Marciniak Barbara_Ziemia Zwiastunów Switu.docx

(287 KB) Pobierz

O AUTORCE

 

Plejadianie są zespołem istot pozaziemskich pochodzących z gwiezdnego układu Plejad. Przemawiają za pośrednictwem Barbary Marciniak od 18 maja 1988 roku.

 

Nauki Plejadian można porównać z naukami szamanizmu, starożytnego zbioru świadomości, będącego pośrednikiem pomiędzy obszarem fizycznym a duchowym, i prowadzącego ludzi do odkrycia samych siebie w świecie paradoksów, zmieniających się wzorców i duchowości.

 

BARBARA MARCINIAK jest znanym na całym świecie medium channelingowym z Północnej Karoliny. Pierwsze przekazy odebrała w maju 1988 roku w Atenach, pod koniec trzytygodniowej podróży przez starożytny Egipt i Grecję. Podczas tej podróży, Barbara zapragnęła ponownie odwiedzić w tym życiu świątynie i miejsca mocy – Wielką Piramidę w Gizie, świątynie wzdłuż Nilu, Akropol w Atenach i Delfy.

 

Od tego czasu Barbara prowadziła sesje grupowe i warsztaty w całych Stanach Zjednoczonych, oraz pomagała w organizowaniu wycieczek do świętych miejsc mocy w Wielkiej Brytanii, Peru, Boliwii, Meksyku, Egipcie, Grecji, na Bali i w Australii. Uważa, że same te miejsca stanowią połączenie z wirami energii, zawierającymi wiedzę wyższej jaźni, wyższej idei głoszącej, iż Ziemia dąży obecnie do ponownego stworzenia.

 

Barbara uważa, że jej doświadczenia z Plejadianami są darem o bezcennej wartości. Praca dała jej możliwości osobistej, globalnej i kosmicznej transformacji, za co jest niezwykle wdzięczna. Barbara Marciniak jest autorką książki Zwiastuni Świtu.

 

PODZIĘKOWANIA

 

Książka ta jest owocem pełnej wiary współpracy, a uznanie należy się potężnym i odważnym graczom, zaangażowanym w proces jej powstawania. Z miłością, szacunkiem i głębokim uznaniem dziękuję zarówno mojej siostrze, Karen Marciniak, jak i Terze Thomas, współspiskowcom i współtwórczyniom Ziemi Zwiastunów Świtu. Szczególne wyrazy uznania składam Barbarze i Gerry'emu Clow za ich wiarę, a także za ich niezawodne i odpowiedzialne przewodnictwo oraz wsparcie, jak również całemu personelowi Bear & Company, którzy wykonali nieskazitelną robotę pracując i zachowując energię. Skrupulatność i umiejętności wydawcy Gail Vivino nadały nowe znaczenie słowu “wyrazistość", pomagając stworzyć gładki i łatwy w lekturze tekst, zaś finezja Marilyn Hager wykreowała ostateczną elegancką i doskonałą formę. Szczególne wyrazy uznania składam malarzowi Peterowi Everly, którego dzieło raz jeszcze ozdabia naszą okładkę, za jego wybitne uzdolnienia. Peter stworzył znakomite wyobrażenie, dzięki któremu miała powstać Ziemia Zwiastunów Świtu.

 

Pełne miłości podziękowania dla moich rodziców, Teda i Berthy Marciniak, oraz dla całej mojej rodziny, która zawsze mnie wspierała.

 

Podziękowania dla pionierów myśli, awanturniczych dusz, którzy tak chętnie wkraczają w świat ducha, a także dla samej Ziemi za to, że wszystkim nam ofiaruje miejsce, z którego pochodzimy.

 

Nie mogę też zapomnieć o pełnych miłości podziękowaniach dla Plejadian, kimkolwiek są, którzy bez wysiłku stali u mego boku, z nieugiętą i nieustraszoną wiarą w proces rozwoju istot ludzkich. Ich miłość jest dla mnie cudem, i z kolei daje mi odwagę, by wytrwać.

 

Chcę, by praca ta posłużyła jako katalizator emocjonalnego oczyszczenia na masową skalę, wywołała głęboką realizację ducha i przyniosła ulgę, wyzwalając nas ze starych lochów, które sami stworzyliśmy. Niech Ziemia odzwierciedli nasze uzdrowienie. Błogosławieństwa dla wszystkich, którzy wierzą w taką możliwość.

 

WSTĘP

Barbara Marciniak

 

Jestem interpretatorką ducha ponieważ chcę i potrafię ogarnąć rzeczy niewidzialne i przetłumaczyć je najlepiej jak potrafię. Słyszę, czuję i doznaję sieci istnienia, uniwersalnego źródła. Jestem nieodłącznie związana z tym źródłem, a kiedy wykorzystuję je, pozwalam, by mnie prowadziło i wspierało, docierają do mnie szepty, impulsy oraz objawienia kosmicznych sił. W moim przypadku siły te nazywają samych siebie Plejadianami. Oczywiście doświadczenie to jest zabarwione przez moje przekonania. Na tym właśnie polega zasada działania wszystkich istniejących rzeczy – uczestnik / obserwator determinuje wydarzenia. Odkryłam w sobie wielki szacunek dla siły ducha i głęboką wiarę w znaczenie życia, oraz w wiecznie odkrywający się cel ludzi, miejsc i wydarzeń.

 

Proces, dzięki któremu kierowałam tworzeniem Ziemi Zwiastunów Świtu, wymagał wiary i zaufania. Wszystkie osoby zaangażowane w tworzenie Ziemi Zwiastunów Świtu – Karen, Tera i ja – wierzymy w niewidzialnych i współpracujemy z nimi, kimkolwiek są. Każda z nas jest jedyną w swoim rodzaju osobą, zgadzającą się grać według zasad nowej instrukcji obsługi życia. W trakcie procesu tworzenia Ziemi Zwiastunów Świtu, wszystkie stanęłyśmy przed wyzwaniem, zmuszającym nas do tego, by pokonać własne ograniczenia. Dopiero później zdumiały nas cuda, jakie wydarzyły się w naszym życiu.

 

Nadanie channelingom Plejadian formy pisanej nie jest łatwym zadaniem. Przemawiając za moim pośrednictwem Plejadianie uczą poprzez dowcip, paradoks, insynuację, kontrast, współczucie i mistrzowskie wykorzystanie stwierdzeń oraz idei. Doskonale przekazują swoją energię i istotę zamierzeń w formie mówionej. Nasze zadanie polegało na tym, by z obfitości informacji i szczegółów technicznych stworzyć podstawę nauk Żyjącej Biblioteki – książkę w konkretnej formie – podczas gdy niewiele z tego, czego nauczają Plejadianie, jest konkretne.

 

Na szczęście format tej książki nie budził we mnie wątpliwości od samego początku. Miała ona zawierać dwanaście rozdziałów, a jej przeznaczeniem było głębsze wprowadzenie czytelnika w doświadczenie “wpływu dwunastki". Plejadianie utrzymywali, że jesteśmy związani z liczbą dwanaście, więc aby dowiedzieć się czegoś więcej, możemy wykorzystać samą tę więź, by ewoluować. Większość informacji pochodzić miała z trzynastu sesji, jakie odbyły się w 1991 i 1992 roku. Pięć channelingów miało miejsce podczas zagranicznych podróży do świętych miejsc w Meksyku, Egipcie, Grecji, oraz w trakcie dwóch pobytów na Bali, osiem zaś – podczas szczególnych, trzydniowych sesji, które prowadziłam na obszarze całych Stanów Zjednoczonych.

 

Sądzę, że gdybym zatrzymała się na moment, by logicznie pomyśleć o napisaniu tej książki, poczułabym się przytłoczona ogromem materiału. Jednakże dokonałam tak wielu rzeczy nie mając najmniejszego pojęcia o tym, co zamierzałam zrobić, że obecnie wspiera mnie wiara w ów nieświadomy proces! O ileż łatwiej jest żyć w taki sposób. Owa wiara, którą podzielały także Karen i Tera, oraz ufność w to, że z poświęceniem nadam formę tej książce, nie pozwalały mi się zatrzymać. Oczywiście u steru stali Plejadianie, kierując i snując intrygi wokół całego procesu wolnej woli, znacząc wydarzenia życia swoją niedostrzegalną sygnaturą – pełni godności, skromni i zawsze obecni.

 

Na samym początku przeczułam, że owa książka, która traktować miała o Żyjącej Bibliotece i nadal pozbawiona była tytułu, naprawdę istniała gdzieś w przyszłości. W końcu postanowiłam przecież, że ją napiszę, a więc gdzieś tam była już ukończona, stała na półce, czekając, by ktoś ją przejrzał. Wpadłam na pomysł, aby odnaleźć jej przyszłe wydanie i wykorzystać je celem stworzenia oryginału, w obecnej chwili. Pomysł ten napełnił mnie wielkim spokojem. Zdawało się to znacznie łatwiejsze od mierzenia się z monumentalną stertą papierów, zawierających transkrypcje plejadiańskiego misz-maszu.

 

Od początku wiedziałam, że kiedy znajdę okładkę dla tej historii o Żyjącej Bibliotece, w jej ślady pójdzie cała książka, że jej strony same się ułożą. Peter Everly w odpowiednim czasie wyobraził sobie obwolutę, a jednocześnie my odebrałyśmy propozycję tytułu. Zarówno okładka jak i tytuł wywarły na nas głębokie wrażenie. Teraz od nas tylko zależało, by umieścić coś pomiędzy okładkami.

 

Pozostała część procesu składała się ze skomplikowanej serii synchronicznych warstw. Czas i wydarzenia codziennego życia wzbogacały obnażającą się historię. Pogrążyłyśmy się w innym świecie, gdzie naszym głównym zamierzeniem i celem było stworzenie Ziemi Zwiastunów Świtu. Co noc śniłyśmy o zawartych w książce informacjach. Tworzyłyśmy ją w snach. Na swojej liście “rzeczy do zrobienia" mogłabym napisać: “Ziemio Zwiastunów Świtu, stwórz się sama!" Tak właśnie się stało!

 

Kontynuując pracę nad tym materiałem staję przed wyzwaniem nakazującym mi głębiej zbadać rzeczy niewidzialne, oraz przeanalizować zakamarki i szczeliny moich przekonań. Plejadianie, niewidzialni przyjaciele obdarzeni własną osobowością, zachęcili mnie do doświadczania poszerzającego się bez końca obrazu życia. Ukazują neutralność siły i sieci istnienia, definiując ją jako wyraz miłości – istotę egzystencji, z której wszyscy mogą korzystać – świadomie i bezwarunkowo dostępną siłę, wieczne paliwo dla tworzenia wszystkiego, czego się zapragnie. To dzięki tej sile stworzyłyśmy Ziemię Zwiastunów Świtu.

 

Często miewam uczucie, że znajduję się tutaj w roli obserwatora, a moje galaktyczne jestestwo postrzega ziemskie życie ze znacznie mniejszym do niego przywiązaniem niż ja sama. Jest to ekspansywny punkt widzenia, a ja wiem w takich chwilach, że jestem tutaj po to, by odczuwać i wywierać wpływ na wielką przemianę, odnoszącą się do mojej galaktycznej świadomości.

 

Każdy z nas tworzy dla siebie inny świat, czego jestem głęboko świadoma. Jednakże trudno jest rozpoznać, a cóż dopiero nagrodzić uznaniem subtelność, z jaką owa wiedza krzyżuje się z życiem. Moim życiowym wyborem były wyprawy ku ukrytym tajemnicom, w poszukiwaniu znaczenia, a ostatecznie – celu istnienia.

 

Życie jest dla mnie serią rozdziałów, i bez większego trudu mogę wyobrazić sobie siebie w roli bohaterki własnej powieści, skaczącej z przygody w przygodę, przemierzającej wewnętrzne i zewnętrzne światy. Odnajduję sens w każdej części tej książki. Podobnie jak w przypadku książki historycznej, podzielonej na ery i epoki, każdą fazę życia rozpoznać można po następujących po sobie wydarzeniach ułożonych w wielką procesję, oferujących unikatowe poczucie porządku i celu. Nigdy nie sprawiało mi trudu zaakceptowanie faktu, że życie i wszystkie jego części składowe mają wielkie znaczenie. Wszystko, do czego kazano nam przykładać wielką wagę, było dla mnie tak nieistotne, że przeciwieństwo tych spraw po prostu musiało być prawdziwe!

 

Oto moja osobista refleksja dotycząca treści tej książki – Nie oszukujcie samych siebie – nikt z was nie wie niczego na pewno! Wszystko może być prawdą i prawdopodobnie nią jest, ponieważ staje się to, co pomyślicie!

 

Potężnymi składnikami są miłość, poczucie humoru i czyste intencje. W połączeniu z szacunkiem, współczuciem i inspiracją, mogą stać się podstawą przemian. Niech ta książka da wam większą wolność. Błogosławieństwa!

Barbara J. Marciniak Raieigh,

Północna Karolina

19 września 1994

Pełnia księżyca w znaku Ryb

Karen Marciniak

 

11 stycznia 1994 roku, wraz z nowiem księżyca w znaku Koziorożca, Barbara, Tera i ja podpisałyśmy kontrakt i zobowiązałyśmy się do napisania tej książki. Wahałam się pomiędzy stanem podniecenia a rozpaczą. “Naprawdę chcę przyczynić się do powstania tej książki" – myślałam. – “Jednak w jaki sposób mam znaleźć czas, by zagłębić się w ten projekt i żonglować wszystkimi kawałkami mojego i-tak-bardzo-zapracowanego świata?"

 

Na miesiąc przed przystąpieniem do pracy nad Ziemią Zwiastunów Świtu, dobiegło końca 22-letnie małżeństwo / partnerstwo z moim mężem. Sprzedaliśmy dom, a ja, wraz z 7-letnią córką Laurel, przeprowadziłam się do wynajętego mieszkania. Zajęta byłam rozpakowywaniem rzeczy, prowadzeniem interesów w Bold Connections, wypełnianiem poleceń, odpowiadaniem na listy i czułam, że muszę robić to wszystko kosztem własnego wolnego czasu. Wielokrotnie dopadały mnie poważne wątpliwości co do tego, czy będę w stanie uczestniczyć w procesie powstawania tej książki i wpadałam w panikę, wyobrażając sobie wszystkie fragmenty rzeczywistości, z którymi miałam mieć do czynienia w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 1994 roku, doskonale wiedząc, że duży fragment będę musiała poświęcić książce.

 

Ostatecznie uświadomiłam sobie, że jeśli nie wezmę w tym udziału, ominie mnie wielka szansa rozwoju i przemiany. Zmusiłam się, by stanąć twarzą w twarz z jednym z moich największych problemów: z zagadnieniem kontroli. To kontrola sprawiała, że nigdy nie miałam dość czasu. Wyraźnie spostrzegłam, w jaki sposób ograniczała mnie w tak wielu dziedzinach mojego życia, i zdecydowałam, że jedyną rzeczą jaką mogłam zrobić było poddanie się, rezygnacja z kontroli, uzyskanie pomocy w codziennych sprawach i wiara!

 

Wiara. Cała ta książka powstała dzięki wierze. Na początku, kiedy wszystkie trzy czułyśmy się przytłoczone całym materiałem, jaki przepisała Tera, kiedy nie wiedziałyśmy od czego zacząć, by odnaleźć sens we wszystkich hałdach papieru, wiedziałyśmy dość dużo, by wierzyć. Barbara, Tera i ja tworzyłyśmy więź, trójkąt energii i pracowałyśmy jako zespół przy tworzeniu The Plejadian Times'a, oraz przy innych projektach. Po mistrzowsku opanowałyśmy sztukę przyjmowania nawzajem konstruktywnej krytyki. Potrafiłyśmy odłożyć na bok ego i urażone uczucia, wiedząc, że nigdy nie byłyśmy ofiarami. Dzięki temu osiągnęłyśmy wiele rzeczy. Ufałyśmy w to, że kiedy nasze energie współpracowały w harmonii, z wyraźną intencją, mogłyśmy zrobić wszystko, na czym skupiałyśmy swoje umysły.

 

Po wielekroć wyobrażałyśmy sobie, jak sprowadzimy tę książkę z przyszłości w teraźniejszość. Ilustrację na okładkę, autorstwa Petera Everly, otrzymałyśmy na długo przed zgromadzeniem przez nas materiału, jaki miał się znaleźć we wnętrzu książki. Ilustracja przyciągała nas i hipnotyzowała. Po wielekroć zagłębiałyśmy się w jej rzeczywistość. Rozpłakałam się, kiedy po raz pierwszy udało mi się naprawdę w nią wpatrzyć – miałam wrażenie, jakby Plejadianie za pośrednictwem ilustracji przekazali nam całą księgę pełną informacji. Och, ci chytrzy Plejadianie!

 

Dziś, kiedy siedzę na tarasie z tyłu domu, pisząc i mając już za sobą proces tworzenia książki, czując promienie łagodnego wrześniowego słońca, mój umysł błąka się po pewnych ścieżkach rzeczywistości, które stworzyłam sama dla siebie. Siedzę tu i uśmiecham się wspominając wydarzenia, które pomogły mi znaleźć się w tej właśnie teraźniejszości, wdzięczna za to, że wiele lat temu przyciągnęły mnie ku sobie słowa “myśl stwarza".

 

Pod koniec lat 70-tych dla Barbary i dla mnie przewodnią siłą była Jane Roberts i przekazy Setha. W tych czasach mieszkałam w Rochester w stanie Nowy Jork, Barbara zaś w Los Angeles. Miałam tu pracę i osiadłam wraz z mężem w pięknym domu w duńsko-kolonialnym stylu, mającym podwórko, które przeobraziłam we własną Żyjącą Bibliotekę. Z kolei Barbara była typowym wolnym duchem tych czasów. Wciąż poszukiwała czegoś nowego, co poszerzyłoby jej perspektywy, często się przeprowadzała i wchłaniała nowe myśli, jakie miała jej do zaoferowania Kalifornia i cały świat.

 

Pewnego roku Barbara przysłała mi na urodziny dwie książki i kartkę, na której napisała coś w rodzaju: “Jest tutaj tyle skłaniających do myślenia informacji, że nie mogę sama tego wszystkiego przeczytać. Sprawdź te dwie książki i daj mi znać, czy warto się w nie zagłębiać." Okazało się, że książkami tymi były The Seth Material i Seth Speaks autorstwa Jane Roberts. Ich lektura była prawdziwym wezwaniem do przebudzenia, wezwaniem pochodzącym z wszechświata!

 

Następnych kilka lat spędziłyśmy na czytaniu i przyswajaniu sobie całego dostępnego materiału dotyczącego Setha. Czytałyśmy książki na nowo, podkreślałyśmy je, rozmawiałyśmy o nich i próbowałyśmy wprowadzać je w życie. Powracając myślą do tamtych dni uświadamiam sobie, do jakiego stopnia, czytając stronę za stroną, pogrążyłam się w realiach stworzonych przez Jane Roberts i Roba Buttsa. Tak wyraźnie potrafiłam wyobrazić sobie ich rzeczywistość. Cierpiałam męczarnie z powodu powolnej i drobiazgowej metody zapisu i transkrypcji, jaką stosował Rób – gdyby tylko zechciał pracować szybciej, być może wcześniej otrzymałybyśmy następną książkę! Wyobrażałam sobie Jane i sterty listów, na które nie zdążyła udzielić odpowiedzi, i czułam jak musi być sfrustrowana z powodu ciągłego braku czasu. Dziś, spoglądając wstecz, czuję siłę, jaka kazała mi wówczas notować wszystko, co robili Jane i Rób. Teraz, kiedy prowadzę Bold Connections i spoglądam na sterty pozostawionych bez odpowiedzi listów – próśb .o nową książkę o Plejadianach! – znajduję się w sytuacji podobnej do tej, w jakiej oni znaleźli się w latach 70-tych. Spotykają mnie takie same radości i mierzę się z takimi samymi wyzwaniami.

 

W kwietniu 1988 roku Barbara wyjechała na wycieczkę do Egiptu i Grecji. Właśnie dzięki tej podróży Plejadianie wkroczyli w jej rzeczywistość. Mieszkałam wtedy w Raieigh w Północnej Karolinie, a jednocześnie kładłam fundamenty pod nowy dom, który przez pięć lat miał służyć Plejadianom jako klasa lekcyjna, miejsce, w którym dzielili się z nami wiedzą, rozśmieszali nas, besztali, igrali z naszymi umysłami i uczyli nas o nas samych.

 

Kiedy Barbara wróciła ze swojej wyprawy do Egiptu i Grecji, zadzwoniła do mnie z Bostonu i powiedziała:

 

– Zgadnij co się stało.

 

– Rozpoczęłaś channelingi – stwierdziłam.

 

– Skąd wiedziałaś? – spytała.

 

Zawsze to wiedziałyśmy. Niezbyt często o tym rozmawiałyśmy, a jednak łączyło nas głębokie, niewypowiedziane przekonanie, że pewnego dnia wplączemy się w jakąś parapsychologiczną przygodę. Byłyśmy wobec siebie bardzo lojalne; na jakimś poziomie wiedziałyśmy, że pojawiłyśmy się w tej rzeczywistości jako siostry, aby zakorzenić w niej nowy wzorzec myśli, a nie mogłybyśmy tego dokonać nie kochając się i nie wspierając nawzajem.

 

Miałam wielką ochotę poznać nowych przyjaciół Barbary, którzy nazywali siebie Plejadianami. Wciąż nie wiedziałyśmy, co o nich sądzić. Barbara oczekiwała miłego, grzecznego ducha w rodzaju Setha, a tymczasem co otrzymała? Istoty pozaziemskie! Pamiętam jak Barbara po raz pierwszy przyjechała do mojego domu i przywołała Plejadian. Ich głos był bardzo słaby i trudny do zrozumienia, musiałam wytężać słuch, by pochwycić ich słowa. Udzielili mi kilku informacji dotyczących tego, kim są i dlaczego zamierzają z nami pracować. Powiedzieli, że będą nazywali mnie Krecikiem, ponieważ przypominam kreta lubiącego przebywać pod ziemią i unikającego światła reflektorów. Powiedzieli mi, że nadszedł dla mnie czas, bym objęła i wprowadziła w życie wszystkie te idee, które gromadziłam, i którymi się bawiłam. Moje życie miało ulec głębokiej przemianie.

 

Nic nie miało być takie, jak przedtem. “Interesujące" – pomyślałam, siedząc w swoim komfortowym domu, mając męża, którego darzyłam miłością, satysfakcjonującą pracę i dwuletnią córeczkę, śpiącą w pokoju na końcu korytarza. Czułam się tak pewna i bezpieczna; nie miałam pojęcia o jakich zmianach mówili Plejadianie!

 

No cóż, w sześć lat później moje życie z całą pewnością uległo zmianie i to niekoniecznie w taki sposób, jaki sobie wyobrażałam. Gdybym wówczas przewidziała przyszłość, wiem, że nie starczyłoby mi odwagi, by iść do przodu. Dziękuję więc gorąco Plejadianom za całą ich miłość i przewodnictwo – nawet w czasach, kiedy nie uważałam tego za miłość i przewodnictwo – oraz za ich wytrwałość i ciągłe popychanie mnie ku nowym wyzwaniom. Dziękuję Barbarze za jej miłość, wsparcie i lojalność, za jej poświęcenie dla tej pracy, za jej skłonność do wprowadzania w życie nauk Plejadian, i za to, iż sprawiała, że zdawało się to takim prostym zadaniem. Dziękuję Terze za to, że jest przyjaciółką, której ufam, z którą się rozwijam, bratnią duszą spod znaku Strzelca, i wspaniałym wydawcą. Szczególnie dziękuję mojej córce Laurel, która od wczesnej młodości potrafiła zaakceptować ciotkę Barbarę – albo “ciocię", jak ją nazywa – co drugi dzień dostrajającą się do Plejadian w naszym domu. Dziękuję jej za to, że pozwoliła mi podróżować wraz z Barbarą i Plejadianami bez poczucia winy za to, iż nie zawsze jestem u jej boku; za to, że przyjęła przeciwstawne poglądy obojga rodziców i połączyła je w swoim świecie, odnajdując jedyną w swoim rodzaju równowagę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin