Meissner Janusz - Kapitan siedmiu mórz.pdf

(809 KB) Pobierz
Janusz Meissher
Janusz Meissner
KAPITAN SIEDMIU
MÓRZ
112305198.001.png 112305198.002.png
S/ t 1 Samson wychodzi w morze
1
Dominik Pieluch, szturman trawlera 2 rybackiego Samson, stał swoją ostatnią wachtę 3
w sterówce i patrzył w stronę Gdyni, którą było już widać coraz wyraźniej pod lekkim nawi-
sem dymu i pyłu rozciągającego się wielką ławicą w chłodnym, nieruchomym powietrzu.
Mrużył oczy od słońca i raz po raz poprawiał czapkę, drapiąc się pod siwą jak popiół czupry-
ną. Był tęgi, lecz nie tłusty: krzepki, jak niski rozrośnięty pniak. Twarz miał poważną, może
nawet pochmurną, okoloną rzadko golonym zarostem i wielkie, zwisające brwi nad jasnonie-
bieskimi, wyblakłymi oczyma o zaczerwienionych od wiatru spojówkach. Miał lat sześćdzie-
siąt pięć, ale był jeszcze w pełni sił i zdrowia. Od pół wieku pracował na morzu, a od pięć-
dziesiątego roku życia zastępował kolejno kilku szyprów 4 , przeważnie Holendrów, jako
Szturman na różnych trawlerach.
Nigdy nie przychodziło mu do głowy, że sam mógłby otrzymać dowództwo: nie był
ani Holendrem, ani nawet Niemcem czy Duńczykiem, a tylko tacy szyprowie dowodzili przed
wojną trawlerami w Gdańsku, w Pucku, a później także w Gdyni. Nawet stary Martens, choć
uważał się za Polaka, pochodził przecież ze Szlezwiku.
Pieluch poznał Martensa chyba przed dwudziestu pięciu laty. Wtedy gdy został bos-
manem i ożenił się. I właśnie Martensowi zawdzięczał także awans na szturmana. Potem roz-
stali się na dobrych kilka lat, potem była wojna i okupacja, aż wreszcie znów zeszli się na
Samsonie.
A teraz Martens już nie żył. Dominik pochował go daleko, na północ od łowiska Tail
End, na kamienistym dnie Morza Północnego.
Zdarzyło się to w drodze powrotnej z połowu śledzi na wodach Fladen Groundu, pod-
czas niewielkiego sztormu. Martens na wszelki wypadek kazał wbić dodatkowe kliny przy
pokrywach luków 5 i właśnie podczas tej roboty, w chwili gdy gwałtowny szkwał uderzył
z boku na statek, zerwał się źle umocowany bom. Dominik spostrzegł w porę, że ciężkie, oku-
te żelazem ramię dźwigu zatacza poziomo łuk nad pokładem, krzyknął, aby ostrzec szypra,
1 S/t (ang. steamtrawler) - skrót używany w żegludze na oznaczenie trawlera parowego.
2 Trawler (ang.) - pełnomorski statek rybacki łowiący za pomocą wloką. Włok - rodzaj sieci w kształcie worka
(matni), z dwoma skrzydłami sieciowymi; do skrzydeł umocowane są liny, którymi ciągnie się włok; służy do
połowu ryb dennych na głębokości do czterystu metrów.
3 W a c h t a (niem.) - czas służby marynarza trwający zazwyczaj cztery. godziny; część załogi statku pełniąca
w danym czasie służbę. Zwykle załogi dzielą się na trzy wachty.
4 Szyper (niem.) - dowódca mniejszego statku: holownika, kutra rybackiego, portowego statku pomocniczego
itp. Szturman (niem.) - pierwszy zastępca szypra. Bosman (niem.) - drugi zastępca szypra; przełożony załogi
statku odpowiedzialny za utrzymanie czystości i porządku. Tail End, Botney Gut, Cleaver Bank, Dogger Bank,
Easternmost, Faxe Bay, Fladen Ground, Great Fisher, Path of Dogger, Rote Kiff Bank, Silver Pit, Snaefields
Yok Grounds, West Shoal, Western Deep itd. - nazwy wyżyn, dolin i równin dna morskiego, oznaczone tylko na
specjalnych mapach rybackich.
5 Luk - otwór zejściowy lub ładunkowy prowadzący w głąb statku. Szkwał (szwedz.) - porywisty wiatr, często
z deszczem; jego silne i krótkie podmuchy mogą być groźne dla mniejszych statków żaglowych. Bom - pozio-
me, jednym końcem oparte o maszt drzewce, do którego przymocowuje się dolny skraj żagla; tu: bom ładunko-
wy - belka z blokami i linami, oparta jednym końcem o maszt, drugi koniec może być poruszany we wszystkich
kierunkach; służy do przeładunku (podnoszenia, przenoszenia i opuszczania) ciężkich ładunków statku.
i sam uskoczył w bok. Ale Martens stał do niego tyłem i nie widział, co się dzieje. Bom wy-
rżnął go w głowę i zmiażdżył czaszkę. Zanim podbiegli, już było po nim.
Sztorm trwał krótko: minął przed wieczorem. Pieluch, który przez cały czas nie scho-
dził z pokładu, mimo iż kolejną wachtę pełnił bosman Gac, zawołał starszego rybaka Bednar-
ka i jemu kazał zastąpić bosmana. Potem wyznaczył nowy kurs między Great Fisher Bank
a Tail End i poszedł pożegnać się ze swoim szyprem na zawsze.
Zwłoki Martensa leżały na koi w kabinie pod sterówką i mogłoby się zdawać, że Mar-
tens śpi, gdyby nie bladość jego twarzy i gdyby nie wąska strużka krwi krzepnąca na podłożo-
nym pod głowę olejarzu.
W kącie wystraszony i nieszczęśliwy siedział kilkunastoletni chłopak, Wacek Mucha,
świeżo zaokrętowany praktykant rybacki. Szturman kazał mu iść do maszyny po inżyniera
Gawędę i po chwili wahania dodał:
- Kto tam z załogi chce, może też tu przyjść. Tylko nie wszyscy naraz. A bosman
niech przygotuje worek, żeby zaszyć ciało. I parę ogniw łańcucha na obciążenie.
Wacek spiesznie, z widoczną ulgą poszedł spełnić te polecenia, a Dominik zapalił
przyniesioną z własnej kabiny świecę i umocował ją na krawędzi koi 6 . Potem zabrał się do
przeglądania papierów i notatek zmarłego.
Szło mu to z niejakim trudem, choć Martens był systematyczny i zostawił wszystko
we wzorowym porządku.
Gawęda zastał go przy tym zajęciu. Wszedł pochylając się w progu, rozstawił swoje
niepomiernie długie nogi między biurkiem a wieszakiem na płaszcze i powoli zdjął czapkę.
Patrzył przez chwilę w spokojną, piękną twarz szypra, na której błąkały się cienie od migo-
czącej świecy, westchnął, potrząsnął głową i wreszcie zwrócił się w stronę Dominika.
- Szkoda go - powiedział cicho. - Dobry był chłop.
- Szkoda - mruknął Pieluch. - Nadałem wiadomość do dyrekcji. Martensowa pewnie
już wie...
Gawęda westchnął znowu.
- Zostały we dwie z córką - powiedział na pół do siebie. - Ona, la jej córka...
- Anna - wtrącił Pieluch.
- Anna. W sieciami, zdaje się, pracuje?
- W sieciami. Razem z moją Zuzią. No, biedy tam u nich nie ma i nie będzie. Teraz
jeszcze udział dostaną, i to spory.
- Paweł ma się z nią żenić, Czernik Paweł. Ten, co tu był bosmanem przed Gacem,
w zeszłym roku.
- Wiem - mruknął Dominik. - Porządny człowiek.
Wszedł kucharz Kocorz i jeszcze dwaj rybacy. Gawęda odsunął się pod ścianę, tamci
poszeptali między sobą, postali, Kocorz przeżegnał się i wyszli, ustępując miejsca następnym.
Dominik grzebał w notatkach szypra, wyciągnął z szuflady gruby czarny zeszyt, prze-
rzucił kilka stron zapisanych ołówkiem i obejrzał się na mechanika.
- Widzicie?
- Cóż to jest? - spytał Gawęda.
6 Koja - tapczan, łóżko na statku.
- Cała jego mądrość - odrzekł Pieluch podając mu zeszyt. Gawęda nałożył okulary
i zaczął czytać.
Pozycja 64°39’N - 23°45’W. Trzymać się bliżej lądu. Olafsvik
stale w peleng u 7 SWS, ale w odległości tylko 6 mil. Ciągnąć ENE 3
mile wzdłuż granicy głębi i z powrotem na WSW. Użyć boi, bo miej-
sce połowu jest blisko wód terytorialnych (3 mile).
- Hm - mruknął.
Odwrócił stronę i czytał dalej:
Grunty Faxe Bay. Łowić w drugiej połowie maja i czerwca oraz
w drugiej połowie sierpnia i września. Łowiska wąskie; można wziąć
pilota w Kaflaviku albo Reykjaviku. Jeżeli elsandals pływają tuż pod
powierzchnią, połów słaby; jeżeli opadają - dobry. Krańce gruntu
i reszta zatoki zdradliwe, dużo skał, zaburzenia magnetyczne, kamie-
nie wyciągane na pokład działają na kompas; zaraz wyrzucać za burtę.
Można łowić bez bobin.
Pozycja 64°37’N - 23°32’W Snaefields Yok Grounds w pelengu na
cypel Hellnanes NE, w odległości 8- 14 mil. Na głębokości 70-80 sąż-
ni miejscami muł. Ciągnąć włok na NW tak długo, aż Hellnanes po-
kryje się z Gulter, i na SE, aż znów będzie otwarcie. Albo ciągnąć na
PJE, póki nie będzie otwarcia między Hellnanes a Gulter, i na SW, aż
H. i G. pokryją się na jednej linii. 8-10 mil od lądu dno zanieczyszczo-
ne, dalej czyściejsze. Łowić w początkach maja, jeżeli woda ma kolor
czarniawy, mulisty.
- To bardzo cenne wiadomości - mruknął Gawęda. Przerzucał kartki spoglądając na
Dominika sponad szkieł.
- Będzie tego kilkaset, może nawet ponad tysiąc łowisk. No, przyda się wam teraz ten
zeszyt.
- Mnie? - spytał Dominik uderzony tą myślą.
Gawęda się uśmiechnął.
- Ja myślę, że wy teraz zostaniecie szyprem na Samsonie.
- E, kto wie - odrzekł szturman opanowując wzruszenie. - Są i inni...
- Są - zgodził się mechanik. - Ale wy chyba jesteście najstarsi?
Dominik spochmurniał. Tętna w skroniach zwalniały.
Trzeba było pójść na kurs szyprów - pomyślał. - Beż kursu...
Gawęda znowu spojrzał na kartki zeszytu. Zastanawiał go równy, wyrobiony charak-
ter pisma. Stary Martens, o ile pamiętał, gryzmolił dość niewprawnie. Poszukał wzrokiem in-
7 Peleng (namiar) - kąt między kierunkiem na obiekt namierzany (statek lub samolot) a kierunkiem odniesienia,
mierzony w celu ustalenia położenia (pozycji) statku lub samolotu. Boja (pława) - pływający znak nawigacyjny;
zakotwiczony na torze wodnym lub w miejscach niebezpiecznych dla żeglugi pływak metalowy o różnych
kształtach, często jaskrawo pomalowany i zaopatrzony w urządzenia świetlne lub dźwiękowe. Wody terytorial-
ne (morze przybrzeżne) - część morza o szerokości od trzech do dwunastu mil morskich, przylegająca bezpo-
średnio do brzegu, podlegająca władzy państwa, do którego należy brzeg. Mila morska (Mm) - miara długości na
szlakach morskich; odpowiada długości jednej minuty południka ziemskiego; we Francji, w NRD i RFN,
w Szwecji i ZSRR 1852 m, w Anglii, Japonii i USA 1853 m. E1sandals (ang.) - rodzaj planktonu. Bobiny -
szklane lub metalowe kule chroniące linę i brzeg sieci wleczonej po dnie morza.
nych notatek na biurku. Tak, to nie było pismo szypra. Tam oto, w arkuszu połowów dzien-
nych, wykrzywiały się litery i cyfry stawiane jego ręką.
Zadał sobie pytanie, kogo Martens dopuścił do swoich zawodowych tajemnic. Prze-
rzucił zeszyt do końca. Ostatnie notatki dotyczyły Rotę Kliff Bank u zachodnich wybrzeży
Danii. Pamiętał, że byli tam w ubiegłym sezonie białej ryby, tuż przed odejściem Pawła Czer-
nika. Żaden inny trawler nie łowił wówczas w tamtych okolicach, a Martens przywiózł z tych
łowisk ponad sto dwadzieścia ton dorsza i tuńczyka do Hull. Potem Czernik, jego bosman,
zgłosił się na kurs szyprów.
A więc to Paweł! Był przecież narzeczonym Anny Martensówny. To było jego pismo.
Zawahał się: powiedzieć o tym Dominikowi?
Tymczasem do kabiny wszedł bosman Gac i, jak wszyscy, zbliżywszy się do niebosz-
czyka zdjął czapkę. Zaraz zresztą nałożył ją z powrotem i zwracając się do Pielucha powie-
dział:
- Chyba wezmę nowego płótna żaglowego na ten worek, bo stare podarte: same szma-
ty.
- Weźcie - zgodził się szturman. - Pochowamy go jutro.
Gac pokiwał głową, spojrzał na pierwszego mechanika i sięgnął po fajkę.
- Kto by się spodziewał - wyrzekł wolno. - Człowiek nie wie ani dnia, ani godziny...
Starannie ubijał tytoń, postękując cicho. W jego rudym jak miedziana szczotka zaro-
ście od blasku lampy zapalały się złote ogniki. Szeroko rozstawione jasnobrązowe oczy na-
biegały krwią. Mięsista, czerwona twarz z przypłaszczonym nosem, zwykle pogodna, miała
teraz jakiś płaczliwy wyraz. Zapewne i on żałował szypra, a w każdym razie ta nagła śmierć
podziałała na niego przygnębiająco.
Skończywszy nabijać fajkę, rzucił niepewne spojrzenie w kierunku koi, jakby nie był
pewien, czy wypada zapalić wobec powagi tego miejsca. Rozmyślił się i schował zapałki.
- Trzeba będzie spisać jego rzeczy - powiedział Dominik do Gawędy. - Pomożecie
mi?
Mechanik kiwnął głową.
- Pomogę. Zaraz to chcecie zrobić?
- Jest nas trzech - odrzekł szturman wstając. - To byłoby najlepiej zaraz, komisyjnie.
Inżynier by zrobił spis.
Gac prychnął niechętnie:
- Cóż to - nie uwierzą wam?
- Uwierzą, ale tak już lepiej. Przyjdzie nowy szyper - żeby mu czego nie brakowało.
- Nowy szyper - powtórzył bosman. - Przecie chyba nie kto inny, tylko wy sami!
- Tak myślicie?
- No, jakże inaczej? Wszyscy tak myślą. Nie trza wam o tym gadać, sami wiecie. Nie,
panie Gawęda?
- Zapewne - odrzekł Gawęda z roztargnieniem. - Zapewne.
Położył zeszyt na biurku i zająwszy miejsce opróżnione przez Dominika przygotował
arkusz papieru i ołówek. Tamci dwaj wyjmowali rzeczy Martensa i układali je w kuferku, wy-
mieniając głośno poszczególne przedmioty. Nie było tego wiele. Po chwili Dominik wziął
jeszcze z biurka odłożony tam „zegarek, pieniądze i dokumenty osobiste zmarłego, aby je zło-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin