Rozdział 3 Dwa światy.doc

(276 KB) Pobierz
Rozdział 3 : Dwa światy

Rozdział 3 : Dwa światy


 

Bella
 

- Bello czy mogłabyś się pośpieszyć?! Jesteśmy już spóźnione, a Ty od pół godziny nie możesz wyjść z łazienki… jak długo można poprawiać makijaż?!

- I kto to mówi - prychnęłam w stronę drzwi wiodących do mojego pokoju.
- Zgoda, może ja też mam z tym lekki problem, ale na litość boską błagam Cię, przyśpiesz obroty, bo Jazz i reszta już czekają!
- Spokojnie Ali, to nie jest bal u prezydenta tylko impreza domowa i to w dodatku organizowana przez Ciebie, więc chyba nie urwą nam głowy jak się trochę spóźnimy, co??

Wyszłam z mojej małej łazieneczki na pierwszym piętrze, która zawsze zajmowałam, będąc u babci Mery. Po dokonaniu ostatnich poprawek do „operacji gwiazda”, byłam już gotowa pokazać się ludziom. Zawsze bardzo dbałam o to co myślą o mnie inni (może czasem do przesady). Poklask otoczenia był czymś, co ceniłam ponad wszystko. Było tak w dużej mierzę przez pozycję społeczną, jaką zajmowała nasza rodzina. Jako córka polityka nie mogłam pozwoli sobie np. na paradowanie w miejscu publicznym w dresach i rozciągniętym podkoszulku… Wolałam nawet nie myśleć jak wpłynęłoby to na wizerunek ojca.
- No nareszcie, przy Tobie można jednak zapuścić korzenie! Choć już, bo nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej! – ponaglała mnie moja przyjaciółka.
Nigdy nie mogłam znieść jej wzroku bazyliszka (który przybierała zawsze gdy coś nie układało się tak jakby chciała), w biegu porwałam więc z nocnego stolika małą, czarną kopertówkę i pognałam na dół.
- Mamo, wychodzę z Alice i nie wiem kiedy wrócę! – krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi wejściowe.
Jedną z wielu dobrych stron wakacji w Forks było to, że nigdy nie musiałam przestrzegać wyznaczonych godzin powrotu. Tutaj byłam po prostu WOLNA, mogłam robić co chciałam i kiedy chciałam, rodzice nie sprawowali nade mną takiej kontroli jak w Waszyngtonie.
- Alice, kto jeszcze będzie na tej imprezie? – zapytałam, kierując się w stronę jej żółtego Porsche, stojącego przed domem.
- Cala nasza paczka… Acha, zaprosiłam też Jessice, Mike’a Eric’a i Angele,  tych co to zawsze mieszkają w Campingu przy plaży.  Ojciec, na początku był temu przeciwny, ale wiesz jaki on jest…
- Tak wiem… Dalej czepia się o Jaspera?
- Jeszcze to jak!! Czasem  myślę, że on nigdy nie spuści z tonu… Ale, ja kocham Jazz’a i nie poddam się tak łatwo. O nie tato, jeszcze z Tobą nie skończyłam!! – zabrzmiało to jakby wypowiadała wojnę własnemu ojcu, waleczna bestia.
- Wiesz co Al., czasem nie rozumiem dorosłych. Może i Jazz nie ma za dużo pieniędzy, ale przecież Ty go kochasz, czy to nie powinno wystarczyć Twojemu ojcu?!
- Bello kochanie, na szczęśliwe zakończenia możemy się natknąć tylko w bajkach, w życiu najważniejsze są pieniądze i to co można za kupić… To pierwsze prawo, rządzące w świecie naszych ojców i nic już tego nie zmieni…

Miała racje, całe nasze życie kręciło się wokół ogromnych sum, wydawanych w sklepach z ubraniami, kosmetykami i najróżniejszymi duperelkami…
Niewątpliwie pieniądze i zakupy dodawały kolorytu  mojemu bytowaniu na tym świecie, ale czy to one stanowiły jego najmocniejsze ogniwo??
-  Aaaa, byłabym zapomniała, będzie z nami jeszcze Edward… - zaczęła Alice
- Co za Edward?? – uniosłam pytająco jedną brew.
- To bardzo długa historia, opowiem Ci później, a teraz wysadzaj swoje cztery litery z mojego samochodu, bo jesteśmy na miejscu.

Nie znosiłam kiedy moja przyjaciółka miała przede mną tajemnice, ale cóż niech jej będzie, jakoś to przeżyję… Wysiadłam z samochodu i powlokłam  się w stronę okazałego domostwa Państwa Cullenów.
- Hey BELLO! Nareszcie jesteś, wszyscy już na Ciebie czekają! – w drzwiach przywitał nas (a raczej mnie) Jasper.
- Hey Jazz, jak ja się za Tobą stęskniłam!!! – doskoczyłam do chłopaka, ściskając szyję i pocałowała go w czoło.
Jasper był  najlepszym facetem jakiego znałam. Mogłam bez wahania pójść do niego z każdym, nawet najmniejszym problemem. Był moim najlepszym przyjacielem z całego męskiego grona naszej paczki, kochałam go tak samo jak kochałam Alice
- Hallo, skowronki, Ja też tu jestem! – odchrząknęła znacząco moja przyjaciółka i wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

Gdy tylko przekroczyłam próg domu, „coś” strasznie silnego złapało mnie w kleszcze i uniosło parę stóp nad ziemią…. Nagle usłyszałam niski tubalny głos gdzieś w pobliżu swojego ucha…
- Bello, nareszcie jesteś!!!! Przez Ciebie jestem już cholernie głodny…  dobrze Cię znowu widzieć, maleńka – to był Emmett, moja etatowa przytulanka. Mój  „MysioPysio Emcio”,  kochany wielkolud.
_ Eee…Emmett, ja też się cieszę, że Cię widzie… ale czy mógłbyś…mnie tak nie ściskać – wyjąkałam, czując coraz  większy ból w okolicy żeber.
- Ach… przepraszam słonko, zapomniałem, że Ty jesteś taka krucha i delikatna MysioPysio” uśmiechnął się ,z wyrazem skruchy na twarzy
Kochałam Go za to!!!!!
Bellllllaaaaaaaa!!! –krzyknęła Rosalie, wybiegając z kuchni. Rose była siostrą Jaspera, dziewczyną Emmett’a, a zarazem moją drugą najlepszą przyjaciółką. Takie 3w1 , sami rozumiecie wszystko zostaje w rodzinie J
- Rose, wieki Cię nie widziałam!!! Ślicznie wyglądasz! – rzuciłam w jej stronę błahy komplement.
Moja druga najlepsza przyjaciółka była łasa na tego rodzaju proste stwierdzenia pod swoim adresem. Prawdę mówiąc, już od dziecka bardziej wolałam Alice, bo z nią zawsze mogłam się dogadać… Rosalie jest zbyt próżna, jak dla mnie.
- Jasper, kochanie gdzie się podziewa nasz Ed?- zapytała Ali, podchodząc do swojego chłopaka.
- Nie mam pojęcia, zanim przyszłyście mówił mi, że zaraz zejdzie, a teraz gdzieś wsiąkł…
- EDWARDZIE CULLEN, JEŚLI ZA 10 MINUT NIE POJAWISZ SIĘ NA DOLE, PRZYSIĘGAM….ZABIJĘ CIĘĘĘĘ!!! – wrzasnęła mała Bestia w stronę schodów.
- Przepraszam zaraz go znajdę – Alice odwróciła się w naszym kierunku, przybrała na powrót łagodny wyraz twarzy, po czym pognała na piętro.

Intrygujące, kim jest tajemniczy Edward…Edward Cullen? Może to kuzyn , albo jakaś dalsza rodzina Ali? Musiałam jak najszybciej rozwiązać tę zagadkę…
- Jazz!!! Jazz, zaczekaj!!! -  zagrodziłam mu drogę do kuchni.
- Jakiś problem Bells??
- Powiedz mi, kim właściwie jest ten cały Edward?? – w tym momencie ciekawość zżerała mnie już od środka.
- Ooo nie skarbie, nie mogę Ci tego zdradzić, Alice urwałaby mi głowę gdybym zepsuł Ed’owi wejście…
- Jazz proszę, przecież wiesz jak bardzo nie lubię niespodzianek?! - jęczałam.
- Wiem Bello, ale będziesz musiała uzbroić się w cierpliwość. Naprawdę nie mogę narazić się teraz Al…Chyba nie chcesz, żeby wyrzuciła mnie z sypialni, co?? – Jasper uśmiechnął się łagodnie i wszedł do kuchni.
Ech, że też on był taki uległy wobec fanaberii mojej przyjaciółki. Nigdy nie dało się nic od niego wyciągnąć Milczał jak grób…

Po jakim czasie poczułam, że ktoś puka mnie w plecy. To Alice! No nareszcie, ileż można umierać z ciekawości??! Tak na marginesie muszę się przyznać, że cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną…
- Bell, chciałabym Ci kogoś przedstawić… to jest Edward Cullen, mój brat.
Na dźwięk słowa „brat” odwróciłam się mimowolnie i zobaczyłam JEGO…
Możecie mi nie wierzyć lub nie , ale nigdy jeszcze nie widziałam tak przystojnego 17-sto latka… Co ja mówię, przystojnego, On był boski!!!
Stał tak przede mną w niedbałej pozie, z łobuzerskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Miał na sobie czarny obcisły podkoszulek z napisem „JESTEM BOGIEM”( No tak toby się zgadzało….)     
i ciemne jeansy. Powędrowałam wzrokiem nieco wyżej, by zbadać jego twarz i nagle napotkałam parę przepięknych czekoladowych oczu, w których na serio można się było zatracić… Spojrzenie chłopaka wyrażało coś jakby mieszaninę zdezorientowania i zaciekawienia zarazem.
Usta były głębokie i ostro zarysowane, takie… męskie.
Ach… i te włosy… w tej chwili oddałabym wszystko, aby móc ich dotknąć chociaż przez sekundę… kolorem przypominały  miedzianozłotą łunę, lśniącą w świetle salonowych jarzeniówek i układały się na głowie w artystyczny burdel hehJ

- Spokojnie Swan, wyluzuj, przecież to tylko FACET, a Ty jesteś zakochana w Jake’u… - odezwał się mój wewnętrzny głos. Że też on zawsze musiał dawać o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach!
Tak tak, jasne TYLKO FACET, ale za to JAKI!!
Nie Bella, STOP, weź się w garść, trzeba zachować się jakoś… przyzwoicie.

Podeszłam bliżej nieznajomego, czując jak kolana się pode mną uginają, ale za nim zdążyłam zrobić cokolwiek, on już ściskał mi dłoń w powitalnym geście.
- Witam, nazywam się Edward. Miło mi Cię poznać Bello, wiele o Tobie słyszałem – jego głos popłynął w moją stronę niczym najsłodsza muzyka.
ZABIJĘ CIĘ ALICE, JEŚLI NAGADAŁĄŚ MU JAKIŚ GŁUPOT NA MÓJ TEMAT !!!!
- Boże… - jęknęłam.
- Eee… no może bez przesady z tym Bogiem – uśmiechnął się chłopak, wskazując na swoją koszulkę – Wystarczy Edward.
Jego uśmiech zwalał z nóg, a ja po raz kolejny tego wieczoru poczułam, że kolana płatają mi figla. Już jako mała dziewczynka miałam niezłe problemy z panowaniem nad ciałem, gdy targały mną silne emocje. Nagle odebrałam coś na kształt mrowienia w dolnej części brzucha… Znacie tą bajeczkę o „motylkach, żabkach i pszczółkach” oznaczających zauroczenie?? Przesada…

W jednej sekundzie wzrok Edwarda  spoczął na moich biodrach… Poczułam, że robię się… mokra, od samej siły rażenia jego orzechowych oczu.
Boże.. nie rob mi tego, nie teraz błagam (obiecuję dać na tacę w przyszłym tygodniu całe 20 $, tylko wysłuchaj mnie choć raz).
Alice chyba skapnęła się co jest grane, bo zaraz dała Edwardowi sójkę w bok i głośno odchrząknęła:
- No no skowroneczki, koniec tego dobrego, impreza musi trwać, więc idziemy się grzecznie bawić.
Jej brat oderwał wzrok od dolnej części mojego ciała i spojrzał w oczy. Przyglądał mi się z miną małego labradora, który chcę być głaskany tu i teraz, jedyne o czym marzyłam to, to aby mnie pocałował…albo chociaż dotknął.
- Nie poznaję Cię Swan… Taka porządna dziewczyna, myśli o takich świństwach i to w dodatku z nieznajomym??! – znów ta wewnętrzna katarynka.. Jezu Chryste, jak się to wyłącza??

Działo się ze mną coś bardzo dziwnego, od pierwszej chwili, gdy tylko zobaczyłam Edwarda, po prostu (najzwyczajniej w świecie) go pożądałam… Wiedziałam, żę byłabym w stanie oddać mu się na środku parkietu, gdyby tego zażądał (i oczywiście gdyby Alice mnie nie powstrzymała)… Ale  czy to było tyko pożądanie? Czy kierowała mną dzisiaj jedynie chęć szybkiego numerka z Boskim Edwardem Cullenem???

 

 

 



 

 

 

 

 

 

Edward

 

Leżałem na łóżku pogrążony w rozmyślaniach. Impreza na dole już się chyba rozkręciła, bo słychać było coraz głośniejszą muzykę.. Wiem, że powinienem tam być (że obiecałem to Alice), ale jakoś nie potrafiłem ubrać się dziś w dobry nastój. Nie miałem zwyczajnie ochoty schodzić i przyglądać się tym wszystkim ludziom, których tak na dobrą sprawę nawet nie znałem.
Ja, Edward Cullen, po raz pierwszy w życiu nie skakałem na myśl o głośnej muzyce, gorących dziewuszkach i dużej ilości piwa!
Wszystko przez Carlisle’a… Od kiedy się z nim pożarłem (a właściwie ja wylałem swoje żale, a on grzecznie słuchał), nie miałem już chęci podzielać entuzjazmu mojej siostry. Czułem się tak, jakby od tego wydarzenia minęło co najmniej pół wieku (a przecież wszystko stało się zaledwie wczoraj). Każda rzecz, otaczająca  mnie w tym domu, wydawała mi się cholernie sztuczna i naciągana…
Twój rzekomy „ojciec” jest zakłamanym skurwysynem i czas się z tym pogodzić Cullen!

Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się (a raczej zostały otwarte) z hukiem..
- Co Ty sobie wyobrażasz Edward???!!! Dlaczego mi to robisz??!! Przecież wszyscy już są, czekamy tylko na Ciebie!!! Ale nie…. SZANOWNY PAN CULLEN, SIEDZI TU OBRAŻONY NA CAŁY ŚWIAT, BO TATUŚ NA NIEGO NAKRZYCZAŁ… ŻAŁOSNE!!! – mała furia wpadła do środka i od progu zaczęła mi wymyślać. Nie wytrzymałem, powoli wstałem z łóżka i podszedłem do Alice, przygważdżając jej ciało do ściany, żeby nie mogła się ruszyć. Duże niebieskie oczy Al., obserwowały teraz z przestrachem, każdy mój ruch, nie wiedziała czego może się spodziewać.
Uważaj Ed, to jest kobieta i w dodatku Twoja siostra… nie wolno Ci jej skrzywić!
Odchrząknąłem kilka razy uspokoić głos.
- Posłuchaj Kruszyno, po pierwsze to nie on na mnie nakrzyczał… to ja darłem się na niego. Po drugie, nie jestem Jasperem, którego możesz rozstawiać ma prawo i lewo, a on zawsze się z Tobą zgodzi! Owszem, zgodziłem się pomóc w przygotowaniach do imprezy, ale o uczestnictwie w niej nie było mowy… Po trzecie nigdy więcej nie nazywaj Carlisle’a  MOIM OJCEM, ROZUMIESZ??!!!
No i stało się , po policzkach małej pociekły łzy.
Nie... proszę Cię Alice, nie rób mi tak….błagam.
Zawsze źle znosiłem widok płaczących kobiet, te dwie spływające krople były wręcz nie do wytrzymania…
- Słoneczko, nie proszę, nie płacz już… Zrobię wszystko tylko się uspokój…- wymamrotałem zdezorientowany.
- Przepraszam Edi, nie powinnam Cię tak traktować.
- Nie Al., to ja przepraszam…nie zasłużyłaś sobie na moją złość – przyciągnąłem ją do siebie, pozwalając aby wytarła łzy o mój nagi tors.
Czy wspominałem już, że zawsze kiedy chcę pomyśleć, kładę na łóżku i zdejmuje górną część garderoby?? Nie?? No teraz już wiecie… Gdy jest mi chłodno mój mózg pracuje na przyspieszonych obrotach. Dziwne ale prawdziwe..
Więc teraz też byłem nagi i krępowałem się obecnością Alice, ale co mi tam, przecież to tylko siostra.
- No to co? Chodźmy już na dół, bo zaraz wszyscy się posną – szepnąłem, a ona mocno ścisnęła mnie za szyję.
- Dziękuję Ed, DZIĘKUJĘ DIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ!!
Nałożyłem na siebie szybko jakiś łach z szafy, nie bardzo wiedząc nawet co to jest i wyleciałem  z pokoju za moją siostrą…

Kiedy schodziliśmy po schodach wszyscy zebrani, spoglądali w naszym kierunku… Wszyscy z wyjątkiem jednej osoby. Dziewczyna stała na dole, zwrócona twarzą do kuchni i rozmawiała z Jasperem…
-Chodź, musisz kogoś poznać – Alice poprowadziła mnie przez hol, prosto w stronę tej nie zainteresowanej.
- Bell, chciałabym Ci kogoś przedstawić… to jest Edward Cullen, mój brat – zaanonsował mnie Elf.
Nieznajoma odwróciła się i zobaczyłem najbardziej niewiarygodną istotę na ziemi…. Była niska (taka jakie lubiłem najbardziej)), dałbym jej może ze 156cm nie więcej. Miała kasztanowe włosy i oczy barwy mlecznej czekolady… Najpiękniejsze oczy jakie w życiu widziałem. Ubrana była…
kurwa….właściwie to nie wiem co miała na sobie, ale pewnie jakieś szmatki, z którymi szybko bym sobie poradził. Dziewczyny na imprezach zawsze ubierają się luźno, żeby nie krępować sobie ruchów w tańcu.
- Boże –westchnęła, podchodząc bliżej a ja właśnie wtedy zorientowałem się co prezentowała dziś moja klatka… No tak czarny, T’shirt, a na nim duże drukowane litery, układające się w napis „JESTEM BOGIEM”.
Bingo Cullen, trafiłeś w samo sedno!!! Strzał za 100 punktów hehehJ

Nagle (nie wiedzieć czemu) mój wzrok spoczął na jej udach… one… DRŻAŁY!!
Aaaaa, tu Cię mam Rybeńko..! Chodź do Edzia, zaopiekuję się Tobą.
Już miałem przejść do działania, kiedy ni stąd ni zowąd Alice sprzedała mi cios w żebra.
- Aaał, mała połamałaś mi żebra! – wydyszałem prawie bezgłośnie
- Przestawię Ci górne jedynki, jeśli zrobisz coś Belli! Zapamiętaj to sobie – syknęła w odpowiedzi moja siostra, po czym złapała dziewczynę za rękę i pognały na parkiet…

Zostałem sam, oparty o chłodną powierzchnie filaru przy kuchni i pogrążyłem się w myślach.
Boże najmilejszy… jaka ona jest śliczna… Co  ja mówię…ona jest nieziemska!!! Wygląda jak porcelanowa laleczka, którą mógłby się bawić bez końca (No co? Jak na prawdziwego przystało zawsze lubiłem bawić się lalkami). Te jej oczy… miały w sobie coś takiego…coś hipnotyzującego. Boże….Ja…jej pragnę… chcę ją dotykać i całować…chcę dziś istnieć tylko dla niej…

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jaspera:
- Co tam stary?? Jak tam pierwsze starcie z Bellą? – zapytał od niechcenia.
-Aaaaa – wybąkałem tylko, nie mogąc pozbierać myśli.
- Widzę, że 1:0, dla niej heheh
- Jazz, dlaczego nie powiedziałeś mi, że ona jest taka….seksowna?!
- Przecież wspominałem…a ty na to, że „wiele w życiu widziałeś”…
- Widziałem wiele, ale takiej laski jeszcze nigdy.
- Aż tak ci się podoba? -  Jasper spojrzał mi głęboko w oczy.
- Podoba? Stary podoba to mało powiedziane! Z chęcią wziąłbym ją tutaj na tym parkiecie, gdyby… Nawet nie wiedziałem, że mój „mały” potrafi tak tańczyć, dopóki nie spojrzałem na jej uda, kapujesz?!
- Taaaa, You Can Dance… znam to. Mam tak za każdym razem kiedy patrzę na Alice.- Jazz poczerwieniał na twarzy, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu.

Nie, nie zniosę dłużej takiej bezczynności, muszę coś zrobić, bo inaczej zwariuję…
Nie zwracając już uwagi ani na Jaspera ani na całą resztę, skierowałem się w stronę tańczącego tłumu.
Moja siostra wraz z Bellą bujały się w samym środku parkietu. Podkradłem się cichaczem, niczym drapieżnik czyhający na swoją ofiarę. Odsunąłem Alice delikatnie na bok (tak, że nawet nie zdążyła zareagować), i już zająłem jej miejsce przy Bell. Dziewczyna na początku nie wydawała się tym faktem zachwycona, ale zbliżyła się do mnie, a ja położyłem dłonie na jej biodrach i zakołysałem nimi leciutko.
Jej ciało drgało miarowo pod wpływem mojego dotyku.  Podniosła oczy na wysokość mojej twarzy i wyczytałem w nich dwa najgorsze uczucia jakie znałem w życiu: WSTYD i STRACH.
W jednej chwili wszystko się zmieniło, jakby ktoś rzucił na mnie czar… Pożądanie zeszło na dalszy plan, jedyne czego tak naprawdę chciałem to być przy niej i dawać jej szczęście. Marzyłem, aby ta mała rozedrgana istotka, taka krucha i niewinna była przy mnie już zawsze..
Przysunąłem się jeszcze bliżej i wyszeptałem gdzieś w okolice płatka jej ucha:
- Nie bój się, nie zrobię Ci nic złego – modelując głos tak aby brzmiał na mniej podniecony tą całą sytuacją.
Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu, spojrzała mi prosto w oczy i posłała niepewny uśmiech.
Jeśli całe ludzkie szczęście można zawrzeć w jednym uśmiechu, to bez wątpienia ten uśmiech był dziś moim szczęściem..






 

 

15

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin