absurd w naukowych szatach
Ogromnym powodzeniem cieszą się w Polsce i innych krajach preparaty homeopatyczne. Nie ma obecnie apteki, w których nie byłyby dostępne. Najczęściej wystawione na widocznych miejscach, polecane przez panie aptekarki i wielu lekarzy zdają się być wielkim osiągnięciem medycyny w zwalczaniu przeziębień, profilaktyce katarów, stanów zapalnych itp. Wiele osób zapewnia o ich skuteczności. Podkreśla się przy tym, iż są przyjazne dla organizmu, wytwarzane na naturalnych ziołowych komponentach, praktycznie bez skutków ubocznych dla organizmu. I nawet, jak ktoś powiedział, jeśli nie pomogą to na pewno nie zaszkodzą.
A jaka jest prawda o preparatach homeopatycznych?
Niestety zgoła odmienna od powszechnego przekonania.
Na początku należy stwierdzić, iż wiedza na temat natury, powstawania i zasad działania leków homeopatycznych wśród wielu, którzy je bezkrytycznie, żeby nie powiedzieć bezrozumnie, polecają jest bardzo mała, wybiórcza lub prawie żadna.
Przykład 1.
Jakiś czas temu miałem okazję porozmawiać z parą młodych ludzi. Jedno z nich kończyło właśnie medycynę, drugie farmację. Oboje studiowali w Lublinie. Temat zszedł na homeopatię. Pytam więc czy na studiach jest w ogóle wykładana. Zobaczyłem jeden z podręczników, w którym rozdział poświęcony był homeopatii. Pytam więc co wiedzą o lekach homeopatycznych. Słyszę ogólnikową odpowiedź, iż jest to rodzaj leków ziołowych wspomagających funkcje organizmu. Pytam jakie zioła, w jakim rozcięczeniu są tam stosowane. W jaki sposób lek homeopatyczny wspomaga organizm. Bo przecież inaczej działa naświetlanie promieniami rentgenowskimi, inaczej antybiotyk, inaczej szczepionka, a inaczej placebo. Niestety konkretnej odpowiedzi nie usłyszałem.
Przykład 2.
W jednej z warszawskich aptek zapytałem czy dostanę coś od przeziębienia, kaszlu, grypy. Pani bez namysłu zaproponowała mi oscillococinium. Pytam co ta za lek? Oczywiście odpowiedź: homeopatyczny. Proszę więc o jakieś wyjaśnienie, co to za rodzaj leku. Pani mi tłumaczy, że niezmiernie przyjazny dla organizmu gdyż jest to lek ziołowy nie zawierający żadnych wyniszczających antybiotyków. Usłyszawszy o ziołach pytam, czy działa podobnie jak np. herbata z rumianku czy mięty. Pani, domyślam się, że magister farmacji, odpowiada, że nie zupełnie gdyż substancje ziołowe są specjalnie rozcięczane. Pytam więc dalej, o jakie rozcięczenia tu chodzi, jeden do stu, czy może jeden do miliona, miliarda… Niestety tu wiedza Pani farmaceutki się skończyła. Wyjaśniła tylko, że na dołączonej ulotce wszystko sobie doczytam.
Skoro niektórzy ludzie medycyny mają taką „wiedzę” o homeopatii ciężko wymagać, by przeciętny człowiek nie uległ temu zalewowi absurdu ubranego w naukowe szatki.
Historia i zasada działania homeopatii.
Twórcą homeopatii jest niemiecki lekarz Hanemann (1755-1843). Mając mizerne osiągnięcia na polu medycyny konwencjonalnej zaczął wymyślać swój system leczenia. Podstawową jego zasadą jest twierdzenie: similla similibus curantur (podobne leczyć podobnym, nie mylić tej zasady z działaniem szczepionki). Hanemann wymyślił sobie, że jeżeli podanie do organizmu jakiejś substancji „A” powoduje np. wypadanie włosów, to lekarstwem na wypadanie włosów będzie podanie tej samej substancji „A” tyle że w bardzo małych (nieskończenie małych) ilościach. Drugą ważną zasadą jest zasada dynamizacji (potencjalizacji, energetyzacja jak ją czasem się nazywa). Mówi ona, że dana substancji uaktywnia swe lecznicze działanie pod wpływem odpowiedniej dynamizacji, której natura bliżej jest nieokreślona. W konsekwencji w lekach homeopatycznych skuteczność leczenia leży nie tyle w substancji leczniczej, której często nie ma lecz w specjalnym potencjalizowaniu.
W roku 1810 Hahnemann wydał swoje główne dzieło – Organon der Heilkunst. Wg tego dzieła autor twierdzi, że choroby to „tylko duchowy, dynamiczny rozstrój życia”. Wysnuwa w nim także teorię o duchowym działaniu środków leczniczych – są to pojęcia czysto spirytystyczne. Chodzi więc o nauki o „uduchawianiu materii”. Hahnemann twierdził, że swoje metody uzyskał w drodze objawień spirytystycznych.
Lek „dynamizuje” się przez to rozcieńczanie i wstrząsanie i przemienia się w 'ducha lekowego'. Hahnemann zakładał, że przez proces 'wstrząsania' (potencjalizacji) uwalnia się co dynamicznego, „chwyta się” kosmiczną „siłę życia”. Jest to zatem forma rytualnego potrząsania. A więc bazuje się tu na praktykach magicznych.
Absurdalność specyfików homeopatycznych bardzo dobrze widać na przykładzie wspomnianego wcześniej osscillococinnium. Jest to znany preparat przeciwko stanom grypowym. Na jego opakowaniu wśród składu czytamy m.in.: „extractum 200 K” (we wcześniejszych wersjach końcówka występowała w języku polskim: dynamizowany do 200 K). Rozpracowując ten zapis dowiadujemy się o rewelacyjnym odkryciu homeopatów. Otóż tym co ma leczyć grypę jest wyciąg z serca i wątroby kaczki (!). No cóż przez setki lat wszyscy lekarze i naukowcy, wszystkie uniwersytety i kliniki byli niedouczenie i nie kapnęli się, że to wyciąg z kaczuszki jest tak skutecznym lekiem na te stany. No ale pomińmy ten aspekt.
O wiele ciekawsze wnioski nasuwają się gdy rozpracujemy zapis „extractum 200 K”. Czy jest owe tajemnicze extractum i owe 200 K (obecnie można spokać napis: dyznamizowane do 200K). Może o jakiś extrakt otrzymywany w temperaturze 200 stopni w skali Kelvina? Nic z tych rzeczy.
Francuska firma Boairon, która robi ogromne pieniądze na owym specyfiku, wydała pewną publikację omawiającą zasady działania oraz przygotowywania leków homeopatycznych. Jak się z niej dowiadujemy w homeopatii jest kilka rodzajów rozcieńczeń. Są rozcieńczenia dziesiętne (decy, oznaczane literką D) czy też setne (cent, oznaczane literką C, lub K). Są też dwa rodzaje uzyskiwania rozcięczenia. Jakie duże jest rozcięczenie 200 K? Wyjaśnijmy to na małym przykładzie.
Przykład 3.
Wyobraźmy sobie szklankę, w której mamy 99 ml wody. Do takiej wody wpuszczamy 1 ml wyciągu z serca i wątroby kaczki. Mieszamy, stukamy szklanką, trząchamy czy też nakładamy ręce celem jej potencjalizacji, energetyzacji. Osiągamy rozcięczenie czynnika leczącego (w tym wypadku cząstki naszej nieszczęsnej kaczki) 1:100. Tak wygenerowaną substancję (1 ml) przenosimy do nowej szklaneczki gdzie znów mamy 100 ml czystej wody. Mieszamy, stukamy itp. Wówczas osiągamy rozcięczenie już 100 razy mniejsze a więc 100x100 czyli 1:10000. Przenosząc miksturę do trzeciej szklanki rozcięczenie „leku” zmniejsza się o kolejne 100 razy czyli wynosi 1:1 000 000. W czwartej szklaneczce wyniesie 1:100 000 000 (jeden do stu milionów), w piątej szklaneczce 1:10 000 000 000 (jeden do dziesięciu miliardów!), a my osiągnęliśmy dopiero rozcięczenie 5 K a mamy dojść do 200 K. W końcówce osiągniemy rozcięczenie 1:1 0000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000 (jeden do ... jedynka i 400 zer!).
Jest to rozcięczenie tak wielkie, że przy nim trafienie 6 w Dużym Lotku jest miliardy miliardów bilionów razy łatwiejsze niż znalezienie choćby jednej cząstki (atomu) kaczki w Osscilllococinnium! Można użyć innego jeszcze porównania. Gdybym pojechał do Australii i do Oceanu wylał bym naparstek perfum. Następnie wrócił do Polski i nad Morzem Bałtyckim zaczerpną łyżeczką wody, to prawdopodobieństwo znalezienia tam choć jednego atomu tych perfum będzie tryliony bilionów razy większe niż znalezienia jednego atomu z kaczki w owym „leku”.
Tak więc mimo wielu zapewnień, świadectw i głosów także lekarzy o cudowności i wspaniałości specyfików homeopatycznych zaczynają budzić się wątpliwości (o których niestety zbyt mało się mówi).
Wątpliwość 1.
Co więc leczy w Osscillococinnium skoro nie ma tam ani jednego atomu czynnika leczącego poza białymi granulkami, które zawierają w sobie cukier (w 6. fiolkach jest 6 gram cukru)?
Homeopaci mają na to odpowiedź. Otóż z ich wywodów dowiadujemy się, że woda ma pamięć! Twierdzą, że w początkowej fazie rozcięczania stężenie czynnika leczącego jest duże i realne (np. 1:10 czy 1:100). Wówczas woda ujawnia swą pamięć, tzn. cząsteczki czynnika leczącego (w naszym przypadku kaczki) ocierają się, dotykają, obijają słowem mają fizyczny kontakt z atomami wody (czy innego podłoża, w którym są rozcięczane). Wówczas woda – dzięki procesowi dynamizacji – zapamiętuje właściwości lecznicze cząstek kaczki. Co z tego, mówią homeopaci, że w następnej fazie rozcięczeń ze szklanki do szklanki przenosimy już czystą wodę do czystej wody. Przecież przenoszona woda zapamiętała właściwości lecznice kaczki i przekazała je atomom wody z kolejnej szklanki! Ot epokowe odkrycie!
Wątpliwość 2.
No dobrze, przyjmijmy, że woda ma pamięć. Ale tu rodzi się wątpliwość: dlaczego pamięć wody jest taka wybiórcza? Bo przecież zanim woda znajdzie się w syropku homeopatycznym to wcześniej była w chmurach gdzie jest tyle zanieczyszczeń, padała na pola gdzie chodziły krówki (zostawiając coś po sobie), padała na pola gdzie jest dużo nawozów sztucznych itd. Dlaczego więc woda zapamiętała np. właściwości cząstek kaczki, a innych zanieczyszczeń, z którymi przecież się spotyka nie pamięta ni w ząb. Niektórzy homeopaci tłumaczą, że pamięć wody ujawnia się w momencie dynamizowania (potencjalizowania), a nie wcześniej. Widać dynamizowanie homeopatyczne budzi wodę z letargu!
Wątpliwość 3.
Jednak i to nie wyjaśnia wątpliwości ponieważ tu rodzi się następne pytanie. Mamy w fabryce „lek” homeopatyczny nadynamizowany. Ale teraz trzeba go jeszcze rozwieść po aptekach. W Polsce niestety drogi są jakie są. Auto rozwożące leki trzęsie się i podskakuje na koleinach, przejazdach kolejowych i tramwajowych, dziurach i łatach. Skąd więc „lek” homeopatyczny „wie”, że jedne trzęsiawki pochodzą np. z ręki homeopaty i tę energię należy brać pod uwagę, a inne pochodzą np. ze studzienek kanalizacyjnych będących w jezdni i energii nie trzeba brać pod uwagę???
Wątpliwość 4.
Przecież gdy biorę lek na ręka, czy też na łyżeczkę a następnie do ust to już znajdują się w nim miliony atomów obcych substancji (zanieczyszczeń z powietrza, naskórka ręki, metalu, opakowania leku itp. Dlaczego więc woda pamięta rzekome właściwości lecznicze atomów substancji, której w niej nie ma, a nie pamięta (nie bierze pod uwagę) wpływu milionów i miliardów atomów obcych substancji, które w niej są? Pytanie czy woda jest półgłówkiem nie wszystkiego nie pamięta? Czy może jest tak genialne, że sama wie wpływ których cząsteczek brać pod uwagę, a wpływ których odrzucić!
Wątpliwość 5.
Homeopaci mówią o potencjalizowaniu, energetyzowaniu, dynamizowaniu. Rodzi się kolejne już pytania o jaką energię (moc) tu chodzi? Czy jest to energia kinetyczna związana z ruchem, a może potencjalna. A może chodzi tu o energię magnetyczną, elektryczną, elektromagnetyczną (promieniowanie gamma, rentgenowskie, ultrafiolet, podczerwień, promieniowanie radiowe itd.)? Jak jest to energia?
Część homeopatów mówi tu o jakiejś energii kosmicznej, witalnej (życiowej). jednak gdy chcemy dopytać o naturę tej energii, sposób jej rozchodzenia się, oddziaływanie, źródło pochodzenia niestety poza ogólnikami i tzw. „bełkotem naukowym” niczego się nie dowiadujemy. Nieraz pytam: Skoro mówmy o energii kosmicznej czy może chodzi o promieniowanie słoneczne, kurpuskulne, wiatr słoneczny itp. Ale nic z tych rzeczy. Więc o jakiej energii (mocy) mówią i się posługują homeopaci???
Wątpliwość 6.
Procedura sporządzania leków homeopatycznych ociera się w wielu przypadkach o okultyzm i szamaństwo. Część leków jest sporządzana według specjalnych receptur z nakładaniem rąk czy innymi sposobami wzbudzania energii (mocy – jakich?). Niekiedy przypomina to zachowanie niektórych szamanów sporządzających specjalne mikstury, z którymi łączyli potrząsanie, zaklinanie czy wzywanie tajemnych mocy. Tak więc procedura niektórych leków nie ma nic wspólnego z osiągnięciami medycyny czy prawami, jakimi kieruje się farmacja przy sporządzaniu leków lecz bardziej z szamaństwem.
Stąd też niektórzy duszpasterze, egzorcyści czy nawet lekarze zaangażowania w głębszą formację chrześcijańską ostrzegają przed lekami homeopatycznymi, jako przed możliwością wpływu ukrytych sił wrogich człowiekowi. Część z nich mówi wprost o możliwości oddziaływania mocy złego ducha poprzez niektóre leki homeopatyczne.
Wątpliwość 7.
Są przykłady osób, które przez homeopatie wysłały by dziecko na śmierć. Młode małżeństwo miało dziecko przewlekle chore na alergie. Skontaktowali się z lekarzem homeopatą. Specjalne leki ze specjalnymi rozcięczeniami dla tego dziecka były przygotowywane. Wszystko rzecz jasna kosztowało, ale czegóż nie robi się dla kochanej osoby by mogła normalnie funkcjonować. Pewnej nocy wystąpił kaszel i duszność. Jak zawsze w takich przypadkach podali dziecku przepisany lek. Niestety duszności nie ustępowały, a wręcz się nasilały. Zadzwonili do swej prywatnej lekarki, która poleciła zwiększyć dawkę homeopatycznego specyfiku. Duszności nie ustępowały. Dziecko coraz ciężej oddychało, zaczęło sinieć. Na szczęście rodzice po raz kolejny nie dzwonili do owej homeopatki lecz szybko w samochód i do przychodni. Tam dziecko dostało zastrzyk rozkurczowy i zaczęło normalnie funkcjonować. Co by było gdyby dalej ślepo wierzyli w cudowną moc homeopatii?
Może ktoś powiedzieć, że w medycynie konwencjonalnej jest wiele błędów lekarskich. Ludzie nawet życiem przypłacają te błędy w diagnozie czy sposobie leczenia. Jednak zwróćmy uwagę, iż w tym przypadku mówimy o błędach w rozpoznaniu choroby czy złym dobraniu metod leczenia. To jest co innego. W Omawianym przypadku nie chodziło o błędne rozpoznanie choroby, była znana od lat. Zagrożenia dla życia dziecka nie wynikało także ze złego określenia rodzaju czy ilości „leku” homeopatycznego. Jakikolwiek „lek” czy też manipulowanie jego dawkami doprowadziło by do śmierci, gdyż zwykła woda czy cukier czy jakiekolwiek zielarstwo rozcięczone miliony czy biliony razy w takim przypadku byłoby nie skuteczne. W naszym przypadku zagrożenie leżało w samej naturze „leków” homeopatycznych, które lekami nie są!
Rzecz jasna wszystkie formy homeopatyczne zabezpieczają się w takich sytuacjach i nie ponoszą żadnej odpowiedzialności prawnej. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Dołączają bowiem napis na ulotce by przed przyjęciem „leku” skontaktować się z lekarzem lub skonsultować z farmaceutą.
O co więc chodzi w homeopatii?
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to … już wiadomo o co chodzi. Niektórzy zauważają, że przyczyna żywotności homeopatii leży w tym, że tanie substancje, sprzedawane w największym rozcieńczeniu jako drogie leki, przynoszą wysokie zyski.
Koszt wyprodukowania „leków” homeopatycznych jest przeważnie żaden. Np. wspomniane Ossccilococinium w myśl polskiego prawa nie jest żadnym lekiem. Nie ma go w wykazie leków dopuszczonych na rynku polskim, a wykaz ten zawiera kilkaset stron. Składa się, jak zaznaczyliśmy wyżej, ze zwykłego cukru (6 gram). Nie wymaga więc klinicznych badań, testów na zwierzętach, ludziach co wiąże się z latami i milionami dolarów by móc wprowadzić lek na rynek. Podobnie jak nie wymaga się wieloletnich badań nad herbatą ziołową (mięta, szałwia), czy wprowadzeniem bochenka chleba do sklepu (poza badaniami standartowymi na zawartość metali ciężkich itp.). Tak więc skoro lek homeopatyczny jest tani w produkcji (6 gram cukru + kartonik papierowy opakowania i plastikowe fioleczki), to zysk z jego sprzedaży wynosi kilka tysięcy procent!!! Jeżeli 6 gram cukru w opakowaniu kosztuje 50 gr może złotówkę a sprzedaje się za 10 czy 12 zł więc łatwo obliczyć sobie przebitkę, jaką uzyskuje firma, szczególnie że są to leki sprzedawane w ogromnych ilościach.
Czy można kupować i zażywać leki homeopatyczne?
...
beakopec