Wizje alternatywne 06 - Antologia.pdf

(1346 KB) Pobierz
15999906 UNPDF
6
Wybór
Wojtek Sedeńko
15999906.002.png 15999906.003.png 15999906.004.png 15999906.005.png
„Wizje alternatywne 6"
Copyright © 2007 by Wojtek Sedeńko
ISBN 978-83-89951-62-5
Projekt i opracowanie graficzne okładki
Grzegorz Kmin
Korekta Bogdan Szyma
Skład Tadeusz Meszko
Wydanie I
Agencja „Solaris"
Małgorzata Piasecka
11-034 Stawiguda, ul. Warszawska 25 A
tel./fax (0-89) 541-31-17
15999906.001.png
12 nowych prekognitów
Mijają właśnie 3 lata od wydania poprzednich „Wizji alternatywnych”. Dużo się
zmieniło w polskiej fantastyce przez te trzy lata. Bardzo dużo.
Przez ten czas pisałem o boomie, dzisiaj mamy już chyba przesilenie tego zjawiska.
Takiej liczby debiutów, wydanych książek i opublikowanych opowiadań jak w ostatnich
dwunastu miesiącach nigdy dotąd nie było. Polska fantastyka leży dzisiaj wszędzie: w
marketach, kioskach prasowych, stolikach ulicznych i na salonach księgarskich. Piszą o niej
poważne dzienniki, tygodniki, bębni radio i pokazuje telewizja. Nie są to może informacje
rzetelne, pełne, ale polscy fantaści są obecni w mediach i nikt temu nie zaprzeczy. Tylko...
No właśnie, mam tylko takie wrażenie, że fantastyka wcale jednak nie trafiła na
salony intelektualne. Niby wszystko jest tak, jak sobie wymarzyliśmy w późnej komunie, ale
jeśli się dobrze przyjrzeć temu zjawisku, to zauważymy, że o fantastyce nadal piszą „nasi”
ludzie, a nie tzw. główna krytyka. Ona w ogóle nie zwraca już uwagi na SF czy fantasy. O ile
kiedyś zajmowała się nią pod kątem ukrytych znaczeń w prozie Zajdla czy futurologią Lema,
to dzisiaj całkowicie te gatunki ignoruje. Recenzuje się jeszcze Sapkowskiego, ale to
wszystko. Niby polska fantastyka jest obecna w mediach, tylko wciąż mam wrażenie, że to
jedynie getto trochę się poszerzyło, a bramy ma jeszcze szczelniej zatrzaśnięte niż dawniej.
Pisano już o tym po artykule Dukaja w „Nowej Fantastyce”, pokrzyczano,
ponarzekano - głównie na autora szkicu - poboksowano, oszczędzając przeciwnika i sprawa
ucichła. Nikt nie doszedł do żadnych konstruktywnych wniosków. Z częścią tez
wspomnianego artykułu się zgadzam, z innymi nie, nie miejsce tu i czas, by dokładać swoje
trzy grosze. Niewątpliwie mamy jednak w polskiej fantastyce sytuację, z jaką dotąd się nie
spotkaliśmy.
Jest kilku wydawców specjalizujących się w rodzimej literaturze fantastycznej, są
czytelnicy, którzy chcą ją czytać, jest dobry klimat wokół niej, tworzony przez portale
internetowe i liczne konwenty miłośników fantastyki. Na nich bywają młodzi autorzy i razem
ze swoimi - równie młodymi - czytelnikami dyskutują, planują, wymieniają opinie. Z
peletonu czytelników co chwilę wyrywa się jakiś nowy literat, zadebiutować jest łatwo, więc
po kilku miesiącach ma na rynku książkę, często od razu powieść. Poprawia się w niej
niewiele albo w ogóle, daje kolorową okładkę i pisze blurb w stylu hip-hopowym, mający się
do treści jak pięść do nosa, ale obiecujący niewiarygodne przeżycia. Od razu taki pisarz ma
grono konwentowych zwolenników, co książkę kumpla kupią, ba, trwa nawet swoisty handel
- można zostać jednym z bohaterów literackich. I tak kwitnie ta fanowska twórczość, kiedyś
wypełniała fanziny, dzisiaj zalega księgarnie. Tworzy też fałszywy obraz polskiej fantastyki.
Ja widzę na rynku coraz więcej książek płaskich, by nie powiedzieć błahych,
opowiadających historie o... no właśnie, o niczym. Niby nic nowego w świecie książki - na
Zachodzie to zjawisko bardzo powszechne - trzeba się z tym pogodzić, ale człowiek
wychowany w przeświadczeniu, że literatura to coś więcej, niż najlepiej nawet opowiedziana
historia, zżyma się na takie praktyki.
Powoli zbliżamy się też do modelu rosyjskiego, gdzie moda na rodzimą fantastykę
została wypracowana już dawno temu i właściwie żaden przekład nie jest w stanie przebić -
nawet słabej i głupiej - fantastyki krajowej, np. takiego Gołowaczewa.
Ten boom na rodzimą twórczość nie jest zjawiskiem wyłącznie getta fantastycznego.
Mamy boom na polską kulturę w ogóle. Kręci się więcej filmów, słucha się polskiej muzyki,
czyta polskich pisarzy. W narodowej literaturze nagle obrodziło pisarzami; piszą kryminały,
marynistykę, obyczaj, romanse, literaturę dla dzieci i młodzieży. Jeszcze w latach 80. nie
mieliby szansy zaistnieć na rynku. I w każdym gatunku jest podobnie - mnóstwo książek, ale
rzeczy wartościowych mało.
W fantastyce jednak, która ma zorganizowane środowisko bezkrytycznych odbiorców,
brak dobrze napisanej recenzji czy opinii powoduje, że większość autorów nie rozwija się.
Częściowo przez łatwość publikacji, co może się wydać paradoksalne - oni nie mają czasu
dopracować swoich utworów, przemyśleć ich, skomplikować, zapętlić fabuły - pisać trzeba
szybko, bo wydawca naciska. A entuzjastyczne komentarze w Internecie - bo trudno je
nazwać recenzjami - usypiają ich czujność.
Twierdzę, że z wielu tekstów opublikowanych w ostatnich dwóch latach dałoby się
wyciągnąć więcej. Tym autorom nie brak talentu, ale książka, a już na pewno powieść,
wymaga czasu. Proces twórczy to nie machanie łopatą, wszystko trzeba przemyśleć, a nie
siadać do komputera z marszu, mając ledwie konspekt utworu. Wiele książek tak właśnie
potem wygląda.
Jest jeszcze jeden aspekt sprawy, jakby pomijany w rozważaniach o polskiej
fantastyce. Mówiąc o miałkości utworów literackich trzeba wspomnieć o kryzysie odbioru w
ogóle. Mamy powolny, ale stały upadek nie tylko kultury, ale wręcz tożsamości kulturowej i
narodowej. Macki globalizacji i tu sięgnęły - liczy się (ze względów ekonomicznych) tylko
kultura masowa, schlebianie jak najpowszechniejszym gustom, media właściwie tylko do tego
nakłaniają. Coraz rzadziej o czytelnika, który wobec przeczytanej właśnie lektury ma jakieś
pytania, zgłasza pretensje bądź nadzieje. To jak z kolorowymi magazynami, ludzie je czytają,
ale nic z tego w głowach nie zostaje (bo i niby co miałoby zostać). Wszystko jest nieważne.
Obojętność zabija. Już nie tylko przechodzimy obojętnie wobec drugiego człowieka, ubóstwa,
tragedii, jesteśmy obojętni wobec sztuki, wobec wszystkiego, co nas otacza. Czasem tylko
jakiś zryw puszczony zaraz w niepamięć (kibice piłkarscy po śmierci papieża), czasem jakaś
moneta wręczona wstydliwie żebrakowi...
Mnie boli - gdy biernie czytam wypowiedzi pisarzy na różnego rodzaju forach lub
przysłuchuję się im na konwentach - brak oczytania choćby w elementarnym kanonie SF czy
fantasy. Wyczuwam, że te młode wilki tego nie potrzebują. Po co im Le Guin, Dick, Zelazny,
Aldiss - to dinozaury.
Denerwuje mnie, gdy zarzut o błahość pisanej dzisiaj prozy odbija się, mówiąc, że
dzięki ich książkom młodzi ludzie chociaż czytają. Toż to nie argument. Człowiek musi
czytać, inaczej wróci na drzewo. Ale czytając rzeczy wyprane z ważnych treści, pozwalające
wyłączyć w czasie czytania proces myślenia, także wróci na drzewo. Tylko trochę później.
Ale - na szczęście - w każdej dziedzinie życia można znaleźć coś dla siebie. Są w
polskiej fantastyce autorzy, których czytać zawsze warto. Szkoda że wielu zaprzestało
pisania, niektórzy twórcy obecnego boomu - np. Ziemiański - także dawno niczego nie
napisali.
Do tych „Wizji” udało mi się nakłonić do napisania opowiadania Marka
Baranieckiego, autora legendarnej już „Głowy Kasandry”, drugi oddech złapał Andrzej
Zimniak, z wielką satysfakcją odnotowuję reaktywowanie się Marka Huberatha i marsz ku
górze Łukasza Orbitowskiego. Ma wrócić do pisania Wiktor Żwikiewicz, a ten nigdy się
czytelnikom nie kłaniał.
„Wizje alternatywne” obyć się muszą w tym roku bez opowiadania Jarka
Grzędowicza, zawsze mocnego punktu w repertuarze - mam nadzieję, że to tylko
jednorazowa przerwa. Cóż, kiedyś pisał bardzo mało i tylko opowiadania (był taki czas, że
publikował je wyłącznie w „Wizjach”), ale odkąd przeszedł na zawodowstwo nie można go
oderwać od pisania powieści. Nie udało mi się nakłonić też do powrotu Marka Oramusa,
chociaż już już wydawało się, że jakiś tekst napisze.
Bardzo silny zrobił się autorsko Poznań, w tym tomie aż trójka z Wielkopolski -
Iwona Michałowska, Wojtek Szyda i Maciej Guzek - miło obserwować rozwój tamtejszego
środowiska.
Stale obecni są ostatnio na tych łamach Krzysiek Kochański, Iza Szolc i Maja Lidia
Kossakowska. Krzysztof nie pisze ostatnio dużo, ale wyraźnie nie wyobraża sobie życia bez
pisania, z czego ja skwapliwie zawsze korzystam. Iza publikuje z kolei dużo, próbuje różnych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin