Moliere-Świętoszek.pdf

(361 KB) Pobierz
33278113 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
33278113.001.png 33278113.002.png
Moliére
ŚWIĘTOSZEK
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
PRZEDMOWA AUTORA
znosili bez gniewu, że się ich od-
malowało, udając nawet, że te ich konterfekty bawią ich tak samo jak resztę publiczności.
Natomiast obłudnicy wrażliwsi są na drwiny; obruszyli się zrazu i uznali za dziwne, że mam
czoło wytykać ich świętoszkostwo i piętnować coś, czym się para tyle osób światowych. Tej
zbrodni darować mi nie mogą i jak jeden mąż rzucili się na moją komedię z nieopisaną zacie-
kłością. Pilnie się strzegli atakować ją od tej strony, która ich zraniła: są na to zbyt wytrawni i
zbyt dobrze umieją żyć, aby ujawnić tajniki swej duszy. Chwalebnym swoim zwyczajem
osłonili własne korzyści sprawą Boga
i w ich ustach Świętoszek stał się sztuką uwłaczającą
pobożności. Od początku do końca pełno w niej obrzydliwości, a nie masz w niej nic, co by
nie zasługiwało na spalenie. Każda zgłoska jest tu bezbożna, każdy gest nawet jest tu zbrod-
niczy; najmniejszy rzut oka, najmniejsze kiwnięcie głową, najmniejszy krok na prawo czy na
lewo
ukrywają tajemnice, które ci ludzie potrafili wytłumaczyć na swoją niekorzyść. Próż-
no poddawałem ją światłej ocenie mych przyjaciół i osądowi publicznemu; poprawki, które
wprowadziłem, zdanie Króla i Królowej, którzy ją widzieli, aprobata dostojnych książąt i
panów ministrów, którzy otwarcie uświetnili ją swoją obecnością, świadectwo ludzi zacnych,
którzy ją uznali za pożyteczną
to wszystko nie zdało się na nic. Tamci nie ustępują i dzień
po dniu poduszczają na mnie niemądrych gorliwców, którzy mię lżą z pobożnością i potępiają
z miłosierdzia.
Mało bym dbał o ich gadaninę, gdyby nie spryt, z jakim robią mi wrogów z ludzi, których
szanuję, i zyskują poparcie osób prawdziwie zacnych, których dobrej wiary nadużyli, a które
wskutek swego szczerego zapału dla sprawy Niebios łacno dają się nastroić odpowiednio.
Oto, co mnie zmusza do obrony własnej. Pragnę wszechstronnie usprawiedliwić moją kome-
dię wobec ludzi prawdziwie pobożnych i zaklinam ich z całego serca, by nie potępiali rzeczy,
zanim ją obejrzą, by się wyzbyli wszelkich uprzedzeń i nie popierali roznamiętniania nie-
cnych obłudników.
Ktokolwiek zada sobie trud rzetelnego przemyślenia mej komedii, zobaczy niechybnie, że
intencje moje są w niej zawsze niewinne, że się w niej żadną miarą nie wyszydza spraw god-
nych czci, żem ją pisał z całą oględnością, jakiej wymaga tak delikatna materia, i żem z całym
kunsztem, z całym staraniem, na jakie mię stać, usiłował należycie odgraniczyć postać obłud-
nika od postaci prawdziwie pobożnego. Toteż całe dwa akty przygotowują widzów do wystę-
pu mego nicponia. Niepodobna się mylić ani przez chwilę; poznaje się go od razu po znamio-
nach, jakie mu nadaję; od początku do końca każdziutkie jego słowo, każdziutki postępek
odmalowuje go jako niegodziwca, a zarazem uwydatnia charakter prawdziwie zacnego czło-
wieka, którego mu przeciwstawiam.
Wiem dobrze, iż w odpowiedzi panowie ci starają się podsunąć nam zręcznie, jakoby nie
było rzeczą teatru rozprawiać o tych tematach; lecz niechże mi będzie wolno zapytać, na
czym opierają tę piękną maksymę. Oni to swoje twierdzenie wytaczają po prostu, bez żad-
nych dowodów; owóż nie byłoby trudno wykazać, że w starożytności teatr wiódł swój po-
czątek od religii i stanowił część jej misteriów; że u Hiszpanów, naszych sąsiadów, żadne
święto nie odbywa się bez udziału teatru; że i u nas zawdzięcza on swe narodziny bractwu,
które do dziś dnia jest właścicielem Pałacu Burgundzkiego
gmachu, gdzie się wystawia
najwznioślejsze tajemnice naszej wiary; że dziś jeszcze krążą drukowane czcionkami gotyc-
kimi komedie, podpisane przez jednego z doktorów Sorbony; że wreszcie, nie sięgając aż tak
4
O komedię niniejszą było wiele hałasu i długo ją prześladowano, a przedstawieni w niej
ludzie dali dowód, że są we Francji potężniejsi niż ci wszyscy, których przedstawiałem do-
tychczas. Margrabiowie, wykwintnisie, rogacze i lekarze
daleko, za naszego już życia grano sztuki pobożne pana de Corneille, które wprawiły w za-
chwyt całą Francję.
Jeśli komedia ma na celu karcić ludzkie przywary, nie widzę, dla jakiej racji któraś z tych
przywar miałaby być uprzywilejowana. Ta, o którą idzie, pociąga w państwie następstwa o
wiele groźniejsze niż wszystkie inne; a przekonaliśmy się, że teatr nader skutecznie walczy o
poprawę. Najpiękniejsze rysy poważnego morału odnoszą najczęściej skutek mniejszy niźli
satyra; nic tak dobrze nie przywodzi ludzi do opamiętania, jak obraz ich wad. Ciężkim jest
zamachem na występek, gdy się go wystawia na ogólne pośmiewisko. Człowiek dość łatwo
znosi napomnienia, lecz nie znosi drwin; zgadza się być złym, ale nie zgadza się być śmiesz-
nym.
Zarzucają mi, żem w usta swego Szalbierza włożył słowa pobożne. A czyż mogłem tego
uniknąć, jeślim chciał należycie zobrazować charakter hipokryty? Wystarcza chyba, że ujaw-
niłem zbrodnicze pobudki, skłaniające go do ich wygłaszania, tudzież że usunąłem terminy
uświęcone, których nadużycie przez niego byłoby raziło.
Jednak w czwartym akcie głosi on
Owszem, ale czyż ta moralność nie jest czymś, co na każ-
dym kroku kładą nam w uszy? czyż w mojej komedii wytacza ona jakie nowe argumenty?
czyż można się obawiać, iż rzeczy tak powszechnie znienawidzone wywrą jakieś wrażenie na
umysłach? że stają się one niebezpieczniejsze dlatego, iż ukazuję je w teatrze? że nabierają
większej powagi, gdy wychodzą z ust łotra? Zgoła to nieprawdopodobne; i trzeba albo przy-
zwolić na Świętoszka , albo potępić w czambuł wszystkie komedie.
Właśnie o to zabiega się zawzięcie od pewnego czasu; jeszcze nigdy nie ciskano się na te-
atr tak gwałtownie. Przyznaję, iż niektórzy Ojcowie Kościoła potępili komedię; ale trzeba
nawzajem przyznać i mnie, że byli również i tacy, co ją traktowali trochę łagodniej. Ta roz-
bieżność podważa jednostronny sąd potępiający; i jeżeli ludzie tak poważni, a jednakimi kie-
rujący się światłami, mieli zdania odmienne, znaczy to po prostu, że się zapatrywali na kome-
dię z różnych stanowisk: jedni ją oglądali w jej czystości, drudzy widzieli ją w jej zepsuciu i
pomieszali ją z tymi szkaradnymi widowiskami, które się słusznie piętnuje mianem wsze-
tecznych.
W rzeczy samej: skoro wypada rozprawiać o rzeczach, a nie o słowach, skoro większość
sprzeczności ma za powód niezrozumienie i nadawanie rzeczom przeciwstawnym tej samej
nazwy, wystarczy odsunąć tę mylącą zasłonę i przyjrzeć się, czym jest komedia sama w so-
bie, aby stwierdzić, czy trzeba ją potępić. Wówczas uznamy niewątpliwie, że ponieważ jest
ona tylko dowcipną poezją, która za pomocą uciesznych lekcji karci ludzkie wady, nie godzi
się jej gromić, gdyż byłoby to niesprawiedliwością. A jeśli chcemy posłyszeć, co w tej mierze
sądziła starożytność, powie nam ona, iż komedię pochwalali najsławniejsi filozofowie, którzy
wszak uprawiali mądrość wielce surową i bez ustanku tropili występki swoich czasów; przy-
pomni nam ona, iż Arystoteles trawił długie godziny w teatrze i nie szczędząc trudu opraco-
wał reguły pisania sztuk teatralnych; powiadomi nas ona, że najwięksi ludzie, najpierwsi do-
stojnicy, sami się chlubili układaniem scenicznych utworów, inni zaś bynajmniej się nie
wzdragali recytować ich publicznie; że Grecja dobitnie zaznaczyła swą cześć dla sztuki, przy-
znając twórcom wspaniałe nagrody i budując okazałe teatry; że wreszcie Rzym również ota-
czał tę sztukę nadzwyczajnymi honorami: a mówię tu nie o Rzymie rozpustnym, pod rządami
rozwiązłych cesarzy, lecz o Rzymie karnym, pod mądrym kierownictwem konsulów, w cza-
sach, gdy cnota rzymska była najmocniejsza.
Przyznaję, że były okresy zwyrodnienia komedii. Ale jestże na świecie cokolwiek, co by
nigdy nie wyrodniało? Nie masz rzeczy tak niewinnej, w którą by ludzie nie potrafili wsączyć
swych zbrodni, nie masz kunsztu tak zbawiennego, którego by nie zdołali wykoślawić, nie
masz sprawy tak dobrej w sobie, której by nie obrócili na złe. Medycyna jest sztuką poży-
teczną i każdy ją czci, widząc w niej jedną z najcelniejszych rzeczy, jakie posiadamy; a jed-
nak były czasy, gdy się wyrodziła w szkaradzieństwo i niejednokrotnie stawała się kunsztem
5
moralność wypaczoną i zgubną.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin