Palmer Diana - Long tall Texans series 08 - Apetyt na mężczyznę.rtf

(329 KB) Pobierz
Diana Palmer

Diana Palmer

APETYT NA MĘŻCZYZNĘ

tłumaczyła Aleksandra Komornicka

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Evan Tremayne nie miał nic przeciwko samej kolacji czy rozmowie o interesach, która później nastąpiła. Nie przestawał go jedynie niepokoić sposób, w jaki dziewiętnastoletnia Anna siedziała i wpatrywała się w niego.

Była niebieskooką, postawną blondynką. Przez ostatni rok Evan starał się jej nie zauważać, mimo, że z jej matką prowadził interesy. Miał trzydzieści cztery lata, a był najstarszy z czterech braci i wziął na swoje barki prawie całą odpowiedzialność za matkę. Zarządzał rodzinną firmą Jego życie było pasmem kłopotów związanych z hodowlą bydła, splątanych z problemami osobistymi i finansowymi.

I do tego jeszcze Anna!

Szczególnie w tej jasnoniebieskiej sukience, która odsłaniała nieco za dużo jej złocistej opalenizny oraz pełnych piersi. Matka powinna poważnie z nią porozmawiać!

Czy Polly Cochran w ogóle zauważyła, jak szybko dojrzała jej córka? Przecież Polly nigdy nie ma w domu. Prowadzi agencję handlu nieruchomościami i zawsze jest zajęta! Rodzice Anny - ojciec był pilotem - żyli w separacji. On mieszkał w Atlancie, w stanie Georgia, one zaś w Teksasie. W sumie Anną zajmowała się głównie Lori, od lat ich gospodyni, traktowana jak członek rodziny. Ale tak naprawdę nikt nie poświęcał Annie zbyt wiele czasu.

Polly przeprosiła ich i poszła odebrać telefon, Evan zaś, pozostawiony sam na sam z Anną, czuł się dość nieswojo.

- Dlaczego patrzysz na mnie spode łba? - zapytała.

Zebrane i ułożone na czubku głowy blond włosy przydawały jej elegancji i dojrzałości.

- Ponieważ ta suknia za dużo odsłania - odpowiedział szczerze, omiatając ją wzrokiem od twarzy po dekolt. - Polly nie powinna była ci jej kupować.

- Wcale mi jej nie kupiła. - Uśmiechnęła się szelmowsko. - To jej suknia. Pożyczyłam ją sobie po kryjomu. Nawet nie zauważyła, że się w nią ubrałam. Mama jest mało spostrzegawcza. Dla niej liczy się tylko biznes.

- Jej suknie są za dorosłe dla ciebie - odparł, lekko się uśmiechając. Ponieważ wbrew sobie był nią zauroczony, starał się być wobec niej bardziej szorstki niż wobec innych. - Powinnaś ubierać się stosownie do wieku.

Wzięła głęboki oddech, popatrzyła na niego z uwielbieniem, po czym spuściła wzrok.

- Czy naprawdę wydaję ci się taka młoda?

- Mam trzydzieści cztery łatą dziecino. - Cedził powoli słowa, które nieprzyjemnie rozbrzmiały w ciszy jadalnego pokoju. - Tak, jesteś bardzo młoda.

Anna przeniosła spojrzenie na swoje dłonie.

- W piątek wieczorem mama wydaje przyjęcie z okazji otwarcia nowego centrum handlowego w Jacobsville - oznajmiła, nie podnosząc oczu. - Wybierasz się?

- Będę zajęty - mruknął. - Ale Harden i Miranda powinni przyjść.

Podniosła wzrok. Spojrzenie jej niebieskich oczu skoncentrowało się na jego śniadej twarzy.

- Mógłbyś ze mną choć raz zatańczyć. Od tego nic ci nie ubędzie.

- Jesteś pewna? - zapytał ponuro. Przytknął lnianą serwetkę do szerokich, wyraźnie zarysowanych warg, po czym położył ją obok talerza i podniósł się z miejsca. Był potężnym, wspaniale umięśnionym mężczyzną, o doskonałej sylwetce. - Muszę już iść.

Anna też wstała.

- Nie idź jeszcze - poprosiła błagalnym tonem.

- Muszę załatwić parę spraw.

- Wcale nie musisz. - Nadąsała się. - Nie chcesz zostać ze mną sam na sam. Czego się boisz? Że cię wezmę na tym stole?

Uniósł brwi wyraźnie rozbawiony.

- I upaprzesz mi plecy ziemniakami puree?

- Nie traktujesz mnie serio - prychnęła zirytowana.

- Jakże bym śmiał! - Zbył ją z wprawą, jakiej nabył przez lata praktyki. - Powiedz Polly, że spotkam się z nią jutro w biurze.

- Może ja umieram z miłości do ciebie? - odezwała się spokojnie. - Ale ciebie nie obchodzi, że łamiesz mi serce.

Uśmiechnął się szeroko.

- Serce niełatwo złamać, zwłaszcza takie młode jak twoje.

- Nieprawda. - Obrzuciła go wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się dłużej na jego szerokiej klatce piersiowej. - Mógłbyś mnie chociaż pocałować na dobranoc.

- Pozostawiam to Randallowi - odparł. - Jest jeszcze na etapie eksperymentowania. Podobnie zresztą jak ty.

- A ty, jak się domyślam, masz to już za sobą?

Zachichotał.

- Czasami mam takie wrażenie - przyznał. - Dobranoc, mała.

Rumieniec, który wykwitł na jej policzkach, jeszcze bardziej podkreślił błękit jej oczu.

- Nie jestem dzieckiem!

- Dla mnie jesteś. - Nie patrząc na nią, sięgnął po kowbojski kapelusz. - Przeproś mamę i powiedz, że nie mogłem już dłużej na nią czekać. Dziękuję za kolację.

Zanim zdobyła się na odpowiedź, był już w drzwiach, by po chwili zniknąć, nie zachowując nawet pozorów, jak bardzo mu pilno, żeby opuścić ich dom.

Najgorsze było to, że Anna bardzo go pociągała. Prawdę mówiąc, mógłby się w niej zakochać na zabój, ale była za młoda na poważny związek. W jej wieku można się zakochiwać i odkochiwać co tydzień. Poza tym było niemal pewne, że jest dziewicą. A on ma prawie dwa metry wzrostu i waży ze sto kilo...

Miał już za sobą pewien krótki romans, który zakończył się fatalnie, ponieważ pożądając kobiety, którą kochał - podobnie niewinnej i nieuświadomionej jak Anna - nie zapanował nad sobą i nad swoją ogromną siłą. Przerażona Louisa uciekła od niego. Pozostał mu po tym uraz, w rezultacie, którego jak ognia wystrzegał się niewinnych kobiet.

Ta imponująca postura była jego utrapieniem jeszcze w dzieciństwie, gdy wiecznie występował w obronie swoich trzech braci. Nieustannie musiał się kontrolować. Raz się zdarzyło, że nie docenił swojej siły i facet wylądował przez niego w szpitalu. Ryzyko z chowaną pod kloszem dziewczyną, taką jak Anna, jest po prostu zbyt wielkie. Nie, drugi raz nie pozwoli sobie na podobne przeżycie w obawie przed konsekwencjami. Lepiej trzymać się doświadczonych kobiet, które się go nie boją.

Anna tymczasem roztrząsała słowa Evana. Była wściekłą, że traktuje ją jak zadurzoną nastolatkę, podczas gdy ona usycha z miłości do niego!

- Gdzie Evan? - zapytała Polly, stając w drzwiach. Była wysoką, szczupłą brunetką około pięćdziesiątki, Anna zaś miała jasną karnację jak jej ojciec.

- Już poszedł - odparła krótko. - Bał się, że uwiodę go na półmisku z zielonym groszkiem i ziemniakami puree.

- Co takiego?! - zaśmiała się Polly.

- Boi się przebywać sam na sam ze mną - mruknęła Anna. - Chyba się obawia, że zajdzie ze mną w ciążę.

- Anno, jak ty mówisz?! - oburzyła się Polly. - Nie zaprzątaj sobie nim głowy. Masz chłopaka. I to w stosowniejszym dla ciebie wieku.

Anna westchnęła.

- Poczciwy Randall. - Zadumała się. - Podrywacz. Zezuje na prawo i lewo. Lubię go, ale on flirtuje z każdą napotkaną kobietą. Wątpię, żeby czuł do mnie coś poważnego.

- Ma dopiero dwadzieścia parę lat - zauważyła Polly. - A i ty masz jeszcze sporo czasu, żeby się ustatkować. Obrączki są dobre dla ptaków.

Anna spiorunowała matkę wzrokiem.

- To, że ty i tata nie byliście razem szczęśliwi, nie oznacza jeszcze, że moje małżeństwo też musi być nieudane.

Wzrok Polly sposępniał. Odwróciła się, by zapalić papierosa, nie zwracając uwagi na pełne dezaprobaty spojrzenie Anny.

- Na początku byliśmy z twoim ojcem bardzo szczęśliwi - sprostowała. - Potem on zaczął latać w dalekie, zagraniczne rejsy, a ja zajęłam się handlem nieruchomościami. Prawie nie widywaliśmy się. - Wzruszyła ramionami. - Ot, jedna z typowych historii.

- Nadal go kochasz?

Polly uniosła brwi.

- Miłość to mit.

- Och, mamo - jęknęła Anna.

Polly zaśmiała się tylko.

- Pozostań przy swoich marzeniach, dziecko. Ja wolę lokatę terminową w banku i odpowiednią ilość papierów wartościowych oraz obligacji w bankowej skrytce. Skąd wzięłaś tę suknię?

Anna uśmiechnęła się.

- To twoja.

Matka popatrzyła na nią z politowaniem.

- Ile razy mówiłam, żebyś się trzymała z daleka od mojej szafy?

- Tylko dwadzieścia. Ty byś mi nie kupiła czegoś równie seksownego.

- Domyślam się, że chciałaś w niej uwieść Evana - rzekła Polly z namysłem. - No cóż, myślę, że powinnaś dać sobie z nim spokój. Evan jest dla ciebie za stary i wie o tym, choć tobie się wydaje, że jest inaczej. Idź i przebierz się. Zafunduję ci kino.

- Dlaczego nie?

Fajnie mieć równą matkę, która jest dobrym kumplem i przyjacielem, pomyślała Anna. Tylko dlaczego nikt nie chce traktować poważnie jej uczucia do Evana?

Zwłaszcza sam Evan!

Czasami zastanawiała się, czy nie byłoby dobrze podjąć taką pracę, która zapewniłaby jej stały kontakt z nim. Ale nie znała się na bydle ani na księgowości czy finansach. Pozostaje jej zatem praca w roli sekretarki w agencji matki, gdzie miała okazję spotykać Evana, jako, że bracia Tremayne zazwyczaj lokowali kapitał w nieruchomościach. Evan jako najstarszy zarządzał firmą, więc to on najczęściej zaglądał do biura matki. Dzięki temu Anna mogła go widywać.

Przyjęła strategię kropli, która drąży skałę. Jeśli stale będzie się na nią natykał, to może w końcu ją zauważy.

Nie siedziała z założonymi rękami. Metodycznie go osaczała. Potrafiła wymuszać zaproszenia na przyjęcia, na, których bywał, tropiła go i niby przypadkiem wpadała na niego podczas lunchu, na poczcie albo w sklepie. Wiele osób obserwowało to jej polowanie z rozbawieniem, ona jednak nie ustawała w wysiłkach, czując coraz wyraźniej, że Evan nie pozostaje na to obojętny. Gdyby tak jeszcze zechciał naprawdę na nią spojrzeć!

Dla nikogo nie było tajemnicą, że Evan nie znosi alkoholu. Z niezrozumiałych dla nikogo powodów czuł do niego wyraźną awersję. Nazajutrz, chcąc zwrócić jego uwagę, wpadła na pewien pomysł. Wiedząc, że lada chwila Evan pojawi się w firmie, postawiła na biurku dwie nieodkorkowane butelki whisky.

Na ich widok stanął jak wryty i spojrzał na nie ponuro spod ronda nasuniętego na czoło kapelusza.

- Po jakie licho to tutaj trzymasz? - zapytał.

- W celach leczniczych - odparła zadowolona z siebie.

Miała na sobie biały lniany kostiumik oraz różową bluzkę. Włosy zaplotła w warkocz. Wyglądała jednocześnie poważnie i seksownie. Wlepił w nią wzrok.

- Powtórz to jeszcze raz.

Rozejrzała się, by się upewnić, że nikt jej nie słyszy, po czym wychyliła się do przodu.

- To lekarstwo na ukąszenie węża.

Jeszcze bardziej ściągnął brwi.

- Tutaj nie ma żadnych grzechotników.

Uśmiechnęła się szeroko.

- Właśnie, że są. - Otworzyła górną szufladę, by pokazać dwa ogromne, plastikowe węże z bardzo realistycznymi zębami jadowymi.

Evan zrobił wielkie oczy.

- Wielkie nieba!

- Trzymam je z myślą o tych, którzy potrzebują pretekstu, żeby napić się whisky.

- Zwariowałaś?

- Gdyby tak było, czy byłabym w stanie z tobą rozmawiać?

Dał za wygraną, a wymijając ją, potrząsnął tylko głową. Patrzyła z uwielbieniem na jego wspaniałą postać. Gdyby nie był tak potężny, mógłby być idealnym jeźdźcem rodeo. Dłonie miał ogromne. Na niektóre kobiety w biurze działał wręcz onieśmielająco. Robiły nawet jakieś aluzje, których Anna nie rozumiała. Nie bała się go ani trochę. Kochała go.

Czuł, że Anna go obserwuje, ale nie reagował. Nie miał wątpliwości, że to jakaś jej kolejna zasadzka. Musiała wiedzieć, że whisky przyciągnie jego uwagę. I tak się stało. Jeśli nie chce wpaść w następną zastawioną przez nią pułapkę, musi bardziej uważać.

Okazało się, że to nie takie proste. Gdy wyszedł z gabinetu Polly, Anny nie było za biurkiem. Ujrzał ją na zewnątrz, niedaleko swojego samochodu, obok małego białego porsche, które dostała od matki.

Klęcząc, grzebała w skrzynce z narzędziami.

- Szukasz czegoś?

- Klucza francuskiego Johnsona dla leworęcznych.

- Nie istnieje nic takiego - żachnął się.

- Właśnie, że istnieje. Johnson to tutejszy mechanik. Jest leworęczny. Pożyczyłam od niego klucz, który gdzieś mi się zapodział.

- Co cię dzisiaj naszło?

- Dzika namiętność. - Zrobiła teatralną minę, głośno przy tym dysząc. - Pragnę cię! - Otworzyła ramiona i oparła się o karoserię. - No, weź mnie!

Omal nie parsknął śmiechem.

- Gdzie? - zapytał, rozglądając się po parkingu.

- Na masce samochodu, w bagażniku, wszystko mi jedno! - Stała w tej samej pozie z zamkniętymi oczami.

- Maska nie wytrzyma twojego ciężaru, nie mówiąc o moim. Nie sądzę też, żebym się zmieścił w takim małym bagażniku.

Otworzyła oczy i spiorunowała go wzrokiem.

- To może tu, na ziemi?

Potrząsnął głową.

- Za twardo.

- Na trawie.

- W trawie są szczypawki i mrówki. - Splótł ramiona na piersiach i zlustrował ją od stóp do głów, powoli i uważnie. Nikt jeszcze, nawet Randall, nie patrzył na nią z takim błyskiem w oku, jakby ją rozbierał wzrokiem.

Odruchowo objęła się rękami.

- Nie rób tego - poprosiła.

- Sama zaczęłaś, skarbie - przypomniał jej i umyślnie podszedł bliżej, groźnie nad nią górując.

Wyglądała teraz na zaniepokojoną, i o to mu chodziło. Nie należy igrać z dorosłymi mężczyznami. Ktoś musi jej to wreszcie uświadomić.

- Evan... - zaczęła niepewnym głosem.

Na opustoszałym parkingu brawura szybko ją opuściła. Flirtowanie flirtowaniem, ale ona nie czuła się jeszcze całkiem pewna siebie w intymnej sytuacji. Z Randallem dałaby sobie radę, ale Evan wyglądał bardzo niebezpiecznie. Nieważne, że czasami przypominał dużego pluszowego niedźwiadka. Bracia Tremayne znani byli z porywczości, a on był z nich najstarszy. Zapewne Connal, Harden i Donald wszystkiego nauczyli się od niego.

- O co chodzi? - zakpił, gdy Anna przywarła do samochodu jak osaczona kotka. - Nie przyszło ci do głowy, że to może być ryzykowne?

W tej chwili w ogóle nie wiedziała, co dzieje się w jej głowie, oszołomiona zapachem jego wody kolońskiej i mydła oraz jego atletyczną posturą.

- Jest biały dzień - zauważyła.

- Wiem. - Wydął wargi i uśmiechnął się do niej, ale to nie był ten sam rodzaj uśmiechu, jaki widywała dotychczas. Nawet na twarzach innych mężczyzn. Był zmysłowy, męski i wyzywający, jakby Evan wyczuwał, że kolana się pod nią uginają, a serce mało nie wyskoczy jej z piersi.

- Muszę już iść - powiedziała, czując, jak ogarnia ją strach.

Mógłby posunąć się dalej. Był tego bliski. W przeciwieństwie do jawnie demonstrowanych zalotów, jej słabość go pociągała. Zatrzymał wzrok na jej piersiach i zmrużył oczy. Miała bujne kształty w najlepszym tego słowa znaczeniu, w sam raz nawet jak na jego duże dłonie.

Zreflektował się. Anna jest dziewicą. W trudem przeniósł wzrok na jej zaczerwienioną, zszokowaną twarz.

- Myślałem, że chcesz, żebym cię zniewolił - rzekł łagodnie, choć aksamitny ton jego głosu już sam w sobie był dosyć groźny. - Uciekasz, zanim cokolwiek zaczęliśmy?

Przełknęła ślinę i pokonując strach, odsunęła się od niego, śmiejąc się przy tym nerwowo. Czuła się jak kompletnie zielona smarkula.

- Najpierw muszę wziąć sporo witamin, żeby nabrać formy - stwierdziła, zerkając na niego, po czym otworzyła drzwi swojego porsche i pospiesznie wśliznęła się do środka. - Zapamiętaj to sobie.

Uśmiechnął się tylko. Nie brakuje jej odwagi i szybko się pozbierała. Gdyby była o parę lat starszą wszystko mogłoby się zdarzyć!

- Zjeżdżaj, kotku. A na przyszłość upewnij się najpierw, czy wiesz, czego chcesz - dodał. - Niewielu mężczyzn rezygnuje z tak oczywistej propozycji. Nawet jeśli przeczy to zdrowemu rozsądkowi.

- Od lat się ode mnie opędzasz - wypomniała mu, wstrzymując oddech. - Masz już w tym doświadczenie.

Spojrzał na nią spod przymkniętych powiek.

- Tak, mam - odparł ze spokojem. - Zapamiętaj to sobie. Nadal ci się zdaje, że apetyt mężczyzny można zadowolić kilkoma słodkimi pocałunkami! Ale nie mój.

Spojrzała na niego ze złością.

- Ja niczego ci nie pro... !

- Czyżby?

Przeniosła wzrok na palce, którymi trzymała kluczyk w stacyjce.

- Na pewno nie - obruszyła się. - Ja tylko żartowałam.

- Takie żarty są bardzo ryzykowne. Przećwicz to na Randalla Z nim będziesz bezpieczniejsza niż przy mnie.

- On przynajmniej okazuje, że mnie chce - mruknęła, gwałtownie włączając silnik.

- Znakomicie - rzucił. - Tylko nie pędź tym autkiem.

Przestawiła skrzynkę z narzędziami z przedniego siedzenia na tylne.

- Nigdy nie pędzę - skłamała.

Patrzył, jak zapina pas.

- Koniec z pracą na dzisiaj? - spytał z przekąsem.

- Jadę na lunch z przyjaciółką - odparła wymijająco.

Uniósł brwi.

- Nie wiedziałem, że masz przyjaciółki.

Nie odpowiedziała. Z piskiem opon ruszyła tyłem z miejsca parkingowego i wyjechała na ulicę. Cud, że nie rozwaliła skrzyni biegów. Miała łzy w oczach, ale Evan już tego nie widział.

Zatrzymała się w pobliskiej restauracji i samotnie zjadła hamburgera. Nie miała przyjaciółek.

Bardzo lubiła Randalla. Odbywał staż w szpitalu, był synem lekarza z Houston i nieźle się prezentował. Oczywiście, nie przestawał łypać na kobiety, ale jej to nie przeszkadzało. Czuła się przy nim bezpiecznie. Niestety, jej serce należało do Evana. To straszne, że kocha człowieka, który traktuje ją jak dziecko i nabija się z niej, kiedy ona mu siebie ofiarowuje. Miała ochotę wyć.

Właściwie całe jej zachowanie wobec Evana było jedną wielką prowokacją. Droczyła się z nim, by zwrócić jego uwagę. A kiedy w końcu jej się to udało, nie wiedziała, co robić dalej. W przeciwieństwie do niego nie miała żadnych doświadczeń. Nie wiedziała, jak postępować z takim facetem. Przed chwilą Evan udowodnił jej czarno na białym, jak bardzo ją peszy jego bliskość.

Wróciła do biura, ale już do końca dnia nie mogła przyłożyć się do pracy. Polly nawet tego nie zauważyła. Czasami Anna zastanawiała się, czy jej matka w ogóle zwraca uwagę na to, co ona czuje.

 

Przyjęcie, które Polly wydała z okazji otwarcia nowego centrum handlowego w Jacobsville, było dla Anny okazją, by zrobić się na gwiazdę. Wcale nie po to, aby olśnić Evana, wmawiała sobie. Przecież powiedział, że pewnie nie przyjdzie. Za to będzie Randall. Dlaczego ma nie wyglądać zabójczo właśnie dla niego?

Włożyła srebrną suknię tuż za kolana oraz sandałki na wysokim obcasie i rozpuściła włosy. Wiedziała, że wygląda świetnie, lecz nie cieszyła ją perspektywa tego wieczoru. Bez większego przekonania pomalowała lekko usta i wyszczotkowała włosy. Bez Evana świat staje się bezbarwny i nieciekawy.

Na parterze czekał na nią Randall. Miał na sobie modną sportową marynarkę i nieskazitelnie wyprasowane spodnie. W okularach w metalowej oprawce wyglądał bardzo dostojnie. Ten młody lekarz nie był przystojny, ale kobiety g...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin