Atomowa Bomba hitlera.doc

(52 KB) Pobierz

Andrzej Hennel

Test w Turyngii

Nowe karty w historii niemieckich prac nad bronią jądrową.

 

Nie wszystkie dokumenty dotyczące II wojny światowej zostały ujawnione przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone. Trudno też dotrzeć do archiwów rosyjskich, które są udostępniane w sposób bardzo wybiórczy. W tej sytuacji nie należy się więc dziwić, że wielu historyków uznało temat niemieckich badań nad bronią jądrową za zamknięty.

Amerykanin Mark Walker w wydanej w 1995 roku książce Bomba atomowa Hitlera stwierdził wręcz kategorycznie: „Niemiecka bomba atomowa jest jak jednorożec. Nigdy naprawdę nie istniała, lecz podczas II wojny światowej wielu ludzi wierzyło, że istnieje lub może istnieć".

Dzieje niemieckiej bomby atomowej to przede wszystkim znana z wielu publikacji i filmów historia ciężkiej wody, produkowanej w okupowanej Norwegii, i bohaterskich działań norweskich partyzantów oraz brytyjskich komandosów, by uniemożliwić hitlerowcom wywiezienie jej do Niemiec. Także działania światowej sławy niemieckiego fizyka teoretyka Wernera Heisenberga, który wraz ze współpracownikami budował w grocie w Haigerloch reaktor atomowy, oraz okoliczności aresztowania grupy najwybitniejszych niemieckich fizyków i internowania ich w wiejskiej posiadłości Farm Hall w Anglii, gdzie przez 24 godziny na dobę ich podsłuchiwano, a nagrania były następnie analizowane przez angielskich i amerykańskich fizyków. To na podstawie tych magnetofonowych zapisów alianci doszli do wniosku, że skonstruowanie bomby atomowej przez Niemcy hitlerowskie było mało realne. Wielu niemieckich fizyków zapewniało ponadto, że nawet gdyby pojawiły się szanse na zbudowanie bomby, to i tak by tego nie zrobili.

Ta deklarowana czystość moralna niemieckich fizyków została jednak mocno zszargana po opublikowaniu w 2002 roku dokumentów z archiwum duńskiego fizyka Nielsa Bohra. Dotyczyły one m.in. jego słynnego spotkania z zaprzyjaźnionym Heisenbergiem w Kopenhadze we wrześniu 1941 roku. Bohr uznał wtedy, że niebezpieczeństwo zbudowania przez Niemców bomby atomowej było całkiem realne, i taką informację przekazał kolegom w Stanach Zjednoczonych, gdy tylko udało mu się uciec z okupowanej Danii.

W literaturze nie było też dotąd żadnych wzmianek o niemieckich fizykach zajmujących się problematyką uranu, wywiezionych na wschód przez armię radziecką. Tymczasem przeprowadzono taką dramatyczną i dopracowaną w szczegółach operację. W 380 wagonach w siedmiu transportach wywieziono obszerną dokumentację, m.in. zbiory dokumentów Instytutu Fizyki Towarzystwa Cesarza Wilhelma, akta Urzędu Uzbrojenia Wojsk Lądowych, a ponadto 250-300 t związków uranowych i 7 t metalicznego uranu - w sumie całe laboratoria - oraz zatrudnionych w nich naukowców, inżynierów i techników wraz z rodzinami. Ich losy, jak również prace badawcze, które prowadzili dla III Rzeszy, długo były nieznane (jedynie nieliczni powrócili po 1955 roku do NRD).

Warto przy tym dodać, że wysocy dostojnicy z bezpośredniego otoczenia Hitlera, na przykład Albert Speer czy Heinrich Himmler, w rozmowach prywatnych wielokrotnie wspominali o „cudownej broni" (Wunderwaffe), która miała odmienić losy wojny. W marcu 1945 roku Himmler w rozmowie z osobistym lekarzem powiedział: „Jedno lub dwa uderzenia, a takie miasta jak Nowy Jork czy Londyn znikną z powierzchni ziemi".

Właśnie o wszystkich tych zaskakujących i nieznanych informacjach pisze w Atomowej bombie Hitlera niemiecki historyk nauki Rainer Karlsch. W 2001 roku natrafił on na informacje o niemieckiej próbie jądrowej przeprowadzonej w marcu 1945 roku w Turyngii. Sądził, że są mało wiarygodne, ale postanowił je sprawdzić. Ku swemu zaskoczeniu znalazł mocne dowody na ich prawdziwość. Otóż kierownictwo niemieckiego projektu atomowego w Niemczech sprawowali bezpośrednio dwaj fizycy - pełnomocnik marszałka Rzeszy ds. badań jądrowych fizyk Walther Gerlach i jego zastępca Kurt Diebner, niezwykle utalentowany wynalazca (obaj później internowani w Farm Hall).

Z materiałów odnalezionych w rosyjskich archiwach wynika, że w miejscowości Gottow na południe od Berlina zbudowany został drugi reaktor jądrowy, w którym aż do jesieni 1944 prowadzano udane eksperymenty. Jednym z dokumentów jest raport innego wybitnego niemieckiego fizyka Carla von Weizsäckera spisany zaraz po jego wizycie w Kopenhadze u Bohra, którą odbył wraz z Heisenbergiem, oraz przygotowany przez niego w 1941 roku patent, zawierający jednoznaczne stwierdzenie, że pierwiastek 94 (pluton) może być wykorzystany do budowy reaktora jądrowego lub do budowy bomby atomowej, o sile wybuchu porównywalnej jedynie z bombą z czystego uranu 235. Jednak najciekawsze i najbardziej szokujące są informacje o próbie jądrowej przeprowadzonej opodal obozu koncentracyjnego w Ohrdruf w Turyngii.

Relacje naocznych świadków przekazał radziecki wywiad wojskowy GRU. Cläre Werner wraz ze swoją krewną obserwowała z zamku Wachsenburg poligon Ohrdurf, słyszała bowiem od oficerów, że „dzisiaj stanie się coś, czego jeszcze na świecie nie było". Około godz. 21:20 okolicę rozświetlił ostry błysk - wewnątrz czerwonawy, a na zewnątrz żółtawy. „To wszystko trwało bardzo krótko, a potem nic już nie widzieliśmy. Poczuliśmy tylko potężny podmuch powietrza, ale zaraz wszystko się uspokoiło. Wraz z wielu mieszkańcami Röhrensee, Holzhausen, Mühlberg, Wechmar i Bittstredt miałam na drugi dzień krwotok, bóle głowy i ciśnienie w uszach. Po południu, około godz. 14 na zamku pojawiło się nagle około 100-150 esesmanów, którzy pytali, gdzie są ciała". Inny świadek, robotnik budowlany opowiadał o paleniu stosów ciał więźniów, którzy zginęli w czasie eksplozji: „Ludzie ci byli całkiem bez włosów, częściowo pozbawieni też odzieży, a na ich ciałach widać było pęcherze, oparzenia, a także surowe mięso ludzkie, niektóre ciała pozbawione były członków. Esesmani i więźniowie znosili trupy". Przeprowadzony test został zresztą sfilmowany i w rosyjskim spisie archiwalnym figuruje jako „Film o starcie V2 i eksplozji bomby atomowej". Niestety, materiał ten do dziś nie został udostępniony historykom.

Bardzo trudno jednoznacznie ustalić, jakiego rodzaju bomba (czy raczej urządzenie eksplodujące) zostało użyte podczas próby lub prób w Turyngii. Jak wiadomo, masa krytyczna zrzuconej na Hiroszimę małej bomby uranowej skonstruowanej z izotopu uranu 235U wynosiła 50 kg, zaś bomby plutonowej zrzuconej na Nagasaki 10 kg. Takie „klasyczne" bomby atomowe nie mogą być mniejsze, gdyż nie dałoby się w nich uzyskać masy krytycznej paliwa jądrowego, aby zaszła reakcja łańcuchowa. W przypadku niemieckiej eksplozji z pewnością nie mogło chodzić o ten typ bomby, ponieważ naukowcy niemieccy nie dysponowali wystarczającymi ilościami wzbogaconego uranu czy plutonu.

Zdaniem Karlscha, dokumenty, a właściwie te ich fragmenty, do których dotarł, wskazują, że w Turyngii prawdopodobnie eksperymentowano z bombą hybrydową, w której wykorzystano reakcję rozszczepienia ciężkiego pierwiastka (wzbogaconego uranu lub plutonu), a jako zapalnika użyto neutronów, powstających w reakcji syntezy jądrowej zachodzącej w mieszaninie deuteru i trytu. Zaskakujące jednak jest to, że już wówczas brano pod uwagę ewentualność wykorzystania w bombie syntezy jądrowej.

Jak wynika z archiwów, fizycy niemieccy rozważali również plany budowy bomby wodorowej. 30 marca 1945 roku - relacjonuje Karlsch - Igor Kurczatow napisał swoją opinię na temat niemieckiej próby, o której doniósł wywiad: „Materiał ten jest niezwykle interesujący. Zawiera on opis konstrukcji niemieckiej bomby atomowej, która jest przeznaczona do przenoszenia za pomocą napędu rakietowego typu V. [...] Na podstawie materiału, z którym się zapoznałem, nie jestem całkowicie przekonany, że Niemcy rzeczywiście przeprowadzili doświadczenia z bombą atomową. [...] Wymienione w materiałach doświadczenia są prawdopodobnie testami przygotowawczymi konstrukcji bomby atomowej, ale bez użycia głowicy atomowej wykonanej z 235U".

Po ukazaniu się książki Karlscha konkurujący z nim historyk niemiecki Klaus Hoffmann (autor m.in. biografii Ottona Hahna i J. Roberta Oppenheimera) opublikował w Nature z 7 lipca 2005 roku dość krytyczną recenzję. Jego zdaniem, „[...] główna teza Karlscha nie jest przekonująca i nie prowadzi do jednoznacznych konkluzji. [....] Teza, iż Niemcy zbudowali i testowali bombę atomową pozostaje sensacyjną hipotezą, a nie udowodnionym faktem". Ja jednak sądzę, że to utrata pozycji najbardziej znanego niemieckiego historyka dziejów atomistyki mogła po prostu być dla Hoffmanna szczególnie przykra i to z tego powodu tak krytycznie się wypowiedział.

Pod wpływem tej książki sceptyczny początkowo Walker zrewidował swoje kategoryczne stwierdzenia i wspólnie z Karlschem w czerwcu 2005 roku zamieścił w Internecie artykuł zatytułowany „Bomba Hitlera w nowym świetle". Obaj naukowcy opisali w nim dokument z prywatnego archiwum, zawierający szkic projektu niemieckiej bomby plutonowej. Rysunek powstał po zakończeniu wojny i przedstawia niemieckie prace nad bronią jądrową, również teoretyczne, dotyczące bomby wodorowej. Niestety, pierwsza strona zaginęła i zarówno jego autor, jak i dokładna data sporządzenia nie są znane. Karlsch i Walker twierdzą, że dokument ten w pełni potwierdza wnioski z książki Atomowa bomba Hitlera, więc można się spodziewać, że przygotowują już na ten temat większą publikację.

Dlaczego Gerlach i Diebner do końca życia milczeli na temat próby przeprowadzonej w Ohrdruf? Zapewne obawiali się, że zostaną oskarżeni o zbrodnie wojenne. Kwestia ta pojawiła się zresztą w Norymberdze podczas procesu Speera. Okazało się wtedy, że głównym organizatorem tej próby był Gruppenführer Waffen-SS Hans Kammler - kat warszawskiego getta, budowniczy komór gazowych i odpowiedzialny za organizację ataków rakiet V-2 na Londyn, Paryż i Antwerpię. Nigdy nie stanął on jednak przed sądem w Norymberdze - w 1945 roku wszelki słuch po nim zaginął.

O zbrodniach Diebnera doskonale wiedzieli Rosjanie, ale nie pisnęli ani słowem, wprost przeciwnie - zaproponowali mu pracę w ZSRR na bardzo dobrych warunkach. Diebner oferty jednak nie przyjął. Jedynym śladem skrzętnie skrywanego sekretu jest fragment listu Gerlacha do Diebnera z 1952 roku: „Chyba nie sądzi Pan, że zapomniałem o naszej wspólnej pracy oraz o pięknych, choć pełnych emocji chwilach w Turyngii" - pisał.

Gerlach, gdy dowiedział się w Farm Hall o zrzuceniu bomby na Hiroszimę, dostał ataku histerii i podejrzewano, że próbował popełnić samobójstwo. Później, w latach pięćdziesiątych, był rektorem Uniwersytetu Monachijskiego, członkiem zarządu wielu towarzystw i największym autorytetem w dziedzinie fizyki i organizacji nauki w RFN, sprzeciwiał się udziałowi uczelni w badaniach wojskowych. Książka Karlscha wywołała więc w niemieckim środowisku akademickim niemałą konsternację i zmusiła do istotnej zmiany oceny postaw moralnych niemieckich fizyków w czasie II wojny światowej. Ukazane w niej nowe dokumenty niestety dowodzą, że byli wśród nich tacy, którzy naprawdę chcieli zbudować dla Hitlera bombę i mają na sumieniu setki zabitych więźniów, których traktowali jako element naukowego eksperymentu.

Oczywiście losy każdego z naukowców należy rozpatrywać osobno. Noblista Heisenberg nie miał krwi na rękach, ale i on w rozmowie z Bohrem usprawiedliwiał atak na Polskę w 1939 roku, określając wojnę jako „biologiczną konieczność". Z kolei Hahn pracował przy wytwarzaniu broni chemicznej i należał do pułku saperów, który 22 kwietnia 1915 roku przeprowadził pierwszy w historii atak gazowy pod Ypres - zginęło wówczas 5 tys. francuskich żołnierzy. W świetle tych faktów wiele szacunku trzeba mieć dla Lwa Landaua, który wyciągnięty przez Piotra Kapicę ze stalinowskiego więzienia pracował wprawdzie nad radziecką bombą wodorową, ale w dniu śmierci Stalina kategorycznie odmówił swojego w niej udziału.

Historia XX wieku wymaga więc wprowadzenia poprawek. W 1945 roku III Rzesza mogła dysponować pewnym rodzajem taktycznej broni jądrowej. Rakiety V2 z takimi ładunkami mogły zatem spaść na Londyn czy Paryż albo zostać użyte przeciwko nacierającej ze wschodu armii radzieckiej. Nie sądzę, by to zmieniło bieg wydarzeń - przewaga aliantów była już zbyt wielka - na pewno zwiększyłaby się jednak liczba ofiar zarówno wśród żołnierzy, jak i ludności cywilnej. I to właśnie dobitnie uświadamia czytelnikowi Karlsch.

Atomowa bomba Hitlera niewątpliwie nie była łatwa do spolszczenia, ponieważ obfituje w fachowe słownictwo fizyczne i techniczne. Ale nie znalazłem w niej rażących błędów terminologicznych, za co chwała tłumaczowi i wydawnictwu. Ogromna szkoda tylko, że w książce zabrakło choćby krótkiego wstępu lub posłowia, uaktualniającego podane przez autora informacje. Poważnym mankamentem tej pozycji jest też brak w przypisach i w wykazie literatury tytułów książek przełożonych na polski. Nie ma na przykład odnośników do Jaśniej niż tysiąc słońc Roberta Jungka (PIW, 1967), Jak powstała bomba atomowa Richarda Rhodesa (Prószyński i S-ka, 2000), Stalin i bomba Davida Hollowaya (Prószyński i S-ka, 1996) czy wspomnianej Bomby atomowej Hitlera Walkera (Amber, 1999). Niezorientowany czytelnik może nabrać przekonania, że trzyma w ręku pierwszą dostępną w Polsce publikację na ten temat. Mimo wszystko jednak książka jest warta polecenia, zwłaszcza pasjonatom historii II wojny światowej i dziejów bomby atomowej, gdyż istotnie uzupełnia współczesną wiedzę na ten temat.


 
ATOMOWA BOMBA HITLERA
 
Rainer Karlsch
Tłum. Jerzy Pasieka

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin