Józef Ignacy Kraszewski - Hymny boleści.pdf

(110 KB) Pobierz
HYMNY BOLEŚCI
przez
J. I. Kraszewskiego.
Teraz tez w gorzkosci jest mowa moja .
Xięgi Hioba. XXII. 2.
Paryż
Nakładem Autora.
O gdyby się kiedy cała
Z mojej piersi pieśń wylała
Jak Bóg wlał ja w moja duszę!
Ale cóż są te wyrazy
Któremi wam śpiewać muszy
Zżute, starte tysiąc razy,
Blade, bez życia i chłodne,
Mnie niegodne, was niegodne!
Lepsza pieśni mej polowa
Zawsze w piersi mej się chowa
I zostanie wam tajemną
I na wieki umrze ze mną.
Któż z was? kto z was znal śpiewaka?
Kto z was zajrzał w duszę jego?
Kto podsłuchał myśl się jaka
Rodzi w duszy, jakie biegą
Złote mary w jego głowie;
Które nim usta wyrzeka
Zanim śpiewak je wypowie,
Rozpłyną się — i ucieka —
Spis treści
I.
II.
III.
IV.
V.
VI. DUSZA.
ANIOL.
DUSZA.
ANIOL.
DUSZA.
VII.
I.
Bądź pozdrowiona, bądź błogosławiona,
Święta boleści co mi serce krwawisz,
Z krzyżem Chrystusa cisnę cię de łona,
Ty mnie podźwigniesz, ty ubłogosławisz....
Zdrętwiały żyłem — słońce zapadało krwawo.
Na zachód spoglądając z pragnieniem, obawą,
Tęskniłem za młodością, czując żem nie przeżył
Siły, którą mi Pan Bóg na żywot wymierzył;
Gdy boleść ocuciła z uśpienia długiego,
1 krwią na nowo wlaną wzdęte żyły biegą.
Odrodzony nią dyszę — z letargu powstałem,
Otom znów młody, silny, otom znowu żywy,
Piersią oddycham całą, sercem cierpię całem,
Wskrzeszony od umarłych bólem — i szczęśliwy.
Bądź pozdrowiona korono cierniowa,
Opasz mi skronie, wpij się. w czoło moje,
Opleć mi myśli, niech płyną krwi zdroje, -
Chrztem jej, skalana obmyje się głowa.
Bądź pozdrowiony krzyżu co łamiesz ramiona,
Rózgo która mię chłoszczesz bądź błogosławiona,
Jęk bolu niech ust nigdy nie przejdzie wybladłych,
Niechaj z hymnem zwycięztwa wstanę od upadłych,
I od krzyża Chrystusa zanucę w pokorze:
Wielki Bóg ! niezbadane są wyroki Boże:
Bądź pozdrowiony gwoździu co mi ranisz ciało,
By zranione ożyło i z martwych powstało;
Bądź pozdrowiona włócznio co przebijasz serce,
Urągania, obelgi i śmiechy szydercę!
Bądź pozdrowiony octem i żółcią przejęty
Na pragnienia żywota dany mi napoju,
Kielichu mej goryczy promienny i święty,
Zdroju moich boleści, szczęścia mego zdroju!
Witam cię czarna godzin samotnych, tęsknoto,
Niezgaszone pragnienie, głodzie nienasyty,
Szpony które mię szarpią, brzemiona, co gniotą,
Szato błotem skalana którąm jest okryty!
Bądź pozdrowiona śmierci, matko litościwa!
Słabość blednie przed tobą, męztwo cię przyzywa:
Witam cię dniu swobody, pielgrzymki mej celu.
Gdzie sakwy, kij złamany i po latach wielu,
Po próbach wielu, serce złożę żółcią, zlane
I u drzwi Bożych z krwawym snopem moim stanę.
Bądź pozdrowiona święta cierpienia godzino,
Bolu coś życiem nowem i tych łez przyczyną,
I Ty coś mi go zesłał niezbadany Boże,
I wy których szyderstwo urągać mi może,
Wy co mi litość dacie, wy co niepojmiecie,
Błogosławię to brzemię co mi serce gniecie.
Bądź pozdrowiona, bądź błogosławiona,
Święta boleści co mi serce krwawisz,
Z krzyżem Chrystusa cisnę cię do łona,.
Tyś mię dźwignęła, ty ubłogosławisz!
II.
Boleści, witam ciebie zstępująca z nieba,
Matko czynu, surowa dla ludów mistrzyni,
Posłanko Boża — dłoń twa z powszedniego chleba
Pokarm duszny wyciska, chleb niebieski czyni,
Sercom wielkim tyś matką, — mleka twego trzeba
By wyrósł nim pojony wielki maż wśród gminu,
Wieszcz do chwały, bohater do wieńców wawrzynu.
Idziesz królowa — siedem koron na twej skroni,
W jednej rózgę a palmę w drugiej niosąc dłoni,
Na tobie szaty z ognia, czerni i purpury,
Za tobą idzie orszak, służebnic ponury;
Z pod nóg, kędy się stopy dotkniesz kamiennemi,
Strumień krwi i łez strumień wytryska na ziemi,
Wichry cię poprzedzają, śmierć dogania blada,
Nad głową chmury sępów, kruków czarnych stada,
A gdzie płaszcz twój przesunie po kwiecistym łanie,
Smętarz, pustkowie tylko, jęk i narzekanie.
Z tobą wojsko sług twoich, tłumy nieprzebrane,
Obelgi i po twarze z sakwy kłamstw pełnemi,
Smutek czarny, trud czoło potem niesie zlane,
Rozpacz się i zwątpienie tarzają po ziemi,
Ucisk co sznury dźwiga na ramionach twarde,
Pośmiewisko za rękę wiodące pogardę.
Jak przed burzą ucieka zlękła ptaków rzesza,
Wszystko przed tobą pierzcha, rozbija się, mięsza,
Chór jęków cię poprzedza, hymn żałoby goni,
Nic przed tobą nie skryje i nikt niezasłoni,
Nie rozbroi pokora, pycha nie zwycięży
Od Boga danej siły i Boskich oręży.
Tłumy pierchają trwożne, lecz zapaśnik stoi,
Pierś nastawił bezbronną choć ją płomień pali,
Co męczeństwo rozedrze, to wytrwanie goi,
Bo ciało ma żelazne i duszę ze stali;
Wzniósł czoło które potem krwawym się oblało,
Upadł — męztwa starczyło, lecz już mąk nie stało.
Taką światy nawiedza w zesłania godzinie,
Taką w spokoju nagle na człowieka spada,
Wśród ciszy nocnej ojca porywa rodzinie,
Dotknie, i w stypę gwarna zmienia się biesiada.
A nikt. nie wie gdy przyjdzie, nie wie kiedy minie.
Jak Damoklesa oręż zwieszona nad głowa.
Truje wiosny poranek, spoczynek starości,
Błogo sercom — nim szatę przywdziały godową,
Już zimny całun okrył garstkę białych kości,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin