Chmielewska Joanna-Przeciwko babom.pdf

(533 KB) Pobierz
Chmielewska Joanna-Przeciwko babom
JOANNA CHMIELEWSKA - Przeciwko BABOM
JOANNA CHMIELEWSKA
Przeciwko BABOM
KOBRA
Warszawa 2005
Zważywszy, iż zaistniało i pogłębia się zjawisko nie tylko szkodliwe, ale zgoła przerażające, zważywszy, iż
przyczyną zjawiska jest absolutna paranoja, jaka opętała kobiety, zważywszy, iż skutek ich bezrozumnych szaleństw (w
dodatku pozbawionych metody) rychło może okazać się zgubą ludzkości, czuję się zmuszona przeciwdziałać katastrofie
bodaj słowem pisanym, skoro inaczej się nie da. Stąd niniejszy utwór.
Autorka
WSTĘP czyli UWAGI OGÓLNE
Niegdyś mężczyźni istnieli po to, żeby nas bronić i obsługiwać.
(I do tych celów powinni służyć nadal.)
Powyższy pogląd odziedziczyłam po mojej matce i starannie, acz nieudolnie, kultywowałam przez całe życie. Do
dziś mi nie przeszło.
Ponadto obawiam się, że nie jestem w tym mniemaniu odosobniona...
My zaś przez długie wieki istniałyśmy po to, żeby karmić i obsługiwać ich. Po licznych wysiłkach obu stron udało
nam się osiągnąć sukces: teraz służymy głównie do tego, żeby zatruwać im życie.
A także odbierać resztki rozumu.
(Co niezbicie dowodzi, że zgłupiałyśmy doszczętnie.)
KONIEC WSTĘPU.
Z grubsza biorąc, jako ludzkość, dzielimy się na:
Płci.
Ostatnimi czasy trochę się to zdewaluowało i nastąpiło pewne zamieszanie.
Grupy wiekowe.
Wysiłki, czynione przez tysiąclecia, żeby wprowadzić tu jakąś zmianę, dały rezultaty nader mierne.
Rasy.
Delikatna sprawa. Ale ma dosyć duże znaczenie, pozbawione jakiegokolwiek związku z rasizmem.
Oraz różne.
Co do PŁCI...
Pod sam koniec lat czterdziestych sensację potężną budziła wieść o jakiejś osobie, która uprawiała sport i zmieniła
płeć. Radykalnie. Niestety, nie mogę sobie przypomnieć, czy kobieta przeistoczyła się w mężczyznę, czy też mężczyzna
zamienił się w kobietę, w każdym razie po dokonaniu zmiany osoba zyskała współmałżonka (lub też współmałżonkę) i
spłodziła (względnie urodziła) dwoje dzieci. Zmiana płci, współmałżonek i dzieci były gwarantowane.
Na szczęście nie pamiętam nazwiska osoby, więc nie ma, kto się mnie czepiać. Ponadto, jeśli przed rokiem
pięćdziesiątym osoba była w wieku pozwalającym na posiadanie dzieci, a owa zmiana płci należała już do przeszłości,
teraz, po upływie przeszło pół wieku, zapewne zeszła z tego świata.
Chociaż, czy ja wiem...? Sama znam jednostki, posiadające w owych latach nieźle odchowane dzieci, żyjące w
zdrowiu do tej pory. Więc nawet, jeśli sobie przypomnę, kto to był, też nie powiem.
Ale język świerzbi i mam wrażenie, że owo nazwisko zaczynało się na S. Może, na przykład, Ratajczak...?
(Wszystkim Ratajczakom i wszystkim Ratajczak uprzejmie zwracam uwagę, że mogą to wziąć do siebie i obrazić
się śmiertelnie tylko w wypadku, jeśli zdecydowanie przekroczyli osiemdziesiątkę.)
W zasadzie płci, jak powszechnie wiadomo, istnieją dwie, bez względu na ilość jednostek ludzkich, które nie chcą
się z tym pogodzić.
W kwestii jednostek NIEludzkich nie mam żadnego zdania i nie będę się nimi zajmować. Wyjątkowo dam spokój
tygrysom, amebom, pawiom, modliszkom, psom, niedźwiedziom, pszczółkom, rekinom i tym podobnym.
O ile mi wiadomo, znany nam osobiście świat stworzony został na zasadzie dwupłciowej, sprzyjającej rozmnażaniu.
Wedle predyspozycji biologicznych jedna płeć robi swoje, druga zaś wydala potomstwo z własnego organizmu. Narządy
wewnętrzne osób są do tego przystosowane od milionleci, wciąż jeszcze niezbyt dokładnie wyliczonych.
Zważywszy, iż ciąży nad nami przekleństwo, rzucone w chwili opuszczania raju: „...i w bólach rodzić będziesz!",
proces wydalania nie stanowi wyłącznie przyjemnej rozrywki.
Nie truć mi pedanterią! Rozrywki mogą być różne. Męczące, szkodliwe, niebezpieczne, kosztowne, zbiorowe i tak
dalej. Także łagodne i przyjemne.
Nawiązując do powyższego (przekleństwo mamy na myśli), organizm płci wydalającej, potocznie zwanej żeńską,
kształtuje się stopniowo, poczynając, co najmniej od dnia poczęcia albo i wcześniej, żeby we właściwym momencie
nadawać się do roboty.
Organizm płci przeciwnej, potocznie zwanej męską, zapewne również.
(My, autorka, w tym miejscu doświadczeń osobistych nie posiadamy.)
Ale mniej więcej rozumiemy, co się do nas mówi.
Już samo przystosowywanie się płci wygląda różnie i różnych nieprzyjemności przyczynia. Na ile zdołaliśmy się w
ciągu długich lat życia zorientować, żaden osobnik płci męskiej nie doznawał od dzieciństwa (no dobrze, późnego
dzieciństwa) okropnych objawów, powtarzających się ze straszliwą regularnością, co cztery tygodnie...
Jak pełnia księżyca! Może powinno to stanowić poetyczną pociechę...?
... żaden nie chwytał się w panice za garderobę poniżej pasa, (co obecnie uporczywie, z lubością i bezrozumnym
upodobaniem prezentowane jest w telewizji), z drżeniem serca i dławieniem w gardle sprawdzając, ile też z objawów
cholerny organizm ujawnił oczom społeczeństwa, żaden nie usiłował ukrywać cyklicznego osłabienia, rozdrażnienia,
1 / 32
425624214.002.png
JOANNA CHMIELEWSKA - Przeciwko BABOM
rozkojarzenia i bólów nie tylko głowy, żaden nie cierpiał katuszy, kiedy znienawidzone objawy znienacka zanikały,
wówczas dopiero okazując się upragnione...
Ostatnie, wyżej wymienione, zjawisko nosi nazwę: ironia losu.
śaden po zażyciu raczej dość krótkotrwałej przyjemności, ogólnie zwanej seksem, nie ponosił znacznie dłużej
trwających konsekwencji owego miłego wybryku.
Biologią się zajmujemy! A nie chorobami wenerycznymi!
Za to, to coś, co w wieku późniejszym uznali za uciążliwość nieznośną, a nawet zgoła przekleństwo, w wieku
młodszym było przez nich upragnione i budziło zachwyty.
Mianowicie: zarost.
Niech się uderzy w piersi i kamieniem we mnie rzuci młodzieniec, który z wielką nadzieją nie skubał się nad górną
wargą i po brodzie, wypatrując pierwszego włoska, wypatrzywszy zaś, nie doznawał upojenia. Później zaś, z wielkim
rozgoryczeniem, prawie każdy taki pyskował na wstrętną konieczność golenia się codziennie, a niekiedy nawet dwa razy
jednego dnia. Wielkie mecyje, golenie! A damskie zabiegi kosmetyczne to pies...?
I mówi się, że kobiety są niekonsekwentne!
Zatem przyznajemy uczciwie, że istnieje utrudnienie, zbliżone do kosmetycznego, które dręczy płeć męską, żeńskiej
nie tykając. śadna baba nie musi golić się codziennie, a gdyby musiała, powinna, czym prędzej owej czynności zaniechać,
ponieważ jako prawdziwa, niefałszowana, kobieta z brodą zarobiłaby na tym interesie ciężki szmal.
Ponadto uwłosienie, jako takie...
Aczkolwiek zamierzamy tu udowodnić, iż wszelkie, wysoce szkodliwe, zmiany nie tylko obyczajów, ale całej naszej
egzystencji, spowodowane zostały głupotą kobiet, to jednak nie będziemy dyskryminować mężczyzn, którzy wspomogli je
w tym dziele całkiem nieźle.
śadne męskie dziwactwa, żadne Machabeusze i Wernyhory, żadne kołtuny i łyse pały z warkoczykiem gatunku mysi
ogonek, nie weszłyby w modę i nie obrzydziły pięknego świata, gdyby nie zachwyty głupich dziewuch, które na widok
młodego troglodyty wpadały w histeryczną euforię. W gruncie rzeczy modę męską kształtują kobiety, tak jak modę damską
kształtują mężczyźni. A co, myślicie, że naprawdę w okresie baroku babom tak wygodnie było tonąć w zwałach sadła?
Przecież pracy fizycznej miały znacznie więcej niż kobiety współczesne, wind nie znano, niosły po schodach te swoje
dwadzieścia albo i więcej kilo nadwagi, ugniatały wałki tłuszczu i wbijały się w gorsety, starannie tłumiąc stękanie...
Nic dziwnego, że tak mdlały ustawicznie!
... na kiecki musiały nabywać kilometry materii, bywało, że kosztownej...
Nic dziwnego, że z taką łatwością rujnowały mężczyzn!
... ale co miały zrobić, skoro chłopom tak się to pulchne ciałko namiętnie podobało?
Jeśli któraś nie miała dołeczków na łokietkach i paluszkach, uchodziła za godną wzgardy szczapę.
Z całą pewnością w owym czasie o modzie decydowali prawdziwi mężczyźni.
Tyle, że zawsze łatwiej ich było oszukać.
Do dziś dnia święcie wierzą, że ten cudowny kolor włosów, to ogniście rudy, to popielaty blond, to złocisty, to
kruczy, baba posiada z natury.
(Wierzą nawet w sztuczne rzęsy i w sztuczne paznokcie.)
Zapewne wierzą także w potęgę damskiej odzieży, przyozdobili się, bowiem w sposób raczej frywolny.
(To już obecnie, nie tylko w dobie baroku.)
Koszulki w gołe tyłki, małpy, palmy i pikasy, barwy, od których przez wieki zęby ich bolały i nie wiem, dlaczego im
przeszło, powiewające, rozkloszowane spodenki, fontazie, żabociki, falbanki, wory i farfocle wszelkiego autoramentu.
Ubrali się w ten chłam dobrowolnie i jak zaczęli wyglądać?
Nie powiem, bo ma to być utwór wytworny, w którym wyrażeń brutalnych należy unikać.
Chociaż elementarna przyzwoitość każe wspomnieć, iż takie, na przykład, Średniowiecze też było nie od macochy.
Im większa pstrokacizna na obcisłych porteczkach z każdą nogawką inną, tym dumniej młodzieniec się nosił. No i z
czasem kryzy, bufki, kamizelki złotą nicią haftowane i tak dalej, i dalej...
Ostatnimi czasy odczepili się już w dużym stopniu od tych kłaków i kędziorów...
A, właśnie! Lew ma grzywę, której lwica jest pozbawiona. Może tym włochatym sposobem mieli nadzieję zyskać
lwie cechy...?
... utrzymują je na czerepach wyłącznie głupkowaci konserwatyści, ale za to przystąpili do ozdabiania oblicza
materiałem twardym, mianowicie metalem. Kolczyki w uszach i w nosie...
Do licha, chyba sama to spowodowałam, wymawiając głupie słowa w złą godzinę. Bo, mianowicie, było tak:
W połowie lat sześćdziesiątych, kiedy jeszcze takie kretyństwa nikomu nigdzie nie zaświtały, zostałam zaproszona
wraz z moją przyjaciółką Alicją na niezmiernie elegancką wigilię do elity społecznej Danii, powinowatych króla. Nie
miałyśmy się, w co ubrać. To znaczy owszem, każda z nas miała kieckę, modną wówczas małą czarną, także pantofle, i na
tym koniec. śadnych elementów dekoracyjnych, żadnych ozdób, z biżuterii zaś posiadałam jedną parę klipsów z perełkami.
Zdaje się, że z Jablonexu. jak się podzielić jedną parą?
Pierwsza myśl, żeby każda wpięła sobie w ucho jedną sztukę, jakoś upadła, zapewne nie mogłyśmy się zdecydować,
czy obie w prawe, czy obie w lewe, czy też każda w inne, i wówczas to wypowiedziałam prorocze, idiotyczne słowa.
- Słuchaj, a może w dziurki od nosa? Ty jeden, ja drugi i wmówimy w nich, że w Polsce na wigilię panuje taki
zwyczaj...
Zrezygnowałyśmy w końcu z pomysłu, ale zły los o tym nosie usłyszał...
... brzękadla na szyi, bransolety wszędzie...
Ejże! Przeczucie kajdanków...?
Jest to, co prawda, duże ułatwienie życiowe, na widok młodzieńca, ponabijanego gwoździami na całej gębie i obok,
od razu wiemy, z kim mamy do czynienia i nie musimy tracić czasu na rozgryzanie jego osobowości i zalet umysłu.
Niemniej jednak zdobnictwo męskie przerosło starania damskie, grawitujące ostro ku spodniom, garniturom, a kto wie czy
wkrótce nie ostrogom...
śebym tylko nie wymówiła znów w złą godzinę...!
Z powyższego wyraźnie widać, że nie od dziś pojawił się przedziwny trend: przejąć cechy tej drugiej płci. I, co
gorsza, przebić je!
2 / 32
425624214.003.png
JOANNA CHMIELEWSKA - Przeciwko BABOM
Nie da się ukryć, że w bliższych nam czasach zaczęły baby.
Początek owszem, miał nawet jakiś sens. Ubezwłasnowolnieniu należało przeciwdziałać, bo oni tyle głupot robili,
że trzeba ich było, choć trochę ograniczyć.
O, zaraz się na mnie rzucą. Jakich głupot, jakich głupot...?!!! A proszę bardzo.
Głupoty męskie:
Krótsze będzie, więc miejmy to z głowy.
Wojny ogólne i mordobicia kameralne:
Kto wyrywa sztachety z parkanów, łapie noże kuchenne i łby sobie wzajemnie rozbija na weselach? Kobiety?
Kto z rozbiegu bierze udział w zadymie, nie mając pojęcia nawet, kto, z kim, dlaczego i o co chodzi? Kobiety?
Kto odruchowo kopie przedmiot, leżący pod nogami, szczególnie, jeśli przedmiot jest piłką? Kobiety?
Fakt, iż kobiety nader często mają na nogach białe szpilki, nowe lakierki albo przewiewne sandałki i lakier na
paznokciach, chwilowo pominiemy.
Kto z ognistym zapałem ćwiczy wojsko, wali ławą na wroga, wdziera się na mury i lonty podpala? Kobiety?
Kto się upiera zgnieść przeciwnika do imentu i rozpoczyna wojnę totalną? Kobiety...?
Tak dla przykładu wyobraźmy sobie staroświecką nieco bitwę bab. Same baby, wyłącznie baby, na ognistych
rumakach, z mieczami w dłoniach, przyodziane w kolczugi i zbroje, dwie wrogie armie, następujące na siebie. Po pierwsze,
niewątpliwie z wrzaskiem, od którego przede wszystkim spłoszyłyby się konie. Po drugie, ciężar oręża musiałby sprawiać
niejakie trudności, bo skąd tu wziąć tyle Horpyn...? Po trzecie, w ferworze walki zapłonęłyby skłonności naturalne i rychło,
porzuciwszy uciążliwe miecze, całe wojsko przystąpiłoby do wzajemnego drapania się po twarzach i wydzierania sobie
kłaków ze łba, jest to, bowiem sposób okazywania niechęci właściwy kobietom od tysiącleci i zakodowany w nich na mur.
No i wyobraźmy sobie dalej, że w ten cały galimatias wkracza prawdziwy rycerz płci męskiej, zakuty rzetelnie
(szczególnie łeb...), orężem machnie jak należy, pawężą z siodła zepchnie, oszczepem ciśnie i w dodatku trafi tam, gdzie
zamierzał...
(Ogólnie znana jest osobliwa ułomność kobiet, które, jeśli czymś w coś rzucają, z reguły trafiają całkiem gdzie
indziej. Nawet półmiskiem, celując w męża, zrzucają zabytkowy zegar ze ściany, względnie rozbijają ulubione lustro.)
No dobrze, niech będzie, bez krzyków proszę, Amazonki. Chociaż one w zasadzie wolały szyć z łuków na pewną
odległość, ale i w zbliżeniu pomachały sobie całkiem nieźle, zatem, w miejsce rycerza, taka Hipolita. Bicepsy stalowe,
pierś odcięta... Wrogiej armii może i da radę, ale któż taką będzie kochał?!
A kobiety nade wszystko w świecie pragną być kochane...
Przypomniawszy fakt powszechnie znany, wracamy do mężczyzn.
Idiotyzmy finansowe:
Kto skakał z okien wieżowców w czasie krachu giełdowego? Może kobiety, co? Kto przepijał całą pensję w drodze
do domu? Kobiety?
Kto żyrował weksle rozmaitym oszustom? Kobiety?
Kto w grach hazardowych przegrywał całe mienie? Kobiety?
Kto trwonił posag żony, posag córki, majątek firmy oraz rozmaite inne dobra na kurtyzany i rozpustę? Kobiety?
Kobiety raczej z tych trwonionych dóbr korzystały...
Kto się wdawał w kretyńskie interesy i wszystko tracił?
Kto w radosnej euforii stawiał wszystkim w całej knajpie?
Kto nabywał akcje nieistniejących kopalni złota i diamentów?
Kobiety...?
Chociaż w kwestii kopalni diamentów kobiety mogły być bardziej podatne...
I nie będziemy tu chwilowo eksponować pewnej drobnostki, o której każe nam napomknąć wyłącznie elementarne
poczucie sprawiedliwości. Owszem, zgadza się, to kobiety zdobyte i zaoszczędzone mienie starannie ukrywały tam, gdzie
w pierwszej kolejności szuka każdy, najgłupszy nawet, złodziej, włamywacz, zwyrodniały wnuczek, ewentualnie kumpel
wnuczka: wśród prześcieradeł, pończoch i ręczników, w koszu z brudną bielizną, pod materacami, w torbach z mąką,
cukrem i kaszą, także w piecu, zapominając, iż piec stoi odłogiem wyłącznie w okresie letnim. Później na kryjówkę
przestaje się nadawać.
Znacznie chętniej przytoczymy historię prawdziwą, której byliśmy (my, autorka) prawie naocznym świadkiem, a
fakt, że już gdzieś tam w którejś książce zostało to przez nas opisane, nie ma tu nic do rzeczy. Plagiat z samej siebie jest
niesmaczny, ale nie karalny.
Otóż jeden taki posiadał szklarnię. Chociaż raczej należałoby użyć liczby mnogiej, posiadał kilka szklarni,
połączonych ze sobą systemem ogrzewczym. No i oczywiście musiał je ogrzewać możliwie tanio, palił, zatem w
centralnym piecu, czym popadło, między innymi najmując się do wywozu starych mebli, których ludzie chcieli się pozbyć.
Wszyscy wiedzą, ile kłopotu sprawia rozlatująca się szafa po przodkach czy zdewastowany stół kuchenny z szufladami,
które nie chcą się otwierać, a otwarte nie dają się zamknąć. Niektórych zaś trochę szkoda i każdy wolałby je sprzedać,
bodaj za grosze, ale jednak.
Właściciel szklarni nie grymasił. Brał wszystko, te gorsze za darmo, zyskując wdzięczność posiadaczy, te, pożal się
Boże, lepsze, za pieniądze, tyle, że bardzo tanio. Ludzie go sobie wzajemnie przekazywali i na brak klientów nie narzekał,
bo akurat był to okres, kiedy, zrzuciwszy w pewnym stopniu jarzmo ustroju, naród zaczynał rozkwitać i na rynku jęły się
pojawiać towary. Oraz pieniądze. Kto tylko mógł, zachłannie zmieniał upiorne, stare strupie sprzed czterdziestu albo i
więcej lat na eleganckie, nowe meble, z przyjemnością pozbywając się reliktów uciążliwej przeszłości, a pracowity
badylarz korzystał z każdej okazji.
Za którymś razem zakontraktował przedwojenną szafę z szufladami, powojenne biurko, z dziełami Lenina zamiast
jednej nogi, zgodził się zabrać nawet dzieła Lenina, kilka krzeseł i dziwny mebel, stanowiący jakby etażerkę z
nieheblowanego drewna i osobliwie powyginanej dykty. Czyli sklejki. Brał wszystko, co palne, odmawiał kontaktu
wyłącznie z przedmiotami żelaznymi, ale takich, na przykład, okuć z ram okiennych i zamków od drzwi
nie kazał odkręcać, załatwiał to we własnym zakresie w ramach zwyczajnej, ludzkiej uprzejmości.
Zakontraktowawszy szafę z przyległościami, umówił się z kontrahentem, że przyjedzie po towar pojutrze, bo jutro
ciężarówkę ma zajętą, i wyasygnował skromny zadatek. Tymczasem okazało się, że czegoś tam gdzieś nie dostał,
ciężarówkę miał pustą, wstąpił, zatem po zamówiony opał wcześniej. Kontrahenta nie zastał, ale była w domu jego żona,
3 / 32
425624214.004.png
JOANNA CHMIELEWSKA - Przeciwko BABOM
zorientowana w kwestii zmiany umeblowania, ucieszona niezmiernie, że pozbywa się gratów, chętnie przyjęła równie
skromną resztę pieniędzy i jeszcze chętniej wypchnęła rupiecie. Szafa-potwór znikła jej z oczu, a badylarz odjechał.
Nazajutrz wczesnym popołudniem wrócił z wyjazdu służbowego mąż, pan domu. Brak szafy zauważył od razu, bo
trudno było przeoczyć taki ogrom pustego miejsca. Przez dość długą chwilę wpatrywał się w ową pustkę otępiałym
wzrokiem.
- Co to jest? - wybełkotał wreszcie. - Gdzie szafa?
- Ten Walczak zabrał - odparła radośnie żona. - Miał akurat okazję, pustą ciężarówką wracał, więc wziął wczoraj, a
nie dzisiaj. Zapłacił resztę i razem z synem wynieśli wszystko. Popatrz, ile się miejsca zrobiło, aż przyjemnie popatrzeć!
Mąż nie wyglądał na takiego, któremu jest przyjemnie.
- Jasna cholera - wycharczał zdławionym głosem. - Ciężki piorun. Wszyscy diabli. Dlaczego mu to dałaś,
kretynko...?!!!
Ostatni okrzyk różnił się od pozostałych wypowiedzi głównie natężeniem. śona zdziwiła się do tego stopnia, że
nawet jej nie przyszło do głowy, żeby się obrazić.
- Jak to, dlaczego? Przecież był umówiony, sprzedałeś mu to, no owszem, za grosze, ale ja bym sama dopłaciła,
żeby tylko zabrał...
- Idiotko!!! Oślico!!! Kiedy on to zabrał?!!!
- Tak jakoś przed wieczorem. Romuś, o co ci chodzi? Co ci się stało? Przecież sam mu... Kotusiu, napij się wody, z
lodem ci dam, koniaczku może...
Mąż był człowiekiem interesu. Opanował emocje, zacisnął zęby i popędził ku drzwiom. Po drodze zagarnął żonę.
- Jedziemy! - wysyczał dziko.
Ruszyli w kierunku na Powsin, gdzie, wedle ich wiedzy, mieszkał i prosperował badylarz Walczak. W połowie drogi
mąż wydusił z siebie krótki komunikat, który żonie odjął mowę.
- Tam były pieniądze.
Po godzinie wysiłków, kiedy zmrok już zapadał, odnaleźli dom upragnionego ogrodnika. Wjechali na teren posesji i
ujrzeli tam pracowity ruch, mianowicie ówże Walczak rąbał drewno, a dwaj synowie przenosili je na porządnie poukładane
stosy. Do rąbania, ogólnie biorąc, było dużo, głównie najrozmaitsze meble, Walczak zaś dewastował właśnie biurko, od
nich pochodzące. Szafa, nietknięta jeszcze, stała kawałek dalej. Bardzo mały kawałek. Rozmowa przebiegła spokojnie i
rzeczowo.
- Dobry wieczór - rzekł mąż, panując nad sobą z wysiłkiem, ale w pełni. - Panie, powiedzmy sobie jedno: kupił pan
ode mnie stare graty na drewno opałowe. Zgadza się?
- Zgadza - przyświadczył spokojnie badylarz. - Kupiłem, zapłaciłem i odebrałem. A co...?
- Drewno opałowe?
- Drewno opałowe i te... co to tam? A, dzieła Lenina. O co chodzi? O te dzieła Lenina? Były wliczone w cenę i już
panu przepadły. Poszły na pierwszy ogień.
Mężowi wyrwało się krótko, niecenzuralnie i niewyraźnie, co myśli o dziełach Lenina. Wrócił do drewna.
- Kupił pan, znaczy, stare meble na opał. Miał pan odebrać dzisiaj. Zgadza się? Ogrodnik nieufnie rzucił okiem na
żonę, która przedarła się już przez drewutnię i zastygła przed drzwiami szafy.
- No miałem dzisiaj, ale zdarzyła mi się okazja wczoraj, nawet sam pan mówił, że im prędzej, tym lepiej. No to
byłem wczoraj, pańska żona mi wydała, zapłaciłem i co?
- Ale zapłacił pan za drewno opałowe. Wedle umowy. A ja się nastawiłem, że odbiera pan dzisiaj, i nie zdążyłem
opróżnić tych rupieci z zawartości. A może tam były książki albo krawaty, albo, jakie pamiątki, albo, co. A za żadną
zawartość pan nie płacił. Zgadza się?
Ogrodnik pozastanawiał się przez chwilę i kiwnął głową.
- Zgadza się. Zawartość była pańska. Jakby pan był przy odbiorze, to, co innego, ale faktycznie pana nie było, a ja
wziąłem dzień wcześniej. Co tam w środku zostało, to pańskie.
- Moje - rzekł mąż i nie zdołał ukryć potężnej ulgi. - To pozwoli pan, że ja to teraz sobie zabiorę, bo byłbym zabrał
od razu, znaczy, opróżnił mebel, ale musiałem jechać w pośpiechu i nie zdążyłem. Więc teraz wezmę.
Ogrodnik uczynił godny krok do tyłu. - Bierz pan. Moje jest drewno, a co nie drewno, to pańskie.
Teraz dopiero mąż się poruszył, podszedł do szafy, odsunął na bok żonę i wyciągnął szuflady, najpierw jedną, a
potem drugą. Pozornie były puste. Nie bacząc na to, iż wszystkie obecne osoby zaglądają mu przez ramię, pomanipulował
trochę w głębi i szuflady ukazały nagle drugie dno.
Drugie dno wypełnione było dokładnie paczkami dolarów w setkach, co spowodowało jakby zbiorowe
zachłyśnięcie się widzów. Mąż uczynił gest, małżeństwo musiało być zgodne i doskonale zgrane, bo w mgnieniu oka żona
podetknęła mu rozchyloną foliową torbę. W milczeniu mąż opróżnił szuflady i dopiero wtedy ogrodnik się odezwał.
- Panie, powiem prawdę - oznajmił tonem, w którym dźwięczała głównie zgroza. - Ja tam po tych starych meblach
nie grzebię, każdy pilnuje swojego, a mnie opał potrzebny. A mój piec ma dużą gębę. Pan wie, że taka szuflada to u mnie
idzie na jeden wsad? Ja bym ich nawet nie rąbał, tylko wepchnął jak leci...
- A to, proszę pana, jest mój cały majątek.
- To ciesz się pan, że zacząłem od tych mniejszych rzeczy. Krzesła, surowe drewno, teraz właśnie biurko rąbiemy.
Szafa została na koniec.
- Łaska boska! - westchnął nabożnie mąż.
Wówczas zabrała głos żona, zwracająca się głównie do żony ogrodnika, która w trakcie tych wszystkich manipulacji
z ciekawości wyszła z domu na dziedziniec.
- Pani popatrzy, co to za baran głupi, przed kim on tajemnicę trzyma, przede mną?! Piętnaście lat jego żoną jestem,
a czy ja jeden grosz wydałam bez jego wiedzy? To kretyn, pani kochana, czy to każdy chłop taki głupi, a jeszcze meble
zmieniamy, słowa jednego nie powiedział, ja myślałam, że on to w banku trzyma, to idiota, ty capie głupkowaty, ty żłobie,
ty kretynie, a jakby pożar był w domu albo, co, Pan Bóg człowieka takim głupolem karze, i za co...?! Ty ośle
niedomyty...!!!
- Cicho już, cicho - zareagował niecierpliwie mąż i odwrócił się do ogrodnika. -Grzebie pan czy nie grzebie, flachę
ma pan u mnie jak stąd do Ameryki. Cholera z tymi babami...
Obciągnęli później wspólnie litr koniaku, nie całkiem we dwóch, bo starszy syn ogrodnika był już pełnoletni,
4 / 32
425624214.005.png
JOANNA CHMIELEWSKA - Przeciwko BABOM
osiemnaście lat skończył, a żona ogrodnika musiała jakoś zwalczyć zrozumiałe rozgoryczenie.
No i doprawdy już nie wiadomo, kto głupszy. Te baby z bielizną pościelową czy ci mężczyźni z tajemnicami...
Ponownie wracamy do tematu.
Kretyństwa polityczne:
Kto głosował na różnych debili i cymbałów?
Kto radośnie wybierał na prezydenta (króla, posła, senatora, przewodniczącego, starostę i tak dalej) półgłówka,
urządzającego wspaniałe uczty, strzelającego celnie na łowach, gwarantującego nieróbstwo i bezprawie?
Kto godził się na denne propozycje strony przeciwnej z lenistwa, z tchórzostwa, z głupoty i dla świętego spokoju?
Z pewnością nie kobiety, bo nie miały wówczas nic do gadania.
Między nami mówiąc, obecnie dopuszczone do głosu kobiety wybierają najprzystojniejszego, bez względu na jego
wewnętrzne wady i zalety.
Starczy może, co...?
Trudno się dziwić, zatem, że kobiety straciły cierpliwość i uparły się zdobyć ludzkie prawa.
I słusznie. Zdobyły.
I NA TYM NALEśAŁO POPRZESTAĆ.
Tymczasem głupie baby w swoim dzikim szale poleciały dalej bez opamiętania i z klapami na oczach. Dorównać
mężczyznom, oto cel życia!
Dorównać, bardzo dobrze, zależy, w czym.
Chłopcy łazili po drzewach, forsowali rozmaite okna i parkany, strzelali z łuku i z procy, jeździli konno na oklep,
wygrywali bitwę pod Grunwaldem i pokonywali krwiożerczych Indian. Dziewczynki bawiły się lalkami, urządzały
przyjęcia z herbatką, czytały książeczki...
Oj, dobrze już, dobrze. Nie możemy odcinać się od przeszłości, ponieważ ona rzutuje na teraźniejszość. Tak było
przez całe wieki i do niedawna, obecnie chłopcy toczą wojny gwiezdne na ekranach komputerów i pchają się do
crossowych motorów, dziewczynki komputerami posługują się równie sprawnie, ale zarazem uprawiają sztukę malarską na
własnych twarzach za pomocą kosmetyków, kradzionych mamusi. Nie ma znaczenia, bo istotne jest, co innego.
Istotny jest fakt, że nader często dziewczynki wdzierały się (albo usiłowały wedrzeć) w męskie dziedziny, rwąc się
do tych drzew, łuków i koni, natomiast o chłopcach, tęsknie ciągnących ku lalczynym herbatkom i kosmetykom jakoś nie
było słychać. Od zarania dziejów dziewczyńskie zabawy przynosiły prawdziwemu mężczyźnie śmiertelny wstyd, a męskie
osiągnięcia prawdziwej kobiecie wielką chwałę.
No i głupie baby poszły za daleko.
Samo pójście to byłoby jeszcze pół biedy. Ważne są konsekwencje, o których lada chwila pomówimy.
Jakieś najnowsze badania medyczne podobno wykazały, że mózg kobiecy pewnymi właściwościami różni się od
męskiego. Autorka bez bicia przyznaje, że nie wniknęła w szczegóły odkrycia, niemniej jednak dowiedziała się, że różnica
istnieje. Nawet niekoniecznie na niekorzyść żeńską, po prostu one są różne, te mózgi, i dlatego baba świetnie wie, że żywe
stworzenie należy nakarmić, a chłop gorliwie stara się je napoić.
(Szczególnie stworzenie własnego gatunku.)
Ówże mózg, jak się okazuje zróżnicowany, predestynuje każdą z płci, do czego innego. Odmienność nie jest
wielka, ale jednak istnieje. Dzieli się na dwie kategorie:
fizyczna
i
psychiczna.
Zapewne z racji pierwotnych przeznaczeń biologicznych, o których już była mowa, kobiety są jakoś tam inaczej
zbudowane. Kto jest spragniony szczegółów, niech spyta lekarzy. Osobom mniej dociekliwym powinno wystarczyć
przypomnienie, iż kobietom wzbronione są:
roboty kesonowe
roboty górnicze
praca ze świdrem pneumatycznym
prowadzenie traktora
nurkowanie na dużych głębokościach.
Kto zaś ma oczka w głowie, bez trudu może zobaczyć, iż damska figura od męskiej różni się wyraźnie.
Niewskazane były także zawody:
strażaka
pilota odrzutowców dalekiego zasięgu
kapitana statku
i deratyzatora.
I też miało to pewien sens.
Pierwsza grupa zakazów dotyczy ściśle owych przeznaczeń biologicznych i szkodliwości medycznej wyżej
wymienionych prac, co zostało już dość dawno przez lekarzy stwierdzone, nie musimy, zatem zawracać sobie tym głowy.
Druga grupa stwarza problemy bardziej skomplikowane.
Baby do tych prac już od dawna się pchają...
Chociaż nie. Do deratyzatora nieszczególnie.
... a tu i ciężar zaczadzonej ofiary, którą trzeba znieść po drabinie na własnych plecach, i stanowisko kapitana statku,
które budzi szalone wątpliwości w razie zatonięcia...
Kapitan ma zejść ostatni, tymczasem wciąż szaleje nad nami podstawowy nakaz: najpierw ratować kobiety i dzieci!
Co z nią, zatem zrobić? Siłą wepchnąć do szalupy czy też pozwolić jej iść na dno razem z miejscem pracy? Kto ma ochotę
na taki dylemat?
... I te biedne szczurki, przed którymi ucieknie z krzykiem cała grupa zawodowców, i te dolegliwości, które przy
dalekim zasięgu mogą spaść na kobietę akurat w chwili lądowania w złych warunkach atmosferycznych...
Wali, zatem po oczach jupiterem filmowym, że, niestety, chcąc nie chcąc, różnicę płci wszyscy musimy
uwzględniać.
Co do GRUP WIEKOWYCH...
5 / 32
425624214.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin