PRZEDMOWA
Według popularnego tybetańskiego powiedzenia, “aby rozwiać wątpliwości na temat autentyczności nauk i przekazu, trzeba przedstawić linię przekazu i jej historię". Z tej właśnie przyczyny zacznę tę książkę krótką historią mego życia. Urodziłem się wkrótce po tym, jak moi rodzice uciekli z Tybetu przed prześladowaniem Chińczyków. Warunki życia były w owych czasach bardzo ciężkie, rodzice umieścili mnie w chrześcijańskiej szkole z internatem, która miała zapewnić mi odpowiednią opiekę. Mój ojciec był buddyjskim lamą*, a matka praktykowała bon. Jakiś czas później ojciec zmarł. Matka ponownie wyszła za mąż za lamę religii Bon. Oboje pragnęli, abym dorastał w kręgu swojej kultury, tak więc gdy miałem dziesięć lat, zabrali mnie do głównego klasztoru bon w Dolandżi, w Indiach, gdzie złożyłem mnisze ślubowania. Po pewnym czasie spędzonym w klasztorze Lopon (główny nauczyciel) Sangye Tenzin Rinpocze [Rinpocze to tytuł tybetańskiego nauczyciela oznaczający “drogocenny klejnot" przyp. tłum.] rozpoznał mnie jako inkarnację Khjungtula Rinpocze, słynnego uczonego, nauczyciela, pisarza i mistrza medytacji. Khjungtul Rinpocze był również uznanym astrologiem, a w zachodnim Tybecie i północnych Indiach znanym poskramiaczem dzikich duchów. Ceniono go również jako lekarza posiadającego magiczne umiejętności. Jednym z jego mecenasów był król prowincji Himachal w północnych Indiach. Król ten i jego żona, którzy nie mogli mieć dzieci, poprosili Khjungtula Rinpocze, aby również ich wyleczył. Khjungtul Rinpocze zrobił to, a syn, który się wówczas urodził, pełni obecnie urząd gubernatora stanu Himachal Pradesh. Kiedy miałem lat trzynaście, mój dobry mistrz [główny nauczyciel – przyp. tłum.], człowiek wielkiej wiedzy i wielkiego urzeczywistnienia, przygotowywał się do wygłoszenia nauk na temat jednej z najważniejszych i najbardziej ezoterycznych nauk religii bon, linii Wielkiej Doskonałości (dzogczen) z ustnego przekazu Siang Siung (Sżang Siung Njin dziu). Chociaż byłem wówczas bardzo młody, mój ojczym udał się do Logona Rinpocze i zapytał go, czy mógłbym wziąć udział w naukach, które miały być wygłaszane codziennie przez trzy lata. Logon uprzejmie zgodził się, prosząc, żebym również ja, jak pozostali uczniowie, którzy mieli wziąć udział w naukach, opowiedział mu sen, który miał mi się przyśnić w noc poprzedzającą rozpoczęcie nauk. Na tej podstawie Logon miał określić naszą gotowość do ich przyjęcia. Niektórzy z uczniów nie pamiętali żadnego snu, co uznano za oznakę pojawiających się przeszkód na ścieżce. Tym uczniom Logon nakazał wykonywać odpowiednie praktyki oczyszczające, a rozpoczęcie nauk wstrzymał do momentu, kiedy każdy z nich będzie miał jakiś sen. Sny innych uczniów zostały zinterpretowane jako wskazówki świadczące o tym, że aby przygotować się do przyjęcia nauk, muszą wykonywać określone praktyki, na przykład wzmacniające związki ze strażnikami [energiami ochronnymi linii przekazu -przyp. tłum.] bon. Mnie się śniło, że autobus objeżdża dookoła dom mojego nauczyciela, chociaż w rzeczywistości nie ma tam żadnej drogi. Kierowcą autobusu był mój przyjaciel, a ja stałem obok, rozdając bilety każdemu, kto wsiadał do autobusu. Biletami były kawałki papieru z napisaną tybetańską literą A. Miałem wówczas trzynaście lat, w Dolandżi uczyłem się dopiero drugi czy trzeci rok i nie zdawałem sobie sprawy z tego, iż litera A ma ogromne znaczenie w naukach dzogczen. Mój nauczyciel nigdy nie wspomniał mi o tym śnie, było to bardzo w jego stylu. Zwykle nie komentował tego, co było dobre, a ja byłem bardzo szczęśliwy, ponieważ pozwolił mi przychodzić na nauki. W tradycji duchowej Tybetu sny są często wykorzystywane właśnie w ten sposób – aby pomóc nauczycielowi zdecydować, czy dany uczeń jest gotowy na przyjęcia określonych nauk. Chociaż wydarzenie, które opisałem powyżej, miało miejsce na długo przed tym, jak rozpocząłem studiowanie i praktykowanie jogi snu, zapoczątkowało ono moje zainteresowanie snami. Byłem pod wielkim wrażeniem tego, jak ogromną wartość przywiązuje się do snów w tybetańskiej kulturze i religii bon – często informacje pochodzące z podświadomości mają większe znaczenie niż te, których dostarcza umysł świadomy. Po zakończeniu trzyletnich nauk, w których skład wchodziły również liczne odosobnienia medytacyjne ze współpraktykującymi oraz odosobnienia indywidualne, wstąpiłem do klasztornej Szkoły Dialektyki. Zrealizowanie programu nauczania, który obejmuje tradycyjne wykształcenie monastyczne, zwykle zajmuje dziewięć do trzynastu lat. Studiowaliśmy elementarne przedmioty akademickie, takie jak gramatyka, sanskryt, poezja, astrologia i sztuka oraz przedmioty niezbyt powszechne, takie jak epistemologia, kosmologia, sutra*, tantra* i dzogczen. W trakcie kształcenia zetknąłem się z wieloma naukami i przekazami na temat snu, z których najważniejsze oparte były na tekstach Siang Siung Njin Dziu, Tantry Matki oraz na naukach Shardza Rinpocze. Nauka szła mi nieźle, a gdy skończyłem dziewiętnaście lat, poproszono mnie, abym zaczął uczyć innych, co też uczyniłem. Mniej więcej w tym samym czasie napisałem i opublikowałem skróconą biografię Szenraba Miłoczie, założyciela religii bon. Później zostałem rektorem Szkoły Dialektyki, które to stanowisko piastowałem przez cztery lata. Bardzo zaangażowałem się w kształtowanie i rozwój szkoły. W 1986 roku otrzymałem tytuł Gesze, najwyższy stopień naukowy w tybetańskim systemie edukacji klasztornej. W roku 1989, na zaproszenie Wspólnoty Dzogczen z Włoch prowadzonej przez Namkhai Norbu Rinpocze, pojechałem na Zachód. Chociaż nie planowałem nauczać, członkowie wspólnoty poprosili mnie o to. Pewnego dnia rozdałem kawałki papieru, które miały być następnie użyte w czasie koncentracji medytacyjnej. Na każdym z nich widniała litera A. Powrócił do mnie wówczas sen sprzed piętnastu lat, w którym rozdawałem takie właśnie skrawki papieru ludziom wsiadającym do autobusu. Było to doświadczenie tak silne, jakby mnie ktoś uderzył obuchem w głowę. Pozostałem na Zachodzie, a w 1991 roku otrzymałem stypendium Fundacji Rockefellera na prowadzenie studiów badawczych na Uniwersytecie Rice wTeksasie. W 1993 roku wydałem swoją pierwszą książkę na Zachodzie, Cuda naturalnego umysłu, w której starałem się w przystępny i prosty sposób przedstawić nauki Wielkiej Doskonałości (dzogczen). W 1994 roku otrzymałem subwencję Narodowej Fundacji Studiów Humanistycznych na kontynuowanie badań nad aspektami logiki i filozofii w tradycji bon, wraz z profesor Anne Klein, kierownikiem katedry studiów religijnych na Uniwersytecie Rice. W ten sposób realizowały się moje naukowe zainteresowania, ale ponieważ praktyka jest zawsze ważniejsza, przez cały ten czas intensywnie zajmowałem się snami i praktyką jogi snu. Moja wiedza nie jest jedynie teoretyczna – będąc od wczesnego wieku pod wpływem doświadczeń sennych moich nauczycieli i matki oraz pod wpływem nauk na temat wykorzystania snów tradycji bon, zaufałem mądrości swoich snów i przez ostatnie dziesięć lat intensywnie praktykowałem (i nadal praktykuję) jogę snu. Każdej nocy, kładąc się do łóżka, kiedy codzienna krzątanina dobiegła końca, odczuwam wolność. Czasami praktyka udaje się, czasami nie, i będzie tak, dopóki w pełni jej nie urzeczywistnimy Niemniej jednak, niemal każdej nocy udaję się na spoczynek z zamiarem zrealizowania praktyki snu. To właśnie z mojego własnego doświadczenia, oraz z wymienionych powyżej tekstów, pochodzą nauki zawarte w tej książce. Tybetańska joga snu i śnienia powstała z nauk, które wygłaszałem przez kilka lat w Kalifornii i Nowym Meksyku. Zdecydowałem się w dużej mierze zachować swobodny styl wypowiedzi, który stanowił część tych nauk. Definicje terminów oznaczonych gwiazdką można znaleźć w słowniku na końcu książki. joga snu jest dla mnie, tak jak dla wielu innych mistrzów i joginów* tybetańskich, głównym wsparciem dla praktyki. Zawsze robiła na mnie wrażenie historia życia Sziardza Rinpocze, wielkiego mistrza tybetańskiego, który w momencie śmierci (umarł w 1934 roku) zrealizował praktykę “świetlistego ciała" (jalus*), znak pełnego urzeczywistnienia. W czasie całego swego życia miał wielu znakomitych uczniów, napisał wiele ważnych tekstów, pracując dla dobra kraju, w którym mieszkał. Naprawdę trudno wyobrazić sobie, jak ktoś tak pracowity na “zewnętrznym" poziomie, odpowiedzialny za tak wiele rzeczy i projektów, które realizował dla dobra innych, był jeszcze w stanie osiągnąć tak wielkie urzeczywistnienie poprzez duchową praktykę. Sziardza Rinpocze mógł to uczynić, gdyż nie dzielił dnia na pisanie, głoszenie nauk i na praktykę. Całe jego życie było praktyką – czy siedział na medytacji, pisał, nauczał czy spał. Kiedyś napisał, że joga snu była najważniejszą praktyką na jego duchowej ścieżce i integralną częścią urzeczywistnienia. Również dla naszego rozwoju praktyka ta może mieć ogromne znaczenie.
Wstecz / Spis Treści / Dalej
WPROWADZENIE
Przesypiamy jedną trzecią naszego życia. Bez względu na to, co robimy, czy zajmujemy się czymś mniej lub bardziej szlachetnym, czy jesteśmy mordercami czy świętymi, mnichami czy rozpustnikami, każdy dzień kończy się w ten sam sposób. Zamykamy oczy i rozpuszczamy się w ciemności. Nie boimy się tego stanu, chociaż znika wówczas wszystko to, co określamy mianem “ja". Po krótkim czasie pojawiają się obrazy, a wraz z nimi nasze poczucie jaźni. Znów istniejemy, w najwyraźniej nieograniczonym świecie snu. Każdej nocy uczestniczymy w tych niezgłębionych misteriach, przechodząc z jednego wymiaru doświadczenia w drugi, zatracając poczucie siebie i odnajdując je ponownie, a wszystko przyjmujemy za rzecz całkowicie naturalną. Budzimy się rano i znów zaczynamy prowadzić “rzeczywiste" życie, ale w pewnym sensie wciąż śpimy i śnimy. Nauki powiadają, iż możemy albo bez przerwy przebywać w złudnym, sennym stanie, albo przebudzić się na prawdę. Kiedy zaczynamy praktykować jogę snu i śnienia, stajemy się częścią długiej linii przekazu. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety przez wiele wieków wykonywali te same praktyki, musieli pokonać te same wątpliwości i przeszkody, korzystając z praktyk tak, jak my to robimy. Wielu wysokich lamów i zrealizowanych joginów uczyniło jogę snu i śnienia swoją główną praktyką i przez nią właśnie osiągnęło urzeczywistnienie. Pamiętając historię linii oraz ludzi, którzy poświęcili całe swoje życie na urzeczywistnienie tych nauk, naszych duchowych przodków, którzy poprzez nie przekazali nam owoce swej praktyki, możemy mieć głębokie zaufanie do nauk oraz poczucie wdzięczności w stosunku do całej linii. Niektórych tybetańskich mistrzów zapewne zdziwi fakt, iż udzielam nauk tradycyjnie uznanych za tajemne ludziom z Zachodu, którzy nie wykonali jeszcze określonych praktyk wstępnych i którzy nie posiadają pełnego ich zrozumienia. To, iż uznawano te nauki za tajemne, było z jednej strony uznaniem ich wartości, a z drugiej ochroną przed osłabieniem nauk poprzez niezrozumienie ze strony nie przygotowanych do nich uczniów. Nigdy nie głoszono ich publicznie ani nie udzielano byle komu-zarezerwowane były dla ludzi, którzy przygotowali się na ich otrzymanie. Praktyki te pozostały tak samo skuteczne i drogocenne jak niegdyś, jednak świat zmienia się, więc próbuję dostosować się do nowych warunków Mam nadzieję, że dzięki otwartemu i bezpośredniemu przekazywaniu skutecznych nauk tradycja będzie lepiej zachowana i więcej ludzi z niej skorzysta. Niezmiernie ważne jest jednak to, aby szanować nauki -z jednej strony po to, by je lepiej chronić, a z drugiej, aby wspierać w ten sposób swoją własną praktykę. Proszę, postarajcie się o bezpośredni ich przekaz od autentycznego nauczyciela. Oczywiście, dobrze jest przeczytać coś na ich temat, ale znacznie lepiej otrzymać przekaz ustny, stworzy to bowiem silniejszy związek z linią przekazu. Poza tym na ścieżce często pojawiają się rozmaite przeszkody, które bardzo trudno pokonać samemu. Doświadczony nauczyciel może je rozpoznać i pomóc w ich usunięciu. To bardzo ważna rzecz, o której nie należy zapominać. Nasze ludzkie życie jest niezwykle cenne. Mamy całkowicie sprawne i obdarzone pełnym potencjałem ciała i umysły, niektórzy zapewne spotkali buddyjskich nauczycieli i otrzymali od nich nauki. Cieszymy się również wolnością, która umożliwia nam podążanie duchową ścieżką. Zdajemy sobie sprawę z tego, iż praktyka jest bardzo istotna zarówno w czasie podążania duchową ścieżką, jak i w rozwijaniu pragnienia pomagania innym. Wiemy również, że życie mija szybko, a śmierć jest nieunikniona. Niestety w codziennej bieganinie niełatwo jest nam znaleźć czas na to, aby praktykować tyle, ile byśmy sobie tego życzyli. Może udaje nam się wykroić godzinę lub dwie na codzienną medytację, ale wciąż każdego dnia pozostają dwadzieścia dwie godziny, w czasie których jesteśmy rozproszeni, miotani falami samsary*. Zawsze jednak znajdujemy czas na sen. Trzecia część życia, którą na niego przeznaczamy, może być wykorzystana na praktykę. Ideą przewodnią niniejszej książki jest pogląd, iż poprzez praktykę możemy rozwinąć świadomość w każdej chwili naszego życia. Jeżeli ten stan osiągniemy, będziemy nieustannie doświadczać większej wolności i łatwości przystosowywania się do zmieniających się sytuacji, mniej zaś będziemy powodowani troskami dnia powszedniego. Zwykłe zajęcia i obowiązki nie będą nas rozpraszać. Rozwiniemy stabilną i bystrą przytomność umysłu, która pozwoli nam zręczniej reagować na wszystko, co się pojawia, tak aby było to z pożytkiem dla innych oraz dla naszej własnej duchowej praktyki. Ostatecznie osiągniemy stan, który pozwoli nam utrzymać pełnię świadomości zarówno w czasie snu, jak i w ciągu dnia. Będziemy wówczas mogli twórczo i pozytywnie wykorzystać zjawisko, jakim jest sen i urzeczywistnić wiele praktyk właśnie w czasie snu. Kiedy w pełni rozwiniemy tę zdolność, odkryjemy, iż przeżywamy świat (zarówno w czasie snu, jak i poza nim) z większą swobodą, z dobrym samopoczuciem, z bardziej klarownym umysłem oraz ze zrozumieniem wartości życia. Przygotujemy się również do osiągnięcia wyzwolenia w stanie przejściowym (bardo) po śmierci. Opisane w tej książce nauki dostarczają nam wiele metod, za pomocą których możemy poprawić jakość codziennego życia. Jest to bez wątpienia bardzo ważne, gdyż życie jest niezwykle istotne i warto się potrudzić, aby je polepszyć. Ostatecznym jednak celem praktykowania tych nauk jest doprowadzenie nas do wyzwolenia. Dlatego też książkę tę należy potraktować jako podręcznik, jako przewodnik w praktyce jogi snu i śnienia, które pochodzą z tradycji tybetańskiej religii Bon i tybetańskiej tradycji buddyjskiej. Celem tych praktyk jest wykorzystanie marzenia sennego dla osiągnięcia wyzwolenia z iluzji codziennego życia oraz skorzystanie ze snu dla przebudzenia się z ignorancji. Aby w taki sposób posłużyć się tą książką, powinieneś otrzymać przekaz od wykwalifikowanego nauczyciela. Potem, aby ustabilizować umysł, wykonaj praktyki uspokojenia umysłu (szine), których opisy znaleźć można w części trzeciej tej książki. Kiedy poczujesz, że jesteś na to gotowy, rozpocznij wykonywanie praktyk wstępnych i przeznacz na nie trochę czasu, włączając je w codzienne życie. Później rozpocznij wykonywać praktyki podstawowe. Nie spiesz się. Przez cały czas błądzimy w iluzji samsary. Samo przeczytanie kolejnej książki na temat duchowości po to tylko, aby za chwilę o tym zapomnieć, zbyt wiele w życiu nie zmieni. Jeżeli jednak naprawdę zastosujemy te praktyki, obudzimy w sobie naszą pierwotną naturę, która jest oświeceniem samym w sobie. Jeżeli nie jesteśmy w stanie pozostać świadomi w czasie snu, jeżeli co noc tracimy ze sobą kontakt, jaką mamy szansę na to, że pozostaniemy świadomi w momencie śmierci? Jeśli “wchodzimy" w nasze sny i bierzemy udział w gierkach tworzonych przez umysł obrazów i traktujemy je, jakby były prawdziwe, nie możemy oczekiwać, że wyzwolimy się od nich po śmierci. Żeby się dowiedzieć, jak poradzisz sobie ze śmiercią, przyjrzyj się temu, jak doświadczasz snu. Aby sprawdzić, czy naprawdę się przebudziłeś, przypatrz się temu, co przeżywasz w czasie spania.
OTRZYMYWANIE NAUK
Najlepszą postawą, jaką można przyjąć w czasie otrzymywania duchowych nauk, czy to w postaci ustnej, czy spisanych na papierze, jest “słuchać, wyciągać wnioski i doświadczać", to znaczy intelektualnie rozumieć nauki, zrozumieć znaczenie słów, aby w końcu zastosować to w praktyce. Jeżeli przyjmie się taką postawę w stosunku do nauk, proces nauczania będzie przebiegał nieprzerwanie i bez przeszkód. Jeżeli jednak odbieranie nauk zatrzyma się na poziomie intelektualnym, może to stać się przeszkodą na ścieżce. Jeśli chodzi o słuchanie i otrzymywanie nauk, dobry uczeń powinien przypominać pokrytą klejem ścianę: rzucane na nią chwasty przykleją się. Zły uczeń jest natomiast jak sucha ściana: cokolwiek się na nią rzuci, wszystko opadnie na ziemię. Kiedy otrzymuje się nauki, nie powinno się ich marnować i tracić. Uczeń powinien zachować je w swoim umyśle, a następnie z nimi pracować. Nie wypełnione zrozumieniem nauki są jak chwasty rzucane na suchą ścianę – spadają na ziemię i pozostają w zapomnieniu. Osiągnięcie zrozumienia znaczenia nauk przypomina włączenie światła w ciemnym pokoju -wszystko, co do tej pory było ukryte, staje się nagle jasne. Jest to doświadczenie “aha!", kiedy fragmenty łamigłówki wpasowują się w odpowiednie miejsce i stają się zrozumiałe. Doświadczenie to różni się od zwykłego, pojęciowego zrozumienia; jest to coś, co naprawdę poznaliśmy, a nie jedynie coś, co usłyszeliśmy. Na przykład, jeśli ktoś opowie nam o żółtej i czerwonej poduszce, możemy uzyskać intelektualne zrozumienie tych dwóch kolorów Jeśli jednak znajdziemy się w ciemnym pokoju, nie będziemy w stanie powiedzieć, która poduszka jest czerwona, a która żółta. Zrozumienie znaczenia nauk jest jak włączenie światła w ciemnym pomieszczeniu -wówczas bezpośrednio poznajemy oba te kolory. Nauki nie są już wówczas tylko tym, co możemy komuś powtórzyć słowami, stają się częścią nas samych. Zastosowanie nauk w praktyce oznacza zamianę tego, co zostało zrozumiane konceptualnie – tego, co zostało przekazane, przemyślane, i czemu nadaliśmy znaczenie – w bezpośrednie doświadczenie. Jest to proces analogiczny do smakowania soli. Można o soli mówić, poznać jej skład chemiczny i cechy charakterystyczne, lecz bezpośrednie doświadczenie następuje tylko przez jej posmakowanie. Doświadczenia tego nie można pojąć intelektualnie, ani przekazać go słowami. Jeżeli spróbujemy wytłumaczyć, czym jest sól, osobie, która nigdy jej nie spróbowała, nie będzie ona w stanie pojąć, na czym polega bezpośrednie doświadczenie smakowania soli. Jeżeli jednak powiemy o rym komuś, kto już soli zakosztował, wówczas oboje będziemy wiedzieć, o czym mowa. Podobnie rzecz się ma z naukami i właśnie w taki sposób powinniśmy je przyjmować: najpierw wysłuchać lub przeczytać, rozważyć je, zrozumieć ich znaczenie, a następnie odnaleźć je w bezpośrednim doświadczeniu. W Tybecie świeże skóry rozkłada się na słońcu i naciera masłem, aby nadać im miękkości. Praktykujący buddyzm jest jak taka świeża skóra – twardy i zbity, obarczony ciężarem ciasnych i sztywnych poglądów Nauki (dharma) przypominają masło, wcierane w skórę poprzez praktykę. Słońce jest natomiast bezpośrednim doświadczeniem. Kiedy obie te rzeczy są zastosowane, praktykujący staje się miękki i podatny na rozwój. Lecz masło jest również przechowywane w skórzanych torbach. Kiedy zostawi się je w taki sposób na kilka lat, skóra, z której zrobiona jest torba, staje się twarda jak drewno, którego nie zmiękczy nawet tona świeżego masła. Ktoś, kto przez wiele lat studiuje nauki, przyjmując je jedynie na poziomie intelektualnym, posiadając niewielkie tylko doświadczenie w praktyce, jest podobny do takiej zesztywniałej skóry. Nauki mogą zmiękczyć twardą skórę ignorancji i pewnych warunków, ale jeśli przechowuje się je jedynie intelektualnie, nie wprowadzając ich w życie za pomocą praktyki i nie ogrzewając bezpośrednim doświadczeniem, człowiek może stać się sztywny i ociężały w swoim intelektualnym zrozumieniu. Nowe nauki nie zmiękczą go, nie przenikną ani nie zmienią. Musimy uważać na to, aby nie przechowywać nauk tylko na poziomie konceptualnego zrozumienia, aby nie stało się to blokadą na drodze do mądrości. Nauki nie są bowiem poglądami, które należy gromadzić, lecz ścieżką, którą należy podążać.
CZĘŚĆ PIERWSZA: ISTOTA SNU
1. SEN A RZECZYWISTOŚĆ
Wszyscy ludzie mają sny, jednak tylko niektórzy je pamiętają. Śnimy już jako niemowlęta, przez całe życie, aż do śmierci. Każdej nocy wkraczamy w nieznany świat, czasem pozostajemy sobą lub też stajemy się kimś zupełnie innym. Spotykamy się z ludźmi, których znamy, oraz z takimi, których nie znamy, z żyjącymi i zmarłymi. Latamy, poznajemy różne istoty, czujemy się doskonale, śmiejemy się, jesteśmy szczęśliwi, płaczemy, odczuwamy przerażenie, czasem zmieniamy postać. Mimo to, iż doświadczenia te są tak niezwykłe, nie zwracamy na nie szczególnej uwagi. Wielu ludzi z Zachodu obarczonych jest ogromnym bagażem wyobrażeń na temat snu zaczerpniętych z teorii psychologicznych. Kiedy ci ludzie zaczynają bardziej interesować się wykorzystaniem snu na duchowej ścieżce, zwykle koncentrują się głównie na treści i znaczeniu snów, rzadko badając samą ich istotę. Zgłębianie natury snu doprowadza tymczasem do poznania tajemniczych procesów, które leżą u podstaw całej naszej egzystencji, a nie tylko snu.
Pierwszy krok w praktyce jogi snu jest bardzo prosty trzeba rozpoznać ogromny potencjał, jaki tkwi w wykorzystaniu snu dla rozwoju duchowego. Sen postrzegany jest zwykle jako “nierzeczywisty", w przeciwieństwie do “rzeczywistego" życia po obudzeniu. Nie istnieje jednak nic bardziej rzeczywistego niż sen – trzeba bowiem zrozumieć, że życie jest dokładnie tak samo nierzeczywiste jak on. Z tego właśnie powodu joga snu znajduje zastosowanie we wszystkich przeżywanych doświadczeniach, zarówno w snach, które mamy w ciągu dnia, jak i tych nocnych.
2. JAK POSTAJE DOŚWIADCZENIE
IGNORANCJA
Wszystkie nasze doświadczenia, ze snem włącznie, mają swoje źródło w ignorancji. W uszach ludzi Zachodu zabrzmi to zapewne zaskakująco, najpierw więc wyjaśnię, co w buddyzmie rozumiane jest przez ignorancję (ma-rigpa*). W tradycji tybetańskiej rozróżnia się dwa rodzaje ignorancji-wrodzoną i kulturową. Wrodzona ignorancja stanowi podstawę samsary i istnienia zwyczajnych (nieoświeconych – przyp. tłum.) istot. Jest to nieznajomość naszej prawdziwej natury i prawdziwej natury świata, której efektem jest uwikłanie się w iluzje dualistycznego umysłu. Dualizm wywołuje podział i dwubiegunowość. Dzieli niepodzielną jedność doświadczenia na to i tamto, dobre i złe, ciebie i mnie. W oparciu o te właśnie konceptualne rozgraniczenia pojawia się rozróżnianie manifestujące się jako pożądanie rzeczy, które lubimy, i niechęć do tych, które się nam nie podobają. Owe nawykowe reakcje składają się w głównej mierze na to, co utożsamiamy z naszym “ja". Chcemy tego, a nie tamtego, wierzymy w to, a nie w tamto, szanujemy jedno, a gardzimy drugim. Pragniemy przyjemności, dobrego samopoczucia, bogactwa i sławy, próbujemy zaś uniknąć bólu, biedy, wstydu i złego samopoczucia. Pożądamy tych rzeczy dla siebie i dla tych, których kochamy i w gruncie rzeczy nie obchodzą nas specjalnie inni ludzie. Chcemy doświadczać czegoś innego niż to, co obecnie przeżywamy, lub też wręcz przeciwnie – pragniemy zatrzymać właśnie przeżywane doświadczenie i uniknąć nieuchronnych zmian, które doprowadzą do jego przerwania. Istnieje jeszcze drugi rodzaj ignorancji, uwarunkowany kulturowo. Ma miejsce wtedy, kiedy pożądania i niechęci stają się nieodłączną częścią kultury i systemem wartości. Hindusi wierzą na przykład, że negatywnym działaniem jest jedzenie krów, dopuszczają jednak spożywanie wieprzowiny. Muzułmanie natomiast uważają, że wolno jeść wołowinę, ale zabrania się im spożywać mięsa wieprzowego. Tybetańczycy jedzą oba rodzaje mięsa. Kto wobec tego ma rację? Hindus uważa, że hindusi mają rację, muzułmanin myśli, że to muzułmanie postępują słusznie, a Tybetańczycy sądzą, że racja jest po ich stronie. Tak różne przekonania powstają w wyniku uprzedzeń i wierzeń, które stanowią część kultury, nie wynikają zaś z prawdziwej mądrości. Inny przykład kulturowej ignorancji można znaleźć w wewnętrznych sprzecznościach filozofii. Istnieje wiele systemów filozoficznych, które określa się poprzez ich wzajemną niezgodność, często nieznaczną, subtelną. Pomimo tego, iż systemy te zostały stworzone z intencją doprowadzenia istot do mądrości, w rzeczywistości prowadzą do ignorancji, gdyż ich zwolennicy opieraj ą się na dualistycznym rozumieniu rzeczywistości. Jest to niestety właściwość wszystkich systemów myślowych, gdyż umysł konceptualny sam w sobie stanowi manifestację ignorancji. Ignorancja kulturowa jest bezustannie rozwijana i chroniona w tradycjach różnych narodów Przenika każdy zwyczaj, każdy pogląd i zbiór wartości, stanowiąc również istotną część wiedzy. Zarówno indywidualni ludzie, jak i całe cywilizacje przydają owym kulturowym przekonaniom fundamentalnego znaczenia, tak że w efekcie utożsamia się je ze zdrowym rozsądkiem lub prawem boskim. Dorastając, coraz bardziej przywiązujemy się do rozmaitych wierzeń, partii politycznej, systemu medycznego, przekonania o tym, co jest właściwe, a co nie. Kończymy szkołę podstawową, średnią i może wyższą, a każdy kolejny dyplom jest w pewnym sensie nagrodą za rozwinięcie bardziej wyrafinowanej ignorancji. Edukacja wzmacnia bowiem nawyk patrzenia na świat poprzez pewnego rodzaju pryzmat. Możemy stać się ekspertami w jakiejś dziedzinie, hołdować błędnym poglądom, rozumieć je niezwykle dokładnie, a także porównać te własne z poglądami innych ekspertów Prawdopodobnie na tym właśnie polega filozof a, która pozwala szczegółowo opanować pewne systemy intelektualne i przekształcić umysł w ostre narzędzie analizy. Jednak dopóki nie przeniknie się owej wrodzonej ignorancji, rozwija się jedynie nabyte uprzedzenia i przekonania, a nie prawdziwą mądrość. Ludzie przywiązują się do najdrobniejszych rzeczy– do mydła określonej marki, do fryzury. Na większą skalę rozwijają systemy religijne, polityczne, filozoficzne, psychologiczne i naukowe. Nikt jednak nie rodzi się z przekonaniem, że złe jest jedzenie wołowiny lub wieprzowiny, że jeden system filozoficzny jest lepszy od drugiego, lub że jedna religia jest słuszna, a druga nie. Tego trzeba się nauczyć. Wierność określonym wartościom jest rezultatem ignorancji kulturowej, ale skłonność do przyjmowania ograniczonych poglądów pochodzi z dualizmu, który z kolei stanowi manifestację ignorancji wrodzonej. Owe wzorce myślowe i schematy zachowań wypływające z ignorancji nie są jednak takie złe, one po prostu istnieją i przejawiają się w określony sposób. Przywiązanie może doprowadzić do wojny lub też może zamanifestować się w postaci użytecznej technologii czy sztuki, która ma zbawienny wpływ na świat. Dopóki nie osiągniemy oświecenia, będziemy uczestniczyć w tym dualizmie i jest to całkowicie normalne. Tybetańskie powiedzenie mówi: “Kiedy masz ciało osła, ciesz się smakiem trawy". Innymi słowy, powinniśmy wysoko cenić i cieszyć się tym życiem, ponieważ, z jednej strony, ma ono samo w sobie ogromne znaczenie i jest niezwykle cenne, a z drugiej dlatego, że jest ono życiem, które prowadzimy. Jeżeli nie będziemy ostrożni, możemy nawet nauki buddyjskie wykorzystać dla podtrzymania własnej ignorancji. Ktoś błędnie pojmujący buddyjskie nauki może powiedzieć, że nie warto dążyć do otrzymania wysokiego stopnia naukowego lub przestrzegać diety, że ignorancja jest czymś negatywnym, albo że normalne życie jest jedynie samsaryczną głupotą i dlatego nie warto o nie zabiegać. Zupełnie nie o to jednak chodzi. Ignorancja jest zwyczajnym zaciemnieniem świadomości, a przywiązywanie się do niej lub jej odpychanie to granie w tę samą, starą grę dualizmu, rozgrywającą się w jej świecie-ignorancji. Ponieważ jako wrodzona przenika wszystkie aspekty życia, nawet buddyjskie nauki muszą operować na poziomie dualizmu – na przykład wzmacniając przywiązanie do działań pozytywnych i niechęć do negatywnych w paradoksalny sposób wykorzystując dualizm ignorancji w celu jej przezwyciężenia. Jak subtelne musi stać się nasze zrozumienie i jakże łatwo możemy pobłądzić! Dlatego właśnie praktykowanie nauk jest tak potrzebne – trzeba bowiem zdobyć bezpośrednie doświadczenie, a nie rozwijać kolejny system myślowy, który będziemy zgłębiać i którego będziemy zmuszeni bronić. Kiedy rzeczy obserwuje się z wyższej perspektywy, różnice między nimi zacierają się. Z perspektywy niedualistycznej mądrości nie istnieją ani rzeczy ważne, ani nieważne.
DZIAŁANIE I JEGO SKUTKI: KARMA I JEJ ŚLADY
Kultura, w jakiej żyjemy, warunkuje nasze życie, ale nasiona owego uwarunkowania nosimy z sobą wszędzie, gdziekolwiek podążamy. Wszystko, co nas niepokoi, znajduje się w gruncie rzeczy w naszym własnym umyśle. Zwykle jednak winą za własne zmartwienia obarczamy ludzi, którzy nas otaczają lub określoną sytuację i jesteśmy święcie przekonani, że jeżeli bylibyśmy w stanie zmienić warunki, w jakich się znaleźliśmy, bylibyśmy nareszcie szczęśliwi. Jednak sytuacja, w jakiej przebywamy, stanowi jedynie drugorzędną przyczynę naszego cierpienia. Głównym powodem jest wrodzona ignorancja i wynikające z niej pragnienie, aby rzeczy były inne, niż są. Być może niektórzy z nas zdecydowali się uciec od stresogennego miasta gdzieś nad morze czy w góry, lub też porzucić trudności związane z życiem w samotności na rzecz miejskich atrakcji. Owa zmiana może być przyjemna, gdyż zmieniliśmy drugorzędną przyczynę cierpienia, co dało nam chwilowe poczucie zadowolenia. Nie na długo jednak. Źródło naszego niezadowolenia przenosi się bowiem wraz z nami do nowego domu, z niego zaś wyrastają nowe frustracje. Wkrótce znów pochłania nas wir nadziei i obaw. Niektórzy ludzie myślą, że gdyby mieli więcej pieniędzy, bardziej kochającego partnera, piękniejsze ciało, lepszą pracę czy wykształcenie, byliby wreszcie szczęśliwi. Wkrótce zdają sobie jednak sprawę z tego, że nie jest to takie proste. Bogacze również cierpią, nowy partner i tak w jakiś sposób nas rozczaruje, ciało się zestarzeje, a nowa praca będzie stawała się coraz mniej ciekawa. Kiedy wychodzimy z założenia, iż rozwiązanie naszego nieszczęścia możemy znaleźć w zewnętrznym świecie, będziemy zaspokajać własne pragnienia tylko tymczasowo. Nie zdając sobie zwykle z tego sprawy, miotamy się we wszystkie strony kierowani pożądaniem, wciąż niespokojni i niezadowoleni. Nasza karma rządzi naszym życiem, bez przerwy też zasiewamy nasiona przyszłej karmy. Taki sposób postępowania nie tylko odrywa nas od ścieżki duchowej, ale również uniemożliwia odnalezienie zadowolenia i szczęścia w codziennym życiu. Dopóki identyfikujemy się z pragnieniami i niechęcią nieustannie poruszającego się umysłu, stwarzamy negatywne uczucia, które rodzą się pomiędzy tym, co jest, a tym, co chcielibyśmy, żeby było. Wywołane przez te emocje działania, które obejmują niemal wszystko, co robimy w życiu, pozostawiają karmiczne ślady. Karma* oznacza działanie. Ślady karmiczne* są przechowywanymi w świadomości rezultatami działań, które z kolei wpływają na przyszłość. Po części zrozumieć je można na podstawie tego, co na Zachodzie zwane jest tendencjami podświadomości. Są to skłonności, wzorce postępowania i myślenia, głęboko zakorzenione reakcje działania, nawykowe konceptualizacje. Narzucają nam one określone reakcje emocjonalne na pewne sytuacje, nasze pojmowanie intelektualne, właściwe nam nawyki emocjonalne i pewną intelektualną aktywność. Tworzą i warunkują każdą reakcję na wszystkie aspekty doświadczenia. Oto przykład działania prawa karmy (ten sam mechanizm funkcjonuje również na najbardziej subtelnych i najgłębszych poziomach doświadczania): Pewien mężczyzna dorasta w rodzinie, której członkowie bardzo się ze sobą kłócili. Potem, trzydzieści lub czterdzieści lat po opuszczeniu rodzinnego domu, idzie ulicą i mija kamienicę, z której dochodzą odgłosy kłótni. Tej nocy śni mu się, że wdaje się w kłótnię z żoną. Budzi się rano z uczuciem smutku i rezygnacji. Zauważa to partnerka i reaguje na ten nastrój, co pogłębia jego irytację. Ten ciąg doświadczeń jest przykładem działania śladów karmicznych. W młodości człowiek ten reagował na domowe kłótnie strachem, gniewem i bólem, czuł do nich odrazę. Owa niechęć do kłótni była normalną reakcją, która pozostawiła ślad w jego umyśle. Kilkadziesiąt lat później przechodzi obok kamienicy i słyszy odgłosy kłótni – jest to ów drugorzędny warunek, który pobudza ślad karmiczny, co z kolei uzewnętrznia się w postaci snu kolejnej nocy. We śnie człowiek ten reaguje na irytację partnerki gniewem i cierpieniem. Reakcję tę wywołują ślady karmiczne, nagromadzone w świadomości w dzieciństwie i prawdopodobnie wielokrotnie wzmacniane. Kiedy we śnie jego partnerka – która oczywiście stanowi w pełni projekcję umysłu tego człowieka – irytuje go, jego reakcją jest niechęć – dokładnie tak, jak w dzieciństwie. Niechęć, jaką odczuwa we śnie, jest nowym działaniem, które zasiewa nowe nasiona. Kiedy budzi się, zachowuje owe negatywne uczucia stanowiące owoce wcześniejszej karmy i jest nieprzychylnie nastawiony do swojej partnerki. Aby skomplikować sprawę jeszcze bardziej, partnerka reaguje w oparciu o swoje własne karmiczne uwarunkowania i nawykowe tendencje – być może staje się zacięta, zrezygnowana, skruszona lub przyjmuje postawę służalczą, na co mąż ponownie reaguje w sposób negatywny, zasiewając kolejne karmiczne nasiona. Każda reakcja na jakąkolwiek sytuację – zewnętrzną czy rozgrywającą się wewnątrz nas, w czasie snu czy po przebudzeniu – która wyrasta z pożądania i niechęci, zostawia ślady w umyśle. Karma narzuca określone reakcje, które z kolei zasiewają następne nasiona karmiczne, które później wywołują reakcje i tak dalej. W taki właśnie sposób prawo karmy samo siebie napędza. To właśnie nazywa się kołem samsary, nieprzerwanym cyklem działań i reakcji. Chociaż wyżej opisany przykład dotyczy karmy na poziomie psychologicznym, określa ona każdy wymiar doświadczenia. Kształtuje zjawiska emocjonalne i umysłowe, postrzeganie i sposób rozumienia rzeczywistości, funkcjonowanie ciała oraz mechanizm przyczyny i skutku, które żądzą światem zewnętrznym. Każdy aspekt doświadczenia, od najdrobniejszego do największego, jest powodowany karmą. Ślady karmiczne pozostawione w umyśle przypominają nasiona i jak one potrzebują określonych warunków, aby się rozwinąć. Tak jak nasiono potrzebuje odpowiedniego połączenia wilgoci, światła, nawozów i temperatury, aby mogło wykiełkować i wyrosnąć, tak samo ślady karmiczne uwidaczniają się wtedy, kiedy pojawia się określona sytuacja. Elementy sytuacji, która wywołuje zamanifestowanie się karmy, określa się mianem drugorzędnych przyczyn i warunków. Jeżeli potraktujemy prawo karmy jako proces przyczyny i skutku, zrozumiemy, że wybór reakcji na określoną sytuację – czy jest to sytuacja zewnętrzna, czy stan wewnętrzny zawsze niesie za sobą pewne konsekwencje. Kiedy naprawdę zrozumiemy to, że każdy ślad karmiczny stanowi nasienie kolejnego karmicznie uwarunkowanego działania, będziemy mogli wykorzystać to zrozumienie w celu unikania negatywności i dla stworzenia warunków, które w sposób pozytywny ukierunkują nasze życie. Możemy też, jeśli oczywiście wiemy, jak to robić, pozwolić emocji samej się wyzwolić w momencie, kiedy się pojawia. W takim wypadku nie tworzy się żadna nowa karma.
KARMA NEGATYWNA
Jeżeli reagujemy na sytuację negatywnym uczuciem, ślad pozostawiony w umyśle w końcu dojrzeje i negatywnie wpłynie na jakąś sytuację w życiu. Na przykład kiedy ktoś się na nas złości, a my na ten gniew odpowiadamy gniewem, pozostawiamy w umyśle ślad, który sprawi, że najprawdopodobniej gniew pojawi się w nas ponownie, co więcej – należy się spodziewać, iż wkrótce napotkamy drugorzędne sytuacje, które wywołają ten nasz nawykowy gniew. Ów mechanizm łatwo zaobserwować na przykładzie osoby, która nosi w sobie pokłady gniewu. Gniewni ludzie bez przerwy napotykają sytuacje, które wydają się usprawiedliwiać ich gniew, podczas gdy ci, którzy mają w sobie mniej gniewu, nie stykają się z takimi sytuacjami. Zewnętrzne okoliczności mogą być podobne, ale odmienne skłonności karmiczne tworzą inne subiektywne światy. Jeżeli emocja wyrażana jest gwałtownie, może wywołać silne rezultaty i reakcje. Gniew może doprowadzić do walki lub innego niszczącego działania, do fizycznego lub emocjonalnego krzywdzenia innych. Nie dotyczy to oczywiście jedynie gniewu – niekontrolowany strach może również spowodować ogromny stres u osoby, która go odczuwa, może zrazić ją do innych i tak dalej. Nietrudno zauważyć, jak łatwo może to pozostawić w umyśle negatywne ślady, które z kolei wpłyną negatywnie na przyszłość.
Jeśli tłumimy w sobie jakieś uczucie, negatywny jego ślad wciąż pozostaje. Duszenie w sobie emocji jest manifestacją niechęci. Polega na zagłuszaniu czegoś we własnym wnętrzu, co zobrazować można przez położenie czegoś w pokoju i zamknięcie drzwi na klucz, wpychanie części własnego doświadczenia w ciemne miejsce, gdzie cały czas czeka, najprawdopodobniej wrogo usposobione, aż odpowiednia drugorzędna przyczyna wywoła to na zewnątrz. Wówczas manifestuje się na wiele sposobów. Jeżeli na przykład tłumimy w sobie zazdrość o innych ludzi, może to w końcu uwidocznić się w postaci nagłego wybuchu negatywnych emocji lub jako przykre osądzanie tych, o których jesteśmy zazdrośni, nawet jeśli sami przed sobą udajemy, że owa zazdrość nie istnieje. Osądzanie innych w umyśle jest również działaniem opartym na niechęci, które tworzy negatywne nasiona karmiczne.
KARMA POZY'I`YWNA
Zamiast owych negatywnych reakcji– podążania za skłonnościami karmicznymi lub tłumienia ich w sobie – możemy wykorzystać odpowiedni moment, aby zatrzymać się, porozumieć ze sobą i wybrać inne wyjście, a mianowicie wywołać antidotum na nasze negatywne uczucie. Jeżeli ktoś jest na nas wściekły i w nas również pojawia się gniew, lekarstwem będzie współczucie. Wzbudzając je w sobie, możemy na początku odczuwać je jako coś wymuszonego i nieautentycznego. Jeśli jednak zdamy sobie sprawę z tego, iż osoba, która stanowi obiekt naszej irytacji, jest popychana przez swoje własne uwarunkowania i że cierpi, przebywając w bardzo ograniczonym stanie świadomości, będąc w pułapce swojej własnej negatywnej karmy, poczujemy odrobinę współczucia i możemy w ten sposób zacząć uwalniać się od własnych negatywnych reakcji. Kiedy tak uczynimy, zaczniemy w sposób poznany kształtować swoją przyszłość. Owa nawykowa reakcja, wciąż oczywiście oparta na pragnieniu – rym razem wykonywania pozytywnych działań, pragnieniu spokoju lub duchowego rozwoju – wywołuje pozytywny ślad karmiczny. Zasialiśmy bowiem nasiona współczucia. Następnym razem prawdopodobieństwo, że na gniew odpowiemy współczuciem, które jest zresztą o wiele przyjemniejszym i bardziej przestronnym uczuciem niż ciasny, asekurancki gniew, będzie trochę większe. W ten sposób ćwiczenie pozytywnych działań stopniowo zmienia nasze reakcje na świat, co z kolei sprawia, iż na przykład z jednej strony odczuwamy mniej gniewu, a z drugiej na zewnątrz rzadziej się z nim spotykamy. Jeżeli będziemy kontynuować tę praktykę, współczucie będzie się w końcu pojawiać w sposób spontaniczny, bez wysiłku. Korzystając ze zrozumienia działania prawa karmy, możemy tak wykształcić własny umysł, aby wykorzystać wszystkie, nawet najbardziej osobiste i krótkotrwałe doświadczenia i sny do duchowego rozwoju.
WYZWALANIE EMOCJI
Najlepszą reakcją na negatywną emocję jest pozwolić, aby emocja ta sama się wyzwoliła. Aby to uczynić, musimy pozostać w niedualnej świadomości, stanie wolnym od pożądania i niechęci. Negatywna emocja przepływa wówczas przez nas jak ptak przelatujący przez otwartą przestrzeń, nie pozostawiając żadnego śladu – pojawia się, a następnie spontanicznie rozpływa w pustce. W takim przypadku karmiczne ziarno manifestuje się w postaci emocji, myśli, doznania cielesnego czy bodźca do określonego zachowania, ale ponieważ reakcja, którą ono wywołuje, pozbawiona jest pożądania i niechęci, nie powoduje zasiania nasion przyszłej karmy. Za każdym razem, kiedy na przykład pojawia się zawiść, a my, nie zostając przez nią złapani ani nie próbując jej tłumić, pozwalamy, aby rozpuściła się w świadomości, siła karmicznej tendencji do zawiści znacznie osłabnie. Nie podejmujmy bowiem żadnego działania, aby ją wzmocnić. Wyzwalanie emocji odcina w ten sposób karmę u samego jej korzenia. To tak, jakbyśmy spalili karmiczne nasiona, zanim nadarzy się możliwość, aby wyrosły w postaci problemów. W tym momencie wielu z was nasunie się zapewne następujące pytanie: dlaczego lepiej wyzwalać emocje, a nie reagować na nie, wytwarzając pozytywną karmę? Odpowiedź na nie brzmi następująco -wszystkie ślady karmiczne zniewalają nas w jakiś sposób, zamykają nas w obrębie pewnych ograniczających tożsamości. Celem buddyjskiej ścieżki jest zaś całkowite wyzwolenie z wszelkiego uwarunkowania. Nie oznacza to jednak, że kiedy osiąga się wyzwolenie, pozytywne właściwości, takie jak na przykład współczucie, zanikają. Rzecz wygląda zupełnie inaczej. Jeżeli nie powodują już nami karmiczne skłonności, możemy wyraźnie zobaczyć sytuację, w jakiej się znajdujemy i zareagować na nią w sposób spontaniczny i jak najbardziej odpowiedni, nie jesteśmy zaś prowadzeni w jednym czy drugim kierunku przez naszą karmę. Względne współczucie, które powstaje z pozytywnych tendencji karmicznych jest bardzo dobre, ale lepsze od niego jest absolutne współczucie, które bez wysiłku i w sposób całkowicie doskonały pojawia się w człowieku, który wyzwolił się z karmicznego uwarunkowania. jest to uczucie bardziej nieograniczone, rozprzestrzeniające się, owocne i wolne od iluzji dualizmu. Chociaż najlepszą reakcją na negatywne emocje jest pozwalanie, aby uczucia te same się wyzwoliły, bardzo trudno jest wcielić to w życie wtedy, kiedy nasza praktyka jest niestabilna i niedoskonała. Ale bez względu na to, na jakim poziomie duchowego rozwoju obecnie się znajdujemy, każdy z nas może powziąć następującą decyzję: kiedy pojawi się negatywne uczucie, zatrzymamy się na chwilę przed zareagowaniem na nie, przyjrzymy się dokładnie sobie i sytuacji, po czym zręcznie wybierzemy najlepszą z możliwych opcji reakcji. Wykorzystując proces myślowy, możemy też nauczyć się stępiać ostre wywołanego przez karmę bodźca, osłabić siłę karmicznych nawyków Kiedy ogarnie nas któreś z negatywnych uczuć, musimy sobie przypomnieć, że uczucie, którego doświadczamy, jest po prostu urzeczywistnieniem dawnych śladów karmicznych. Wówczas będziemy w stanie rozluźnić naszą identyfikację z określonym uczuciem lub punktem widzenia i pozbyć się chęci bronienia naszego stanowiska. Kiedy węzeł emocji trochę się rozluźni, identyfikacja z uczuciem również osłabnie i stanie się bardziej otwarta. Będziemy wówczas mogli wybrać bardziej pozytywną reakcję na zaistniałą sytuację, zasiewając w ten sposób nasiona pozytywnej karmy. I znowu – bardzo ważne jest, aby czynić to, nie tłumiąc powstałej emocji. Wywołując współczucie, powinniśmy być rozluźnieni, a nie próbować z całych sił zagłuszyć negatywne uczucie, starając się przy rym na siłę wytworzyć dobre myśli. Efekty praktyki duchowej widoczne są nie tylko w jakiejś nieokreślonej przyszłości lub w następnym życiu. Ćwicząc samych siebie w pozytywnych reakcjach na określone sytuacje, zmieniamy własne ślady karmiczne i rozwijamy właściwości, których efektem będą pozytywne zmiany w życiu, które prowadzimy obecnie. Wiedząc, że każde, nawet najmniejsze i najbardziej osobiste doświadczenie przynosi rezultat, możemy wykorzystać to zrozumienie i zmienić zarówno swoje życie, jak i swoje sny.
ZASŁONY ŚWIADOMOŚCI
Ślady karmiczne pozostają w naszej psychice jako pozostałości działań wykonywanych przy udziale pożądania i niechęci. Są to zasłony świadomości, przechowywane w podstawowej świadomości człowieka, w kunzhi numshe [wym. kunszi namszie]. Chociaż zwykle mówi się o niej jako o pewnego rodzaju zbiorniku, kunszi namsze jest w gruncie rzeczy odpowiednikiem zasłon świadomości – kiedy nie ma zasłon, nie ma też kunszi namsze. Nie jest rzeczą ani miejscem, ale siłą napędową, która stanowi podstawę struktury dualistycznego doświadczenia. Jest tak nienamacalna jak zbiór przyzwyczajeń i tak silna jak nawyki, które sprawiają, iż język staje się zrozumiały, formy zamieniają się w przedmioty, a istnienie wydaje nam się czymś bardzo znaczącym, czymś, czym możemy sterować i rozumieć. Kunszi namsze często przyrównuje się do magazynu, którego nie można zniszczyć. Możemy ją traktować jako przechowalnię rozmaitych wzorców i schematów zachowań. Jest to podstawa doświadczenia, na którą w mniejszym lub większym stopniu wpływa każde działanie, które wykonujemy ciałem i umysłem, fizycznie i mentalnie. Tak długo, jak w umyśle istnieją nawykowe skłonności i tendencje, kunszi namsze również istnieje. Kiedy człowiek umiera i ciało rozpada się, kunszi namsze nie ginie wraz z nim – ślady karmiczne nadal trwają w świadomości umysłu, aż zostaną całkiem oczyszczone. Kiedy to nastąpi, kunszi namsze przestaje istnieć, a człowiek staje się buddą.
ŚLADY KARMICZNE A SEN
...
prabunek