Siła, której nie znamy
rozmowa z Aleksandrem Posackim SI
Jakie są założenia tworzące fundament klasycznej homeopatii? Czy można te pojęcia zweryfikować doświadczalnie i naukowo?
Podstawą homeopatii są założenia ontologiczne, spekulatywne oraz model antropologii okultystycznej zrodzonej w renesansie, która propagowała koncepcję Paracelsusa. To naturalistyczne spojrzenie na całość bytu ludzkiego. Podstawą koncepcji jest założenie vis vitalis (siły życiowej), która ma charakter boski. Nie jest to weryfikowalna teza, lecz światopoglądowe założenie, a może nawet mające charakter parareligijny, kultyczny. Ponadto w antropologii Samuela Hahnemanna, twórcy homeopatii, oraz w modyfikacjach dokonanych przez jego następców wyraźnie widzimy „błąd antropologiczny” polegający na zamazaniu różnicy między elementem siły naturalnej czy energii, a duchem, który w antropologii, np. chrześcijańskiej, ma autonomię i otwartość na transcendencję. Podobny błąd immanentyzmu i redukcjonizmu ontologicznego popełnia antropozofia, która również ma swoją „homeopatię”. W historii idei holizm zrodził się w XIX wieku w kontekście ewolucjonizmu biologicznego, a samo pojęcie wprowadził darwinista Jan Christian Smuts. Nie jest więc może przypadkiem, że jeżeli ktoś używa słowa holizm, to od razu daje konotację monistyczną. Holizm jest ulubionym słowem New Age, związanym z redukcjonizmem ontologicznym. Nie można lekkomyślnie używać tego słowa dziś, tym bardziej nie można go mieszać ze św. Tomaszem. Antropologia chrześcijańska jest antropologią dwoistości, a nie monistyczną. Nie jest ani dualistyczna, ani monistyczna, jest rodzajem bardzo tajemniczego połączenia, trochę tak, jak w dogmacie chalcedońskim, złączone, ale niezmieszane. Chrześcijańska wizja człowieka (także w wersji hylemorfizmu) podkreśla czynnik „autonomii ducha” (jak się wyraził Victor Frankl) mimo jedności z czynnikiem materialnym. W homeopatii pomieszanie pojęć spowodowało przekonanie, że wymiar materialny może, także w ujęciu energetyczno–infomacyjnym czy energetyczno–kwantowym (chodzi tu bowiem ciągle o materię!), wpływać na wymiar duchowy, który w tym wypadku jest niebezpiecznie przedefiniowany. Ważne jest w tym kontekście przypomnienie teologii zdrowia i choroby, według której chodzi tu o hierarchię ontologiczną, w której problem „zdrowie — choroba” rozgrywa się przede wszystkim w wymiarze ducha (pneuma w biblijnym modelu trójdzielnym) jako czegoś autonomicznego czy duszy również jako rzeczywistości autonomicznej i będącej czymś różnym od ciała (w filozoficznym modelu dwudzielnym). Dopiero relacja tych wyższych wymiarów duchowych z Bogiem — relacja osobowa — wpływa wtórnie na poziom cielesny, materialny czy energetyczny. Nie istnieje natomiast relacja odwrotna.
Lekarze homeopaci twierdzą, że leczą całego człowieka, tzn. w jego wymiarze cielesnym, psychicznym i duchowym. Przeprowadzają w związku z tym szczegółowy wywiad, który uwzględnia także życie psychiczne pacjenta. Lekarz pyta o sny, o życie seksualne. Czy nie ma w takim podejściu przekraczania kompetencji lekarskich, jakiegoś nadużycia?
Jest to ewidentne nadużycie wynikające ze wspomnianego już pomieszania pojęć w wymiarze antropologicznym. Trójpodział, na który powołują się homeopaci (nawet w podręcznikach medycznych), ma już charakter naturalistyczny, jest neognostycką reinterpretacją modelu św. Pawła czy św. Jana, w której pneuma — duch oznacza tylko wyższy stopień subtelnej energii, w który można ingerować za pomocą określonych technik materialnych. Takie pojęcie ducha nie występuje w Biblii, w której pneuma oznacza wymiar autonomiczny i transcendentny. W ujęciu homeopatii i neognozy jest to wyraz „materializacji duchowości” o charakterze redukcyjnym i profanicznym.
Homeopatia odwołuje się do pojęcia energii. Podobnie czyni medycyna holistyczna, twierdząc, że choroba zmienia poziom energetyczno–dynamiczny, jest zaburzeniem równowagi energii, którą trzeba przywrócić. Co to tak naprawdę znaczy? Jakie mogą być przyczyny choroby, jak homeopatia tłumaczy jej powstanie?
Na początku zaatakowałem pojęcie całościowości tej medycyny, która nie jest całościowością w sensie chrześcijańskim, lecz pewnego rodzaju redukcjonizmem antropologicznym i onotologicznym. Czym innym jest jednak uznanie, że możliwe jest działanie na poziomie energetycznym, kwantowym czy energetyczno–informacyjnym i ograniczenie się do tej warstwy wynikające z założenia, że taki holizm nie istnieje. Nawet jednak przy takim ograniczeniu pojawiają się pytania i problemy; ten wymiar jest bowiem bardzo słabo zbadany przez naukę, wręcz nieweryfikowalny na poziomie dzisiejszej wiedzy. Fizyka, chemia czy biochemia podejmują fragmentaryczne próby badań tej hipotezy, nie można poprawnie metodologicznie przechodzić od tych szczątkowych badań do holistycznych pewników poznawczych. Na poziomie wiedzy ta pewność nie istnieje.
W jakiej mierze jesteśmy w stanie przewidzieć skutki działania homeopatii?
Zwolennicy homeopatii uporczywie wmawiają ludziom, że jest ona całkowicie bezpieczna. Tymczasem liczne badania jej dotyczące wykazują, że homeopatia może być niebezpieczna, także gdy chodzi o minimalne elementy cząstek chemicznych, które znajdują się w roztworze. Pewne substancje pozostają toksyczne, nawet gdy jest ich bardzo mało. Nawet jeśli założymy, że jest to poziom energetyczny, informacyjny, to wiemy o nim za mało, byśmy mogli z niego korzystać z pełnym zaufaniem.
Czy można precyzyjnie pokazać, „co” leczy, działa w homeopatii? Czy można wytłumaczyć mechanizm tego działania?
Istnieją teorie mówiące o tym, że homeopatia jest czymś więcej niż tzw. efektem placebo, który dotyczy sugestii. Są dwie możliwości — nie można wykluczyć, że jest to działanie na poziomie energetycznym czy kwantowym. Tradycyjna medycyna działa na poziomie komórki. To jej najbardziej pierwotny poziom. W homeopatii mamy do czynienia z poziomem pierwotniejszym, molekularnym, poziomem atomu i cząstek elementarnych. Można sobie wyobrazić, że w leczeniu następuje pewna korekta, ale nie jest do końca określone, jaka to jest korekta. Skoro mówi się, że jest to działanie na poziomie fundamentalnym, podstawowym, nie wiemy przecież, czy nie jest ono niebezpieczną ingerencją w struktury materialne organizmu, w jego podstawy.
Jaka miałaby to być ingerencja?
Ingerencja w głębokie struktury atomowe, molekularne, energetyczne, informacyjne. Nie wiemy do końca, jakie mogą być tego efekty. Nie znamy skutków ubocznych. Jednak są lekarze, którzy twierdzą, że takie skutki istnieją, że po leczeniu homeopatią ludzie się gorzej czują, że dostają jakiegoś rozstroju, że wpadają w dziwne stany przeżyć wewnętrznych. Jeśli zakładamy, że ingerujemy na poziomie informacyjno–energetycznym, bardzo fundamentalnym, a nie znamy jeszcze zasad funkcjonowania tego poziomu, to powinniśmy poinformować ludzi o tym, że nie jesteśmy tu w pełni kompetentni, a nasze działanie może być również niebezpieczne. Nie należy zakładać, że homeopatia jest bezpieczna, że lekarz homeopata nie może popełnić tragicznego w skutkach błędu.
Czy z powodu braku kompetencji należy zrezygnować z homeopatii w ogóle? Czy nie istnieje niebezpieczeństwo wpadnięcia w drugą skrajność, dostrzeżenia w homeopatii czystego zła?
Nie zajmujmy się na razie złem „moralnym”, ale „fizycznym”. Istnieją teorie homeopatyczne, które mówią o ciele energetycznym działającym na poziomie fizyki nawet nie kwantowej, lecz tzw. eterycznej. To jest odwołanie się wprost do teorii okultystycznych. Podobnie czynią bioenergoterapeuci. Ingerencja w ciało energetyczne, nawet na zasadzie pewnego szoku, ma spowodować zmiany w ciele biologicznym, które jest czymś wtórnym, materialnym. Nie znamy przecież działających tu mechanizmów, a uważa się, że niektóre wysokie potencje mogą być niebezpieczne. Homeopaci mówią, że bardzo wysoki stopień rozcieńczenia oznacza bardzo silną ingerencję w struktury molekularne za pomocą potężnej energii, która jest tym większa, im mniejsze jest stężenie leku. Niektórzy z nich twierdzą otwarcie, że energia ta nie zna granic i dlatego człowiek zażywający środki homeopatyczne — jako swoista kula energetyczna — może oddziaływać w sposób niekontrolowany na otoczenie, podobnie jak buteleczki z lekami stojącymi na półkach, które przecież nie mają żadnych zabezpieczeń...
Panuje zamęt w przekazywaniu informacji na ten temat. Jedni mówią o skuteczności stosowania homeopatii, odwołując się do wyników badań (jako jeden z argumentów podaje się skuteczność homeopatii w przypadku zwierząt oraz niemowląt), drudzy — przeciwnie — odwołują się do innych badań naukowych. Kto ma rację?
Nie mamy żadnej pewności. Wszystko jest w fazie hipotez i eksperymentów. Nauka potrafi wyprowadzić z dotychczasowych badań bardzo niewiele wniosków, a koncerny farmaceutyczne produkują leki homeopatyczne i zachowują się w taki sposób, jakby naukowe uzasadnienie homeopatii można było uznać za pewnik. Notabene, właściwie tylko Francja tak naprawdę toleruje homeopatię, natomiast wiele innych krajów rozwiniętych, jak Niemcy, Austria czy Anglia, zachowuje daleko posuniętą ostrożność. Można ją dostrzec na każdym poziomie: wykładów uniwersyteckich czy prawodawstwa medycznego. W Polsce ulegamy złudzeniu co do wartości homeopatii, bo mamy kontakt właśnie z koncernami francuskimi. Wynika z tego jedna konkluzja: nie wyciszajmy naukowych wątpliwości dotyczących homeopatii, nawet jeśli nie uznamy jej z góry za pseudonaukę czy oszustwo, co czyni wielu uznanych profesorów medycyny na całym świecie (a także w Polsce).
Problem polega na tym, że nie wiemy dokładnie, co się dzieje, i nie mamy kryteriów, żeby wyczerpująco opisać ten proces i w pełni przewidzieć jego skutki. Trzeba równocześnie pamiętać, że oprócz sporu w sferze nauki, w sferze weryfikowalności, istnieje wątpliwość, która dotyczy sfery religii, wiary, inicjacji, magii...
Napisał Ojciec w „Encyklopedii białych plam”, że źródła homeopatii sięgają tradycji inicjacyjnej. Czy można powiedzieć, że praktyka homeopatyczna może przekazać pewne kody na poziomie duchowym?
Może przekazać takie kody nawet na poziomie energetycznym. Nie wykluczam możliwości istnienia i działania takiego poziomu. Podobne założenia ontologiczne mają teorie bioenergoterapeutyczne, dotyczące sił witalnych czy energii kosmicznej. Istnieją hipotezy, że nie tylko bioenergoterapeuta może przekazywać choremu swoje „kody energetyczne” (nie jest wyjaśnione ich działanie, ale hipotezy sugerujące ich istnienie od dawna krążą w parapsychologii), ale również może to robić chory. Bioenergoterapeuta z tego powodu może chorować i wielu bioenergoterapeutów rzeczywiście bardzo ciężko zachorowało. W związku z tym, jeśli założylibyśmy, że energia przenika między ludźmi, to mogą istnieć przekazy „kodów energetycznych” tych wszystkich ludzi, którzy biorą udział w produkcji leków homeopatycznych. Istnieją takie hipotezy w ramach samych teorii homeopatii. Nie bez znaczenia jest wola pewnych ludzi, np. wola medium może organizować na poziomie kwantowym jakiś ład. Znana jest praktyka używania mediów czy jasnowidzów przy produkcji leków homeopatycznych. Wiemy to ze świadectw byłych homeopatów. W samej wewnętrznej logice homeopatii nie wydaje się to przypadkowe. W tej logice nie można wykluczyć, że „kod energetyczny” może być przekazywany nie tylko w postaci struktur rozpuszczalnika czy rozpuszczanego elementu, ale również jako kod człowieka, który aktualnie ingeruje w proces produkcji. A może i kod tego, który to wszystko zainicjował, samego Samuela Hahnemanna, który ma w tym swój udział od początku. Tu pojawia się sensowne „naukowo” znaczenie pytania, kim był naprawdę twórca homeopatii. To są teorie związane z tzw. bioinformacją, które są dzisiaj bardzo mocno rozwijane w parapsychologii. Nie można wykluczyć, że na tym poziomie może być jakiś przekaz.
Nie można też wykluczyć przekazu inicjacyjnego na poziomie czysto duchowym i wtedy różne techniki paramedyczne homeopatii — nierzadko bardzo irracjonalne — można by interpretować w innym kluczu znaczeniowym: jako rodzaj ukrytej symboliki inicjacyjnej w rytuale parareligijnym czy nawet — zdaniem niektórych znawców ezoteryzmu — kryptospirytystycznym. Taka wizja odpowiadałaby zresztą interpretacji mechanizmu działania magii opisanej przez św. Tomasza z Akwinu w Summa contra Gentiles.
Autorytety chrześcijańskie nie są zgodne w ocenie homeopatii. Philippe Madre mówi o niej, że może być cennym uzupełnieniem medycyny klasycznej. Jedyne zagrożenie widzi we wprowadzaniu do praktyki homeopatycznej wymiaru nadprzyrodzonego.
Philippe Madre zaznacza, że często homeopaci nie poprzestają na samej homeopatii. Zdają sobie sprawę, że ich wiedza nie jest wystarczająca, dlatego chętnie czerpią z intuicji okultystycznych czy ezoterycznych. Ks. Klemens Pilar, który napisał w Wiedniu doktorat na temat medycyny alternatywnej, stwierdził, że około 80% zajmujących się homeopatią zajmuje się również ezoteryzmem. To jest logiczne. Pilar cytuje bardzo liczne prace, które obalają założenia homeopatii. Medycyna niemiecka jest w tej kwestii bardzo sceptyczna: ponad 80% lekarzy niemieckich z tytułami profesorskimi, których trudno posądzać o brak kompetencji, odrzuca homeopatię. Być może Philippe Madre ulega modzie panującej w jego środowisku. We Francji istnieją homeopatyczne salony fryzjerskie, homeopatyczne kliniki dla psów. Nie ma takiego kraju na świecie, w którym homeopatia byłaby w tak przedziwny, wręcz irracjonalny sposób rozwijana.
Zdarza się, że rodzice pytają, czy mogą zastosować leki homeopatyczne w chwili zagrożenia życia dziecka, gdy inne kuracje nie przynoszą efektu. Co im odpowiedzieć? Jaka jest cena zdrowia dla chrześcijanina?
Polscy egzorcyści ustalili, że nie będą w takiej sytuacji przeszkadzać, osądzać, ale pozostawią wybór kwestii ich sumienia. Dylemat, o którym tutaj mowa, jest dylematem tragicznym, bardzo ludzkim i nie jest niczym nowym w historii medycyny okultystycznej — mówią o tym rozmaici misjonarze — która była od wieków motywem emocjonalnego szantażu czy duchowego przetargu. Jest to bardzo podobna sytuacja jak z grzechem bałwochwalstwa. Jeżeli uznalibyśmy działania paramedyczne za bałwochwalcze, to dostrzeżemy analogię z prześladowaniami. W Rzymie chrześcijanie oddawali życie, odmawiając pokłonu figurze cezara, który podawał się za boga. Moment wyboru był zawsze pojęty bardzo radykalnie. Medycyna magiczna czy okultystyczna może być formą duchowego przetargu: albo ulegniesz pewnym siłom i przyjmiesz ich pomoc, albo nie.
Niektórzy księża egzorcyści, odwołując się do swojej praktyki, mówią o zależności między zniewoleniem duchowym a stosowaniem homeopatii.
Istnieją przypadki uzdrawiania kurzajek czy innych dolegliwości przez tzw. białą magię. Białomagiczne czy okultystyczne działania zostały opisane przez duszpasterzy na świecie. Znamy historie zabiegów, po których jakaś osoba została rzeczywiście uzdrowiona, zniknęły kurzajki czy „róża”, zniknęła choroba, ale pojawiły się problemy na poziomie duchowym. Wybitny znawca okultyzmu, lekarz, teolog i egzorcysta ewangelicki dr Kurt Koch badał działania medycyny alternatywnej czy okultystycznej. Zauważył, że po takich działaniach znikają objawy somatyczne, bóle, objawy cielesne, natomiast pojawiają się objawy psychiczne, dręczenia, lęki, niemożność modlitwy, smutek, zamknięcie. Niektórzy ludzie czują, jakby jakaś ściana ze szkła odgrodziła ich od Boga. Są uzdrowieni cieleśnie, ale bardzo nieszczęśliwi duchowo. Wtedy można nawet usłyszeć zdanie: „Powiedz Bogu, że ja się wyrzekam tego uzdrowienia, niech mi zwróci moje kurzajki, ale niech mi zwróci przy okazji samego siebie”. Znam osoby, które po takich właśnie działaniach powierzały się Bogu. Wracały symptomy chorobowe, ale jednocześnie ich więź z Bogiem była przywrócona. Pan Bóg, jeżeli dopuszcza chorobę, to jest ona przede wszystkim związana z grzechem. Warto ją odczytać jako sygnał od Boga, którego nie można lekceważyć, bo czasem jest on dla człowieka ostatnim dzwonkiem na poziomie, na którym najważniejsza jest dusza. Ten człowiek ma coś przeżyć, ma coś zobaczyć i się nawrócić. Wtedy może Pan Bóg go uzdrowi i to uzdrowienie będzie cudowne i trwałe, bo Pan Bóg nie chce choroby ani cierpienia grzesznika, tylko chce człowieka o czymś pouczyć.
Jak w takim razie rozpoznać, że dany sposób leczenia jest duchowo dopuszczalny?
Nie jest to wcale łatwe i musi być stosowane każdorazowo rozeznanie duchowe. Oprócz kryteriów racjonalno–teologicznych istotne jest doświadczenie rozeznania duchowego (obecne od wieków w tradycji chrześcijańskiej), które jest także rodzajem teologicznego poznania (René Laurentin). Tym bardziej, że często chodzi tu o zjawiska złożone, wyrastające z kontekstów niejasnych i praktykowane przez ludzi, których trudno zweryfikować od strony intelektualnej, moralnej czy duchowej. W tle zaś pojawiają się problemy światopoglądowe i intelektualne (teoretyczne i metodologiczne), filozoficzne i teologiczne: spór o naturę i strukturę człowieka; spór o koncepcję zdrowia i choroby; dylemat: zło czy choroba; problemy epistemologiczne i ontologiczne, w tym problem istnienia duchów, którym w wielu tradycjach duchowych i kulturowych przypisuje się możliwość uzdrawiania. Także w tradycji chrześcijańskiej uzdrowienia mogą być nie tylko nadprzyrodzone (boskie) czy naturalne (paranormalne), ale także nadnaturalne: spirytystyczne czy demoniczne. Chodzi tu głównie o pozorne uzdrowienia demonów, które „uzdrawiają” to, co same „zaraziły chorobą i złem” (Francis McNutt). U wielu znanych uzdrowicieli stosujących tzw. bioenergoterapię czy spiritual healing (uzdrawianie duchowe) można dostrzec powiązanie ze spirytyzmem, jak np. u Edgara Cayce’a , Harry’ego Edwardsa, Brunona Gröninga czy znanego w Polsce — Clive’a Harrisa.
Czy nie jest tak, że wielu chrześcijan zatraciło dziś wrażliwość, wyczulenie na wymiar duchowy w człowieku oraz w świecie? Mówi się dużo o duchowości, o jej potrzebie, ale często odmawia się realności szatanowi, duchom albo magii. Istnieje w tym względzie zamęt. Jeśli ktoś mówi o szatanie, jest odbierany jako ten, który straszy ludzi; w duchy się generalnie nie wierzy, a jeśli już, to mówi się, że są tylko dobre. Magia natomiast jest postrzegana jako coś nieszkodliwego, niewinne sztuczki iluzjonisty. Czy nie jest to jeden wielki podstęp diabła? Czy nie potrzeba nam wierzącym, zwłaszcza dziś, dobrego i wszechstronnego rozeznania duchowego, w tym także intelektualnego?
Właśnie o tym mówię. Rozeznanie duchowe czy pojęcie walki duchowej przeżywa dzisiaj duży kryzys. Pojawia się ono w grupach charyzmatycznych czy u zainteresowanych mistyką. Zagrożenie polega jednak na tym, że zainteresowanie tą sferą wraca jednocześnie z mroczną i niebezpieczną tradycją ezoteryczną, która przekazuje moc na sposób inicjacji. Można się tu odnieść do wizji św. Ignacego Loyoli. Wyczuł genialnie, że szatan nie tylko jest psem, który nas gryzie po nogawkach czy nam dokucza, ale jest to wielki strateg, książę pewnego królestwa, które się organizuje, ma swoje instytucje i koncepcje. Taką koncepcją może być spirytyzm, różne formy satanizmu, niektóre sekty. Aby poważnie traktować demonologię i rozeznanie duchowe, magię i ezoteryzm, trzeba zauważyć, że mogą one być narzędziem szatana jako koncepcje intelektualne, inicjacyjne, światopoglądowo–kultyczne. Należy dziś poznawać także intelektualnie te koncepcje. Trzeba je badać jednak nie tylko na sposób racjonalistyczny czy zjawiskowy, jak to robi psychologia czy socjologia. Potrzebujemy ontologicznej interpretacji magii jako zjawiska duchowego, czyli nie irracjonalnego, lecz nadracjonalnego. Potrzebujemy mądrej interpretacji inicjacji czy ezoteryzmu. Pisali o tym Ojcowie Kościoła, chociażby św. Augustyn. W Państwie Bożym opisywał magię czy okultyzm jako część wielkiej strategii złego ducha chcącego człowieka oszukać, wciągnąć w fałszywą duchowość, odwieść od zbawienia. Kasjan, św. Teresa czy św. Jan od Krzyża mówią nam, że każdy dar duchowy może być podrobiony, że mogą być fałszywi mnisi, fałszywi prorocy, fałszywi charyzmatycy, fałszywi uzdrowiciele. Szatan jako „Anioł Światłości” (2 Kor 11,14) imituje stany duchowe. Thomas Merton nawet powiedział: specjalizuje się w fałszywej mistyce. Czyli nie tylko to, co ciemne, brudne, wulgarne czy prymitywne, ale właśnie to, co subtelne, intelektualnie wyrafinowane, rzekomo postępowe, pozytywne, może być przejawem działania złego ducha. Zauważmy, że w ideologii myślenia pozytywnego nie ma miejsca na grzech, na szatana, na nawrócenie, bo są to rzeczywistości traktowane jako coś złego. Dlatego musimy zmienić optykę.
rozmawiał Radosław Broniek OP
ALEKSANDER POSACKI jezuita, studiował w Rzymie w Instytucie Wschodnim oraz na Gregorianum, doktor filozofii, interesuje się antropologią, historią doświadczeń religijnych, demonologią (w kontekście psychiatrii i parapsychologii), mieszka w Krakowie.
Schowany