Diablo #2 Czarna Droga - MEL ODOM.txt

(598 KB) Pobierz

MEL ODOM

Diablo #2 Czarna Droga

Czarna Droga

5

JedenDarrick Lang pociagnal wioslo i przyjrzal sie okrytym mrokiem klifom nad rzeka Dyre. Mial nadzieje, ze piraci, na ktorych polowali, nie widza ich. Oczywiscie, o tym, ze zostali zauwazeni, dowie sie dopiero po pierwszym ataku, a piraci nie byli znani z litosci wobec zolnierzy marynarki Zachodniej Marchii. A juz szczegolnie tych, ktorzy polowali na nich zgodnie ze stalymi rozkazami krola Marchii. Mysl o pojmaniu nie byla zbyt przyjemna.

Lodz wioslowa plynela pod prad, ale dziob przecinal wode tak gladko, ze fale nie rozbijaly sie o kadlub. Straze wystawione na okolicznych klifach podnioslyby alarm, gdyby tylko uslyszaly lub zobaczyly lodz, a w efekcie rozpetaloby sie pieklo. Darrick mial pewnosc, ze gdyby tak sie stalo, zaden z nich nie powrocilby na poklad "Samotnej Gwiazdy", czekajacej w Zatoce Zachodniej Mar6 chii na ich powrot. Kapitan Tollifer, dowodca okretu, byl jednym z najbardziej surowych dowodcow morskich sluzacych krolowi w calej Zachodniej Marchii i nie zawahalby sie przed wyplynieciem, gdyby Darrick i jego ludzie nie pojawili sie przed switem. Darrick pochylil sie do przodu i powiedzial szeptem:

-Spokojnie, chlopcy. Tylko ostroznie, a uda sie nam. Wejdziemy i wyjdziemy, zanim ci prze kleci piraci w ogole cos zauwaza.

-Jesli bedziemy mieli szczescie - wyszeptal Mat Hu-Ring.

-Bedziemy go potrzebowac - odrzekl Darrick. - Nigdy nie mialem nic przeciwko szczesciu, a ty zawsze wydajesz sie miec go az za duzo.

-Ty nigdy nie zabiegales o szczescie - powiedzial Mat.

-Nigdy - zgodzil sie Darrick. Mimo grozacego im niebezpieczenstwa czul przyplyw odwagi. - Ale za to nie zapominam o przyjaciolach, ktorzy je maja.

-To dlatego zabrales mnie ze soba na swoj maly wypad?

-Tak - odpowiedzial Darrick. - I, o ile sie nie myle, ostatnim razem uratowalem ci zycie. Chyba jestes mi cos winien.

Mat wyszczerzyl sie w ciemnosci, pokazujac biale zeby. Podobnie jak Darrick wysmarowal sie sadza, zeby ukryc twarz i lepiej wtapiac sie w mrok. Darrick mial jednak rudawe wlosy i brazowa skore, zas wlosy Mata byly czarne, a skora orzechowa.

-Tej nocy masz zamiar igrac z losem, nieprawdaz, przyjacielu? - zapytal Mat.

-Mgla sie utrzymuje. - Darrick wskazal glowa na srebrnoszara zaslone, ktora klebila sie nisko nad rzeka. Tej nocy wiatr i woda wspolpracowaly ze soba, i mgla wyplywala nad morze, przez co odleglosc, ktora mieli do pokonania, zdawala sie jeszcze wieksza. - Moze mozemy polegac na pogodzie bardziej niz na twoim szczesciu.

-A jesli nadal bedziecie tak klapac - warknal stary Maldrin - to moze ci straznicy, ktorzy sie jeszcze nie pospali, uslysza was i przygotuja jakas cholerna zasadzke. Wiecie, gadanie nad woda niesie sie dalej niz nad ladem.

-Owszem - zgodzil sie Darrick. - I wiem, ze glos nie poniesie sie az do tamtych klifow. Sa dobre czterdziesci stop nad nami, nie mniej.

-Glupi szczur ladowy z Hillsfar - warknal Maldrin. - Mleko masz pod nosem i za mlody jestes do takiej roboty. Gdyby ktos mnie pytal, to kapitan Tollifer chyba na glowe upadl.

-Wystarczy, pierwszy oficerze Maldrin - powiedzial Darrick. - Nikt was, cholera, nie pytal.

8

Kilku innych marynarzy rozesmialo sie. Choc Maldrin mial reputacje swietnego marynarza i wojownika, mlodsi czlonkowie zalogi uwazali go za kwoke i panikarza.Pierwszy oficer byl niskim mezczyzna, ale ramiona mial szerokosci toporzyska. Siwiejaca brode przycinal krotko, czubek glowy mial lysy, lecz po bokach zostalo mu sporo wlosow, ktore zaplatal w warkoczyk. Wilgoc z rzeki i mgly blyszczala na pokrytych smola spodniach i przemoczyla ciemna koszule.

Darrick i pozostali odziani byli w podobny sposob. Wszyscy owineli ostrza kawalkami plotna zaglowego, by chronic je przed swiatlem ksiezyca i wilgocia. Woda w rzece Dyre byla slodka i nie niszczyla metalu tak jak slona woda Zatoki Zachodniej Marchii, ale nawyki zolnierzy z Krolewskiej Marynarki pozostaly.

-Bezczelny szczeniak - mruknal Maldrin.

-I kochasz mnie za to, choc sie do tego nie przyznajesz - stwierdzil Darrick. - Jesli myslisz, ze teraz jestes w kiepskim towarzystwie, pomysl tylko, co bys robil, gdybym cie, cholera, zostawil na pokladzie "Samotnej Gwiazdy". Mowie ci, nie wyobrazam sobie ciebie wykrecajacego zagle przez cala noc. Naprawde, nie wyobrazam sobie tego. A ty tak mi dziekujesz za to, ze ci tego oszczedzilem.

-To nie bedzie tak latwe, jak chcesz w to wierzyc - powiedzial Maldrin.

9

-A czym sie mamy martwic, Maldrin? Kilkoma piratami? - Darrick uniosl wioslo, sprawdzil, czy zaloga lodzi nadal porusza sie w jednym rytmie, opuscil je i znow uniosl. Lodz plynela przez rzeke w dosc szybkim tempie. Cwierc mili wczesniej zauwazyli niewielkie ognisko pierwszej strazy. Port, ktorego szukali, nie mogl byc daleko.-To nie sa zwykli piraci - odrzekl Maldrin.

-Nie - stwierdzil Darrick. - Musze sie z toba zgodzic. To sa piraci, ktorym mamy narobic klopotow, zgodnie z rozkazami kapitana Tollifera. Lepiej nie mysl, ze po takich rozkazach wystarczyliby mi jacys tam piraci.

-Mnie tez nie - wtracil Mat. - Jestem wyjatkowo wybredny, jesli chodzi o walke z piratami i im podobnymi.

Kilku pozostalych zgodzilo sie i zasmialo cicho.

Nikt, jak zauwazyl Darrick, nie wspomnial o chlopcu, ktorego porwali piraci. Poniewaz nie znaleziono go na miejscu poprzedniego ataku, wszyscy sadzili, ze zostal porwany dla okupu. Mimo iz musieli sie wyladowac przez wejsciem do twierdzy piratow, mysl o chlopcu otrzezwiala ich.

Maldrin tylko potrzasnal glowa i skierowal cala uwaga na wioslo.

-Taa, jestes wrzodem na tylku, Darricku Langu. Przysiegam na wszystko, co swiete. Ale jesli na pokladzie statku kapitana Tollifera jest ktos, komu mogloby sie to udac, to chyba tylko ty.

10

-Chyle przed toba kapelusza, Maldrinie - powiedzial ujety Darrick. - To znaczy gdybym go mial.-Nos lepiej glowe na karku, jesli ci pasuje, dobra? - warknal Maldrin.

-Rzeczywiscie - powiedzial Darrick - mam taki zamiar. - Mocniej uchwycil wioslo. - Ciagnijcie, chlopcy, poki rzeka jest spokojna, a mgla nam sprzyja. - Spogladajac na gory czul, ze jakas dzika czesc jego duszy raduje sie mysla o nadchodzacej bitwie.

Piraci nie oddadza chlopca za darmo. A kapitan Tollifer, w imieniu krola Zachodniej Marchii, takze zadal ceny krwi.

-Przekleta mgla - powiedzial Raithen i zaklal z calego serca. Gwaltownosc kapitana piratow wyrwala Buyarda Cholika ze snu. Stary kaplan zamrugal kilka razy, aby pokonac trzymajace go mocno zmeczenie i popatrzyl na poteznego mezczyzne, ktory stal oswietlony blaskiem pochodni pochodzacym z komnat wewnatrz budynku.

-0 co chodzi, kapitanie Raithen?

Raithen stal nieporuszenie, niczym gora przy kamiennej barierce balkonu, wznoszacego sie nad pelnymi kolumn i alabastru ruinami malego portowego miasta, w ktorym od kilku miesiecy obo1 zowali. Pogladzil brodke, oslaniajaca jego masywna szczeke, i podswiadomie dotknal paskudnej szramy w prawym kaciku ust, ktora sprawiala, ze zdawal sie usmiechac zimno.

-Mgla. Cholernie trudno dostrzec rzeke. - Blade swiatlo ksiezyca zalsnilo na czarnej kolczu dze, ktora Raithen zalozyl na ciemnozielona koszule. Kapitan zawsze byl doskonale ubrany, nawet o tak wczesnej porze. Albo tak pozno w nocy, poprawil sie Cholik, niepewny, czy tak to wlasnie dla kapitana nie wygladalo. Czarne szerokie spodnie Raithena byly rowniutko wsuniete w buty z wy winietymi cholewami. - Nadal tez sadze, ze z naszego ostatniego zadania nie wywiniemy sie tak latwo.

-Mgla utrudnia takze nawigacje na rzece - zauwazyl Cholik.

-Moze tobie, ale dla czlowieka znajacego sie na kaprysach morza - odparl Raithen - rzeka na tym odcinku bedzie latwa do przeplyniecia.

Spogladajac na rzeke, znow pogladzil sie po brodce i skinal glowa.

-Gdybym byl na ich miejscu, zaatakowalbym dzisiaj w nocy.

-Jestes przesadny - powiedzial Cholik, nie mogac powstrzymac sie od nadania tym slowom pogardliwego wydzwieku. Zalozyl rece. W przeciwienstwie do Raithena, Cholik byl tak chudy, ze niemal nie bylo go widac. Niespodziewany nocny chlod, poprzedzajacy nadejscie zimowych miesie cy, pochwycil go zupelnie nieprzygotowanym. Nie mial juz takze mlodego wieku kapitana, co choc

2

troche pomogloby mu w tej sytuacji. Dopiero teraz zauwazyl, ze wiatr przewiewa jego czarno-szkar-latne szaty.Raithen spojrzal na Cholika, a twarz jego zaczynala sie krzywic, jakby mial zamiar uznac taka ocene za obraze.

-Nie probuj sie klocic - rozkazal Cholik. - Widze, ze masz taki zamiar. Wierz mi, nie uznaje tego za wade. Aleja wybralem wiare w rzeczy, ktore daja mi lepsze pocieszenie niz przesady.

Twarz Raithena wykrzywila sie. Znane byly jego niechec i brak zaufania do tego, co zrobili akolici Cholika w odnalezionych, zasypanych podziemiach opuszczonego miasta. Miejsce to znajdowalo sie na odleglym, pomocnym krancu Zachodniej Marchii, z dala od krola. Poniewaz bylo opuszczone, Cholik sadzil, ze spodoba sie kapitanowi. Ale kaplan zapomnial o zdobyczach cywilizacji, z ktorymi piraci stykali sie w roznych portach, gdzie nie wiedziano, kim sa - lub nikogo to nie obchodzilo, gdyz wydawali zloto i srebro tak samo szybko, jak inni. Pijanstwo i rozroby, do ktorych piraci byli zdolni, byly niemozliwe w miejscu, gdzie teraz obozowali.

-Zadne z naszych strazy nie oglosily alarmu - ciagnal Cholik. - A sadze, ze wszyscy sie zglosili.

-Owszem - zgodzil sie Raithen. - Ale jestem pewien, ze zauwazylem zagle nastepnego statku plynacego za nami, kiedy popoludniem zeglowalismy w gore rzeki.

13

-Powinienes to sprawdzic.-Zrobilem tak - skrzywil sie Raithen. - Zrobilem i nic nie znalazlem. - Wlasnie. Widzisz? Nie ma czym sie martwic. Raithen poslal Cholikowi porozumiewawcze spojrzenie.

-Martwienie sie o rozne rzeczy to jedno z zadan, za ktore placisz mi tyle zlota.

-Lecz martwienie mnie ju...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin