Czarna msza - Antologia rosyjskiej fantastyki.pdf

(1793 KB) Pobierz
antologia - Czarna msza
Antologia Opowiadań Science Fiction
Czarna Msza
Pod redakcją Wojtka Sedeńko
Wojtek Sedeńko
W STĘP
We wstępie do „Wizji alternatywnych” wspomniałem, że w razie powodzenia antologii —
idea wydawania zbioru utworów oryginalnych będzie kontynuowana. Jeszcze przed pokazaniem
się na rynku „Wizji” zaczęliśmy w gronie autorów oraz przyjaciół i kibiców spekulować nad
kształtem drugiego tomu. W grudniu 1990 roku, na konwencie w Gdańsku, w trakcie burzliwej
dyskusji grupa pisarzy zdecydowała, że ma to być zbiór monotematyczny, a Bóg, religia i
Kościół mają być leitmotivem. Temat ten stawał się wówczas coraz częściej drążony, żeby nie
powiedzieć lansowany przez polskich fantastów. Był mi również na rękę, gdyż stanowił spoiwo
łączące tom drugi z „Wizjami alternatywnymi”, które sygnalizowały rosnące zainteresowanie
autorów tematyką religijną (Ziemkiewicz, Dębski, Inglot, Jabłoński).
Mistycyzm, religia, metafizyka towarzyszyły fantastyce od początku, wbrew temu, co
próbowali nam wmówić różni teoretycy SF, jak James Gunn, który w „Drodze do SF” pisał: Nie
można pisać science fiction przyjmując postawę religijną. SF kwestionuje wszystko, niczego nie
przyjmując na wiarę… Religią SF jest sceptycyzm w sprawach wiary * 1 ).
To właśnie dyskusja nad wyborem: religia czy nauka stała się kołem napędowym wielu
tekstów SF, które dzisiaj uważamy za kanon tej literatury. Tak się złożyło, że w 1991 roku
mieliśmy okazję poznać niektóre najsłynniejsze utwory SF poruszające tematykę religijną —
„Kantyczkę dla Leibowitza” Millera i „Pana Światła” Żelaznego. Znamy dwa tomy trylogii
Perelandra Lewisa, a wkrótce ukażą się polskie edycje „Behold the Man” Moorocka i
„Childhoods End” Clarke’a.
Zainteresowanych głębiej tematyką religijną w science fiction odsyłam do szkicu Toma
Woodmana „Science fiction, religia i transcendencja” * oraz artykułów Lecha Jęczmyka „Bóg w
science fiction” i Macieja Parowskiego „Boże igrzyska”. *
W kraju zainteresowanie fantastów tematyką religijną i eschatologiczną zauważyły szybko
oba czasopisma SF i nie ma obecnie numeru „Nowej Fantastyki” czy „Fenixa”, aby nie
rozprawiano tam o Bogu, Kościele i religii. Nie trwało długo, jak odezwali się czytelnicy
zarzucając jednym klerykalizm i fideizm, a drugim, anty klerykalizm. Zastanawiam się, komu
potrzebne są owe kłótnie. Od lat karmiono nas historyjkami, jacy to Polacy są tolerancyjni i
wyrozumiali na zwyczaje innych (za przykład podawano zwykle przyjęcie do Polski arian i
pozostałych innowierców, zapominając o kontrreformacji, która trwała u nas dłużej niż w
jakimkolwiek innym państwie), ale wystarczy rozejrzeć się wokoło, aby stwierdzenie to włożyć
między bajki. Pieniactwo, obojętność na krzywdę, totalny tumiwisizm, nienawiść wobec
wszystkiego, co trąci innością, niezależnie czy chodzi o kolor skóry czy poglądy lub wyznanie,
zawiść o urodę, pieniądze czy stanowisko. Krótkie zrywy i klepanie się po plecach nie zmienią
faktu, że uczestnicząc w dyskusji, na nasze argumenty słyszymy najczęściej „Won!” i widzimy
plecy szanownego rozmówcy, dumnego, że do niego należało ostatnie słowo. To tyle o naszej
słynnej wyrozumiałości, czasem zdaje mi się, że jedynymi tolerancyjnymi ludźmi w Polsce są
1 * James Gunn „Droga do SF”, tom 2, Warszawa 1986; James Gunn „Droga do SF”, tom 3, Warszawa 1987.
* „Spór o SF”. Antologia szkiców i esejów o science liction. Poznań 1989.
* oba w: „Nowa Fantastyka” nr 12/1990
fryzjerzy. Spory toczymy już nie tylko na ulicy czy w pracy, ale w łóżku i przy barze (nota bene,
w rasistowskiej i potępianej przez świat RPA istnieje w pubach wysoce według mnie
cywilizowany zwyczaj zakazujący rozmów o polityce i religii przy kuflu piwa), i dodatkowe
kłótnie teologiczne przy fantastycznym stole wydają się zupełnie niepotrzebne. W tym miejscu
przypomina mi się pyszna kwestia, jaką wypowiada w filmie Alana Parkera „Heart Angel”
główny bohater: Mówią, że religii na świecie jest wystarczająco dużo, by ludzie się nienawidzili,
a za mało, by się kochali.
W wyniku tych i innych sporów pojawiają się opinie o rozłamie wśród polskich pisarzy SF.
Uważam je za bezpodstawne. Dla dobrego autora nie powinien istnieć żaden temat tabu, terra
incognita, której nie penetruje, gdyż zabraniają mu przekonania lub opinia otoczenia. Oramus
napisał, nie pamiętam już z jakiej okazji:
cała fantastyka to jedna herezja wobec tzw. normalnego świata — i słusznie, a oburzanie
się na nieortodoksyjne widzenie świata przez autorów SF, prawienie, że coś jest słuszne lub nie,
jest retoryką, którą większość pisarzy fantastów (zjednoczonych) wyśmiewała zaledwie przed
paru laty.
Większość poniższych opowiadań fantastycznych wzięła się ze spontanicznej reakcji na to, co
dzieje się w kraju. Wybrałem moim zdaniem najlepsze, przy doborze unikałem jak ognia
kryterium: pro czy anty. Tekst miał być przede wszystkim dobry, a to czy miał wymowę
prokatolicką, czy był pochwałą krwawej dżihad było mi obojętne. Jesteśmy społeczeństwem, w
którego świadomość katolicyzm zapuścił korzenie bardzo głęboko i jeśli któryś z autorów atakuje
Kościół, to czyni to nie z mody czy koniunktury, lecz z potrzeby zareagowania na zmieniającą się
rzeczywistość. Prymas Glemp w wywiadzie telewizyjnym podzielił przeciwników
duchowieństwa na trzy kategorie: komunistów, pragnących podporządkować sobie Kościół,
liberałów i katolików, którzy uważają, że chcąc zbudować nowoczesne państwo, nie powinniśmy
pozwolić na dominację Kościoła. Ta obawa przed klerykalizacją państwa jest dość powszechna
(z pewnością wpłynęły na to ostatnie spektakularne sukcesy Kościoła, jak powrót do szkół religii,
odzyskanie olbrzymiego majątku w nieruchomościach, stanie się czynnikiem opiniotwórczym w
wielu dziedzinach życia) i tu też trzeba szukać przyczyny zainteresowania pisarzy tą tematyką.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że polska fantastyka zawsze szybko reagowała na wszelkie
zmiany w życiu codziennym, a że SF lubi zajmować się skrajnościami, stąd nie dziwię się, że
kilka spraw mogło autorów poruszyć. Na przykład widziałem w telewizyjnym programie
katolickim dla młodzieży szkolnej, jak katechetka tłumaczy słuchaczom, skąd biorą się dzieci:
Czy widzicie ten dołek między nosem a ustami? To jest miejsce, gdzie dotknął was palcem anioł i
tak sprowadził na ziemię. Później powstają opowiadania o teokracji i nadejściu wieku ciemnoty.
To był przykład skrajny.
Nie trzeba być psychologiem, aby zauważyć, że ludziom którym świetnie działający
propagandowo–edukacyjny walec systemu totalitarnego wyprał mózgi, po wyjściu ze słoja i
pierwszym łyku świeżego powietrza grozi zachłyśnięcie. Wpadają w konsumpcję bez granic, w
wir tego, co wcześniej zakazane lub szukają środka zastępczego — ot, brak im kogoś, kto za nich
pomyśli i poda na tacy gotowy światopogląd i system wartości w miejsce poprzedniego, szybko i
jednogłośnie przeklętego. W taką niszę wszedł Kościół ze swoją sprawną organizacją, potężną
mocą oddziaływania i opromieniony chwałą wiecznej ostoi prawdziwej wolności i demokracji.
Stąd wziął się chyba jego sukces, zagubieni i niepewni jutra obywatele, nie nawykli do
samodzielnego myślenia znaleźli oparcie, jakiego szukali. Potem wykorzystują nabyte przez
czterdzieści lat doświadczenia i sądząc, że krajem rządzi Kościół, piszą dziwnie znajomo
brzmiące hasła:
Ojcze Święty, drogowcy Warmii i Mazur pozdrawiają cię!
Sam widziałem. Takie rzeczy kłują w oczy uważnych obserwatorów. Czterdzieści lat minęło,
jak z knuta strzelił, i ludzie boją się wpaść z jednej skrajności w drugą, co ponoć leży w naszym
narodowym charakterze. Czas pooddychać pełną piersią. Nie dziwię się więc fali
antyklerykalizmu, uważam ją jednak za chwilowy odruch bezwarunkowy, choć tematyka
religijna w fantastyce z pewnością nie zniknie tak szybko. Nie szukałbym w owym
zainteresowaniu żadnej sensacji — to tematyka bardzo nęcąca i z taką mnogością możliwych
interpretacji, że starczy jej na pokolenia. Potężna organizacyjnie instytucja kościelna kusi, aby
zaatakować ten monolit, rozpoczynając atak najlepiej od podstaw, czyli dogmatów wiary. To już
specyfika fantastyki i za to ją kocham.
Pytano mnie, dlaczego antologia nosi tytuł „Czarna msza”, który czuć zapachem czarnych
świec i niektórym autorom kojarzy się z zaproszeniem na bal satanistów. Tytuł zaproponował na
wspomnianym już spotkaniu w Gdańsku Andrzej Sapkowski, tam też uzgodniliśmy, że w zbiorze
nie będzie miejsca na żadne satanika, które przy poruszanej w antologii tematyce religijnej jakby
same się narzucały.
Przyznam, że mimo propozycji ASa, zwlekałem z podjęciem ostatecznej decyzji, aż któregoś
dnia przeczytałem krótki esej Jacka Inglota pt. „Wariat z pochodnią”, w którym rozwodził się,
najogólniej mówiąc, nad upadkiem fundamentu kultury, jakim jest sacrum i zniknięciem z życia
ludzkiego wszelkiej duchowości. Uznałem wówczas, że „czarna msza” będzie bardzo dobrym,
komercyjnym tytułem dla tej antologii i o tyle przewrotnym, że zgadzam się w całej rozciągłości
z Inglotem, który termin „czarna msza” potraktował jako ponurą metaforę upadku kultury na
rzecz wszechogarniającej i ogłupiającej, komercyjnej właśnie, pop kultury. Zapatrzenie na
produkty zza oceanu i kanału widać i na interesującym nas poletku SF, gdzie popularni skądinąd
autorzy przybierają brzmiące z angielska pseudonimy w obawie, że nikt nie weźmie już ich
książki do ręki.
Zestaw autorów „Czarnej mszy” w znacznej mierze różni się od tego z „Wizji
alternatywnych”, powtarzają się Dębski, Inglot, Grzędowicz, Ziemkiewicz (powoli przechodzi na
pisanie tylko do antologii — czego absolutnie nie mam mu za złe) i Jabłoński. Ten ostatni,
rocznik 1955, jest najstarszym wiekiem autorem w zbiorze, co dobitnie świadczy o dokonanej
zmianie warty. Po długim milczeniu odezwali się Drukarczyk oraz Drzewiński i pomimo przerwy
utrzymali poziom i styl. Debiutuje, nie licząc tekstów zamieszczonych w almanachu „Voyager”,
Oszubski; jeżeli Almapress stanie na głowie, to antologię może wyprzedzić zapowiadana od lat
jego powieść dark fantasy „Twierdza nienawiści”. Mocnym punktem są także najmłodsi wiekiem
i dorobkiem autorzy — Dukaj i Sobota, lansowani przez Parowskiego jako czołowi
przedstawiciele najmłodszej, piątej generacji.
Zbiór miało pierwotnie zakończyć opowiadanie Grzędowicza „Dom na Krawędzi Światła” z
motywem Chrystusa zstępującego do Piekła i niosącego nadzieję skazanym na wieczne
potępienie. Tuż przed oddaniem wydawcy antologii nadeszło opowiadanie Piekary, będące
suplementem do tekstu Grzędowicza (nawiasem mówiąc są współautorami pomysłu) i
odbierające, już jakby „zza grobu” nadzieję grzesznikom. W ten sposób to dwuczłonowe
opowiadanie zgrabnie zamknęło antologię.
Oprócz trzech, wszystkie opowiadania powstały specjalnie do „Czarnej mszy”. Niełatwo jest
napisać tekst na zamówienie, biorąc jeszcze pod uwagę goniące terminy. Temu trudnemu zadaniu
kilku uznanych autorów nie sprostało, rezygnując w przedbiegach lub po krótkiej walce. Dlatego
właśnie niniejsza antologia stanowi wiarygodny sprawdzian kondycji polskiej fantastyki i może
jej przynieść skautowską sprawność „system wczesnego reagowania”. Taki był cel drugiej i
myślą że nie ostatniej antologii opowiadań oryginalnych.
Wojtek Sedeńko
Olsztyn, 31 grudnia 1991 roku
Zgłoś jeśli naruszono regulamin