Conference_Lublin_Nowa_Msza.doc

(141 KB) Pobierz
Konferencja na temat nowej Mszy: Dlaczego nowa Msza nie jest katolicka

Ks. Jan Jenkins FSSPX

 

Konferencja na temat nowej Mszy*:

Dlaczego nowa Msza nie jest katolicka?

 

Wstęp

 

Tytuł mojej dzisiejszej konferencji może wydawać się nieco szokujący: dlaczego nowa Msza nie jest katolicka. Przez nową Mszę rozumiem oczywiście mszał powstały po reformach II Soboru Watykańskiego, ogłoszony przez Pawła VI bullą Missale romanum w roku 1969. Jest to Msza, w której wielu, jeśli nie większość katolików na całym świecie uczestniczy w każdą niedzielę. Twierdzenie, że Msza ta nie jest katolicka, mogłoby więc wydawać się nieco dziwne. Jak jednak zobaczymy w przeciągu krótkiego czasu, jaki mamy do dyspozycji, kiedy przyjrzymy się treści nowego rytu, takiemu, jaki jest on w istocie, jest rzeczą trudną, jeśli nie wręcz niemożliwą, pogodzić z nauką Kościoła odnoszącą się do Najświętszej Ofiary Mszy.

 

Proszę zauważyć, że powiedziałem: „takiemu, jaki jest on w istocie”. Na plakacie informującym o niniejszej konferencji zobaczyć można zdjęcie z celebracji nowej Mszy przez kard. Mahoney podczas konsekracji katedry 2 kwietnia 2002 roku. Tego rodzaju aberracje liturgiczne są niestety bardzo powszechne w kościołach, w których sprawowana jest obecnie nowa Msza. Nie będziemy jednak zajmowali się świętokradztwami takimi jak Komunia na rękę, klaskanie i tańce podczas liturgii itd. Nadużycia te są tak rozpowszechnione i nagminne, że w świadomości wielu ludzi są one wręcz elementami składowymi nowej Mszy. Znajomy ksiądz z Ameryki powiedział mi kiedyś żartem, że potrzebuje indultu nawet na odprawienie nowej Mszy zgodnie z obowiązującymi rubrykami... Nie mamy jednak czasu zajmować się najrozmaitszymi nadużyciami liturgicznymi, jakie katolicy na całym świecie zmuszeni są obecnie znosić. Ograniczymy się do doktrynalnych nieścisłości nowej Mszy, czyli do jej oficjalnego łacińskiego tekstu ogłoszonego przez Watykan, wolnego od wszelkich nadużyć. Zobaczymy, że nawet w swej najczystszej formie nowy ryt jest pod wieloma aspektami doktrynalnymi ułomny i że in se, czyli sam w sobie, nie wyraża wiary katolickiej w sposób zdefiniowany przez Kościół.

 

Owe liturgiczne ekstrawagancje są naprawdę niczym w porównaniu z odchyleniami doktrynalnymi obecnymi w nowym mszale, trzeba też mieć świadomość, że częstokroć owe doktrynalne nieścisłości stały się źródłem wielu z nadużyć, których jesteśmy obecnie świadkami. Na przykład Komunia na rękę nie mogłaby zostać wprowadzona, gdyby uprzednio nie została zmieniona nauka dotycząca natury Najświętszego Sakramentu oraz Mszy. Zastępowanie wyświęconych kapłanów przez wiernych, czy też, jak się ich obecnie nazywa „świeckich szafarzy”, nie byłoby możliwe bez całkowicie nowego pojmowania Mszy, a więc i kapłaństwa. Tak więc, koncentrując się na doktrynie wyrażonej przez nowy ryt Mszy, będziemy w stanie odnaleźć przyczynę i źródło rozmaitych utrapień, dotykających obecnie nasze kościoły i parafie.

 

Porządek konferencji

 

Niniejsza konferencja składać się będzie z trzech głównych części. Na początku - jak myślę - dobrze będzie przypomnieć pokrótce, czego Kościół katolicki naucza o Najświętszej Ofierze Mszy. Doktrynę tę można znaleźć przede wszystkim w słowach Chrystusa Pana wypowiedzianych w Wielki Czwartek oraz w nauce Doktorów Kościoła oraz definicjach doktrynalnych formułowanych przez papieży oraz sobory, zwłaszcza przez Sobór Trydencki, który zdefiniował wiele prawd dotyczących tej czcigodnej tajemnicy naszej wiary. Dalej zobaczymy, w jaki sposób ryt Mszy używany przed wprowadzeniem nowego mszału streszczał a zarazem chronił to nauczanie Kościoła. Następnie przyjrzymy się nauczaniu wyrażanemu przez nową liturgię Mszy, przytaczając nie tylko tekst jej samej, ale również autorytatywnego dokumentu tłumaczącego jej autentyczny sens, oraz wypowiedzi członków Concillium, czyli komitetu będącego rzeczywistym autorem reform liturgicznych. Na koniec zobaczymy, że nowej Mszy nie tylko brak jest doktrynalnej precyzji, jaką powinna posiadać, ale również że sami jej autorzy pragnęli wyraźnie, żeby wyrażała ona doktrynę inną niż nauka zdefiniowana przez Sobór Trydencki. Poczynimy też kilka praktycznych obserwacji i konkluzji dotyczących tego fundamentalnego faktu.

 

Zarzut: nie wolno krytykować Stolicy Apostolskiej!

 

Niech mi będzie wolno na samym początku, przed przejściem do tematu niniejszej konferencji, ustosunkować się do zarzutu, że nie wolno nam krytykować rytu, który Kościół katolicki podaje nam za pośrednictwem Stolicy Apostolskiej, że byłoby czymś bezbożnym a nawet gorszącym badać czy krytykować ryt, w którym uczestniczy większość katolików. Jest to po prostu nieprawda. Każdy katolik ma moralny obowiązek szukać rozwiązania dylematu stworzonego poprzez wprowadzenie nowego rytu. Nigdy przedtem, w 2000-tysięcznej historii Kościoła nie wydarzyło się nic podobnego.

 

Żaden papież, w całej historii Kościoła, nigdy nie stworzył nowego rytu Mszy. Oczywiście papieże modyfikowali różne obrzędy związane z Mszą. Na przestrzeni wieków zmieniany był kalendarz i układ świąt, aprobowane były rozmaite nabożeństwa, a różne lokalne zwyczaje wprowadzane lub znoszone. W Liber Pontificalis, starożytnej historii papieży, czytamy o rozmaitych małych zmianach, jakie niektórzy z nich czynili w rycie Mszy. Na przykład św. Telesfor, Grek zmarły w roku 136 (czyli jakieś sto lat po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa) zadekretował: „septem hebdomdas ante pascha iejunium celebraretur, et natale Domini noctu missas celebrarentur, nam omni tempore, ante horae tertia cursum nullus praesumeret missas celebrare, qua hora Dominus noster ascendit crucem; ante sacrificium hymnus diceretur angelicus, hoc est : Gloria in excelsis Deo”, czyli że „należy pościć przez siedem tygodni przed Wielkanocą, że w dzień narodzenia Pana Msza odprawiana ma być w nocy, natomiast w każdym innym czasie nikt nie powinien jej odprawiać przed godziną trzecią, czyli godziną, o której Pan wstąpił na Krzyż, a także że Hymn Anielski (czyli Gloria) powinien być odmawiany ‘przed ofiarą’ czyli przed kanonem Mszy”. Inny papież dodał do Communicantes imiona świętych Kosmy i Damiana, po śmierci tych męczenników w roku 303. Wszystkie te zmiany miały jednak charakter drugorzędny, większość z nich polegała po prostu na wprowadzeniu pewnych dodatków, czyniących bardziej precyzyjnymi pewne aspekty tajemnic wiary, atakowanych przez herezje pojawiające w danym wieku, lub po prostu upiększali części stałe Mszy niedzielnych hymnami, które byłyby normalnie odmawiane w dni świąteczne.

 

Nigdy jednak, powtarzam – nigdy, w całej historii Kościoła, nie napotykamy na stworzenie w całości nowego rytu Mszy. Wszystkie ryty, zarówno wschodnie jak i zachodnie, wywodzą swój początek od jednego z Apostołów, od kogoś, kto był obecny podczas Ostatniej Wieczerzy lub był głosicielem Ewangelii w kraju, do którego Apostołowie zostali posłani. W rzeczy samej, to jedynie starożytność danego rytu decydowała zawsze o tym, że mógł on być używany przez Kościół, a nie fakt, że był on promulgowany przez papieża. Z samej definicji sakramenty czerpią swą moc z zasług Zbawiciela, który dał swym Apostołom i ich następcom władzę składania ofiary Mszy i zarazem nałożył na nich obowiązek zachowywania depozytu wiary. To właśnie w tym celu papież obdarzony jest nieomylnością w kwestiach wiary i moralności: aby definiował i chronił depozyt wiary, a nie po to, by tworzył nowe doktryny.              

Ponieważ zaś liturgia powinna być zawsze wyrazem depozytu wiary, papież ma władzę i obowiązek chronić oraz doprecyzowywać obrzędy Mszy, nie ma jednak władzy tworzyć liturgii całkowicie nowej i różnej od istniejących. Papież jest z definicji Wikariuszem Jezusa Chrystusa, Jego zastępcą, którego obowiązkiem jest strzec tego, co mu powierzono. Papież nie jest twórcą sakramentów, jest ich depozytariuszem. Już sam fakt, że po raz pierwszy w historii Kościoła jesteśmy świadkami takiego aktu ze strony najwyższej władzy w Kościele, obliguje nas do przyjrzenia się bliżej temu nadzwyczajnemu wydarzeniu, jakim było promulgowanie „nowego rytu Mszy”.

 

Jedynym znanym z historii precedensem stworzenia w całości nowego rytu jest przypadek wspólnot, które odłączyły się od Kościoła katolickiego. Marcin Luter, wkrótce po zerwaniu z Kościołem katolickim i wprowadzeniu swej nowej nauki o usprawiedliwieniu, po napisaniu traktatu „O zniesieniu Mszy prywatnych” w roku 1521 opublikował swoje nowe zreformowane „obrzędy Wieczerzy Pańskiej”. Jan Kalwin zaprowadził nabożeństwo odpowiadające głoszonej przez siebie nowej doktrynie, wedle której nauka o Rzeczywistej Obecności Pana Jezusa w Eucharystii jest bałwochwalstwem. Owe „zreformowane” liturgie wprowadzone zostały właśnie dlatego, że pojawiły się nowe doktryny. Nowe doktryny wymagają nowych praktyk, a poprzez udział w nowych praktykach pozyskuje się wyznawców nowych doktryn. Tak więc sam instynkt naszej wiary, czy raczej roztropność nabyta przez Kościół na przestrzeni wieków każe, byśmy byli powściągliwi i podejrzliwi wobec wszelkich rzeczy „nowych” i „zreformowanych”. Normalną reakcją każdego katolika, a właściwie każdego uczciwego człowieka, jest badanie wszystkiego, co nowe i osądzanie, czy jest to zgodne z tym, w co wierzy, czy też nie, czy jest dobre czy złe, czy powinien coś czynić czy też nie.

 

Nie jest więc wyrazem braku szacunku wobec władzy uważne czy nawet krytyczne badanie tego, co jest przez tę władzę promulgowane – jest to w istocie raczej komplement, gdyż poprzez badanie tego, co władza nakazuje, okazujemy, że słuchamy jej głosu. Nie może być mowy o żadnym posłuszeństwie, bez wcześniejszego rozważenia, czy to, czego od nas żądają jest słuszne, wykonalne i w jakim stopniu. Nie jest jednak komplementem, by posłużyć się przykładem zaczerpniętym od Christiana Andersena, mówić cesarzowi, że wygląda w swych nowych szatach olśniewająco, podczas gdy w rzeczywistości jest on nagi...

 

Cześć pierwsza: Nauka Kościoła o Najświętszej Ofiary Mszy

 

Zacznijmy więc od przypomnienia tego, co Kościół naucza o Najświętszej Ofierze Mszy. Owo nauczanie Kościoła jest po prostu wyjaśnieniem tego, co Chrystus Pan mówi nam w Ewangelii, w ustępie dotyczącym pierwszej Mszy, Ostatniej Wieczerzy.

 

Zbawiciel wziął chleb, pobłogosławił go i powiedział: „Bierzcie i jedzcie, TO JEST CIAŁO MOJE”, podobnie wziął kielich i powiedział: Pijcie z tego wszyscy, TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ NOWEGO PRZYMIERZA, KTÓRA ZA WIELU BĘDZIE WYLANA NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW” [Mt 26,28]. Te dwa zdania zawierają w sobie całą tajemnicę Mszy.

 

Pan Jezus mówi: „TO JEST CIAŁO MOJE”. Już pierwsze słowo: „TO” oznacza dokładnie „to, co tutaj mam”. Kiedy pytamy: „Co TO jest?”, oczekujemy w odpowiedzi słowa czy wyrażenia, które odda naturę danej rzeczy. Pytam was „Co to jest?”, a wy odpowiadacie, że to stół – słowo „TO” odnosi się do czegoś obecnego przed wami, ale co jego trwałych przymiotów, do jego natury, do istoty rzeczy. Nie odpowiadacie na przykład: „To jest białe” albo „To jest duże”, ale raczej „To stół”. Czym innym byłoby zapytanie: „Jakie to jest duże?” czy „Jaki to ma kolor?”. Odpowiedzi na te pytania powiedziałyby nam coś innego, nie powiedziałyby jednak „czym” jest dana rzecz. Wiele rzeczy jest dużych i białych – zarówno samochód jak i budynek mogą być równocześnie duże i białe, nikt jednak nie pomyliłby jednego z drugim. Tak więc kiedy Zbawiciel mówi: „TO” z zdaniu ‘TO JEST CIAŁO MOJE”, nie odnosi się do koloru ani wielkości tego, co się przed Nim znajduje, ale raczej do natury tej rzeczy, albo tego, co moglibyśmy nazwać jej „substancją”. Nazywamy to substancją, gdyż jest tym, co ‘sub-stare”, czyli tym, co „stoi za” czy też „kryje się zaprzymiotami danej rzeczy. Możemy pomalować samochód na czarno lub żółto, nadal jednak pozostanie on samochodem. Zewnętrzne przymioty odpowiadają temu „jak” lub „w jaki sposób” rzecz może istnieć. A jednak Pan Jezus mówi: „TO”. Oznacza to, że w momencie wypowiadania tych słów, odnosi się do substancji tego, co znajduje się przed Nim.

 

Zauważmy też, że Pan Jezus nie mówi: „to przedstawia” czy nawet „oby to było” [warunkowo]. Mówi po prostu: „JEST”, czyli w czasie teraźniejszym. Stwierdza prosty fakt, identyczność podmiotu z orzeczeniem. Nie wyraża pragnienia czy życzenia, ale prosty fakt. Następnie mówi: „CIAŁO MOJE”. Utożsamia naturę tego, co trzyma w swych dłoniach, ze swoim prawdziwym Ciałem. Chrystus Pan mówi: „TO JEST CIAŁO MOJE”, stwierdzając w ten sposób, że natura tego, co trzyma w dłoniach, jest substancjalnie [substantialiter] ta sama, co natura Jego Ciała.

 

Pan Jezus nie powiedział też nic „o pewnej ilości” czy „pewnej wielkości” czy o jakiejkolwiek innej cesze, a jedynie o naturze rzeczy. Stąd cud Najświętszej Eucharystii: kolor, wielkość, kształt i wszystko, co moglibyśmy nazwać „akcydensami” rzeczy pozostają te same, jednak ich natura się zmienia. Pan Jezus, poprzez prosty akt wypowiedzenia tych słów, dokonuje tego, co wcześniej obiecał: daje swe Ciało za pokarm, substancjalnie i rzeczywiście obecne pod postaciami chleba.

 

Następnie Zbawiciel mówi: „TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ NOWEGO PRZYMIERZA, KTÓRA ZA WIELU BĘDZIE WYLANA”. Utożsamia „TO” z zawartością kielicha, ponieważ często płyn bierze nazwę od naczynia, w którym się znajduje, często mówimy butelka wody, a nie po prostu woda i odwrotnie: mówimy: „Daj mi trochę wody”, mając w rzeczywistości na myśli „Podaj mi butelkę z wodą”, ponieważ płyny ze swej natury umieszczane są w pojemnikach.

 

Zwróćmy też uwagę na kolejne słowa: „ZA WIELU BĘDZIE WYLANA”. Pan Jezus mówi w istocie o przelewaniu swej Krwi nie w czasie przyszłym, ale teraźniejszym. Mówi o przelewaniu swej Krwi w akcie ofiary, o sakramentalnym oddzieleniu swego Ciała od Krwi, podobnie jak krwią baranka paschalnego, który spożyty został na krótko przedtem przez dwunastu Apostołów, skropiono uprzednio na ołtarz świątyni.

 

Zbawiciel wspomina też o powodzie, dla którego ofiaruje swą Krew: „ZA WIELU”. Podobnie jak krew baranka paschalnego uratowała od pewnej śmierci tych, których drzwi namaszczone zostały jego krwią, również Pan Jezus ofiaruje swą Krew i namaszcza wargi tych, którzy składają ofiarę za odpuszczenie grzechów członków rodziny Bożej.

 

Zbawiciel powiedział bowiem Apostołom: „To czyńcie, ilekroć pić będziecie, na moją pamiątkę”. Pan Jezus nakazuje im „czynić to”, czyli czynność wykonaną właśnie przed ich oczyma. Mówi również: „na moją pamiątkę”. Nie mówi: „wspominając mnie” w rozumieniu ceremonii upamiętniania, ale „na moją pamiątkę”, czyli w akcie kontynuującym to, co On uczynił i uobecniającym to, co spełnił w ofierze. Z tego powodu kapłan podczas Mszy nie mówi: „To jest Ciało Chrystusa”, ale „TO JEST CIAŁO MOJE”, działając, jak mówimy, in persona Christi, w samej osobie Chrystusa, z władzą daną dokonywania tego samego aktu, jaki spełnił On podczas Ostatniej Wieczerzy i na Kalwarii.

 

Ofiara Mszy jest więc tym samym, co Ofiara Krzyżowa – jedyna różnica polega na sposobie, w jaki jest dokonywana. Na Krzyżu fizyczne Ciało i Krew Pana Jezusa oddzielone zostały od siebie poprzez ręce oprawców, w które dobrowolnie się oddał. Podczas Mszy natomiast fizyczne Ciało i Krew Zbawiciela rozdzielane są pod postaciami Chleba i Wina, poprzez ręce wyświęconych do tego celu sług ołtarza, w celu zastosowania tych zasług, które wysłużył On na Krzyżu w jedynej Ofierze, odnawianej na chrześcijańskich ołtarzach. Jest to ta sama ofiara, inny jest jedynie sposób jej dokonywania – jest to ofiara przebłagalna, podobnie jak Ofiara Krzyżowa, składana dla zastosowania zasług wysłużonych przez Ofiarę Kalwarii.

 

Św. Paweł w 13 rozdziale Listu do żydów pisze: „Mamy ołtarz, z którego nie mają prawa jeść ci, którzy przybytkowi służą”. Ołtarz ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin