Bruno Ferrero - Czy jest tam Ktoś (36 opowiadań dla ducha).pdf

(309 KB) Pobierz
Bruno Ferrero - Czy jest tam Ktoś
Bruno Ferrero
„CZY JEST TAM KTOŚ ?”
Wydawnictwo SalezjaŃskie
Warszawa, 2007
1. „ JESTEŚMY TUTAJ ! ”
Jest to historia o pewnym getcie, które już nie istnieje i o pewnym człowieku, który pełnił służbę
w synagodze. Każdego poranka, zanim jeszcze zaczął sprzątanie synagogi, wchodził na mównicę i wołał z dumą
w głosie:
Przyszedłem Ci oznajmić, Panie Wszechmocny, że jesteśmy tutaj!
W getcie miały miejsce okrutne prześladowania rasistowskie. Rozpoczęły się przesłuchania
i znęcania się. Ale każdego dnia zakrystianin wdrapywał się na mównicę w synagodze i krzyczał,
czasami z gniewem:
Przyszedłem Ci oznajmić, że jesteśmy tutaj!
Odbyła się pierwsza masakra, po której nastąpiło wiele następnych. Zakrystiani wychodził z nich
zawsze bez szkody. Przedzierał się do synagogi, by bijąc pięścią o mównicę krzyczeć aż do utraty tchu:
Panie Wszechmocny, spójrz, my jesteśmy tutaj!
Po kolejnej masakrze on jeden został przy życiu. Udało mu się dotrzeć do opuszczonej synagogi.
Ostatni żyjący Żyd wspiął się po raz ostatni na mównicę. Podniósł w górę przygaszone oczy i wyszeptał
z niewypowiedzianą radością:
Widzisz? Jestem wciąż tutaj!
Zastanowił się przez chwilkę, zanim dodał zachrypniętym i smutnym głosem:
A Ty, Ty gdzie jesteś?
* * *
Módlmy się każdego dnia, by móc powiedzieć Bogu:
Pamiętaj o tym, że jestem tutaj!
2. KAZANIE ŚWIĘTEGO FRANCISZKA
Pewnego dnia święty Franciszek, wychodząc z klasztoru, napotkał brata Ginepro. Był on bardzo
prostym, dobrym człowiekiem i święty Franciszek i święty Franciszek bardzo go kochał.
Spotkawszy go, powiedział:
Bracie, Ginepro, pójdź ze mną będziemy głosić kazania. – poprosił.
Ojcze mój! – odpowiedział brat. –Wiesz przecież, że jestem za mało wykształcony. Czy mogę
więc przemawiać do ludzi?
Święty Franciszek nalegał jednak i brat Ginepro wreszcie się zgodził. Wędrowali przez całe miasto
modląc się w ciszy za wszystkich tych, którzy pracowali w warsztatach i ogrodach. Uśmiechali się do dzieci,
szczególnie tych bardzo biednych. Zamieniali kilka słów z najstarszymi. Dotykali chorych. Pomogli pewnej
kobiecie dźwigać ciężki dzban z wodą.
Kiedy przemierzyli już kilkakrotnie całe miasto, święty Franciszek powiedział:
Bracie Ginepro, czas byśmy powrócili do klasztoru.
A nasze kazanie?
Wygłosiliśmy je już... Wygłosiliśmy. – odpowiedział z uśmiechem Święty.
* * *
Jeśli twoje ubranie jest przesiąknięte zapachem mchu, nie ma potrzeby, byś mówił o tym
wszystkim. Zapach będzie mówił sam za siebie.
Najlepszym kazaniem jesteś ty sam.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam KtoŚ ?
1 z 21
292724615.006.png 292724615.007.png
3. BIEDNY STARZEC
Żył sobie kiedyś pewien starzec, który nigdy nie był młody. I dlatego nie nauczył się, jak żyć.
A nie umiejąc żyć, nie wiedział też, jak umrzeć.
Nie znał ani nadziei, ani niepokoju; nie wiedział, jak płakać, ani jak się śmiać. Nie przejmował się,
ani nie dziwił ty, co zdarzało się na świecie.
Spędzał dni nudząc się na progu swojego domu i patrząc w ziemię. Nie zaszczycił nawet jednym
spojrzeniem nieba – tego lazurowego kryształu, który Pan Bóg także i dla niego czyścił codziennie delikatną
watą chmur.
Jakiś wędrowiec czasem go o coś zapytał. Miał bowiem tyle lat, że ludziom zdawało się, że jest bardzo
mądry i pragnęli uszczknąć coś z jego wiedzy.
Co powinniśmy robić, by osiągnąć szczęście? – pytali go młodzi.
Szczęście jest wynalazkiem głupich. – odpowiadał starzec.
Przychodzili ludzie o szlachetnych duszach, którzy pragnęli stać się pożyteczni dla bliźnich.
Co mamy czynić, by pomóc naszym braciom? – pytali go.
Kto się poświęca dla ludzi, ten jest szaleńcem. – odpowiadał starzec z ponurym uśmiechem.
Jak mamy kierować nasze dzieci drogami dobra? – pytali go rodzice.
Dzieci są jak węże! – odpowiedział starzec. –Możecie się spodziewać po nich jedynie trujących
ukąszeń.
Również artyści i poeci zwracali się o rade do starca, którego uważali za mędrca:
Naucz nas, jak wyrażać uczucia, które nosimy w duszy.
Lepiej, abyście milczeli! – mamrotał pod nosem starzec.
Powoli jego zgorzknienie i złość zaczęły się rozprzestrzeniać, najbliższe otoczenie zmieniło się w ponury
zakątek, gdzie nie rosły kwiaty, ani nie śpiewały ptaki, wiał chłodny wiatr Pesymizmu (tak bowiem nazywał się
ten zły starzec). Miłość, dobroć i wielkoduszność zamrożone tym śmiertelnym podmuchem więdły i wysychały.
Wszystko to nie podobało się Panu Bogu, postanowił więc w jakiś sposób temu zaradzić.
Dobry Bóg zawołał dziecko i powiedział:
Pójdź i ucałuj tego biednego staruszka.
Dziecko objęło swymi delikatnymi, pulchnymi rączkami szyję starca i wycisnęło wilgotny, głośny
pocałunek na jego pomarszczonej twarzy.
Wówczas staruszek po raz pierwszy w życiu zdumiał się. Jego podejrzliwe oczy nagle zabłysły. Jeszcze
nigdy w życiu nikt go nie pocałował.
W ten sposób otworzyły mu się oczy na świat, a potem umarł, uśmiechając się.
* * *
Czasami rzeczywiście wystarcza jeden pocałunek. Jedno „Kocham cię” , nawet takie tylko
wyszeptane. Jedno nieśmiałe „dziękuję” . Jedna szczera opinia. To tak bardzo łatwo uczynić kogoś
szczęśliwym.
Dlaczego więc tego nie czynimy?
4. NAJPIĘKNIEJSZA RZECZ TATY
Tata pyta pięcioletniego Aleksandra:
Co ci się najbardziej podoba u tatusia?
Aleksander po chwili zastanowienia, odpowiada:
Mama.
* * *
Kiedy ci się wydaje, że twoja rodzina jest dobra? – zapytano pewną dziewczynkę.
Kiedy mamusia i tatuś całują się. – odpowiedziała.
Rodzice wcale nie muszą się chować w szafie, kiedy chcą się pocałować. Za każdym razem,
kiedy się całują, na dzieci spływa fala ciepłej i radosnej nadziei. Wiedzą bowiem dobrze, że wzajemna
miłość i jedność rodziców jest jedną pewną skała, na której mogą budować swoje życie.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam KtoŚ ?
2 z 21
292724615.008.png 292724615.009.png
5. ZŁODZIEJ W FABRYCE
W pewnej fabryce zaczęły zdarzać się codzienne kradzieże. Kierownictwo zmuszone było więc
powierzyć firmie, specjalizującej się w tego rodzaju działalności, zadanie kontrolowania każdego pracownika
opuszczającego zakład po skończeniu pracy.
Pracownicy zazwyczaj dobrowolnie otwierali torby i oddawali do kontroli pojemniki, w których przynosili
pierwsze śniadanie. Kontrolerzy byli bardzo rzetelni i sprawdzali wszystkich pracowników od pierwszego
do ostatniego włącznie. Ostatnim był pewien typ, który każdego dnia z wózkiem pełnym śmieci zamykał kolejkę
pracowników. Podczas, gdy wszyscy pracownicy wracali spokojnie do domu, strażnicy przynajmniej przez pół
godziny przetrząsali opakowania po produktach, niedopałki papierosów i plastikowe kubki, by upewnić się,
czy człowiek ten na pewno nie wynosi nic wartościowego. Nigdy jednak nie mogli niczego znaleźć.
Pewnego wieczoru jeden poirytowany strażnik zwrócił się do podejrzanego:
Wiem, że coś kombinujesz, każdego dnia przeglądam każdy najmniejszy śmieć,
który wieziesz na wózku i nie znajduję nigdy niczego, co można by ukraść. Nie rób ze mnie idioty.
Powiedz mi, co wynosisz, a przysięgam ci, że nie doniosę na ciebie.
Typek podniósł z politowaniem ręce i powiedział:
Przecież to oczywiste, kradnę wózki.
* * *
Wypaczamy całkowicie sens naszego życia, kiedy myślimy, że jego czas służy nam
do poszukiwania wygód i przyjemności. Z coraz to większą frustracją, rozpaczliwie poszukujemy wśród
upływających dni i lat jakiegoś sukcesu, który mógłby nadać sens naszemu życiu. Podobnie czynili
strażnicy. Poszukując wartościowych rzeczy pomiędzy śmieciami leżącymi na wózku, nie zwracali
uwagi na to, co było oczywiste.
Kiedy nauczycie się żyć, samo życie stanie się waszą nagrodą. Życie jest wszystkim tym,
co posiadamy.
6. CHCĘ , ŻEBY BYŁA KRÓLOWĄ !
Kiedyś, przed wieloma wiekami, było sobie pewne bardzo sławne miasto. Powstało ono w pięknej
dolinie, a ponieważ jego mieszkańcy byli bardzo pracowici, nieprawdopodobnie się rozrosło w krótkim czasie.
Pielgrzymi dostrzegali je z daleka, urzeczeni i olśnieni pięknem marmurów i pozłacanych brązów.
Było to, rzeczywiście, szczęśliwe miasto, którego wszyscy mieszkańcy żyli w zgodzie.
Ale pewnego brzydkiego dnia postanowili oni wybrać swojego króla.
Złote trąby heroldów zgromadziły wszystkich przed ratuszem miejskim. Nie brakowało nikogo. Biedni
i bogaci, młodzi ii starzy, wszyscy patrzyli sobie w twarze i szeptali coś przyciszonym głosem.
Srebrzysty dźwięk potężnej trąby zmusił całe zgromadzenie do ciszy. Wtedy dumnie wysunął się
przed gromadę pewien niski i tęgi typ. Był on najbogatszym człowiekiem miasta.
Podniósł dłoń pełną błyszczących pierścieni i powiedział:
Mieszkańcy! Staliśmy się nieprawdopodobnie bogaci. Nie brakuje nam pieniędzy. Nasz król musi
być człowiekiem dostojnym Najlepiej hrabią, markizem, księciem, tak, aby wszyscy szanowali go
za szlacheckie pochodzenie.
Mniej bogaci natychmiast podnieśli na te słowa niemiłosierny wrzask:
Nie! Co też ty wygadujesz?! Zamknij się! Chcemy na króla człowieka bogatego
i wspaniałomyślnego, który rozwiąże nasze problemy!
W tym samym czasie żołnierze wznieśli na swoich ramionach barczystego olbrzyma i wygrażając
złowrogo swoimi zbrojami wrzeszczeli:
To on będzie naszym królem! Musi być najsilniejszy!
W tym strasznym rozgardiaszu nikt już nic nie rozumiał. Ze wszystkich stron dobiegały krzyki,
pogróżki, chrzęst ścierających się o siebie zbroi. Zamieszanie stawało się coraz gorsza i było już wielu rannych.
Znowu zabrzmiała trąba. Tłum powoli uspokajał się. Pewien dobroduszny i roztropny starzec
wdrapał się na najwyższy stopień ratusza i przemówił:
Przyjaciele, nie popadajmy w szaleństwo z powodu króla, który jeszcze nie istnieje.
Wybierzmy spośród nas jakieś niewinne dziecko i niech ono wyznaczy. kto ma być naszym królem.
Wzięli więc za rękę jakieś dziecko i wyprowadzili je przed wszystkich.
Starzec spytał go:
Kogo chciałbyś uczynić królem tego wielkiego miasta?
Chłopczyk spojrzał na wszystkich, włożył do buzi palec i odpowiedział:
Królowie są źli. Nie chcę żadnego króla. Chcę, żeby była królowa: niech zostanie nią moja
mama.
* * *
Rząd składający się z mam... To wspaniała idea. Świat byłby wtedy na pewno mniej zepsuty,
nie używałoby się tylu brzydkich słów, każdy chętnie podałby rękę starcu pragnącemu przejść
przez ulicę... W ten sam sposób wymyślił to Bóg. Dał nam Maryję.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam KtoŚ ?
3 z 21
292724615.001.png 292724615.002.png
7. RZEŹBA
Żył sobie kiedyś wśród gór pewien człowiek, który był posiadaczem rzeźby wykonanej przez wielkiego
artystę. Porzucił ją jednak dawno, w jakimś kącie, twarzą do ziemi i zupełnie o niej zapomniał.
Pewnego dnia pojawił się w tamtej okolicy mieszkaniec wielkiego miasta.
Był on człowiekiem o dużej wiedzy i kulturze. Gdy tylko zobaczył rzeźbę, zapytał właściciela,
czy przypadkiem nie chciałby jej sprzedać.
Właściciel roześmiał się i powiedział:
Niech pan nie żartuje, kto chciałby kupić taki paskudny kamień bez żadnego kształtu?
Człowiek z miasta odrzekł:
Dobrze, dam ci w zamian srebrną monetę.
Człowiek ucieszył się bardzo i zdziwił jednocześnie.
Posąg został przewieziony do miasta na grzbiecie słonia. O tego czasu minęło wiele dni
i nocy, aż pewnego dnia człowiek z gór udał się do miasta i przechodząc jedną z ulic, spostrzegł mnóstwo ludzi
tłoczących się przed pewnym budynkiem, gdzie jakiś mężczyzna wrzeszczał na całe gardło:
Przyjdźcie tutaj, aby zobaczyć najsłynniejszy i najpiękniejszy posąg świata.
Za dwie srebrne monety będziecie mogli podziwiać niezwykłe dzieło wielkiego mistrza!
Człowiek z gór zapłaciwszy dwie srebrne monety, wszedł do muzeum, aby zobaczyć rzeźbę,
którą sprzedał za jedną.
(K. Gibran)
* * *
Żyłem w zapomnianym cieniu drogi
wpatrując się w ogrody moich sąsiadów,
którzy po przeciwnej stronie,
biesiadowali w słońcu,
Czułem się jak żebrak,
który przenosi od drzwi do drzwi swoją biedę.
A im więcej dostawałem z nadmiaru ich przepychu,
tym bardziej mi ciążyła
moja żebracza miska.
Aż pewnego poranka wyrwałeś mnie ze snu
otwierając znienacka moje drzwi.
Stałeś w nich i prosiłeś o miłosierdzie.
Bez cienia nadziei otworzyłem moją puszkę
i zdziwiony zobaczyłem jak bardzo jestem bogaty.
(R. Tagore)
8. DEMORALIZACJA
Pewien mistrz murarski pracował wiele lat w wielkim zakładzie budowlanym. Aż kiedyś otrzymał
zamówienie na wybudowanie wspaniałej willi według własnego projektu i uznania. Mógł wybrać najpiękniejsze
miejsce i nie przejmować się żadnymi kosztami.
Prace rozpoczęły się natychmiast. Wykorzystując jednak pokładane w nim bezgraniczne zaufanie,
jakim go obdarzono, najpierw pomyślał sobie, że może użyć starych surowców oraz zatrudnić mniej
wykwalifikowanych robotników, aby w ten sposób zagarnąć dla siebie nieuczciwie zaoszczędzone pieniądze.
Kiedy dom został już ukończony, w czasie wydanego na tę okoliczność przyjęcia, wręczył swojemu
Prezesowi klucze do posiadłości.
Prezes jednak zwrócił mu je natychmiast i uśmiechając się powiedział:
Ten dom jest naszym podziękowaniem dla ciebie za rzetelną pracę. Niech będzie wyrazem
naszego poważania i szacunku.
* * *
Twoje dni są cegłami, z których budujesz dom swojej przyszłości...
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam KtoŚ ?
4 z 21
292724615.003.png 292724615.004.png
9. NA JEGO MIEJSCU
Pewien stary pustelnik Sebastian zwykł modlić się w maleńkim sanktuarium ukrytym
w cieniu doliny. Czczono tam krucyfiks, który nosił nazwę „Chrystus miłosierny”. Przybywała tam ludność z całej
okolicy, by wypraszać przez niego miłosierdzie i pomoc.
Pewnego dnia również stary Sebastian postanowił zwrócić się o pewną łaskę i uklęknąwszy, modlił się:
Panie, pragnę cierpieć razem z Tobą. Pozwól mi zająć Twoje miejsce. Pragnę zawisnąć
na krzyżu.
I trwał tak w ciszy, wpatrzony w krzyż, oczekując odpowiedzi.
Aż nagle Chrystus poruszył ustami i powiedział:
Przyjacielu, zgadzam się na twoją prośbę, ale pod jednym warunkiem: cokolwiek
by się zdarzyło, cokolwiek byś zobaczył, musisz zachować ciszę.
Obiecuję Ci, Panie.
Nastąpiła zamiana.
Nikt nie poznał, że od tej chwili Sebastian był przytwierdzony do krzyża, podczas gdy Chrystus zajął
jego miejsce. Wierni – jak zwykle – zanosili swe błagania, wyrażali dziękczynienia, a on dotrzymując swej
obietnicy, milczał. Aż pewnego dnia...
Przybył bogacz, modlił się długo, a zakończywszy modlitwę, gdy odchodził, zapomniał zabrać
z klęcznika worek pełen złotych monet. Sebastian spostrzegł to, lecz zachował milczenie. Nie odezwał się nawet
w godzinę potem, kiedy przybył pewien biedak, zabrał ze sobą worek i wyszedł nie dowierzając swemu
wielkiemu szczęściu. Nie otworzył też ust, kiedy uklęknął przed nim pewien młody człowiek, prosząc o opiekę
podczas długiej podróży przez morze. Nie wytrzymał jednak, kiedy ujrzał wbiegającego bogacza, który myśląc,
że młodzieniec ukradł jego worek ze złotymi monetami, wrzeszczał na całe gardło, by zawezwano straże.
Wtedy Sebastian nie wytrzymał i wydał z siebie straszny krzyk:
Stójcie!
Wszyscy z lękiem spojrzeli w górę i zobaczyli, że przemawia do nich krucyfiks. Sebastian opowiedział
im całe zdarzenie. Bogacz ruszył, co sił w nogach, aby szukać biedaka. Młodzieniec oddalił się w pośpiechu,
by nie spóźnić się na statek. Ale kiedy w sanktuarium nie było już nikogo, Chrystus wrócił do Sebastiana
z reprymendą:
Zejdź z krzyża. Nie jesteś godzien zajmować mojego miejsca. Nie umiesz milczeć.
Ależ, Panie... – protestował zawstydzony Sebastian –Czy mógłbym zgodzić się na taką
niesprawiedliwość?
Nie wiedziałeś o tym, ... – odpowiedział Chrystus ...że bogacz miał zgubić swój worek,
bowiem pragnął użyć pieniędzy w złym celu. Biedny, natomiast, bardzo ich potrzebował.
Gdyby młodzieniec zosta zatrzymany przez straże, nie zdążyłby na statek i ocaliłby swe życie,
bowiem w tym momencie jego statek osuwa się na dno głębokiego morza.
* * *
Pisarz Piero Chiara, który nie był zbyt religijny, miał przyjaciela, rzeźbiarza Francesco Messina,
który – w przeciwieństwie do niego – był człowiekiem głęboko wierzącym.
Kiedy Chiara leżał na łożu śmierci, Messina zbliżył się do niego, wziął go za rękę i powiedział:
Piotrze, jaka jest twoja wiara?
Chiara popatrzył na niego ze smutkiem i odpowiedział:
Wierzę w ciebie.
Są to najpiękniejsze słowa, jakie możemy skierować do przyjaciela: „Wierzę w ciebie”.
Jest to również najpiękniejsza modlitwa, którą możemy skierować do Boga: „Wierzę w Ciebie”.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam KtoŚ ?
5 z 21
292724615.005.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin