Carpenter Teresa - Cenny podarunek.pdf

(632 KB) Pobierz
323610155 UNPDF
323610155.004.png
Teresa Carpenter
Cenny podarunek
Tytuł oryginału: Little Memento
0
323610155.005.png 323610155.006.png 323610155.007.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Alex Sullivan nie należał do osób lubiących niespodzianki.
Wolał polegać na ściśle określonych regułach. Będąc najstarszym z
szóstki braci, wcześnie zrozumiał, że takie reguły ułatwiają kontrolę nad
sytuacją. I chronią przed chaosem. Jako dyrektor liceum w Paradise Pines
doskonale wiedział, że tylko kontrola pozwala utrzymać porządek i zapobiec
anarchii.
Dlatego gdy w niedzielny poranek na progu swego domu ujrzał Samantę
Dell, nową szkolną pielęgniarkę, trzymającą na ręku niemowlę, od razu go
tknęło. Szykują się kłopoty.
– Cześć, Alex. – Samanta uśmiechnęła się na powitanie.
– Cześć, Samanto. – Popatrzył na zgrabną długonogą blondynkę w
opiętych dżinsach. Za każdym razem, gdy spoglądał w jej bystre zielone oczy,
musiał w duchu przywoływać się do porządku.
Miał zasady, których skrupulatnie przestrzegał. Praca jest pracą i
wszelkie kontakty z płcią przeciwną z założenia nie mogą przekroczyć ram
służbowych. Wprawdzie Samanta nie była pracownikiem szkoły i nie
podlegała mu, jednak łączyło ich miejsce pracy.
A jeśli zdrowy rozsądek nie pomoże, to pucołowaty bobasek Samanty
powinien skutecznie ochłodzić zapał miłosny Aleksa.
Upomniał się w duchu i przeniósł wzrok z apetycznej figury dziewczyny
na jej niezwykłe zielone oczy. Po chwili przesunął spojrzenie na ciemnowłose,
niebieskookie dziecko, które trzymała w ramionach. Co ich tu przywiodło w
ten chłodny styczniowy poranek?
– Chciałabym z tobą porozmawiać. – W oczach dziewczyny malował się
skrywany niepokój. – Mogę wejść?
1
323610155.001.png
– Zapraszam.
Popatrzył po sobie. Szorty i bawełniana koszulka jeszcze wilgotne po
porannym biegu. Świetny strój na przyjmowanie gości. W niedzielę zawsze
pozwalał sobie na trochę luzu. Spał godzinę dłużej, do codziennej przebieżki
dodawał dodatkowy odcinek, przy czytaniu prasy wypijał jedną czy dwie
filiżanki kawy więcej niż zwykle. Po lekturze gazet, a przed zwyczajowym
obiadem u babci snuł się po domu, robiąc tylko to, na co miał ochotę.
Zdarzały się chwile, gdy dokuczała mu samotność, jednak niezbyt często.
Lubił swoje spokojne, niczym nie zakłócone życie.
Wyraz twarzy Samanty jednoznacznie zapowiadał zburzenie tego
spokoju.
– Proszę, wejdź. – Cofnął się. Kilka razy widział ją z dzieckiem na
mieście, ale zawsze z daleka. – To twoje dziecko?
Samanta odwróciła się do niego, mocniej objęła dziecko. Chłopczyk
próbował uwolnić się z jej uścisku.
– Nie. To twój syn – wypaliła.
Zamurowało go. Chyba się przejęzyczyła, źle wyraziła. Niepomiernie
zdumiony i zaskoczony popatrzył na nią, potem na dziecko.
– Mój syn? Jak to?
Dziewczyna zamrugała, jakby zdziwiona jego pytaniem, ale szybko się
pozbierała.
– To twój syn. Jesteś jego ojcem.
– Niemożliwe. – Powiedział to bez chwili namysłu. Był tego pewien.
Zawsze pamiętał o zabezpieczeniu. – Znamy się dopiero od czterech miesięcy.
– Nie jestem jego matką, ale ty jesteś ojcem. – Mówiła cicho. – Zdaję
sobie sprawę, jaka to dla ciebie niespodzianka.
– Raczej szok.
2
323610155.002.png
Ona nie blefuje, to nie jest żart. Uświadomienie sobie tego przeraziło go,
poczuł zastrzyk adrenaliny. Spiął się w sobie, wyprostował, jakby szykował się
do odparcia ataku.
Samanta cofnęła się mimowolnie, popatrzyła na niego czujnie.
Uświadomił sobie, że ją przestraszył. Musi się opanować. Nie może
pozwolić, by zaczęły nim rządzić emocje. Rozchmurzył się i gestem zaprosił ją
do środka.
Dziewczyna zawahała się, jednak weszła. Usiadła na skórzanej kanapie,
położyła sobie dziecko na kolanach. Czule pogładziła chłopca po brązowych
włoskach. Dziecko uśmiechnęło się do niej szeroko, po chwili włożyło sobie
do buzi dwa paluszki.
Alex usiadł w fotelu stojącym nieco dalej. Przez te cztery miesiące
wyrobił sobie o niej dobre zdanie. Uważał ją za osobę inteligentną, oddaną
pracy, życzliwą ludziom. W stosunku do niego utrzymywała pewien dystans.
Tę rezerwę przypisywał przeświadczeniu o niestosowności łączenia spraw
zawodowych i osobistych. Co w pełni popierał.
Popatrzył na dziecko. Czerwona koszulka, miniaturowe ogrodniczki i
sportowe buciki. Sam już nie wiedział, co o tym myśleć.
Patrząc w błękitne oczy dziecka, widział lata wyrzeczeń i
odpowiedzialności. Jako najstarszy z rodzeństwa z nadwyżką wypełnił
braterski obowiązek. Miał czternaście lat, gdy zginęli rodzice. Musiał przejąć
rolę głowy rodziny i zająć się piątką małych braci. Rodzice pojechali do
Ameryki Południowej w sprawach służbowych, zamiast skupić się na
załatwianiu interesów, wybrali zwiedzanie wykopalisk. Tam zaskoczyło ich
trzęsienie ziemi. Gdyby zamiast zabawy zajęli się pracą... Ponieśli karę za
swoją lekkomyślność, ale zapłaciły dzieci.
Do dziś, wspominając ich, czuł smutek i żal.
3
323610155.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin