Anegdoty z dziejów Polski.doc

(208 KB) Pobierz
Anegdoty z dziejów Polski - X - XII w

Anegdoty z dziejów Polski - X - XII w.

* * *

Bolesław Chrobry, władca chrześcijański dopiero z drugiego pokolenia, dążył, jak na neofitę przystało, do skrupulatnego przestrzegania zasad życia chrześcijańskiego. Surowo też karał wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób owym regułom się sprzeniewierzyli. Kazał np. wybijać zęby tym, których przyłapano na spożywaniu mięsa w dni postne.

* * *

Obyczaje Bolesława Chrobrego całkowicie odpowiadały regułom postępowania przyjętym w jego czasach. W 1018 roku polski książę zaangażował się w interwencję zbrojną w Kijowie w obronie interesów swego zięcia, Świętopełka. Wtedy to zniewolił Przecławę (Predysławę), siostrę obydwu rywali do władzy: Jarosława i Świętopełka. Był to odwet za wcześniejsze, bezskuteczne zaloty Bolesława do owej damy.

* * *

Bolesław Chrobry znany był ze swojej tuszy. O jego wyglądzie zachowała się tylko jedna jedyna wzmianka, w kronice Thietmara, biskupa merseburskiego, wyraźnie Polsce nieprzychylnego. Pisze on, że podczas wojny na zachodnich rubieżach, gdy przeciwnicy, zanim rozpoczęli bitwę, wzajemnie, a zgodnie z przyjętą tradycją, obrzucali się obelgami, jeden z wrogów księcia zawołał: „Oto rozpruję twój brzuch tłusty!”. I stąd wiemy, jak Chrobry wyglądał. Dodajmy, że z potężnej tuszy na polskim tronie zasłynęli także Władysław IV, Michał Korybut Wiśniowiecki oraz Jan III Sobieski.

* * *

Książę Bolesław Krzywousty (1086-1138), wojownik dzielny, nie cierpiał tchórzostwa na polu walki. Pewnemu rycerzowi, któremu zdarzyło się uciec w potrzebie, wysłał w prezencie trzy przedmioty: kądziel, wrzeciono i zajęczą skórkę. Miały one kolejno symbolizować: zniewieściałość, skłonność do krętactwa i tchórzostwo. Nieszczęśnik aluzję zrozumiał i natychmiast powiesił się we własnej kaplicy na sznurze od dzwonu.

* * *

W 1109 roku cesarz Henryk V przyjmował polskiego posła, wojewodę Skarbka, wysłanego przez księcia Bolesława Krzywoustego. Cesarz, chcąc zaimponować Polakowi, a zarazem ostrzec go przed kontynuowaniem wojny, zaprowadził posła do skarbca, gdzie pokazał mu skrzynie z klejnotami – które w każdej chwili mogły być przeznaczone na zaciąg kolejnych wojsk. Skarbek na to zdjął pierścień z palca i dorzucił do kosztowności, podobno mówiąc: „Idź złoto do złota, my Polacy mamy żelazo i żelazem bronić się będziemy”. Zaskoczony cesarz odruchowo miał odpowiedzieć „Habdank” (dziękuję), zaś Krzywousty w uznaniu postawy rycerza nadał mu herb o tej właśnie nazwie.

* * *

Książę Kazimierz Sprawiedliwy (1138-1194) lubił gry hazardowe (kronika nie podaje jakie). Kiedyś ograł jednego z dworzan, który odruchowo księcia spoliczkował, a następnie próbował uciec. Schwytany i doprowadzony przed oblicze Kazimierza spodziewał się nieuchronnego wyroku śmierci. Tymczasem książę odrzekł, że winowajca powinien być jeszcze nagrodzony za to, że napomniał władcę, któremu nie przystoi oddawać się takim namiętnościom i rozrywkom.

 

Anegdoty z dziejów Polski - XIII - XIV w.

* * *

Król Kazimierz Wielki znany był z wielkiego temperamentu erotycznego i mało której ładnej dziewczynie przepuścił. Kiedyś na tym tle doszło do tragedii na węgierskim dworze jego siostry Elżbiety i króla Karola Roberta. W 1330 roku Kazimierz zainteresował się urodziwą Klarą Zach, córką jednego z rycerzy węgierskich. Królowa Elżbieta pod pozorem opieki nad niby chorym bratem, zwabiła Klarę do komnaty Kazimierza, gdzie doszło do tego, czego książę oczekiwał. Początkowo konsekwencji nie było. Gdy jednak Kazimierz nie spieszył się z ożenkiem i zamierzał bez Klary wrócić do Polski, dziewczyna opowiedziała ojcu o tym, co się wydarzyło. Rozwścieczony Felicjan Zach wtargnął z dobytym mieczem do komnat monarszych i ruszył w stronę pary królewskiej. Karol Robert został lekko ranny, zaś królowa Elżbieta straciła cztery palce u prawej ręki, odcięte przez zhańbionego rycerza – który i tak swój czyn przypłacił życiem.

* * *

Władcy polscy nie zawsze prowadzili przykładny tryb życia i często korzystali ze swoistych przywilejów wynikających w ich stanu. Było tak również z bigamią, która – co ciekawe, występowała w życiu dwóch królów, uznanych z czasem za wielkich: Bolesława Chrobrego i Kazimierza, syna Władysława Łokietka. Pierwszy swoją żonę Odę (Hemnildę, Herminildę) przepędził z dworu, gdy sojusz z jej ojcem, margrabią Miśni Rygdagiem, był mu już niepotrzebny. Druga, nieznana z imienia córka księcia węgierskiego Gejzy (matka Bezpryma), podzieliła los Ody w nie ustalonych okolicznościach. Trzecią żoną (poślubioną jak najbardziej za życia dwu poprzednich) była Emnilda. Podobnie poczynał sobie Kazimierz Wielki. Jego pierwszą żoną była poślubiona w 1325 roku Anna Aldona, księżniczka litewska. Po jej śmierci (1339) Kazimierz poślubił Adelajdę Heską. Małżeństwo – podobnie jak poprzednie – było typowo dynastyczne i nieudane. Już w 1356 roku Kazimierz zawarł związek małżeński z Krystyną Rokiczaną. Udzielający ślubu opat klasztoru benedyktynów w Tyńcu nie protestował – zapewne pomny losu kanonika Marcina Baryczki, który za napominanie dość swobodnego obyczajowo króla został utopiony w Wiśle… Obrażona Adelajda demonstracyjnie opuściła Kraków i wróciła do Hesji. Na tym jednak się nie skończyło. W lutym 1365 roku monarcha zawarł kolejny – już trzeci – za życia poprzednich żon – związek małżeński, z Jadwigą, córką Henryka V Żagańskiego. Tym razem jednak zareagował papież Urban V, który Kazimierzowi przypomniał o ważności związku z Adelajdą. Pismo to zostało zlekceważone przez polskiego monarchę. Zrezygnowany papież wreszcie oficjalnie uznał prawa Anny i Kunegundy, córek zrodzonych ze związku króla Kazimierza z Jadwigą, do dziedziczenia tronu polskiego. Oczywiście, oprócz trzech równoczesnych żon Kazimierz Wielki słynął z wielkiej liczby kochanek i nałożnic; była wśród nich słynna Esterka. Zajmował jednak takie stanowisko i takie miał możliwości odwetu, że nikt nie ośmielił się temu przeciwstawić. A i tak zrobił dla kraju tyle, że zasłużenie zdobył przydomek Wielki.

* * *

Po uzgodnieniu małżeństwa królowej Jadwigi Andegaweńskiej z litewskim księciem Jagiełłą po Krakowie zaczęły rozchodzić się wieści o dzikości nowego władcy, współczujące młodziutkiej królowej. Sama Jadwiga postanowiła to sprawdzić i wysłała naprzeciw przybywającego Litwina zaufanego dworzanina Zawiszę z Kurozwęk. Jagiełło zorientował się w rzeczywistej przyczynie wizyty i zaprosił gościa do łaźni, gdzie można go było ujrzeć w całej okazałości. Raport Zawiszy był wielce pochlebny dla księcia i Jadwigę uspokoił.

* * *

Bolko II książę Ziembicki (1298-1341) był znany ze swoistego poczucia humoru. Kiedyś wszystkim mleczarkom zgromadzonym na rynku wrocławskim zapowiedział, że kupi ich towar, lecz muszą go wlać do jednej wielkiej kadzi. Kobiety zadanie wykonały, po czym dowiedziały się, że książę zmienił zdanie i każda może swoje mleko z kadzi zabrać. Zaczął się wielki ścisk, hałas, przybyło połajanek i guzów ku uciesze księcia-dowcipnisia. Ostatecznie jednak Bolko zapłacił za mleko i wszyscy rozeszli się w zgodzie.

* * *

Anegdoty z dziejów Polski - XV w.

* * *

Król Władysław Jagiełło miał zwyczaj każdego dnia rankiem udawać się na dziedziniec wawelski, gdzie znajdował się przybytek, do którego i my co jakiś czas musimy zaglądać. Przesiadywał tam jednak dość długo i był to czas, gdy król okazywał się szczególnie łaskawy dla petentów. Nic więc dziwnego, że pilnie zabiegano o to, by porę posłuchania wyznaczono im właśnie w tym czasie – i w takich okolicznościach…

* * *

Jan Olbracht (1459-1501) jeszcze jako królewicz lubił samotnie (lub prawie samotnie) chodzić po Krakowie – nie zawsze w zbożnych celach i w reprezentacyjnych częściach miasta. Kiedyś wieczorem wdał się w bójkę z miejscowymi rzezimieszkami, a potem przez wiele dni zdumienie i domysły dworzan budziła pokaźna szrama widoczna na monarszym policzku... Owe nocne przygody królewicza powstrzymywanego przez wychowawcę, Filipa Kallimacha, były tematem jednego z rzadko pokazywanych obrazów Jana Matejki.

* * *

Władysław Jagiełło, neofita, z zapałem zabrał się do nawracania pogańskich Żmudzinów. Niekiedy czynił to osobiście. Kiedyś gdy opowiadał o zmartwychwstaniu, usłyszał: „Jużci, ja wierzę, że zmartwychwstaniemy, miłościwy królu, ale obaczysz, że nic z tego nie będzie”.

* * *

Anegdoty z dziejów Polski - XVI w.

* * *

Stańczyk (w rzeczywistości Stanisław Gąska), słynny trefniś na dworze królów Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta, kiedyś był świadkiem przystawiania pijawek monarsze. Tak to skomentował: - Są to najprawdziwsi dworzanie i przyjaciele króla jegomości.

* * *

W 1533 roku król Zygmunt I Stary zorganizował w Puszczy Niepołomickiej wielkie łowy na niedźwiedzia. Rozdrażniony zwierz bronił się dzielnie, rozpędził zgromadzonych dworzan i myśliwych, a potem ruszył w stronę Stańczyka. Trefniś ani myślał walczyć i czym prędzej zaczął uciekać. Ostatecznie jednak niedźwiedzia ubito i król zaczął sobie pokpiwać z ulubieńca, twierdząc, że uciekając poczynał sobie nie jak dzielny rycerz, lecz jak błazen. Stańczyk odrzekł: „Większy to błazen, co mając niedźwiedzia w skrzyni, puszcza go na swoją szkodę”.

Istotnie, polowanie to okazało się fatalne w rodzinie królewskiej, gdyż królowa Bona, zaatakowana przez niedźwiedzia, spadła z konia, a później przedwcześnie urodziła syna Olbrachta, który zmarł krótko potem.

* * *

Król Zygmunt I Stary podczas toalety zdejmował pierścienie z palców i dawał je do przytrzymania dyżurnemu dworzaninowi. Pewnego razu nie upomniał się o klejnoty i sługa myśląc, że monarcha o nich zapomniał, zachował pierścienie przy sobie. Kiedy po jakimś czasie znów przyszła kolej na tego samego dworzanina, Zygmunt widząc wyciągniętą dłoń odrzekł: „Wystarczą wam dawne, te mogą się przydać innemu”.

* * *

Król Zygmunt I Stary bardzo lubił grać w karty. Pewnego razu gdy gra mu szła nie najlepiej, zgłosił posiadanie czterech królów. Na protest partnera, że jeden jest u niego, odrzekł, że czwartym jest on sam. W tej sytuacji grę Zygmunt ostatecznie wygrał, lecz później niezbyt chętnie z nim siadano do kart…

* * *

Na Zygmuntowskim dworze panował obyczaj, w myśl którego król w Nowy Rok obdarowywał służbę elementami nowej odzieży. Pewnego razu Stańczyk, który jakąś nieostrożną wypowiedzią naraził się monarsze, nic nie dostał. Siedzi więc z boku i ciężko wzdycha. Kiedy zapytano go o przyczynę strapienia, odpowiedział niby cicho, ale tak, żeby król usłyszał: „U mnie rok nienowy, bo suknie nienowe”. Monarcha się roześmiał i zaraz trefnisia należycie obdarował.

* * *

Biskup krakowski Piotr Gamrat (1487-1545) znany był z dość swobodnego trybu życia, oddawał się też różnorodnym uciechom. Zatem kobiety lekkich obyczajów w całym kraju powszechnie zwane „dorotkami” w Krakowie określane były mianem „gamratek”.

* * *

Sytuacja wydarzyła się w renesansowym Krakowie. Złodzieje pod nieobecność właściciela ogołocili jeden z kramów w Rynku. Nagle nadszedł patrol straży miejskiej. Złoczyńcy zaczęli uciekać, ale jednemu sztuka ta się nie powiodła. W odruchu rozpaczy chwycił więc za miotłę i zaczął kram zamiatać. „Umiatam w kramnicy, bo gospodarz umarł i jużeśmy wszystko do domu wynieśli”. Na to komendant straży zdziwił się, że nie widać nikogo, kto opłakiwałby zmarłego. „O panie, jutro będą płakali” – odrzekł sprytny złodziej.

* * *

Stańczyk, nadworny błazen Zygmunta I i Zygmunta Augusta, kiedyś był świadkiem sporu o to, jaki zawód ma najwięcej swoich przedstawicieli. Postanowił udowodnić, że najwięcej mamy lekarzy. Obwiązał więc chustą twarz, udając ból zęba, i zaczął krążyć po Krakowie. Mieszczanie, współczujący popularnemu i lubianemu trefnisiowi, zaczęli udzielać mu różnych rad, które ten skwapliwie zapisywał. Po powrocie do zamku zakład wygrał bez trudu. Po latach owa scenka stała się tematem młodzieńczego obrazu Jana Matejki, przechowywanego dziś w krakowskim domu artysty.

* * *

Na dworze króla Zygmunta Starego (1467-1548) zwolniło się stanowisko podkanclerzego. Jeden z sekretarzy, chcąc zorientować się w zamiarach monarchy, zagadnął: „Miłościwy panie, cały dwór opowiada, jakobym zostać miał podkanclerzym”. Na to Zygmunt: „Nie przejmuj się waść, czego to ludzie nie plotą…”

* * *

W czasach zygmuntowskich wygodne krakowianki udawały się do kościoła z poduszkami. Stańczyk, widząc to, zagadnął: „Alboż to panie spać będziecie w kościele?”

* * *

Trefniś Stańczyk opowiadał, że największymi łgarzami w Polszcze są arcybiskup Piotr Gamrat i biskup krakowski Maciejowski. Jeden – dlatego, że twierdzi, iż wie wszystko, a nie wie nic, a drugi, bo opowiada, że nic nie wie, lecz wie wszystko.

* * *

Królowa Bona (1494-1557) nie miała najlepszej opinii na temat odporności Polaków na urok pieniądza. Jak zapisał Jan Kochanowski, po powrocie do Włoch mawiała, że w Polsce jeden tylko podkanclerzy Jan Przerębski jest prawym zwolennikiem króla i Rzeczypospolitej, „bo drudzy, gdybych była syna u nich kupić chciała, wzięliby zań pieniądze”.

* * *

Król Zygmunt August był wielkim miłośnikiem i kolekcjonerem książek. Kiedyś powierzył wielką sumę franciszkaninowi Lissmaninowi (spowiednikowi królowej Bony) z zadaniem dokonania zakupu zagranicą. Zakonnik wyjechał, zaś król spotkał kiedyś Stańczyka zajętego zapisywaniem czegoś w pokaźnej księdze. „Co tam piszesz?” - zapytał. „Głupców zapisuję. Właśnie wpisałem Najjaśniejszego Pana”. „A za cóż to?” „Za to, że Miłościwy Pan powierzył tyle pieniędzy Lissmaninowi, nie wiedząc, czy wróci. Kiedy on przyjedzie z książkami, wtenczas Najjaśniejszego Pana wymażę, a jego wpiszę”. Niestety, proroctwo trefnisia okazało się słuszne i król w owej księdze już pozostał. A Lissmanin? Osiadł w Szwajcarii.

* * *

Nie lada obżartuchem był też twórca naszej literatury narodowej Mikołaj Rej. Zajechawszy w gościnę, ogałacał spiżarnię gospodarza w szybkim tempie, jadł wszystko, co wpadło mu w rękę, nie patrząc na świeżość owoców i warzyw. Posiłek popijał piwem – i to najczęściej pośledniej jakości, a przy tym miał brzydki zwyczaj zmuszania wszystkich wokół do picia razem z nim. Był jednak na tyle lojalny, że między jednym kuflem i drugim pod niebiosa wychwalał gościnność gospodarza.

* * *

Pewien szlachcic wszedłszy do katedry, natrafił na wielką uroczystość. Kiedy się dowiedział, że właśnie jest świadkiem ceremonii wyświęcenia nowych księży, odrzekł: „Na naszą to pszenicę wróble”.

* * *

Król Stefan Batory nie znał języka polskiego i z otoczeniem najczęściej porozumiewał się po łacinie. Kiedyś zagadnął biskupa lwowskiego: „Jakże ty, księże, zostałeś biskupem w kościele łacińskim, skoro słabo mówisz po łacinie?”. „Tak samo jak Wasza Królewska Mość został władcą Polski, nie znając wcale polskiego” – padła odpowiedź.

* * *

W dawnej Polsce panowała snobistyczna moda na stanowiska, tytuły, herby itd. Lubiano też dopisywać do nazwiska miejscowość, z której się pochodziło, lub z którą było się związanym. Jednak pewien mąż, zagadnięty przez sekretarza: „A skąd się Waszmość Pan pisze?”, odpowiedział trzeźwo i rzeczowo: „Z kałamarza”.

* * *


 

Doktor Stanisław Różanka, XVI-wieczny lekarz krakowski, spotkał starszą wiekiem, ale wielce kłótliwą mieszczankę, która zaczęła się żalić na kłopoty ze wzrokiem. Odpowiedział jej, by się nie martwiła, bo w takim razie nie zobaczy biesa przy śmierci.

* * *

Hetman Jan Zamoyski spotkał kiedyś na Kresach wiekowego, posiwiałego człowieka. „Jak to się stało, że doszedłeś swego wieku, nie będąc porwanym w jasyr przez Tatarów?”. „To dzięki wierze, bo gdy ludzie mówili, że Tatarzy nadciągają, dawałem wiarę i w porę uciekałem”.

* * *

W czasach Zygmunta Augusta w Babinie, małej wsi niedaleko Bełżca (w Lubelskiem) sędzia lubelski Stanisław Pszonka założył swoiste bractwo prześmiewców i kawalarzy, umownie nazwane Rzeczpospolitą Babińską. Wszystko tam było na przekór: tchórz zostawał hetmanem, największy gaduła – przeorem kamedułów, fantasta – uczonym itd. W ten sposób „obsadzono” wszystkie urzędy. Zostawiono w spokoju tylko króla. Kiedy sława owej Rzeczypospolitej rozeszła się po kraju i sam Zygmunt August wyraził zdziwienie, że Babińczycy nie mają swego monarchy, odpowiedziano mu: „Uchowaj Boże, Najjaśniejszy Panie, ażebyśmy za Twego życia mieli myśleć o wyborze innego króla; panuj i tu, w Babinie”. Zygmunt się roześmiał i zaakceptował istotę dowcipu zawartego w tej odpowiedzi. Dodajmy, że w latach trzydziestych XIX wieku odpowiednikiem Rzeczypospolitej Babińskiej stało się w Wilnie Towarzystwo Szubrawców, publikujące własne pismo satyryczne „Wiadomości Brukowe”.

* * *

O istocie Rzeczypospolitej Babińskiej świadczyć może tekst recepty na specyfik leczący wszelkie choroby. Autor tego przepisu otrzymał urząd głównego medyka Rzeczypospolitej.: „Recipe [weź] z pająka sadła, z muchy oleju, komarowego szpiku, szczupakowego świstu, młyńskiego szumu, kowalskiego puku, dzwonowego głosu, wielkanocnej radości, rakowej krwi. To zmieszawszy zawiązać w chustki, ususzyć w cieple… Wypić to duszkiem. Potem siecią zajęczą starą uwinąwszy się, na polu położyć i tak długo się pocić, aż będzie pot kolana lizał. Co jeśli nie pomoże, jeśli nie do nieba, pewnie do diabła pójdzie”.

* * *

Los nadwornych błaznów nie zawsze był miły. Tragicznie zakończył się dowcip Mikołaja, trefnisia księcia pomorskiego Jana Fryderyka (z rodu Gryfitów). Kiedy jego pan czuł się nie najlepiej, błazen dowiedział się skądś, że najpewniej można uzdrowić chorego strasząc go nagle, najlepiej wrzucając znienacka do wody. I tak uczynił. Rozgniewany książę za takie żarty skazał nieszczęśnika na śmierć. Wszystko odbyło się zgodnie z regułami: sąd, wyrok, spowiedź, wyprowadzenie na miejsce kaźni, położenie głowy na pieńku, błysk topora… Jednak Mikołaj nie wiedział, że kat w ostatniej chwili miał go uderzyć w szyję… pętem kiełbasy. Serce trefnisia takiego żartu nie wytrzymało - z miejsca „egzekucji” i tak zniesiono go martwego.

* * *

Wszyscy znamy psikusy chłopców – bohaterów powieści Antoniny Domańskiej „Paziowie króla Zygmunta”. Autorka powieści wykorzystała w niej autentyczne relacje z dworu Jagiellonów, zachowane m.in. w „Dworzaninie polskim” Łukasza Górnickiego, w różnych annałach i kronikach. Jak najbardziej prawdziwa jest m.in. historia na temat osobliwego dowcipu związanego z oprowadzaniem delegata krzyżackiego po katedrze wawelskiej. Wiszące tam buńczuki tatarskie zostały opisane jako brody rycerzy zakonnych pokonanych pod Grunwaldem. Oburzenie posła krzyżackiego zostało uśmierzone dopiero w wyniku interwencji marszałka dworu.

* * *

Autentyczna jest również opisana w powieści historia rzekomych czarów, w których wyniku jedna z przekupek na Rynku nagle zaczęła tłuc sprzedawane przez siebie gliniane garnki. Oczywiście „czarownik” wcześniej kobiecie za naczynia te zapłacił. Dowcip ten wykonano dla udzielenia nauczki jednemu z wyjątkowo przesądnych dworzan – za wiedzą samego Zygmunta I Starego, władcy statecznego, ale i znanego z poczucia humoru.

* * *

Żacy krakowscy często chodzili po domach prosząc o jedzenie, ale niekiedy też korzystali z nadarzającej się okazji. Kiedyś pewna matka nie mogąc zachęcić synka do jedzenia kaszy, udawała, że daje miseczkę komuś za oknem: „Jedz, dziadku, mój Jasiek jej nie chce”. Przechodzący żak natychmiast porwał miskę i szybko ją opróżnił – mimo protestów gospodyni widzącej, co się stało. Nic dziwnego więc, że po mieście krążyło porzekadło: „Żak gdy głodny, jak wilk szkodny”.

* * *

Buccela, nadworny medyk króla Stefana Batorego, zawsze wsiadał na konia ze stołka albo choćby z jakiegoś kamienia. Zapytany, dlaczego nie wskakuje na wierzchowca jak wszyscy, odpowiedział: „Mówi się: nie czyń drugiemu, co tobie niemiło – a nie przecież chciałbym, żeby ktoś na mnie wskakiwał”.

* * *

Pewien szlachcic z Radomskiego, niejaki Ciecierski, usłyszał kiedyś przez okno, jak żak śpiewający na ulicy nabożne pieśni pomylił się i ogłosił „Jezus Judasza przedał”. Na to Ciecierski mu odpowie: „I dobrze, bo przedtem to on go przedał”.

* * *

Mikołaj Rej (1505-1569), sam wyznania kalwińskiego, nie przepadał za duchownymi katolickimi. Kiedyś na sejmiku w Proszowicach jezuici domagali się prawa do otwarcia w Krakowie własnej uczelni. Jako jeden z argumentów ogłosili: „Żeśmy szlachta i krew waszmościów”. Na to poeta: „I krwie, kiedy zła, upuścić trzeba”.

* * *

Piotr Smolik, dworzanin króla Zygmunta III, został na ulicy zagadnięty przez żebraka: „Proszę Waszmości na chleb”. Na to Smolik: „Chleb jedz sobie sam, ja idę do księdza biskupa na pieczeń”.

* * *

Jan Dantyszek (1485-1548), polski humanista, dyplomata i poeta, kiedyś tak określił zalety dobrego gospodarza: powinien on być wobec gościa uprzejmy i pogodny jak Hektor, cierpliwy jak Hiob, ale czujny i przezorny jak Sybilla.

* * *

Biskup i poeta Andrzej Krzycki (1482-1537) tak podsumował w rozmowie księdza Górskiego, ogromnej tuszy i równie wielkiego wzrostu, lecz miernej inteligencji: „Jeśli prawdą jest to, co mówili Platon i Wergiliusz, że ciało jest więzieniem duszy, to nic dziwnego, że u ciebie nawet promyczek myśli nie przenika przez tak grube mury”.

* * *

Piotr Rojzjusz, „Doktor Hiszpan” ze znanej fraszki Jana Kochanowskiego, tak mawiał o diecie Polaków: „Polacy jedzą nie aby żyć, lecz aby umrzeć”.

 

Anegdoty z dziejów Polski - XVII w.

* * *

Królewicz Władysław Waza, późniejszy król Władysław IV (1595-1648) kiedyś został kanonikiem. Podczas zwiedzania rzymskiej bazyliki św. Piotra zażyczył sobie obejrzeć miasto ze szczytu kopuły świątyni. Przywilej ten jednak przysługiwał tylko co najmniej kanonikom. Zatem kancelaria papieska „od ręki” wystawiła odpowiedni dokument nominacyjny. Królewicza ubrano w szaty duchowne i zobowiązano do udzielenia z góry błogosławieństwa wiernym. Podobno Władysław wywiązał się z zadania znakomicie, ale już jego prośbie o przekazanie owej godności innej osobie nie zadośćuczyniono. Jednak do końca życia (o czym mało kto wie) Władysław IV zachował tytuł kanonika rzymskiego.

* * *

Samuel Łaszcz (ok. 1588-1649), starosta owrucki, wielki żołnierz i awanturnik, a przy tym ladaco chełpiący się tym, że całą delię ma podbitą wydanymi nań wyrokami banicji, znany był z niekonwencjonalnych rozrywek. Pewnego razu gdy sobie podpił, zapowiedział, że każe obić pierwszego podróżnego przybywającego z Warszawy. Traf chciał, że był to jezuita jadący powozem. Służba już się zabrała za duchownego, ale na rozkaz Łaszcza baty zebrał jednak woźnica – bo to on jechał z przodu, zatem był pierwszy.

* * *

Słynny mówca i polityk, kanclerz Jerzy Ossoliński (1595-1650) posłował od króla Władysława IV do papieża Urbana VIII. Wcześniej zgłosił się do niego pewien Włoch z propozycją napisania stosownej mowy za sto złotych. Ossoliński na to: „Dam mu i dwieście, byle sam wysłuchał mojej mowy i nauczył się, jak czynić to należy”.

* * *

Hetman Stanisław Koniecpolski (1591-1646), jeden z najznakomitszych wodzów polskich w XVIII wieku, jąkał się i mówił z wysiłkiem. Dlatego żołnierze mawiali, że „Pan Stanisław wprzódy uderzy niż wymówi”.

* * *

Po śmierci Zygmunta III Wazy na tron wstąpił Władysław IV. Zgodnie z regułą jego bracia musieli mu klęcząc złożyć przysięgę na wierność Rzeczypospolitej. Na to Jan Kazimierz zapytał marszałka Opalińskiego, czy wyjątkowo mogliby własnemu bratu przysięgać stojąc. Ten stwierdził, że dla powagi tego aktu jednak należy przyklęknąć. Na to królewicz: „A to dlaczego własnym żonom przysięgamy stojąc?”. „No i dlatego często je zdradzamy” – odparł marszałek.

* * *

Król Władysław IV nie cierpiał długich, kwiecistych mów, tak modnych w jego epoce. W 1636 roku przybył do Kowna, gdzie powitał go miejscowy wójt łacińską perorą długą i zawiłą, którą zakończył słowem „dixi” (powiedziałem). Na to król szeptem dodał stojącemu obok kanclerzowi: „sed nihil ad rem” (ale nic do rzeczy).

* * *

Mikołaj Zebrzydowski (1553-1620), warchoł i rokoszanin z lat 1606-1607, aby podreperować swą reputację, w ramach pokuty ufundował słynną Kalwarię niedaleko Krakowa. Ale chyba nie bardzo wierzono w jego polityczne nawrócenie, bo gdy ujrzano go w białej, pokutnej opończy, ułożono wierszyk:
„Zebrzydowski ubrawszy się jak na deszcz w płachtę,
Odrwił chłopy Kalwarią, a rokoszem szlachtę”.

* * *

W 1634 roku powstał bezimienny rękopis, w którym tak określono obyczaje dworskich ludzi:
Borgować [brać na kredyt], a nie płacić.
Czynić, co chcieć, a karania nie przyjmować.
Gwałt uczynić, a z tego się chełpić.
Nabożnym być, a zabić.
Nałajać, a nie przeprosić.
Obiecać, a nie uczynić.
Pożyczyć, a nie wrócić.
Przyrzec, a nie sprawdzić.
Ubić, a odpowiadać i skarżyć.
Wydrzeć a gwałtu wołać.
Źle czynić a wstydu nie mieć.

* * *

Pewien wojewoda wpadł do wody i zaczął tonąć. Przechodzący wieśniak uratował nieszczęśnika, wyciągając go za czuprynę. Wdzięczny szlachcic sowicie wynagrodził wybawcę – ale równocześnie kazał mu wymierzyć 50 kijów za to, że ośmielił się chamską dłonią dotknąć pańskich włosów.

* * *

W Żarkach koło Będzina zapytano pewną szynkarkę: „Bije tu zegar?”. Odpowiedziała: „Zegara tu nie ma, ale pan bije”.

* * *

Z tej samej łączki pochodzi opowieść o tym, jak to jeden z żałobników na pogrzebie swego pana śpiewał: „Łajał, bił obuchem, teraz leży do góry brzuchem”.

* * *

Pewien rzezimieszek, ścigany przez strażników miejskich schronił się w kościele – miejscu azylu. Zwrócił się do Chrystusa na krzyżu: „Nie frasuj się, Panie Jezu, jak tylko ci hultaje odejdą, to i ja stąd odejdę”.

* * *

Wszyscy znamy scenę z powieści Henryka Sienkiewicza „Krzyżacy”, w której Danusia rzucając nałęczkę na głowę Zbyszka z Bogdańca, ratuje go przed wykonaniem wyroku śmierci. Był to stary polski zwyczaj, który jednak nie każdemu odpowiadał. Powiadano, że pewien okrutny złoczyńca prowadzony był pod szubienicę, gdzie czekał na niego już kat Jakub ze swoimi pomocnikami. Nagle przez tłum przedarła się dama o urodzie dalekiej od świetności, ratująca skazańca. Rzezimieszek, gdy zobaczył, kto jest jego wybawcą, rozpaczliwie zawołał do kata: „Panie Jakubie – wieszaj pan!”.

* * *

Statek kupców gdańskich podążający do Szwecji natrafił na wielką burzę. Żeglarze i kupcy chcąc się ratować, zaczęli wyrzucać za burtę najcięższe towary. Jeden z nich wszakże zamiast tobołu z towarem wyrzucił... własną żonę. Potem twierdził, że w ten sposób pozbył się największego ciężaru swojego życia.

* * *

Papież Klemens VIII (1536-1606) na łożu śmierci nękany pragnieniem przypomniał sobie o walorach polskiego piwa i wyszeptał: „O santa piva di Polonia”. Na to obecni dworzanie przyklękli i zaczęli zanosić modły do nieznanej im świętej Piwy…

* * *


Stanisław Stadnicki, znany warchoł, przezywany Diabłem (1551-1610), kiedyś w rozmowie zaczął się zachwycać pewnym spotkanym zakonnikiem. Zapytany o powód tego uznania odpowiedział: „Bo mnie o nic nie prosił”.

* * *

Do niejakiego pana Rakowskiego, szlachcica znanego ze sknerstwa, kiedyś przybył w odwiedziny starosta Strutyński, który przywiózł ze sobą ślusarza. Na pytanie zdumionego gospodarza odpowiedział: „To dlatego, że u Waści zawsze zapodziewają się gdzieś klucze od piwniczki i nie moglibyśmy zakosztować ukrywanego tam świetnego wina”.

* * *

Tenże starosta Strutyński miał bardzo niezgrabnego służącego, który tłukł i upuszczał wszystko, co wpadło mu w ręce. W końcu już odruchowo obciążano go wszelkimi stratami w domu. Kiedy więc pani Strutyńska powiła dziecię, biedny służący złapał się za głowę: „To dopiero nieszczęście, znowu powiedzą, że to moja wina!”.

* * *

Szlachta polska miała obsesję na punkcie „starożytności” swych rodów. Kiedyś trzech panów braci licytowało się w tej kwestii. „Ja swój ród wywodzę od XII wieku” - mówi jeden. „A mój praszczur z Łokietkiem ukrywał się w grocie pod Ojcowem” – powiada drugi. Na to trzeci: „A ja do dzisiaj spłacam procenty od pożyczki, którą zaciągnął mój pradziad, gdy z trzema królami wybrał się do Betlejem”.

* * *

Król Jan III Sobieski (1629-1696) był obecny w czasie wielkiej dysputy sejmowej nad projektem wymarszu na odsiecz Wiednia. Wreszcie któryś z posłów pompatycznie zawołał: „Umrę wprzód, niżeli na to pozwolę”. Monarcha na to ze śmiechem: „Requiescat in pace” („Spoczywaj [więc] w pokoju”).

* * *

Przed bitwą pod Wiedniem (12 IX 1683 r.) wielki wezyr Kara Mustafa wysłał królowi Janowi III Sobieskiemu kwartę maku z komentarzem, że jego wojska są tak liczne jak owe ziarnka maku. Król w odpowiedzi wysłał Turkowi kwartę pieprzu z komentarzem: w tej kwarcie jest mniej ziaren pieprzu niż maku, ale spróbujcie je zgryźć!

* * *

Król Jan III Sobieski na co dzień ubierał się bardzo skromnie i jak to mówią, „znikał w tłumie”. Kiedyś przybył do niego w jakiejś sprawie pewien szlachcic, niejaki Gomuła, odziany z tej okazji bardzo strojnie i bogato. Nagle podczas rozmowy doniesiono, że właśnie przybył nowy poseł francuski. Gość pomylił się, złożył ukłon Gomule i rozpoczął przemówienie „Sire...” (Najjaśniejszy Panie). na to szlachcic: „Syr to jest ten – i wskazał na Sobieskiego - a ja jestem tylko Gomuła”

* * *

Trefniś króla Jana III Sobieskiego, niejaki Wesołowski, po śmierci monarchy osiadł w rodzinnym Jaworowie. Szlachta wracająca z elekcji Augusta II go spotkała i domagała się dykteryjek: „Kiedy byłeś pan u króla Jana, to waść i króla, i nas ucieszył”. A na to Wesołowski: „Ale u króla błaznem byłem tylko ja, zaś wszyscy waszmościowie jesteście nimi u Augusta.”

* * *

Wesołowski, nadworny błazen króla Jana III Sobieskiego, pewnego dnia owdowiał. A że nieboszczka za życia srodze mu się we znaki dawała, nie za bardzo demonstrował żałość po stracie połowicy. Król wyasygnował na koszty pogrzebu 200 złotych, zaś trefniś udał się z pieniędzmi do plebana – wszakże z zastrzeżeniem, by eksportacja zwłok odbyła się zaraz następnego dnia po wschodzie słońca. Na zdziwienie księdza powiedział, że chce się jak najprędzej złego (diabła) z domu pozbyć. Kolejny warunek postawiony przez wdowca dotyczył formy pogrzebu: nie miało być żadnej kapeli ani śpiewów, tylko czytania. Następnego dnia król przychodzi do kościoła zobaczyć, jak przebiegają uroczystości. Zdziwiony ciszą i brakiem muzyki usłyszał od trefnisia: „Miłościwy Panie, moja żona bardzo lubiła tańczyć. Gdyby usłyszała muzykę i śpiewy, jeszcze by licho z trumny wyskoczyło!”.

* * *

Niejaki Wesołowski, błazen nadworny króla Jana III, nad tronem monarchy w izbie senatorskiej wywiesił napis KJEP [kiep – to w dawnej Polsce jedna z najcięższych obelg]. Król zdenerwowany kazał szukać sprawcy, a gdy Wesołowskiego przyprowadzono, zapowiedział mu ciężkie plagi za zniewagę. Błazen w odpowiedzi wyjaśnił, że chodziło o skrót tytułu: „Król Jan Europy Pan”. Sobieski się roześmiał, karę darował, lecz napis musiał zniknąć.

* * *

Królowej Marii Kazimierze Sobieskiej, żonie króla Jana III, przyznano nowego pazia, który stojąc za swą panią podczas uczty odbierał talerze z niedojedzonymi daniami. Ów jednak, nieświadomy rzeczy, zamiast je odnosić, zabierał do sąsiedniego pokoju i opróżniał myśląc, że ich zawartość dla niego jest przeznaczona. Wreszcie po którymś daniu odbierając talerz jęknął żałośnie: „Miłościwa Pani, dzięki stokrotne, ale tak już jestem objedzony, że ledwie nie pęknę!”.

* * *

Na dworze króla Władysława IV jeden dworzanin pyta drugiego, dlaczego pod koniec biesiady ostatni toast pije się za zdrowie i na stojąco. Towarzysz mu wyjaśnił, że po takim pijaństwie zdrowie rzeczywiście będzie w cenie, a na stojąco, gdyż zwykle po tęgiej popijawie trzeba być w pogotowiu, albo żeby dalej pić, albo się bić, albo uciekać, albo iść do domu spać.

* * *

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin