Chodzcie.pdf

(234 KB) Pobierz
838152173.048.png
Lidia Amejko ˚ywoty Êwi´tych osiedlowych
Dawid Bieƒkowski Nic
Dawid Bieƒkowski Biało-czerwony
Jacek Dehnel Lala
Jacek Dehnel Rynek w Smyrnie
Adam Czerniawski Narracje ormiaƒskie
Izabela Filipiak Magiczne oko. Opowiadania zebrane
Manuela Gretkowska My zdies’ emigranty
Manuela Gretkowska Kabaret metafizyczny
Manuela Gretkowska Tarot paryski
Manuela Gretkowska Podr´cznik do ludzi
Manuela Gretkowska Nami´tnik
Henryk Grynberg Drohobycz, Drohobycz
Mariusz Grzebalski Człowiek, który biegnie przez las
Radosław Kobierski Harar
Marek Kochan Plac zabaw
Włodzimierz Kowalewski Excentrycy
Włodzimierz Kowalewski Âwiatło i l´k
Wojciech Kuczok Gnój
Wojciech Kuczok OpowieÊci przebrane
Wojciech Kuczok Widmokràg
Marian Marzyƒski Sennik polsko-˝ydowski
Janusz Rudnicki Mój Wehrmacht
Sławomir Shuty Cukier w normie z ekstrabonusem
Sławomir Shuty Zwał
Mariusz Sieniewicz Czwarte niebo
Mariusz Sieniewicz ˚ydówek nie obsługujemy
Marek Soból Mojry
Jerzy Sosnowski WieloÊcian
Jerzy Sosnowski Pràd zatokowy
Magdalena Tulli W czerwieni
Magdalena Tulli Sny i kamienie
Magdalena Tulli Tryby
Magdalena Tulli Skaza
Witold Wedecki Czarne rondo
838152173.056.png 838152173.067.png 838152173.073.png 838152173.001.png 838152173.007.png 838152173.013.png 838152173.020.png 838152173.021.png 838152173.022.png 838152173.023.png 838152173.024.png 838152173.025.png 838152173.026.png 838152173.027.png 838152173.028.png 838152173.029.png 838152173.030.png 838152173.031.png 838152173.032.png 838152173.033.png 838152173.034.png 838152173.035.png 838152173.036.png 838152173.037.png 838152173.038.png 838152173.039.png 838152173.040.png 838152173.041.png 838152173.042.png 838152173.043.png 838152173.044.png 838152173.045.png 838152173.046.png 838152173.047.png 838152173.049.png 838152173.050.png 838152173.051.png
838152173.052.png 838152173.053.png 838152173.054.png 838152173.055.png 838152173.057.png 838152173.058.png 838152173.059.png 838152173.060.png 838152173.061.png 838152173.062.png 838152173.063.png 838152173.064.png 838152173.065.png 838152173.066.png 838152173.068.png 838152173.069.png 838152173.070.png 838152173.071.png 838152173.072.png 838152173.074.png 838152173.075.png 838152173.076.png 838152173.077.png 838152173.078.png 838152173.002.png 838152173.003.png 838152173.004.png 838152173.005.png 838152173.006.png 838152173.008.png 838152173.009.png 838152173.010.png 838152173.011.png 838152173.012.png 838152173.014.png 838152173.015.png 838152173.016.png 838152173.017.png
 
Jeden
Fascynujące, jak to przypadki, zbiegi okoliczności
i sytuacje plotą warkocz naszego losu.
Wkrótce zabrzmi dzwonek u moich drzwi, wyjdę
w kapciach przez próg i nigdy już do swego nowo wy-
najętego mieszkania nie wrócę. A zdania, które tego
dnia wypowiem, będą ostatnimi.
Tego dnia właśnie, dnia drugiego po moim po-
wrocie do kraju, nie miałem co robić. Tak po prostu.
Pierwszego dnia robić co miałem, a drugiego nie, nie
bardzo.
Pierwszego dnia włożyłem klucz w zamek, któ-
ry okazał się nie tym. Klucz, nie zamek. Klucz nie ten,
a tamten. Do mieszkania tam, skąd wyjechałem, a nie
do mieszkania tego, do którego przyjechałem. Biłem
głową o drzwi. Żeby mnie zabolało, żebym zapomniał
o tym, dlaczego głową o drzwi biłem. Zapomniałem,
ale nie całkiem, zostawiłem walizki pod drzwiami i po-
szedłem po ślusarza. Ślusarz powiedział, otwierając mi
drzwi, żebym tam nie wziął kluczy stąd, bo takie po-
dwójne życie jak moje to jak dwa guzy na jednej gło-
wie. Czym zdziwił mnie srodze, bo niby skąd wiedział,
że głowa mi pęka?
5
838152173.018.png
Następnie, tego dnia pierwszego, po wejściu do
mieszkania pranie zrobiłem. Chociaż nie musiałem.
Chciałem uczcić fakt, że jestem w środku. I pranie na
balkonie wywiesiłem, chociaż mnie to mierzi. Ale chcia-
łem uczcić fakt.
A dnia drugiego nie bardzo. Miałem co robić. Po
obudzeniu się otworzyłem oczy. (Sytuacja odwrotna
nie wydaje mi się możliwa.) I tak je otwarte trzymałem.
I leżałem, i patrzyłem w sufit. Pytając siebie, co ja tu
robię pod tym sufitem, obcym. Poczułem się jak robak.
Co nie zmartwiło mnie wcale, nareszcie jakiś istotny
powód, pomyślałem, żeby go zalać. Trochę wypiłem
więc, potem trochę dzwoniłem. Do tych, z którymi
się bawiłem. Żebyśmy się spotkali, na przykład tam,
gdzieśmy barki holowali. Nad Odrą, będąc małymi, kie-
dyś-ach-kiedyś, sznurami niewidzialnymi. I kamieniami
rzucali, kto nie dorzuci na drugi brzeg, ten pierwszy
umrze, pamiętasz, stary? Jeden pamiętał, ale nie miał
czasu, drugi miał czas, ale nie pamiętał.
Mówi się, nigdy nie wejdziesz do tej samej rzeki.
Ja wszedłem. Ale co z tego, kiedy wszystko porwały
wiry czasu. A woda, kiedyś głęboka, sięgała mi po łydki.
I wyglądałem w niej, stojąc, jak pomnik jakiejś zamyślo-
nej czapli.
Siedziałem więc sam, w domu, tego drugiego dnia.
A człowiek w domu sam, jak mówi moja matka, którą to
ze względu na dwa człony skracam do „MM”, człowiek
w domu sam, jak mówi MM, to jak różaniec bez pacior-
6
838152173.019.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin