Rafal A. Ziemkiewicz - Dobra Wróżka.pdf
(
94 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Dokument2
Dobra wróżka
Powinieneś kiedyś zobaczyć, jak zdejmujemy z dziewczyny awatar. Niezapomniany widok: te
rubinowe igły skanujących laserów, uwijające się w półmroku szybkim, migotliwym ściegiem po nagich
udach i biodrach, pnące się coraz wyżej, przez pośladki, brzuch, ku piersiom... Zawsze wyobrażałam
sobie, że modelki muszą to czuć, zazdrościłam im tej świetlnej pieszczoty, delikatniejszej i czulszej niż
wszystko, co mógłby ofiarować mężczyzna. Dziewczyna pręży się w kolejnych nakazanych
programem pozach, oddając skanerom każdy najintymniejszy skrawek ciała, a laserowe smugi punkt
po punkcie przenoszą jej kształt do pamięci komputerów Pałacu. Najpierw w trójwymiarowych
ekranach kontrolnych pojawia się tylko zgrubna, toporna siatka, potem jej oka wypełniają się
centymetr po centymetrze, w miarę, jak komputer poznaje każdą fałdkę skóry i każdy włosek, każdy
możliwy grymas. Aż wreszcie - voila! - w cyfrowej nierzeczywistości rodzi się druga kobieta,
identyczna, tylko utkana jakby z księżycowego blasku. To ciało, które po wszystkim prostuje z ulgą
zdrętwiałe ramiona i grzbiet, naciąga bez wdzięku bieliznę i odchodzi z zarobionymi pieniędzmi, by
psuć się i starzeć, nie ma już znaczenia. Tak jak nie ma znaczenia moje ciało, którego nigdy nie
zobaczysz. Liczy się już tylko to drugie, pozostawione w blokach pamięci wirtualnego Pałacu Madame
O. - eteryczne, doskonałe i na zawsze młode.
Na razie, zaraz po zeskanowaniu, przypomina suknię rozpiętą na niewidzialnym wieszaku.
Muszę je długo wypełniać sobą, spinać mozolnie receptory widmowej skóry ze swoimi nerwami, uczyć
się nowego kształtu i nowych źródeł rozkoszy. Poznaję je godzinami, powoli. Ta dziewczyna, której
awataru użyję, gdy przyjdę spełnić twoje marzenia, miała w sobie coś z leśnej nimfy. Na pewno ci się
spodoba. Bardzo smukła, o jasnej karnacji ciała, ze spływającą na łopatki gęstwą nieokiełzanych
włosów - na pierwszy rzut oka wydają się jednolicie jasne, ale z bliska dostrzeżesz w nich pasma
wszystkich odcieni, od spłowiałej słomy po miedzianorudy. Bardzo długo dobierałam godną tego ciała
oprawę. Zdecydowałam się w końcu na suknie wiktoriańskiej damy - misterne koronki, ściągnięta
ciasno gorsetem talia, szerokoskrzydłe kapelusze z piórami... I oczywiście cały stosowny do tego
pejzaż. Uważam, że drobiazgi są szalenie ważne. Nie, nie myśl, że jestem pedantką - na przykład,
takiej bielizny jeszcze wtedy nie używano. Nie chodzi mi o historyczną wierność, tylko o nastrój. Musi
być romantyczny. Bo ja jestem romantyczna, przekonasz się o tym.
Nigdy się nie dowiesz, dlaczego spośród tylu gości Pałacu wybrałam właśnie ciebie. Powiem
ci szczerze: ja też tego do końca nie wiem. Na pewno miało to coś wspólnego ze sposobem, w jaki
poruszałeś się w oknach głównego interfejsu. Już bez tremy, ale jeszcze bez rutyny. Nowicjusze
zastanawiają się długo nad każdą z oferowanych przez Pałac rozkoszy, sięgają co i raz po program
demonstracyjny. Rutyniarze, przeciwnie, jadą prosto do którejś z dziewczyn, które już sprawdzili, by
załatwić sprawę bez cienia finezji. Nie interesują mnie ani jedni, ani drudzy. Ty jesteś akurat w tym
dobrym momencie - poczułeś już tę dziwną pustkę, to męczące niezaspokojenie, ale jeszcze nie
zdałeś sobie sprawy, czego właściwie, tak naprawdę, pragniesz. Gdybyś mnie nie spotkał, nie
dowiedziałbyś się tego nigdy. Zabrnąłbyś tylko w szukanie coraz silniejszych podniet, coraz
ostrzejszych perwersji. Uwierz, że nic by ci to nie dało - to tak, jakbyś sypał do wodnistej zupy coraz
więcej przypraw, licząc, że uczyni ją to bardziej sytą.
A poza tym, lubię spełniać marzenia właśnie takim jak ty, porządnym chłopcom, pełnym
zasad, pracowitym, wykształcownym oraz cenionym w pracy. I poddanym bez reszty rygorom swojej
sfery, z jej staroświeckimi kodeksami i sztywnymi obyczajami klasy panującej - przynajmniej na pokaz.
Mozolna wspinaczka po szczeblach kariery wymaga nieskazitelnej reputacji w środowisku, trzeba o
nią dbać - więc robisz to, odkąd pamiętasz. Tylko pewnego dnia uświadomiłeś sobie nagle, że też
potrzebujesz odprężenia, rozładowania, zupełnie tak samo, jak jakiś prymityw ze społecznych nizin,
trawiący pół życia w zarządzanej przez podobnych tobie przestrzeni wirtualnej.
Ciekawe, jak się to dla ciebie zaczęło: znalazłeś nasze reklamy, buszując z ciekawości po
zastrzeżonych obszarach sieci? Czy może któryś ze starszych kolegów, w męskiej rozmowie w cztery
oczy, wyjaśnił ci, jak wszyscy te sprawy załatwiają? Pomyślałeś sobie wtedy, że będzie to twój
pierwszy bunt, mały i bezpieczny. Bunt, na który zdobyłeś się tylko dlatego, że wydawał się tak
zupełnie niezobowiązujący. Żadnych konsekwencji. Nikt nie będzie płakał, nikt nie zajdzie w ciążę ani
niczym cię nie zarazi, nie musisz się nawet obawiać, że mógłby ci nie dopisać wzwód. Wszystko, o
czym musisz pamiętać, zanim oddasz władzę nad swymi zmysłami komputerowi, to założenie
prezerwatywy. Tylko dlatego, że to po prostu niemiłe, gdy pierwszą rzeczą, jaka przypomina o
powrocie do rzeczywistości, jest mokra plama na spodniach.
To nie może być takie, uwierz mi. Tak bezproblemowe, łatwe i nieprawdziwe. Sprowadzone
do szybkiego konsumowania kolejnych fantomów z kolorowego światła. Gubi się wtedy cały sens.
Następnego dnia przy śniadaniu napomknąłeś pewnie małżonce, że czas wreszcie kupić
nieco lepszy sprzęt, i że musisz sobie wszczepić porządny, półprofesjonalny implant. Pracowicie
wymyślałeś odpowiednią bajeczkę - o nowych obowiązkach, zmianach w pracy albo czymś takim.
Przy okazji dodałeś, że będziesz musiał teraz więcej czasu spędzać w sieci, także wieczorami.
Zupełnie niepotrzebnie się wysilałeś. Żona ma swoje zmartwienia, przecież nawet nie wiesz, co robi
przy swoim terminalu, gdy zamyka się w pokoju z pracą. A co do implantów, tanieją z miesiąca na
miesiąc, wszczepiają je już na prawo i lewo. Prawdę mówiąc, trochę mnie to martwi. Do Madame O.,
mimo naszych zaporowych cen, trafiają coraz okropniejsi klienci - ostatnio muszę się naprawdę
porządnie naszukać, żeby znaleźć kogoś na poziomie.
W każdym razie upatrzyłam cię już sobie i na pewno nie będę musiała długo czekać, aż
pewnego dnia, dla odmiany, zamiast skorzystać z którejś ze stałych usług Pałacu, zechcesz połączyć
na gorącej linii z jakąś równie jak ty anonimową i równie niezaspokojoną użytkowniczką naszych
komnat. Komputer spyta tylko o preferencje i każe czekać, a potem dobierze połączenie.
Reklamujemy tę usługę hasłem "zdaj się na los", ale tym razem losowi pomogę ja. Jeszcze o
mnie nie wiesz, skrytej w komputerowej nierzeczywistości i czekającej cierpliwie na tę właśnie chwilę.
O tym, że od pewnego czasu śledzę wszystkie zapisy twojego węzła sieci i znam już nie tylko godziny,
o jakich nas odwiedzasz, ale zdążyłam też przekopać twoje wyciągi z konta oraz służbową
korespondencję, poznać twoje obyczaje i przyzwyczajenia.
Nie męczy mnie to czekanie, co mam zresztą lepszego do roboty? Prędzej czy później to się
stanie. Decyzja, parę reklamowych klipów podczas ładowania software'u - i ze zdumieniem
stwierdzisz, że pejzaż, w którym się znalazłeś, nie przypomina wcale standardowej oferty programu
tych losowych schadzek. Staniesz nagle na zamglonej, londyńskiej ulicy, wśród otoczonych kręgami
mokrego blasku gazowych latarń, przed uroczym, skrytym wśród róż dworkiem. Bardzo starannie
przygotowywałam ten program - błyszczące wilgocią bruki, bramę z czarnych, żelaznych prętów i
niosącego trójramienny świecznik kamerdynera, który poinformuje cię, że pani czeka już od dawna, i
za którym podążysz ciemnymi, krętymi schodami do mej sypialni.
Pomyślałam nawet o szeleście mojej sukni, gdy - jeszcze nieświadomy zasad tej gry -
spróbujesz mnie po raz pierwszy dotknąć. Oczywiście, nie pozwolę na to. Będziesz wściekły. Podczas
tego pierwszego spotkania w ogóle nie pozwolę ci na nic. No, może na kilka przelotnych pocałunków,
jeśli będziesz bardzo miły. Może będziesz mógł dosłownie musnąć moje piersi, tylko na tyle, by
poczuć, jak bardzo pragną i czekają twych pieszczot. Ale spotka cię coś lepszego. Poproszę, żebyś mi
powiedział, jak chcesz to zrobić. Żebyś opisał dokładnie, krok po kroku, jak będziesz mnie brał, jakich
pieszczot użyjesz, co pragniesz ze mną uczynić.
Będziesz potem zdumiony, że spędziłeś ze mną tyle czasu tylko na rozmowie. To było
pierwsze z twoich nieuświadomionych marzeń. Marzenie o zdobywaniu kobiety. Ten łatwy,
komputerowy seks, jaki wymyśliły nasze czasy, odebrał mężczyźnie jego główną, odwieczną
przyjemność: przyjemność odgrywania przed każdą kolejną ofiarą roli swego życia. Przyjemność
tworzenia siebie samego, roztaczania uroku, natężenia wszystkich sił, by tylko okazać się w jej oczach
dowcipnym, elokwentnym i czarującym.
Oddam ci tę utraconą rozkosz - i pokochasz mnie za to.
Nie od razu zdasz sobie z tego sprawę. Będę musiała dać ci trochę czasu, żebyś uświadomił sobie,
jak bardzo pragniesz mnie jeszcze raz zobaczyć. Dam ci czas, żebyś zdążył uświadomić sobie, że to
niemożliwe, i poczuć z tego powodu ból. Nikt nie może złamać anonimowości połączeń Pałacu, to
podstawowa zasada jego funkcjonowania. Pozostanie ci tylko marzyć o mnie i o cudzie, że generator
stochastyczny zetknie nas kiedyś raz jeszcze.
Znowu będę czekała, śledząc twoje ruchy w sieci. Przez pierwsze dni będziesz szaleć po
Pałacu, zaliczać co wieczór po kilka połączeń. Potem w ogóle zaprzestaniesz wizyt u nas na całe
tygodnie, na przemian z okresami powrotu do gwałtownej aktywności. Ściągniesz też sobie
profesjonalny program do budowy własnego awataru i zaczniesz pracować z nim godzinami w
obszarach swojej prywatnej, zastrzeżonej pamięci. Nie wiesz, bo kto mógłby to podejrzewać, że
umiem wejść i tam - wykradłam twoje personalne kody wprost z rejestrów podatkowych Madame O.
Zaczniesz pracować nad sobą; coś, na co nigdy wcześniej nie miałeś czasu, zadowalając się którąś
za standardowych wizualizacji Pałacu. Wskanujesz do pamięci swoje holograficzne zdjęcia;
oczywiście, jak was znam, podretuszujesz je trochę, likwidując sobie brzuszek albo dodając parę
centymetrów wzrostu. Mniejsza z tym; dla mnie najważniejsze będzie to, że zacząłeś siebie tworzyć.
Następne spełnione marzenie.
Któregoś dnia zobaczę, jak podczas przerwy w pracy albo wieczornego czasu,
przeznaczonego w organizerze na relaks, zabawiasz się przerabianiem swego komputerowego
odbicia na angielskiego lorda, przymierzaniem mu cylindrów i płaszczy, wybieraniem rodzaju zarostu...
To będzie znak, na który czekam. Cud, o którym mogłeś tylko marzyć, zdarzy się. Znowu znajdziesz
się na mojej ulicy, pośród gazowych latarń i gęstej, londyńskiej mgły. Znowu mój kamerdyner
powiedzie cię po wąskich schodach na górę, a ty, postępując za drżącymi od ruchu płomieniami
świec, nagle uświadomisz sobie ze zdumieniem rozsadzające piersi bicie serca, gorączkę i drżenie
nóg, jakich nigdy dotąd nie zaznałeś.
Tym razem pozwolę ci się posiąść - zadbam, abyś to zrobił dokładnie tak, jak mi opowiadałeś,
wtedy, za pierwszym razem. Ale, ku twojemu zdziwieniu i niedowierzaniu, nie skończę na tym.
Będziemy leżeć zmęczeni na białych, nakrochmalonych sztywno prześcieradłach, pieszcząc się
delikatnie, aż zaczniesz mówić. Nie wyobrażasz sobie, jak doskonale potrafię słuchać. Pokochasz
mnie za to jeszcze bardziej. Za to, że pozwolę ci się po prostu wygadać, tak naprawdę od serca. Być
może po raz pierwszy w życiu zdarzy ci się ktoś, kto cię będzie słuchał tak uważnie i tak zupełnie
bezinteresownie.
Nie zamierzam cię ciągnąć za język. I tak zaczniesz prędzej czy później opowiadać o sobie. O
sobie, jakim chciałbyś być. Zasmakujesz w tym; w podbarwianiu swojego życiorysu, w nadawaniu
prostym wydarzeniom sentymentalnej nuty, a w końcu w wymyślaniu ich zupełnie, od zera. To się
stanie rytuałem każdej kolejnej wizyty w moim buduarze na piętrze; kiedy już zaspokoimy swój głód,
kiedy uspokoją się oddechy i rytm serc, zaczniesz opowiadać, coraz dłużej i barwniej. Jeśli nie różnisz
się zanadto od swoich poprzedników, jeśli się co do ciebie nie mylę, na pewno uśmiercisz w tych
opowieściach swoją żonę i dzieci, najlepiej w jakimś okropnym, krwawym wypadku. I będziesz się przy
mnie pławił w smutku, w tęsknocie, będziesz oczekiwał ode mnie pocieszenia. Ależ wy uwielbiacie, by
się nad wami litować... Może nawet w końcu zwierzysz mi się z nieuleczalnej choroby? To się zdarza
częściej, niż mógłbyś przypuszczać.
Ile to potrwa? Nie chcę zgadywać. Z tym mężczyzną, który nauczył mnie łamania kodów i haseł
spotykałam się kiedyś prawie dwa lata, ale to było dawno, a on potrafił mnie nie nudzić. Nie
spodziewam się po tobie dość oryginalności, aby bawiło mnie to dłużej niż kilka miesięcy. Pewnego
dnia zaczniesz się powtarzać, albo szukać pretekstu do ograniczenia naszych spotkań. I to będzie
znaczyło, że przyszedł już czas spełnić twoje ostatnie, skryte marzenie, tak skryte, że sam byś się do
niego nigdy nie przyznał. Marzenie o pogrążeniu się w głębokim, kojącym śnie.
Żeby było ci łatwiej docenić to szczęście, wcześniej będę musiała przeprowadzić cię przez strach i
udrękę, ale nie bój się - to nie potrwa długo. Któregoś dnia dowiesz się nagle, że to, co opowiadałeś o
strasznym wypadku na miejskiej obwodnicy, o śmierci swojej rodziny - stało się prawdą. Któregoś dnia
okaże się, że w twoim komputerze medycznym rzeczywiście znalazł się zapis nieuleczalnej choroby, o
której opowiadałeś...
Zaczniesz mnie szukać, ale komputer będzie ci wmawiał, że adresu, który ci dałam, nigdy w sieci
nie było. Postaram się dla ciebie wysilić, spełnić wszystko, wszystko, cokolwiek mówiłeś. Jeśli chciałeś
stać się nędzarzem - strącę cię w nędzę. Jeśli uskarżałeś się na samotność - dam ci zaznać
samotności. Najpierw będziesz się bał, szamotał, przeklinał mnie i Madame O., będziesz próbował
znaleźć kogoś, kto cię uratuje... Przeczekam to. W końcu docenisz moje wysiłki. Zrozumiesz, że dzięki
mnie udało ci się zdobyć skarb, który w tym naszym skomputeryzowanym do cna świecie jest
cenniejszy niż wszystko: kawałek życia ponad wszelką wątpliwość prawdziwego i niepowtarzalnego.
I dopiero, gdy to wreszcie zrozumiesz, pozwolę ci umrzeć - och, nie zawracajmy sobie teraz głowy
szczegółami, jest tyle sposobów. Ważne będzie tylko to jedno, byś miał świadomość, że umierasz z
miłości. Przyznaj, tak szczerze: czy nigdy nie marzyłeś o takiej śmierci?
A ja przecież czekam tutaj na ciebie po to, aby spełnić twe marzenia.
Najskrytsze i najgorętsze z twoich marzeń, kochanie.
Plik z chomika:
krzychuskepe
Inne pliki z tego folderu:
Rafal A. Ziemkiewicz - Dobra Wróżka.pdf
(94 KB)
Rafal A. Ziemkiewicz - Godzina Przed Świtem.pdf
(351 KB)
Rafal A. Ziemkiewicz - Pieprzony los kataryniarza.pdf
(1406 KB)
Inne foldery tego chomika:
Alistair MacLean
AndrzejPilipiuk
AnnaBrzezińska
Ćwiek Jakub
DavidWeber
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin