Messina Lynn - Moda i sukces.rtf

(3518 KB) Pobierz

Lynn Messina

 

Moda i sukces

(Fashionistas)


Mój pierwszy dzień w pracy

 

Vig, jak wygląda twoja współlokatorka?

Wysoka blondynka o zielonych oczach.

Ma chłopię figurę jak ty?

Ale...

Istna tyczka, aska jak deska, kij od szczotki?

Ale...

Dziewczyna ma być kompletnie płaska. Zero okrąci. ry i doliny nie do namierzenia, choćby się dysponowało najlepszym sprzętem używanym przez kartografów.

Ale...

Jeśli ma choćby śladowe wcięcia i wypukłci, zdecydowanie odpada. Musi byćaska jak równiny stanu Utah. Wzięlibyśmy ciebie, ale zgodnie z regulaminem naszej grupy kapitałowej nie wolno nam zatrudniaćasnych pracowników. Mogłabym cię zwolnić, ale wtedy byłoby mnóstwo zamieszania z szukaniem nowej asystentki. Musiałabym poświęcić na to ze dwadzieścia minut, których mi brakuje. uchaj, do agencji „Ford” w Soho i powiedz im, że potrzebujemy dziewczyny podobnej do ciebie. Piszemy o druhnach, które mają okropną figurę. Daj im wyraźnie do zrozumienia, że potrzebujemy normalnej dziewczyny przypominającej jedną z naszych czytelniczek, ale nie puszystej. Wytłumacz im, że duża dziewucha teżdzie potrzebna, ale musi być foremna i mieć ładną buzię. Upewnij się, czy ma miłą buź. Nasze pismo nie promuje brzydul. Rusz się, na co czekasz? Zmykaj! Wróć za pół godziny i nie zapomnij o moim lunchu. Chcę tuńczyka na grzankach z ryżowego pieczywa, do tego jeden listek sałaty na spodzie. Dopilnuj, żeby był na chlebie. Nie jestem w stanie przełknąć ani kęsa, gdy sałata leży na wierzchu. Mangia... to nazwa baru. Tam zamów kanapkę. Numer telefonu masz w skorowidzu. No już, przestań się na mnie gapić, tylko weź się do roboty. U nas nie można stać godzinami przy wodopoju, rozmawiając o tym, jakie programy należy obejrzeć w telewizji. Nie zapomnij o mojej kawie. Piję czarną.


Mój 1233. dzień w pracy

 

Pomieszczenia redakcji czasopisma Styl i Blask przypominają ulice San Francisco z tą różnicą, że zamiast stref mikroklimatu są tam mikrostrefy zapachowe. W pokoikach wszystkich redaktorek płoną świeczki rozsiewające woń lilii, cynamonu, wanilii, kompozycji zapachowej o nazwie Kuchnia babuni. Jeżeli komuś nie podoba się dana woń, wystarczy zrobić parę kroków w lewo, żeby odetchnąć innym powietrzem.

Ale dziś sytuacja wygląda inaczej. Ktoś pali kadzidełko, którego intensywny i mocny zapach pełznie korytarzem jak przyziemna zmora, wciskając się w szpary pod drzwiami. Zdominował nawet łazienkę, gdzie na co dzień zalatuje środkami do dezynfekcji.

Nie jesteśmy przygotowane na obecność kadzidełek. To ciężka artyleria, strzał z grubej rury, a schronu brak. My z boksów stłoczonych pośrodku jak slumsy znalazłmy się na pierwszej linii. Jedyną ucieczką jest dla nas wdychanie cuchnącego dymem z papierosów powietrza za obrotowymi drzwiami na parterze.

Kadzidło i mirra wi Christine, wyglądając ponad ścianką boksu.

ucham? Śczę nad artykułem o restauracjach należących do wielkich gwiazd, ale mam problemy z koncentracją. Ten zapach mnie rozprasza.

Pachnie kadzidłem i mirrą wyjaśnia Christine. Jestem zdumiona jej oświadczeniem i wcale nie wierzę w to, co powiedziała. Jest dwudziesty pierwszy wiek, dawno zapomnieliśmy, jak pachnie kadzidło i mirra.

Woń mirry jest gorzkawa i przenikliwa twierdzi Christine.

To nie mirra odpowiadam z oczyma utkwionymi w ekranie komputera. Przecież takie wonności nie istnieją.

Nie możesz kwestionować istnienia mirry. Christine napiera na ściankę, która ugina się lekko pod jej ciężarem.

Mogę. Spoglądam na nią. nie to robię.

Nie mów głupstw. Trzej królowie ofiarowali ją dzieciątku Jezus, kiedy się narodziło.

I co z tego? odpowiadam, wzruszając ramionami, a potem wspominam mimochodem o ptaku dodo, który dawniej istniał, ale teraz jest wymarłym gatunkiem. Wychodzi tak, jakbym twierdziła, że był jednym z darów trzech króli.

Oni wcale nie przynieśli do Betlejem ptaka dodo. Czemu gadasz takie bzdury? wi z irytacją Christine, szeroko otwierając oczy, ponieważ źle mnie zrozumiała.

Skąd ta pewność? pytam, bo za bardzo siędrzy.

Tak jest napisane w Biblii odpowiada, jakby ta sprawa naprawdę była taka ważna. Przecież tylko się z nią droczę. Nie ma tam żadnej wzmianki o ptaku dodo.

W przeciwieństwie do Christine nie jestem wierząca. Szczerze mówiąc, religia w ogóle mnie nie interesuje, więc bawi mnie to święte oburzenie, chociaż wcale nie chciałam jej urazić. Żeby tylko nie zaczęła walić pięściami w cienką ściankę działową. Wolałabym uniknąć podobnych ekscesów, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin