Krzysztof Kamil Baczyński-Sen w granicie kuty.pdf

(399 KB) Pobierz
35614557 UNPDF
Krzysztof Kamil Baczyński
Sen w granicie
kuty
Wybór poezji
4
Z JUWENILIÓW
5
Dalmacja
I. G ó r y
Kamienie, kamienie,
daleko,
szeroko,
osiołki spłoszone
po drogach się wloką
powoli,
powoli,
ciężarem stłoczone,
u szyi,
u szyi
telenta się dzwonek,
nad przepaść się tłoczą
przestrzenią spłoszone,
u szyi,
u szyi
telenta się dzwonek.
II. Z a t o k i
Od szumiących fal zatok
serce mi ogłuchło,
napełnione przestrzenią
błękitem napuchłą.
Słowa szare jak skały,
niepotrzebne, huczące,
przetapiały się w złoto
w lawie słońca gorącej.
Krew pokryła się pianą
przelewaną z błękitów,
przeogromnych, stopławnych,
niebieskiego sufitu...
szum...
III. N o c n a m o r z u
Morze jest w nocy czarne – błyszczy czernią –
atrament Boga rozlany na ziemię
i lśniącą taflą bezfaliście skrzepły;
świeci w bezruchu aksamitem miodu...
Oczy krewetek białe – łzawy fosfor –
6
latarnie denne, śpiewające światła.
Białe księżyca ostrze zimnomienne
rozcina smołę na mieniące smugi...
płyńmy
sznury białe powietrza płyną z palców,
budzą ranami bieli ciszę głębi –
smutek i groby zatopionych krain
płyńmy
w dole spowite noce czarną krepą,
wkute księżyca światłem w czarnobarwie
w ramy faliste kamienistych brzegów
7
Lincz
Przerażone nocą oczy okien
zaświeciły w ulicę plamami,
zakwefione ulice głębokie
ziały pustką – czarnymi ramami.
Rozpostarty nad czeluścią ulic
krzyk się łapie ściany rozpaczliwie,
do szyb drżący, dźwięczący się tuli,
rozpętany w bruku twardej grzywie.
A tłum wciąż rósł
i krzyczał, wrzał,
plątał się w gruz
straconych chwil...
tłum w oczach rósł
nalanych krwią...
...i cisza znów...
...a szyby drżą...
nie!!!
biegną już...
butami w bruk...
ulica drży...
wybija takt...
tysiącem nóg...
tysiącem kroków
krzyczy bruk...
serce kamieniem w piersi zamarło,
strach śliską łapą
ściskał za gardło
cienie szarymi
gonią palcami...
...cienie goniące
...szumią po ziemi...
Zaplątały się ulice przędzą
bez wyjścia...
a kroki stukocą i pędzą...
dopadli...
8
Tłum się skłębił czarnym wężowiskiem,
ręce!
grożą pięściami zawarte,
ręce!
łapią od chciwości śliskie,
ręce!
szarpią ubranie rozdarte...
Znów latarnie kiwają się w mroku,
gdzieś zamiera cicho echo kroków,
noc wylała w ciszy czarną rzeką,
szmata ludzka...
na bruku...
skrwawiona...
symbol dwudziestego wieku...
9
Ars poetica
Wiersz jest we mnie zły, obcy, zły i nienawistny,
i pali moje noce gorejącym ogniem,
idzie przeze mnie tłumny, rozkrzyczany sobą
jak pochód ulicami niosący pochodnie.
Wiersz jest zły, nienawistny, chce rozerwać formę
(jak to ciężko zakuwać wolnego w kajdany),
chociaż wydrę go z głębi palącego wnętrze,
nigdy całkiem nie będę jego władczym panem.
Z krzykiem szarpie się, męczy, aż strzeli wołaniem,
potem stanie się obcy, przyjaciel niedoszły,
stanie w progu zamarzłym, płonący, stworzony,
i pójdzie w mróz wieczorów tam, gdzie inne poszły.
jesień 38 r.
10
Chrystus
Przejść długim płaczem zapomnianych ścieżek
przez puste, krwawe wydmy słów i szorstkich spotkań,
spłynąć wykwitem płatków zmiodniałych na wiosnę
jak cisza biała, gęsta, miękką wonią słodka.
Przejść... gromnicami drzew odprawić święta,
krzyżami wonnych dni zasadzić puste drogi,
o łukach nieba, brudnych przechodniach pamiętać,
być przyjacielem smutnych i najcichszym bogiem.
I siać niepokój sumień w oczy – brudne szyby
na pośmiewisko i na kłamstwa wieków.
Przez drogi cierpkie, dalekie i gorzkie
po coś tu do nas przyszedł, boże czy człowieku?
I w końcu
kłamstwem rozcięli przymknięte powieki,
pękł kobalt nieba szorstkim poszumem błyskawic,
niebo spłynęło szybkim w horyzont odbiegiem
kroplami sinymi mleka ciszę zadławić.
Zastygła wolno krew na zwiędłych kartach księgi,
przechodzą bose nogi w pyle, jak co dzień
i kiedy konasz co dnia na krzyżach przydrożnych,
minę cię nieobaczny, zmęczony przechodzień.
1939
11
Piosenka
Znów wędrujemy ciepłym krajem,
malachitową łąką morza.
(Ptaki powrotne umierają
wśród pomarańczy na rozdrożach.)
Na fioletowoszarych łąkach
niebo rozpina płynność arkad.
Pejzaż w powieki miękko wsiąka,
zakrzepła sól na nagich wargach.
A wieczorami w prądach zatok
noc liże morze słodką grzywą.
Jak miękkie gruszki brzmieje lato
wiatrem sparzone jak pokrzywą.
Przed fontannami perłowymi
noc winogrona gwiazd rozdaje.
Znów wędrujemy ciepłą ziemią,
znów wędrujemy ciepłym krajem.
1938 r.
12
Piosenka księżyca
Motto: La lune blanche...
(Verlaine)
W skośny stół z matowej czerni
księżyc wylał płytką rzeką
szumią ciszą w szklany werniks
gwiazdy spadłe niedaleko
w gęstej nocy jak w akwarium
płyną długie, śliskie ryby
uliczkami gęstych podwórz
szyby szorstką łuską wybić
gładzi zwilgłe srebrem ściany
płynnych łysków miękki natłok
i na stole rozślizganym
czarny piesek gryzie światło.
16. I. 39 r.
13
Podróż w naturę
Motto: Par les soirs bleus d'ete
j'irai dans les sentiers
(Rimbaud)
1
Starym szlakiem powrotnych łabędzi
wiosna wróci jak balon wzdęty białym ciepłem
na ramionach drzew ogorzałych od słońca
skwar południa rozwiesi płachty nieba skrzepłe
2
Skwarne zwierzyńce miast
odklejone od stóp opadną w dół kotlin
zasianych piołunem gęstym i miętą
w ciecz topniejący skwar
obłoki w błękit przekropli
spłynie w wonne pola trawą świeżo zżętą
jak rzeką...
3
natura – otchłań
zieleniejąca na krańcach błękitu
wejdziemy w prężne powietrze górskich strumieni
w puszczę – łuk morza ucichły chłodem wśród skwaru
w ciche kopuły wite na ptakach jak wieniec
w mroczne sklepienie poszumu rozdarte świstem
ptaków...
niżej...
w bujnym zielonym bambusie trzcina kołysze jak szelest
dżungla zielonym ciepłem owionie dźwięk brązu
– ciało
słońce na białych diunach piasek w poszum zmiele
wieczór opadnie w oczy uśmiechniętym bonzą.
A noc wilgotnym ciałem otrze się w mgły zieleń
dżungla paruje w górę mokrą mgiełką potu
14
uśniemy w zapach włosów jak w morze – kołysem
kiedy mewy przebiją błękit bielą lotu
1939
15
Hellada
Kolumny mdleją cieniami,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin