Dostojewski, Fiodor - Gracz.txt

(292 KB) Pobierz
tytu�: "GRACZ" POWIE�� (z notatek m�odzie�ca)
autor: FIODOR DOSTOJEWSKI
PRZE�O�Y� W�ADYS�AW BRONIEWSKI
tytu� orygina�u: "�IGROK"

Ok�adk� i obwolut� projektowa� TADEUSZ PIETRZYK
Opracowanie typograficzne WAC�AW WYSZY�SKI
(c) Copyright for the Polish edition by Pa�stwowy Instytut
Wydawniczy, Warszawa 1955, 1957, 1964. ISBN 83-06-00889-8

ROZDZIA� PIERWSZY
Wr�ci�em wreszcie po dwutygodniowej nieobecno�ci. Cale nasze towarzystwo ju� od trzech dni by�o w Ruletenburgu.1 My�la�em, �e B�g wie jak na mnie czekaj�, jednak omyli�em si�. Genera� mia� min� niezwykle swobodn�, rozmawia� ze mn� wynio�le i odes�a� mnie do siostry. By�o oczywiste, �e dostali sk�d� pieni�dzy. Zdawa�o mi si� nawet, �e genera� spogl�da na mnie z pewnym zawstydzeniem. Maria Filipowna by�a niezwykle zak�opotana i m�wi�a ze mn� uprzejmie; pieni�dze jednak wzi�a, przeliczy�a i wys�ucha�a ca�ego mojego sprawozdania. Na obiedzie mieli'by� Mieziencow, Francuzik i jeszcze jaki� Anglik; jak tylko s� pieni�dze, zaraz proszony obiad; po moskiewska. Polina Aleksandrowna, zobaczywszy mnie, zapyta�a: dlaczego tak d�ugo? i nie doczekawszy si� odpowiedzi, odesz�a dok�d�. Rozumie si�, zrobi�a to naumy�lnie. Musz� si� jednak wyt�umaczy�. Nazbiera�o si� wiek rzeczy do om�wienia. Przeznaczono mi ma�y pokoik na trzecim pi�trze hotelu. Tutaj wszyscy wiedz�, �e nale�� do �wity genera�a. Wida� ze wszystkiego, �e zd��yli jednak da� si� pozna�. Genera�a wszyscy uwa�aj� tutaj za niezmiernie bogatego rosyjskiego magnata. Ju� praed obiadem, po�r�d innych polece�, zd��y� da� mi do zmiany dwa tysi�cfrankowe banknoty. Rozmieni�em je w kantorze hotelowym. Teraz b�d� na nas patrze� jak na milioner�w, przynajmniej przez ca�y tydzie�. Chcia�em zabra� Misze i Nadi� i p�j�� z nimi na spacer, ale gdy byli�my 869

ju� na schodach, wezwano mnie do genera�a, kt�ry uzna� za stosowne dowiedzie� si�, dok�d je zaprowadz�. Ten cz�owiek stanowczo nie mo�e mi patrze� w oczy; nawet bardzo by chcia�, ale za ka�dym razem odpowiadam mu takim uporczywym, czyli pozbawionym uszanowania spojrzeniem, �e to go jakby zbija z tropu. W napuszonym przem�wieniu, pakuj�c jedno zdanie na drugie, a wreszcie ca�kiem si� pl�cz�c, da� mi do zrozumienia, �ebym spacerowa� z dzie�mi gdzie� daleko od kasyna, w parku. W ko�cu, zupe�nie zirytowany, doda� ostro: "Bo jeszcze got�w je pan zaprowadzi� do kasyna, na ruletk�. Niech mi pan wybaczy - doda� - ale wiem, �e jest pan jeszcze do�� lekkomy�lny i mo�e zdolny do hazardu. W ka�dym b�d� razie, chocia� nie jestem pa�skim mentorem, a nawet nie chc� bra� na siebie tej roli, mam prawo �yczy� sobie, �eby pan, �e tak powiem, mnie nie skompromitowa�..." - Ale� ja nawet nie mam pieni�dzy - odpowiedzia�em spokojnie-�eby przegra�, trzeba je posiada�. - Pan je natychmiast otrzyma-odpowiedzia� genera�, troch� si� czerwieni�c, poszuka� w biurku, sprawdzi� w ksi��ce i okaza�o si�, �e nale�y mi si� oko�o stu dwudziestu rubli. - Jak�e my si� rozliczymy - zacz�� - trzeba przeracho-wa� na talary. Ot, niech pan we�mie okr�g�e sto talar�w, reszta, rzecz prosta, nic przepadnie. Przyj��em pieni�dze w milczeniu.
- Prosz� bardzo, niech si� pan nie obra�a za to, co powiedzia�em, pan jest taki obra�liwy... Je�eli zwr�ci�em panu uwag�, to dlatego, aby, �e tak powiem, ostrzec pana, a ju� do tego, rozumie si�, posiadam pewne prawo... Przed obiadem, wracaj�c z dzie�mi do domu, spotka�em ca�� kawalkad�. Nasze towarzystwo wyje�d�a�o ogl�da� jakie� ruiny. Dwa cudowne powozy, wspania�e konie! Mademoiselle Blanche w jednym powozie z Mari� Filipown� i Polin�; Francuzik, Anglik i nasz genera� konno. Przechodnie stawali i przygl�dali si�; efekt by� osi�gni�ty; ale genera�owi to na sucho nie ujdzie. Obliczy�em, �e z czterema tysi�cami frank�w, kt�re przywioz�em, dodaj�c do tego to, co widocznie zdo�ali wydosta�, maj� teraz jakie� siedem albo osiem tysi�cy frank�w; to za ma�o dla m-Ue Blanche. M-lle Blanche r�wnie� zatrzyma�a si� w naszym hotelu, razem z matk�; i Francuzik jest r�wnie� gdzie� tutaj. Lokaje 870
tytu�uj� go "Af-r le comte", a matk� m-Ue Blanche - "M-me la comtesse";* c�, mo�e naprawd� s� comte et comtesse. Wiedzia�em z g�ry, �e m-r le comte nie pozna mnie, kiedy si� spotkamy przy obiedzie. Genera�owi, naturalnie, nawet by nie przysz�o na my�l zapozna� nas albo cho�by tylko mnie jemu przedstawi�; a m-r le comte sam bywa� w Rosji i wie, jaki to ma�y ptaszek, to, co oni nazywaj� outchitel.** Zreszt�, zna mnie bardzo dobrze. Ale musz� si� przyzna�, �e na obiad przyszed�em nieproszony; zdaje si�, �e genera� zapomnia� wyda� odpowiednie polecenie, inaczej z pewno�ci� odes�a�by mnie, bym zjad� przy tobie d'h�te. Zjawi�em si� sam, tote� genera� spojrza� na mnie z wyrazem niezadowolenia. Poczciwa Maria Pilipowna natychmiast wskaza�a mi miejsce; lecz spotkanie z mister Astleyem wybawi�o mnie z k�opotu i mimo woli zacz��em nale�e� do ich towarzystwa. Tego dziwnego Anglika spotka�em najpierw w Prusach, w wagonie, gdzie siedzieli�my naprzeciwko siebie, gdy dogania�em nasze towarzystwo; p�niej zetkn��em si� z nim wje�d�aj�c do Francji, wreszcie w Szwajcarii; w ci�gu tych dw�ch tygodni dwa razy - i oto teraz spotka�em go nagle w Ruleten-burgu. Nigdy w �yciu nie widzia�em cz�owieka bardziej nie�mia�ego; jest nie�mia�y a� do �mieszno�ci i naturalnie wie o tym, bo jest ca�kiem nieg�upi. Zreszt�, jest bardzo mi�y i �agodny. O�wiadczy� mi, �e by� tego lata na Przyl�dku P�nocnym i �e mia�by wielk� ochot� by� na jarmarku w Ni�nim Nowgorodzie. Nie wiem, w jaki spos�b zapozna� si� z genera�em; zdaje si�, �e jest bezgranicznie zakochany w Polinie. Kiedy wesz�a, a� si� zarumieni�. By� bardzo zadowolony, �e przy stole usiad�em obok niego, i, zdaje si�, uwa�a mnie ju� za swojego serdecznego przyjaciela. Przy stole Francuzik nadzwyczaj zadziera� nosa; do wszystkich odnosi� si� lekcewa��co i z g�ry. A w Moskwie, pami�tam, gada� g�upstwa. Ogromnie du�o m�wi� o finansach i o polityce rosyjskiej. Genera� niekiedy o�miela� si� oponowa�- lecz skromnie, tyle tylko, �eby nie utraci� do reszty powagi. By�em w dziwnym usposobieniu. Rozumie si�, nim min�a po�owa obiadu, zd��y�em zada� sobie moje zwyk�e pytanie: * "Panie hrabio" (...) "Pani hrabino" �* Wyraz roiyjiki w transkrypcji ftancmkiej: uczititi, nauczyciel.

"Po co ja si� w��cz� z tym genera�em i dlaczego ju� dawno ich nie rzuci�em?" Z rzadka spogl�da�em na Polin� Aleksandro-wn�, kt�ra zupe�nie nie zwraca�a na mnie uwagi. Sko�czy�o si� na tym, �e rozz�o�ci�em si� i postanowi�em nagada� im g�upstw. Zacz�o si� od tego, �e nagle, ni st�d, ni zow�d, g�o�no i nie pytany wmiesza�em si� w cudz� rozmow�. Najwi�ksz� ochot� mia�em pok��ci� si� z Francuzikiem. Zwr�ci�em si� do genera�a i nagle, ca�kiem g�o�no, a nawet chyba przerywaj�c mu, zauwa�y�em, �e tego lata Rosjanie prawie nie mog� sto�owa� si� w hotelach, przy tobie cPhote. Genera� utkwi� we mnie zdziwione spojrzenie. - Je�li kto� si� szanuje - ci�gn��em dalej - niew�tpliwie narazi si� na wymy�lania i b�dzie musia� znosi� niezwykle dotkliwe docinki. W Pary�u i nad Renem, nawet w Szwajcarii, przy tobie d'h�te bywa tylu Potoczk�w i wsp�czuj�cych im Francuzik�w, �e nic mo�na si� nawet odezwa�, je�eli si� jest Rosjaninem. Powiedzia�em to po francusku. Genera� patrzy� na mnie ze zdumieniem, nie wiedz�c, czy si� ma rozgniewa�, czy tylko zdziwi�, �e si� tak zapomnia�em. - To znaczy, �e kto� panu pewno da� nauczk� - powiedzia� Francuzik lekcewa��co i wzgardliwie. - W Pary�u najpierw pok��ci�em si� z pewnym Polakiem - odpowiedzia�em - p�niej z pewnym oficerem francuskim, kt�ry trzyma� stron� Polaka. A p�niej ju� cz�� Francuz�w przesz�a na moj� stron�, kiedy im opowiedzia�em, jak chcia�em naplu� w kaw� monsignorowi. - Naplu�? - zapyta� genera� z ogromnym zdumieniem i nawet ogl�daj�c si�. Francuzik przypatrywa� mi si� niedowierzaj�co. - Tak jest - odpowiedzia�em. - Poniewa� przez ca�e dwa dni by�em przekonany, �e trzeba b�dzie w naszej sprawie wyjecha� na chwil� do Rzymu, poszed�em do kancelarii poselstwa ojca �wi�tego2 w Pary�u, �eby zawizowa� paszport. Tam przyj�� mi� ksi�yna mo�e pi��dziesi�cioletni, osch�y, o ch�odnym wyrazie twarzy, i wys�uchawszy mnie uprzejmie, ale nadzwyczaj oschle, poprosi�, �ebym poczeka�. Chocia� mi si� �pieszy�o, ale, naturalnie, usiad�em, wyci�gn��em "L'0pinion Nationale"3 i zacz��em czyta� najokropniejsze wymy�lania na KT>
Rosj�. Podczas tego s�ysza�em, jak przez s�siedni pok�j kto� wszed� do monsignora; widzia�em, jak m�j ksi�dz si� uk�oni). Zwr�ci�em si� do niego, powtarzaj�c moj� pro�b�; jeszcze bardziej oschle zn�w mnie poprosi�, �ebym poczeka�. Wkr�tce potem wszed� jeszcze kto�, interesant-jaki� Austriak; wys�uchano go i natychmiast zaprowadzono na g�r�. Wtedy zrobi�o mi si� bardzo przykro. Wsta�em, podszed�em do ksi�dza i powiedzia�em mu tonem zdecydowanym, �e je�eli mon-signore przyjmuje, to mo�e i mnie za�atwi�. Ksi�dz nagle odskoczy� ode mnie z nies�ychanym zdziwieniem. By�o dla niego po prostu niepoj�te, �e jaki� n�dzny Moskal �mie por�wnywa� si� z go��mi monsignora. Najbezczelniejszym tonem, jakby ciesz�c si�, �e mo�e mnie upokorzy�, zmierzy� mnie od st�p do g��w i krzykn��: "Czy pan s�dzi, �e monsignore dla pana odejdzie od swojej kawy?" Wtedy i ja krzykn��em, ale jeszcze g�o�niej ni� on: "Wiedz pan, �e ja pluj� na kaw� pa�skiego monsignora! Je�eli pan natychmiast nie za�atwi formalno�ci z moim paszportem, p�jd� wprost do niego." "Co! Wtedy, gdy u niego jest kardyna�!"-zawo�a� ksi�yna, cofaj�c si� przede mn� w przera�eniu, podbieg� do drzwi i rozkrzy�owal r�ce, daj�c do zrozumienia, �e raczej umrze, ni� mnie wpu�ci. Wtedy odpowiedzia�em, �e jestem heretykiem i barbarzy�c�, ,�neje suis her�tique et barbare" i �e wszyscy ci arcybiskupi, kardyna�owie, monsignorzy itd., itd. - nic mnie nie obchodz�. S�owem, da�em pozna�, �e nie ust�pi�. Ksi�dz popatrzy� na mnie z niezmiern� z�o�ci�, potem porwa� m�j paszport i zani�s� go na g�r�. Po chwili paszport by� ju� zawizowany. Oto on, czy ma kto� z pa�stwa ochot� zobaczy�? - Wyci�gn��em paszport i pokaza�em rzymsk� wiz�. - Pan jednak... -zacz��...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin