Friedmann D - Średniowiecze i nanotechnologia przy kolacji.doc

(63 KB) Pobierz
Średniowiecze i nanotechnologia przy kolacji” - wywiad z Davidem D

Średniowiecze i nanotechnologia przy kolacji” - wywiad z Davidem D. Friedmanem

kwiecień 5th, 2007 — kapron

Ten niewielki mężczyzna już na pierwszy rzut oka wygląda na profesora. Długie włosy odstają mu od łysiejącej głowy, ubrany jest w niemodną marynarkę i stare, trudne do określenia buty sportowe, które jednak sprawiają wrażenie wygodnych. Jego twarz zdobią grube rogowe okulary. On sam określa się w tym stroju jako ekonomista – anachronista – anarchista. Futurysta, to też można by o nim powiedzieć, czemu i on sam nie zaprzecza. Istotnie, prowokuje on często i chętnie swoimi radykalnymi pomysłami i teoriami: na temat ekonomicznych objaśnień dnia powszedniego, chociażby miłości pomiędzy ludźmi, następnie jego miłość do średniowiecznej Islandii, której literatura i proza są mu szczególnie bliskie – on sam napisał nawet jedną, do tej pory nie opublikowaną powieść zawierającą wiele elementów z tej epoki. Na uwagę zasługuje jego poparcie dla bezpaństwowego społeczeństwa żyjącego w przez niego samego skonstruowanym anarchokapitalistycznym systemie, jak i jego zainteresowanie nowinkami technologicznymi, takimi jak np. możliwości wynikające z odkodowania genów ludzkich, którego ekonomiczne skutki bada.

Jego własne geny z pewnością ponoszą część winy za jego ekstremalną dociekliwość i wytrwałość. Jego rodzony ojciec otrzymał w roku 1976 nagrodę Nobla za osiągnięcia w dziedzinie ekonomii i jest uważany za duchowego ojca „szkoły chicagowskiej” w ekonomii. Jego matka Rose także jest ekonomistką. Jeśli więc istnieje personifikacja homo oeconomicus, to przyszła ona na świat w 1945 roku jako David Fiedman i dziś łudząco przypomina Goliata Miltona. Przy czym wszystko zaczęło się zupełnie inaczej. Początkowo Friedman Junior studiował chemię i fizykę, z której to w 1973 roku otrzymał swój pierwszy tytuł doktorski. Jednak w tym samym roku publikuje swoje dzieło „Machinery of Freedom”, w której nie znajdzie się ani linijki traktującej o studiowanych przez niego kierunkach, w zamian zaś ekonomiczną analizę struktur państwowych, jak również anarchistyczne rozwiązanie omówionych w książce problemów. Książka ta szybko osiągnęła status kultowej w kręgach kształtującego się w tym czasie ruchu libertariańskiego, miała od tego czasu dwa nowe wydania i została przetłumaczona na cztery języki. W ubiegłym roku, w trzydzieści lat od pierwszego wydania, po raz pierwszy „Mechanizmy wolności” wyszły w języku niemieckim. W opisanym tam społeczeństwie ludzie ubezpieczeni są w prywatnych agencjach prawniczych, konkurujących ze sobą. Nie istnieje jeden system prawny, lecz większa ich ilość. Wizja takiego społeczeństwa nie jest dla Friedmana żadną abstrakcją, lecz jest ona możliwa do zrealizowania. W odróżnieniu od innych anarchistów, Friedman doszedł do swoich wniosków poprzez drobiazgowe analizy ekonomiczne. Jego wymarzona społeczność byłaby po prostu bardziej wydajna ekonomicznie niż znane nam dzisiejsze państwa dobrobytu, a nawet niż państwo pełniące tylko rolę nocnego stróża. Dziś Friedman wykłada, po ukończeniu wymaganych jednak w tym wypadku studiów, ekonomię i prawo na prywatnym kalifornijskim Uniwersytecie Santa Clara, „uniwersyteckim mateczniku Doliny Krzemowej”. Jakby z innego świata przybywa ekspert od nano- i biotechnologii (którą przy okazji także się zajmuje) z krótką wizytą do Niemiec, a dokładnie do państwowego Uniwersytetu w Bonn, sali wykładowej C, którego domeną są kierunki prawo i ekonomia. Tutaj, gdzie profesorowie sprawiają równie roztargnione wrażenie jak ten energiczny Amerykanin, pisze się jeszcze na tablicach pamiętających prawdopodobnie jeszcze friedmanowskie średniowiecze. Friedman wykłada jednak nie tylko w sposób znacznie ciekawszy, ale używa często nigdy u nas nie widzianych pomocy dydaktycznych. Podczas uroczystego posiłku wraz z innymi wykładowcami prawa i ekonomii 58-letni profesor prezentował z nieukrywaną dumą swoje urządzenie – Palm Pilot (Sony Cline), z którego nie tylko korzystał w trakcie wykładu przed 200 zachwyconymi studentami, ale w którym ma zapisane ok. 100 książek, które właśnie studiuje. Dodatkowo ma dzięki temu urządzeniu album rodzinny zawsze przy sobie, jak i przy okazji niezliczone pliki muzyczne, zapisane jako „empetrzy”. Podczas gdy niemieccy profesorowie z trudem rozszyfrowują im nieznany format mp3 [kurcze, na jakiej planecie oni żyją?], Amerykanin dodaje, że potrafi jeszcze robić zdjęcia. Zapadła cisza. Lepiej chyba porozmawiać o różnicach pomiędzy amerykańskim, francuskimi i niemieckim systemem szkolnictwa. W końcu pan Friedman przybywa właśnie z Paryża i cieszy się, że niemieccy studenci lepiej mówią po angielsku niż francuscy wykładowcy. Oczywiście Friedman jako prawdziwy człowiek renesansu zna parę słów po niemiecku, okazując to przedstawiając swoją ,,kochana córećkę’’. 13-letnia Rebecca chodzi do prywatnej szkoły, w której się uczy. Jeżeli ma ochotę. Innym razem może cały dzień czytać książkę. Po raz kolejny niemieccy profesorowie słuchają z niedowierzaniem. Na zakończenie Prof. Friedman z uśmiechem odpowiadał na pytania dziennikarza ,,ef-magazin’’

Ef: Prof. Friedman, pański ojciec przed laty powiedział, że gospodarka nieformalna i czarny rynek są ostatnią nadzieją dla wolności. Zgadza się pan z tym?

Fried: Tak, to przynajmniej jedno ze zjawisk dających nadzieję. Jestem obiecnie bardzo optymistycznie nastawiony do przestrzeni wirtualnej, jeśli chodzi o zasięg wolności. Dzięki internetowi możemy po prostu ignorować granice państwowe. A przy niewielkim wysiłku można połączyć anonimowość z reputacją poprzez stworzenie sobie własnej „tożsamości internetowej”, która jest całkowicie niezależna od tej istniejącej w rzeczywistości. Mam nadzieje, że pozwoli to przestrzeni wirtualnej stać się sferą, w której państwo będzie miało bardzo małą szansę na kontrolę.

Ef: Internet prototypem anarchokapitalistycznego społeczeństwa, jakie opisał pan przed 30-stu laty?

Fried: Tak, dokładnie. Internet wraz ze swym mocno rozwiniętym systemem kodowania sprawia, że rozszerzanie się informacji i idei jest trudne do skontrolowania przez rząd.

Ef: Ale czy internet nie jest także atakiem na konkretne prawa do własności prywatnej, chociażby na prawa autorskie?

Fried: Internet i nowe sposoby kopiowania duchowej, własności prywatnej w formie multimedialnej z pewnością czyni ochronę praw autorskich bardzo trudną. Czasami nawet niemożliwą. Producentom praw autorskich, takim jak muzycy i autorzy, do których i ja należę, muszą znaleźć nowe sposoby na uzyskiwanie zapłaty za swoje trudy.

Ef: Czy jest to możliwe?

Fried: Jest wiele możliwości i dużo historycznych przykładów. Tak jak kiedyś, uczeni mogliby poprzez swoje książki wypracować sobie swoją reputację, by później być zatrudnianym do wygłaszania wykładów i brania udział w innych imprezach, za które byliby opłacani. Kompozytorzy tworzyliby muzykę w formie multimedialnej, po to by zdobyć fanów, którzy przychodziliby na koncerty, na których zarabialiby pieniądze. W obszarze programowania można by udostępniać 99% programu za darmo, a pozostały 1%, wraz z bazą danych, umieszczać na odpłatnym serwerze. Już dziś się to praktykuje. Przykładowo prawie wszystkie kancelarie prawnicze w Ameryce są podłączone do takiego odpłatnego programu, który udostępnia informacje o sprawach precedensowych. Zamówione zostaje tylko kilka spraw precenensowych, wyszukanych według własnych kryteriów. Istnieje także wiele sposobów na ochronę praw autorskich także w świecie wirtualnym. Państwowa ochrona praw autorskich nie będzie już do nich należeć, jako że jej wprowadzanie w życie będzie zbyt kosztowne.

Ef: Czy wraz z postępem technologicznym zmienia się prawodawstwo z tym związane?

Fried: Tak, naturalnie. Sensowność praw autorskich zależy od wysokości kosztów jakie się z tym wiążą. Prawa autorskie, prawa własności przechodzą zmiany. Przykładem na to, którego niestety nie mogę udowodnić historycznie, może być to, co nazywam „wynalezieniem psa”. Przed mniej więcej 10 000 laty ludzie już uprawiali ziemię. Jednak prawo do własności gruntu było jeszcze nieznane. Połowę czasu ludzie wykorzystywali na pilnowanie, by każdy wykonywał swoją pracę. A druga połowa schodziła na decydowaniu, kto wykonuje jaką pracę i jakie wynagrodzenie za to otrzyma. W pewnym momencie jakiś mądry wynalazca wymyślił własność i podzielił ziemie na części. Każdy był odpowiedzialny za swoją część. Ale ten nowy system nie sprawdził się. Ludzie nie mogli spokojnie spać, gdyż cała noc schodziła na pilnowaniu, by inni na nich nic nie kradli. Minęło kolejnych 1000 lat aż jakiś mądry przedsiębiorca wpadł na pomysł, aby wykorzystać psa, który za odpowiednią opłatą dla właściciela pilnował gruntu. Dopiero wtedy narodziło się prawo własności, gdyż można było go skutecznie bronić.

Ef: Jako ekonomista ma pan specyficzne podejście do kwestii prawnych.

Fried: Tak, ekonomiści rozumieją system prawny jako system wpływający na ludzkie zachowanie: jest dany pewien system prawny. Pojawia się pytanie, jak jednostki będą się w nim we własnym interesie zachowywać. Jeśli przykładowo podniesiemy kary za napad z bronią w ręku i zrównamy je z karami za morderstwo, to z pewnością filozof zacznie się zastanawiać, czy to sprawiedliwe. Tymczasem ekonomista zapyta się, czy naprawdę chcemy by w przyszłości uzbrojeni bandyci mordowali swoje ofiary, jako że nie będzie to karane wyżej, a jako że nieżywi ludzie nie mówią…

Ef: Prof. Friedman, dlaczego właściwie nie lubi pan państwa?

Fried: Przede wszystkim dlatego, że mi i większości innym ludziom przez państwo gorzej się wiedzie. Jesteśmy biedniejsi i coraz mniej zdrowi. Do tego wzrasta niebezpieczeństwo, że możemy zostać zabici. Po drugie nie podoba mi się zasada, na której państwo się opiera. To, że ci którzy pracują na zlecenie państwa mają szczególne przywileje, których my pozostali nie posiadamy. Jeżeli ja chcę zatrudnić kogoś żeby wykosił mi trawnik to wynagrodzenie które ja mu zaproponuje musi być takie, aby on zechciał je zaakceptować. Jeżeli państwo chce abym był żołnierzem, to może złożyć mi propozycję, której nie będę mógł odrzucić.

Ef: Poglądy tak ostro krytykujące państwo jak pan określa się jako libertariańskie. Od końca lat sześcdziesiątych XX wieku istnieje w Stanach Zjednoczonych ruch libertariański. Istnieje wiele think tanków, czasopism i inicjatyw politycznych. Najbardziej radykalni libertarianie, do których i pan się zalicza, całkowicie odrzucają państwo. Jak wygląda obecnie sytuacja w amerykańskim ruchu libertariańskim?

Fried: Twarde jądro jest bardzo małe. Ale idee rozpowszechniają się już od dziesięcioleci w środowiskach akademickich i innych. Przykładowo Ronald Coase proponował przed 50 laty, by częstotliwości radiowe po prostu licytować, zamiast pozwalać rządowi decydować, kto może nadawać, a kto nie. W przypadku aukcji częstotliwości stawałyby się własnością prywatną. Gdy to proponował, był to jeden z pomysłów określanych jako „radykalne”. I których nikt nie traktował poważnie. Dzisiaj opiera się na tym polityka rządu USA, chociaż w nieco lżejszej formie.

Ef: Pomimo tego twierdzi pan, iż żyjemy w społeczeństwie w dużej mierze socjalistycznym. Czy przy tak radykalnych celach, jakie sobie pan stawia, nie przychodzi panu rewolucyjna ochota, by obrócić to wszystko w niwecz i nie budować wszystkiego od początku?

Fried: Nie, rewolucje wzmacniają państwo, nie osłabiają go. Jestem za stopniowym wycofywaniem się państwa. Szerokie sfery można sprywatyzować od ręki. Jeśli chodzi o prawo i bezpieczeństwo to bym do tego podchodził bardzo ostrożnie. Ale w końcu i to będzie możliwe.

Ef: Czy doczeka pan wolnego społeczeństwa?

Fried: Wolnego w porównaniu do czego? W stosunku do Rosji za czasów Stalina to ja żyję dzisiaj w wolnym kraju. Uważam, za bardzo prawdopodobne, ze na przestrzeni 30 lat dożyjemy czegoś na wzór społeczeństwa anarchokapitalistycznego w cyberprzestrzeni. Uważam jednak za mało prawdopodobne, że doświadczymy w tym czasie także na tyle radykalnego demontażu państwa w rzeczywistym Świecie. Co jednak nie jest niemożliwe. Mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, iż jest możliwe, że możemy żyć w społeczeństwie bardziej wolnym niż obecne. Inny problem, to jak długo będę żył. Jeżeli rozwiążemy problem starzenia się, choroby na którą wszyscy cierpimy, to mógłbym żyć jeszcze bardzo, bardzo długo. Zasadniczo uważam, że zwycięstwo medycyny nad śmiercią nie jest sprawą niemożliwą.

Ef: Byłby to gigantyczny skok technologiczny. Czy miałby on wpływ na system prawny?

Fried: Przypuszczalnie tak! Dzisiaj mamy około 200 do 300 ludzi którzy znajdują się w przestrzeni wolnej od prawa, między życiem a śmiercią. Kazali się zamrozić z nadzieją, że zostaną obudzeni, gdy medycyna zrobi duże postępy, a te z kolei pozwolą im bardzo długo żyć. Przy dzisiejszym systemie prawnym, pojawiają się problemy. Co ma stać się z wszystkim tym co pozostawił ten człowiek? Co ma być z człowiekiem, który nie jest zainteresowany tym, by taki człowiek powrócił do świata żywych? Chwilę przed możliwym ostrożnym przywróceniem go do życia idzie do instytutu, w którym ów delikwent leży i wyciąga wtyczkę z gniazdka chłodni. Czy popełnił morderstwo? Z pewnością wszedł na teren będący czyjąś własnością i być może dokonał włamania. Ale morderstwo? W takim wypadku nic nie powinno zostać przekazane w spadku. Tutaj prawo musi być doprecyzowane. Chciałbym państwu przytoczyć inny przykład, pewne prawdziwe zajście. Kiedyś wiedział każdy kto jest jego matką, jeśli chodzi o ojca nie zawsze było to takie oczywiste. Dzisiaj, dzięki badaniom DNA można to w większości przypadków ustalić. Ale w USA żyje dziecko które ma pięcioro rodziców! Pewna para nie mogła mieć dzieci, choć bardzo chciała. Zgłosiła się para, która miała to dziecko wyprodukować, płód natomiast miał być noszony w łonie kolejnej wynajętej matki. Wszystko byłoby w porządku, gdyby przyszli rodzice nie postanowili krótko przed porodem wziąć rozwodu. Kto ma być teraz rodzicami? Pierwszy sąd stwierdził: para, która spłodziła dziecko. Tzn. kobieta która bardzo krótko nosiła to dziecko i mężczyzna który tak naprawdę niewiele miał wspólnego z tym wszystkim zostali rodzicami. Sąd apelacyjny stwierdził jednak, że rodzicami jest para, która się rozwiodła.

Ef: Nowy, wspaniały świat! Ale pan nie zajmuje się tylko scenariuszami przyszłości, lecz także bardzo chętnie średniowieczną Islandią. Co jest w tym takiego ciekawego?

Fried: Wiele rzeczy, między innymi te wszystkie książki, które do dzisiaj możemy na ten temat czytać. Ciekawi mnie przede wszystkim to, ze istniał system prawny oparty wyłącznie na prywatnym orzecznictwie. A więc żadnej policji, na prawdę żadnego rządzącego organu wykonawczego. Wdrażanie prawa było organizowane prywatnie. Stąd w wielu aspektach, nie we wszystkich, przypominało to anarchokapitalistyczny system, za którym ja jestem. W końcu przetrwał około jednej trzeciej tysiąclecia i wydaje się, ze dobrze funkcjonował.

Ef: Jak w praktyce wdrażano prawo w średniowiecznej Islandii?

Fried: Jeśli pan ściął moje drzewo, zabił pan mojego brata albo zaszkodził mi pan w inny sposób, to ja pana zaskarżam. Sąd orzeka stosowne odszkodowanie, które musi pan zapłacić. Jeżeli ignoruje pan wyrok, sąd nakłada na pana infamię. Można pana legalnie zabić. Szczegółową analizę znajdziecie państwo w mojej książce „Mechanizmy wolności”.

Ef: W książce pt. „Hidden Order: The Economics of Everyday Life”, która przez długi czas utrzymywała się na liście niemieckich bestsellerów, zajmuje się pan ekonomią dnia powszedniego. Jak pan na to wpadł?

Fried: Ekonomia jest kluczem do zrozumienia, że każdy z osobna ma jakiś cel i każdy jest skłonny obrać sobie odpowiedni sposób aby osiągnąć ten cel. Dzięki temu można naukowo wytłumaczyć i przewidzieć pewne ludzkie zachowania. Do tego zaliczamy oczywiście także zachowania, które można zaobserwować na co dzień. Zasada ekonomii mówi nam, że kolejki do kas w supermarketach są zawsze podobnej długości. Jeżeli bowiem któraś z nich robi się widocznie krótsza, to następny klient ustawi się właśnie do niej. I znów kolejki są jednakowej długości. Na tej zasadzie można stwierdzić, że w ruchu ulicznym nie opłaca się zmieniać pasa ruchu. Albo że zawody wybierane z powodu wysokich zarobków z dużym prawdopodobieństwem mają wyrównujące to wady, jak choćby wysokie koszta początkowe, ryzyko lub nadgodziny.

Ef: Czy istnieje ekonomia miłości?

Fried: Musimy sobie uświadomić, ze rynek ślubów, randek czy seksu funkcjonuje nie najlepiej. Poszukiwania są mozolne a wielu biorących w nich udział jest sfrustrowanych. A to dlatego, że to wszystko odbywa się na zasadzie handlu wymiennego: jeżeli ja ją poślubiam, to znaczy że ona poślubia mnie. Dlatego muszę sobie znaleźć kobietę, która nie tylko będzie taka, jaką ja chcę, lecz ja muszę również jej odpowiadać. Łatwiej jest na zwyczajnych rynkach. Tutaj mogę swoje produkty komuś sprzedać, a za te pieniądze kupić od kogoś innego coś, co mi odpowiada. To jest łatwiejsze, niż znalezienie osoby, która chciałaby uczyć się ekonomii, a mi w zamian serwować chińską kolację.

___________________________________

Tłumaczenie: Marta Kaproń, Stefan Sękowski
na podstawie: ef-magazin
http://www.ef-magazin.de/Inhalt_48/Friedman-48.pdf

 

2

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin