O godność polską wobec.doc

(53 KB) Pobierz
O godność polską wobec

O godność polską wobec

 

 

ks. prof. Czesław Bartnik

 

 

  Zanika dawne poczucie godności, dumy, honoru, wspaniałości i niezależności duchowej Polaków, które przejawiły się choćby w roku 1939. Dziś w naszym społeczeństwie niespostrzeżenie, zwłaszcza od zniewolenia sowieckiego, kształtuje się coś z postawy służalczej, niewolniczej, pachołkowatej i podstępnej, co przyszło do nas zapewne z kultury rosyjsko-sowieckiej i judaistycznej. Postawa taka ostatnio rozwinęła się u nas wyraźnie, i to nie tylko w życiu świeckim, ale i kościelnym. Polak zatraca poczucie szlachetnej godności. Występuje to zjawisko nie tylko u jednostek, ale i w wymiarze ogólnym, stając się postawą "państwową". Nie piętnuję tu ducha komunistycznego jako takiego, który wabi ludzkość od początku, ale prawdziwą przewrotność widzę w marksizmie i sowietyzmie.

 

 

1. Wobec Unii Europejskiej

 

Bez względu na to, czy nasze ewentualne wejście do UE byłoby słuszne czy nie i do jakiej Europy, o jakich kształtach - Europy ojczyzn czy do Europy jako jednego państwa - determinacja i nachalność naszych euroentuzjastów i polityków zdradza cechy służalcze i żebracze wobec Unii. Tymczasem przyjęcie nas do UE nigdy nie będzie dziełem "historycznym", choć właściwie nie o łaskę tu chodzi, lecz raczej o jakiś wyższy handel: jedni chcą Polskę sobie kupić, drudzy chcą ją sprzedać z niejasnych powodów. Przy tym tamte narody zostawią swoje państwa nietknięte, a my będziemy musieli wyrzec się swego państwa albo zostawić kadłubowe. Niepokojące jest takie pchanie się do sieni UE na sposób żebraczy w sytuacji, gdy tamte społeczeństwa raczej nas nie chcą, a władze unijne i usługujące im rządy "tak bardzo nas pragną". Przy tym - jak starzy nauczyciele - musztrują, upominają, besztają i naszych negocjatorów raz po raz przepędzają jak namolnych żebraków, a ci mówią, że "deszcz pada" i znowu pukają do bram raju. To wszystko nas, Polaków, bardzo upokarza. Czy negocjatorzy i władze nie widzą tego? Nie czują ducha polskiego, polskiej godności? Nam nie trzeba tortów europejskich, jeśli mamy pójść w niewolę!

Może kiedyś, gdyby Polska umocniła się gospodarczo i duchowo, takie pełne i ścisłe (choć bez tworzenia jednego państwa!) związanie się z Europą Zachodnią byłoby korzystne i dla nas, i dla niej. Ale obecnie nie zamierzamy śpiewać pogańskiej "Ody do radości" głodni i obdarci, choć zaczynają to już robić niektórzy Kaszubi. W obecnej sytuacji jesteśmy na pozycji bankruta, z winy Niemców i marksizmu, a także z winy zachodniego liberalizmu, który powoli niszczy całą Europę gospodarczo i społecznie. A my się tam pchamy prawie bezwarunkowo. Niektórzy mówią, nawet duchowni, że mimo wszystko nawet przez formalne wejście do UE uratujemy naszą gospodarkę. Jednak już przykład dawnego NRD pokazuje, że tak nie będzie. Niemcy wrócili do Niemców, wszystko ich łączyło oprócz ustroju i poziomu gospodarczego, a jednak na obszarze b. NRD dzieje się nie tak, jak się spodziewano i wielu żałuje, że w ogóle doszło do zjednoczenia. Oznacza to, że proces zjednoczeniowy Europy jest niezwykle skomplikowany i nie wierzymy, żeby go dobrze zrozumieli sami ideologowie i politycy europejscy. Proces ten musi być mocno zakorzeniony w całych narodach, państwach, kulturach i gospodarkach. I ma, jak każdy wielki proces historyczny, wiele tajemnic w sobie. Toteż Polska nie może być lekkomyślnym ryzykantem.

 

 

2. Służalczość gospodarcza

 

Od dawna bardzo nas niepokoją przejawy uległości naszych rządów niemal we wszystkich kwestiach gospodarczych: sprzedaż ziemi - przeważnie na drodze przekrętów prawnych; "prywatyzacja" naszych zakładów, firm, przedsiębiorstw i całych branż przemysłowych - bez należytych zabezpieczeń i z domyślną zgodą na ich zniszczenie po krótkim czasie; dopuszczenie do paraliżu naszego handlu; marnowanie naszego przemysłu cukrowniczego; rezygnacja z polskiego przemysłu zbrojeniowego pod wpływem sugestii amerykańskiego lobby żydowskiego; rozwalenie naszego przemysłu lotniczego, stoczniowego, hutniczego, węglowego, włókienniczego i innych; zgoda na 22-proc. VAT w budownictwie, które jest u nas w stanie zapaści; utrzymywanie bezcłowego lub preferencyjnego importu produktów; miękkie stanowisko w sprawach limitów produkcyjnych; nieustanne zwalnianie obcych bogatych firm od podatków; sprzedaż obcym sektora energetycznego; dopuszczanie do malwersanckich transakcji - jak w przypadku gazu rosyjskiego; oddawanie sprawy korytarza kaliningradzkiego do decyzji władz UE i inne. Czy Polska musi być w tym wszystkim na kolanach? Biznesmeni zagraniczni nie są bynajmniej aniołkami ani Świętymi Mikołajami, lecz ludźmi twardego interesu, przeważnie bezwzględnymi, a niekiedy nawet drapieżnymi.

Liberałowie polscy powiadają: nieważne, kto jest właścicielem kapitału, banku, ważny jest sam kapitał, oby tylko do Polski napływał! "Kpi czy o drogę pyta" - mawiali nasi ojcowie. Zakłada się chyba, że Europa jest już jednym państwem i jednym narodem. Może w wielkich, zasobnych krajach nie gra roli, czy dany koncern jest własnością Niemca, Rosjanina, Żyda, Japończyka czy Palestyńczyka, ale w Polsce, jeśli ktoś zakupi jakiś nasz jedyny zakład w jakiejś specjalności i doprowadzi do jego zamknięcia lub obejmie bank, który następnie nie pożycza Polakom, a pieniądze inwestuje w Ameryce, to właściciel kapitału ma istotne znaczenie. Ci, co mówią inaczej, są naiwnymi kosmopolitami - albo po prostu zdrajcami Polski.

Szczególna służalczość przejawia się w sprawach wsi polskiej. Nie dość, że wieś jest skazana na zagładę, chłopi polscy na wymarcie - na co rządy nasze zdawały się godzić - to jeszcze władze nasze śmią mówić, że UE jest całą nadzieją wsi polskiej. Dobrym przykładem jest Fundusz SAPARD. Mówi się chłopom, że przyjdą z Zachodu miliony, a może i miliardy euro na zagospodarowanie wsi, na jej reformę i rozbudowę dróg. Ale nie mówi się, że to będzie realne dopiero za parę lat i to tylko w kilku procentach, że wpierw trzeba będzie spisać kilka pociągów papierów biurokratycznych, no i... wyłożyć własne pieniądze, wówczas włączą się pieniądze z Funduszu, które na końcu trzeba będzie zwrócić, jeśli dana inwestycja w Polsce nie stanie się w międzyczasie własnością jakiegoś bauera z Niemiec. Trzeba też zauważyć, że wielką część owych euro "zorganizują" sobie po drodze urzędnicy zagraniczni, przysłani do nas jako rzeczoznawcy i doradcy, a także i nasi. Skąd u "inteligentów" taka tendencja traktowania chłopa jak idioty? Z literatury żydowskiej? Tym inżynierom zachodnim i prozachodnim coś się w głowach pomieszało. PSL miało całą sytuację wsi mocno poprawić, ale jego władze raczej prą do UE jeszcze bardziej służalczo, jakby PSL stanowiło pomocniczy wydział SLD. Nawet już nic nie słychać o zaostrzeniu warunków wykupu ziemi polskiej. Czyżby i PSL chciało pójść do bauerów niemieckich w Polsce za parobków?

 

 

3. Smutne pozycje budżetowe

 

Większość orientacji politycznych protestuje od początku przeciwko niskim nakładom budżetowym na wojsko, policję, oświatę, naukę, badania naukowe, na kulturę (choć ta jest ciągle jeszcze ateistyczna) itd. Protesty nie odnoszą żadnego skutku, a raczej nakłady owe jeszcze maleją. Czyżbyśmy już byli pod władzą kolonizatorską? Niewątpliwie chodzi o celowe ograniczenie rozwoju kultury polskiej, świadomości polskiej, a nawet rozwoju Narodu Polskiego.

Po tej służalczej linii idą: jakieś pętanie nauki polskiej, dalsze niedopuszczanie do głosu obiektywnej historii o Polsce, sterowanie światem nauki przez głupawe amerykańskie techniki: akredytacje, rankingi szkół i uniwersytetów, podporządkowywanie naszych czasopism naukowych "liście filadelfijskiej", pilnowanie "poprawności politycznej" (np. żeby nie było nic pozytywnego o narodzie), dotowanie centralne tylko tematów "poprawnych", wprowadzanie oceniania profesorów przez studentów (także tępych i leniwych...). Wszystko to godzi w jakimś stopniu w wolność kultury, w wielonurtowość rozwoju myśli, w serce nauk humanistycznych, w godność pracownika nauki, a także służy do rugowania ze świata nauki ludzi odważnych, oryginalnych, prawych, wszystkich, którzy nie chcą być sługami ideologii liberalistyczno-masońskiej. Już nie wspomnę o oświacie i szkolnictwie, które średnio raz w roku są "reformowane", jakby zapanował jakiś wirus zmienności.

 

 

4. Zabijająca biurokracja

 

Powoli z całego kraju robi się jakaś "ziemia biurokratyczna", zasłana papierami i komputerami, z norami dla urzędników. Nie da się żyć. Owi niedoważeni ludzie chcą wielką biurokrację zafundować nawet rolnikom polskim. Oszaleli? Wyobrażają sobie, że rolnik - zamiast pracować na polu - będzie pisał papierki, grzebał w internecie i dawał całodobowe sprawozdania. "Euroludy" nie mogą zrozumieć, że Polaków cechuje swoboda, spontaniczność, fantazja, pomysłowość, ruchliwość, oryginalność. Między nami a Germanami są nie tylko różnice materialne, ale i osobowościowe. Nie da się nas zamknąć w jakiejś jednej klatce. Oczywiście, mamy i złe cechy. Wielka liczba katastrof drogowych wynika w znacznej mierze także z niefrasobliwej fantazji ułańskiej, nie mówiąc już o "jednym". Trzeba wiedzieć o emocjonalizmie słowiańskim! Bądźmy realni. Znam wielu młodych księży polskich: szlachetnych, odpowiedzialnych, społecznych, ale auta prowadzą z szybkością, jaka tylko możliwa. Upominasz go, przyzna ci rację, westchnie do Matki Bożej i za 10 minut znowu rwie 140 km/godz. ...

Chcę powiedzieć, że Polak - gdyby doszło do utworzenia jednego państwa z UE - nie zniesie owej skorupy zachodniej ani chorobliwego dyktatu zachodniego: prawnego, politycznego, obyczajowego, gospodarczego, jaki władze "Eurogermanii" myślą nam narzucić. One chcą Polakowi dyktować: co ma jeść, jak się ubierać, co śpiewać, jak myśleć, w co wierzyć... no i jak służyć "nadludziom". Niestety, w gospodarce, polityce i kulturze - z przyzwoleniem naszych kolejnych karłowatych rządów - zostaliśmy już w znacznej mierze zniewoleni przez Zachód.

 

 

5. Zło duchowe liberalizmu

 

Liberalizm jako kierunek ogólny może mieć pewne wartości dla społeczeństw duszących się w żelazie, betonie, ropie i technice oraz w strukturach już ustabilizowanych, choć dziś już i tam rośnie bezrobocie, rozwarstwienie społeczne, pustka duchowa, przestępczość, rozkład moralny. Wszakże w krajach postkomunistycznych, gdzie zawaliły się podstawowe struktury: religia, etyka, tradycja, prawo, poczucie godności , liberalizm pogłębia ten chaos radykalnie. Bywa on tu pojmowany jako wolność bezkarnego grabienia, kradzieży, oszukiwania, gnębienia innych, mordowania. Przeciwstawiony religii jest przeciwny zarazem etyce, wyższym wartościom i podstawowym prawom społecznym. Skutkuje to kompletnym chaosem, dżunglą, gangsterstwem, rozbojami i ogromną bezczelnością wszelkich zachowań. W rezultacie dziczeje nawet skądinąd zwarte społeczeństwo katolickie. I tak ten, kto chce być u nas politykiem liczącym się, często, niestety, przyłącza się do masonerii, postkomunistów lub lobby żydowskiego.

 

 

6. Liberalizm zagrożeniem dla samorządów

 

Liberalizm, który powoli przenosi się z wyższych pięter budowli globalistycznej do niższych, zagraża w dużej mierze także życiu samorządowemu. W teorii samorządy terenowe winny sprzyjać wolności obywatelskiej i w Polsce XIX-wiecznej były namiastką naszej suwerenności. Wychodziły w ogóle względnie dobrze właśnie w kontekście mocnych struktur religijnych i etycznych, jakimi były: dla Anglików - anglikanizm, dla Niemców - protestantyzm, dla Rosji - prawosławie, dla cesarstwa austro-węgierskiego - katolicyzm. A dla Polaków? Też w XIX wieku i na początku XX katolicyzm stanowił dla nas niekwestionowany miernik wolności i prawa. Dlatego każdy katolik nie musiał być pilnowany, czy nie kradnie lub nie defrauduje pieniędzy, także samorządowych. Jednak, niestety, ta podpora katolicka upadła w życiu publicznym po roku 1944. Potęga i wszechmoc państwa ateistycznego złamały ten kanon godności i uczciwości katolickiej Polaka. Co gorsza, po 1989 roku nadal czynią to samo postkomuniści, masoni, lobby filosemickie oraz "katolicy prywatni" ruchów katolików świeckich, do których dołączają po trochu wszystkie zgromadzenia zakonne. Dlatego nawet na terenie "katolickiej Polski" rozwinęła się społeczna i moralna dżungla, walka o władzę i pieniądze, duch egoistyczny oraz narodowa i religijna zdrada.

Przede wszystkim cierpimy na wyraźny brak odpowiednich ludzi, warunków finansowych i kulturowych oraz odpowiedniego, skutecznego prawodawstwa. Nieraz rady samorządowe nie mają żadnego poczucia godności polskiej i uczciwości, toczą między sobą zażarte walki, robią przekręty finansowe, zbierają się w różne grupy, układy i kliki, wiążą się interesownie z partiami politycznymi, pobierają wielkie gaże za nic, następuje urzędnicze "wysferzenie się", no i czasami część pieniędzy publicznych gdzieś się "zapodziewa". Tego wszystkiego nie ureguluje żadne prawo publiczne. Decyduje człowiek. Owszem, ujawniło się bardzo wielu ludzi godnych, szlachetnych i altruistycznych, ale jest ich na całą Polskę za mało. Wielu z nich brakuje doświadczenia, wiedzy i chęci współpracy ze strony społeczeństwa. Dla samorządowych stanowisk i rad nie ma jednego spoiwa - pojęcie dobra wspólnego jest w naszych czasach niezrozumiałe, a zależność od oszustw, aferzystów i ignorantów społecznych zbyt duża. Mówi się, że w sferze samorządowej powinien panować dialog i współpraca (S. Wójcik), ale zbyt często chodzi o własne partykularne cele, zyski, urządzenie się w życiu i zdobycie przewagi nad przeciwnikami.

A zatem i na skalę całego społeczeństwa, i na skalę regionalną trzeba powstrzymywać rozkładowy i nieodpowiedzialny liberalizm: amoralny, błędny gospodarczo i społecznie, egoistyczny. Idea nieokreślonej "wolności" (libertas) jest w nim celowo przeciwstawiona chrześcijańskiej miłości bliźniego i miłości społecznej. W istocie stanowi tylko zasłonę dymną dla walki z drugim człowiekiem: o władzę, pieniądz, posiadanie, przyjemności życiowe. W Polsce trzeba nam rozwijać personalizm społeczny w pełnej solidarności życia, świata, pracy i losu. W UE i Ameryce zaczyna się już wielki kryzys gospodarczy i duchowy: okrutny imperializm banków, rozwarstwienie socjalne na miliarderów i nędzarzy, straszliwa korupcja i afery, pustka duchowa, brak wyższych wartości, sprowadzenie człowieka do poziomu zwierzęcia, nihilizm, rozpasanie seksualne, okrucieństwo, bezrobocie i zażarta walka na każdym odcinku.

Wydaje się, że narody Europy Zachodniej już przekwitają i ich kraje będą z konieczności zalewane przez imigracje z Afryki, Azji, a może i Europy Środkowej i Wschodniej. Narody, niestety, nie są wieczne wbrew naszym marzeniom i poezji. I jest takie prawo historii, że im wyżej technicznie i cywilizacyjnie stoją jakieś narody, tym szybciej degenerują się biologicznie. Relacje między biologią a techniką są ogromnie skomplikowane. Faktycznie nie ma już narodów: sumeryjskiego, akkadyjskiego, egipskiego, babilońskiego, staroperskiego, rzymskiego... A tak znaczący naród francuski powstał ze zmieszania się Celtów i germańskich Franków. Aborcja, eutanazja, hedonizm, demoralizacja, rozwiązłość seksualna, aspołeczność, egoizm, materializm, ateizm, brak dyscypliny i ascezy, homoseksualizm - to oznaki, że dziś wielkie narody zachodnie zaczynają się kończyć również biologicznie. Żywot swój mogą sobie przedłużyć tylko przez przyjęcie do siebie nowych żywiołów ludzkich. Mógłby je wesprzeć jeszcze zdrowy katolicyzm, głównie przez moc ducha, wysoką etykę i nadanie życiu najwyższych treści, jednak one zdają się tracić zmysł nie tylko samozachowawczy, ale i religijny. W każdym razie narody zachodnioeuropejskie nie mogą pogodzić trzech kolidujących procesów: rozwoju techniki, rozkładu duchowo-moralnego i powstrzymywania coraz mocniej napierających fal emigrantów.

Nie piszę nic przeciwko ludziom, lecz tylko o sprawach - niekiedy drażliwych i bolesnych - wspólnych wszakże wszystkim Polakom i Europejczykom.

 

ks. prof. Czesław Bartnik

 

 

5

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin