Filozofia, jak twierdzi, jest przyczyną herezji. Ostrzegał przed nią nawet apostoł Paweł („Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę przez tę filozofię będącą czczym oszustwem, opartą na ludzkiej tylko tradycji, na żywiołach świata, a nie na Chrystusie” — Kol 2, 8). Co więcej, jest ona zupełnie bezużyteczna i niepotrzebna: prawdę objawił wszak już Chrystus: „Po objawieniu prawdy przez Chrystusa nie potrzeba już żadnych badań, po jego Ewangelii żadnych dociekań”.

Tertulian jest ponadto twórcą słynnego powiedzenia Credo, quia ineptum — wierzę w to, bo jest to niedorzeczne (częściej w tradycji sformułowanie to przytaczane jest w radykalniejszej wersji — credo, quia absurdum: wierzę w to, bo to jest absurdalne).Wierzący nie powinien kierować się wskazaniami rozumu, ale samą wiarą, mimo — a może nawet ze względu na — niedorzeczności wielu prawd wiary: „Syn Boży umarł. Trzeba w to wierzyć, ponieważ jest to niedorzeczne. Został pogrzebany, ale zmartwychwstał. Jest to pewne, ponieważ jest niemożliwe”. Postawa Tertuliana jest zatem skrajnie irracjonalna, aintelektualna i wroga wszelkiemu poznaniu umysłowemu — w tym filozofii.

Co charakterystyczne, obaj ci zdecydowani wrogowie filozofii greckiej skończyli jako heretycy, poza Kościołem — między innymi ze względu na swój radykalizm. Chrześcijaństwo zaś już w ich czasach poszło zupełnie inną drogą. Jeden z pierwszych wśród chrześcijan zwolennik filozofii — Justyn Męczennik — był męczennikiem i świętym Kościoła katolickiego.

Justyn (podobnie zresztą Tacjan i Tertulian) był apologetą — obrońcą wiary[11]. Wobec zarzutów stawianych nowej religii między innymi przez filozofów Justyn przejmuje ich broń: właśnie za pomocą filozofii tłumaczy, że nowa religia zawiera tę samą prawdę, którą spotkać można było w antycznych naukach — tyle że prawda, jaką oferuje chrześcijaństwo, jest pełniejsza i pewniejsza, jako że została objawiona przez Boga. W filozofii oraz religii chrześcijańskiej — jak twierdzi Justyn — występują pewne zbieżności, podobieństwa. Oznacza to, że również antyczni filozofowie mieli dostęp do prawdy. Platon mówi na przykład o nieśmiertelności duszy; i ma rację, bo dusza ludzka jest nieśmiertelna. Myli się jednak co do natury tej nieśmiertelności: po śmierci dusza ludzka nie przechodzi procesu kolejnych wcieleń (metempsychoza), lecz żyje w oderwaniu od ciała, by połączyć się z nim znów po Sądzie i zmartwychwstaniu ciał.

Justyn nie boi się zatem sięgania po filozofię — robi to chętnie, przyznając, że wiele doktryn filozoficznych jest przynajmniej w pewnym stopniu prawdziwych. Przyczyną tego jest zaś, jak twierdzi, to, że sam Bóg oświecał filozofów pogańskich, w szczególności największego z nich — Platona. Na potwierdzenie przywołuje słowa z ewangelii św. Jana o „Światłości prawdziwej, która oświeca każdego człowieka na  świat przychodzącego” (J 1, 8-9). Filozofia nie jest więc szkodliwa, jak twierdzili Tacjan czy Tertulian. Ale od chwili, kiedy Chrystus objawił prawdę, jest już niepotrzebna — filozofowie powinni stać się chrześcijanami, nie na odwrót.

Podejście Justyna do filozofii przeważyło w Kościele już w pierwszych wiekach. Chrześcijanie coraz bardziej oswajali się z filozofią, i nie tylko wykorzystywali ją, by bronić swojej wiary, ale także, by samemu mogli rozumieć to, w co wierzą. Z czasem przywiązanie do filozofii stało się tak silne, że uznano, że za jej pomocą można wytłumaczyć większość prawd wiary. Stąd też nie dziwi postawa św. Augustyna, który „ochrzcił” Platona, przystosowując jego naukę dla potrzeb nowej teologii, czy św. Tomasza z Akwinu, który to samo zrobił z Arystotelesem.

Najpełniej wyrazicielem takiej tendencji był jednak, jak się wydaje, Anzelm z Canterbury.

Monologion, jedno z głównych dzieł Anzelma, zostało — zgodnie z zamówieniem złożonym przez kilku mnichów — napisane tak, by mógł stanowić wzór rozmyślań na temat istnienia i istoty Boga, w którym wszystko byłoby udowodnione przy pomocy rozumu i absolutnie nic nie opierałoby się na autorytecie Pisma św. Rozum nie jest w koncepcji Anzelma pomocą w wierze; w odniesieniu do prawd wiary może wykorzystać go tylko człowiek już wierzący. Punktem wyjścia jest wiara; trzeba wierzyć, by móc zrozumieć — credo ut intelligam (nie odwrotnie!). Zrozumienie jest dopełnieniem wiary. Zrozumienie tego, w co się wierzy, jest przybliżeniem się do prawdziwego obrazu Boga. Jest czymś pośrednim pomiędzy samą wiarą a wizją uszczęśliwiającą, jakiej dostąpić mają zbawieni. Warunkiem zrozumienia jest zatem wiara: jeśli człowiek chciałby zrozumieć prawdy wiary nie wierząc w nie, byłby zarozumiały. Z drugiej strony jeśliby ograniczył się do samej wiary, nie starając się jej zrozumieć, byłby winien grzechu zaniedbania.

Co więcej, Anzelm jest przekonany, że rozum ludzki jest w stanie zrozumieć i udowodnić nawet tajemnicę Trójcy świętej czy wcielenia Chrystusa. Jest to zatem diametralnie różne podejście niż to, które cechowało Tertuliana i Tacjana. Tamci cechowali się skrajną wręcz nieufnością do rozumu, Anzelm zaś wierzy, że jest on w stanie zrozumieć nawet najbardziej subtelne tajemnice wiary.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin