Św JAN KLIMAK - DRABINA DO RAJU-[A].doc

(1243 KB) Pobierz
Św

Św. Jan Klimak

DRABINA DUCHOWA

http://gerontikon.blogspot.com/

UWAGA: brak kilku rozdziałow III

 

Szczebel I. O wyrzeczeniu się świata.

1.      Szczebel II. O umartwieniu i przezwyciężeniu namiętności.

2.      Szczebel III. O prawdziwym pielgrzymowaniu.

O snach nowicjuszy.

3.      Szczebel IV. O błogosławionym posłuszeństwie, godnym wiecznej pamięci.

O rozmowie, wzajemnym traktowaniu się i wspaniałych ćwiczeniach w dobrze uporządkowanej i poddanej regułom wspólnocie.

Ciąg dalszy o posłuszeństwie w oparciu o pewne przykłady.

Dalszy ciąg na temat posłuszeństwa. Pouczenia i dokumenty.

Dalszy ciąg na temat posłuszeństwa w oparciu o różne przykłady i dokumenty.

4.      Szczebel V. O pokucie.

5.      Szczebel VI. O pamięci śmierci.

6.      Szczebel VII. O lamentowaniu.

7.      Szczebel VIII. O doskonałym umartwieniu gniewu i o łagodności.

8.      Szczebel IX. O pamiętliwości krzywd.

9.      Szczebel X. O oszczerstwach i szemraniu.

10. Szczebel XI. O gadulstwie i milczeniu.

11. Szczebel XII. O kłamstwie.

12. Szczebel XIII. O przygnębieniu.

13. Szczebel XIV. O obżarstwie.

14. Szczebel XV. O czystości.

15. Szczebel XVI. O chciwości.

16. Szczebel XVII. O ubóstwie.

17. Szczebel XVIII. O braku wrażliwości.

18. Szczebel XIX. O śnie, modlitwie i śpiewaniu Psalmów w kościele.

19. Szczebel XX. O czujności.

20. Szczebel XXI. O dziecinnych lękach.

21. Szczebel XXII. O rozmaitych rodzajach próżności.

22. Szczebel XXIII. O pysze.

O strasznych bluźnierczych myślach.

23. Szczebel XXIV. O łagodności, prostocie, niewinności, nie wrodzonej, ale nabytej oraz o niegodziwości.

24. Szczebel XXV. O najgłębszej pokorze, zwyciężczyni nad wszystkimi namiętnościami.

O trzech stopniach pokory i innych sprawach związanych z tą cnotą.

25. Szczebel XXVI. O roztropności pozwalającej rozróżnić myśli oraz odróżnić wady od cnót.

O trzech stopniach podejmowanych ćwiczeń i zdobywanych cnót.

Dalszy ciąg o roztropności w oparciu o różne spostrzeżenia i przykłady.

Dalszy ciąg zagadnień dotyczących roztropności - rozmaite przykłady i nauki w zakresie spraw duchowych oraz zasadzek i podstępów nieprzyjaciela.

26. Krótkie podsumowanie tego, o czym powiedziano dotychczas.

27. Szczebel XXVII. O błogosławionym pokoju duszy i ciała.

O różnicach występujących pomiędzy rozmaitymi stopniami pokoju w samotności.

28. Szczebel XXVIII. O błogosławionej cnocie modlitwy i o tym, w jaki sposób może człowiek trwać w obecności Boga.

29. Szczebel XXIX. O niebie na ziemi, którym jest błogosławiona hezychia, o doskonałości oraz duchowym zmartwychwstaniu, zanim nastąpi powszechne zmartwychwstanie.

30. Szczebel XXX. O jedności i powiązaniach pomiędzy trzema cnotami teologicznymi, wiarą, nadzieją i miłością.

31. Krótkie podsumowanie i zachęta.

Szczebel pierwszy. O wyrzeczeniu się świata.

1. Jest rzeczą najzupełniej zrozumiałą, że przystępując do pouczania sług Bożych, pierwszą zasadą naszej przemowy czynimy samego Boga: Tego, który, jako że jest nieskończonym i niepojętym dobrem, obdarzył wszystkie rozumne istoty, które stworzył, pragnąc przysporzyć im chwały, godnością wolnej woli; spośród nich niektóre możemy nazwać Jego przyjaciółmi, inne sługami wiernymi i prawymi, inne pod każdym względem nieużytecznymi, inne obcymi i oddalonymi od Niego, a jeszcze inne z powodu swych słabości stają się nawet Jego nieprzyjaciółmi i przeciwnikami.

Jako ludzie prości i niewykształceni sądzimy, o święty mężu, że Jego przyjaciółmi można nazwać jedynie te niematerialne i duchowe istoty, które wraz z Nim zamieszkują. Wiernymi sługami są ci, którzy bez opieszałości i znużenia wypełniają Jego najświętszą wolę. Sługami nieużytecznymi są ci, którzy po obmyciu wodą chrztu świętego nie strzegą jego przymierza i poddali się rezygnacji. Obcymi i nieprzyjaciółmi Boga są niewierzący i heretycy. Przeciwnikami i wrogami są tacy, którzy nie tylko, że przekraczają Boże przykazania i odrzucają je, to jeszcze wszczynają okrutną walkę przeciwko tym wszystkim, którzy są Mu posłuszni.

Każdemu z tych rozmaitych rodzajów osób można by poświęcić osobny traktat, ale nie jest naszym zamiarem rozważać teraz na temat każdego z nich, chcemy zająć się jedynie tymi, którzy słusznie zasługują na to, by nazywać ich najwierniejszymi sługami Boga, tych, którzy ze wszystkich sił, całą mocą potęgi miłości przymuszają nas, abyśmy ten ciężar podjęli; tak więc wyciągnijmy naszą niegodną dłoń i nie wahając się dłużej uchwyćmy się ich. Sporządźmy traktat posługując się ich wiedzą, posłużmy się piórem Bożego słowa umoczonym w ich łagodności i chwalebnej pokorze i tak piszmy na czystych, jasnych pergaminach ich serc, czy raczej spocznijmy na duchowych tablicach słowa Bożego. Obyśmy w taki sposób mogli to dzieło rozpocząć.

Najpierw przyjmijmy założenie, że to Bóg pragnie być prawdziwym życiem i prawdziwym zbawieniem wszystkich tych stworzeń, które posiadają wolną wolę, zarówno wierzących, jak i niewierzących, sprawiedliwych i niesprawiedliwych, pobożnych i niereligijnych, wolnych od namiętności i uwikłanych w nałogi, mnichów i tych, którzy żyją w świecie, uczonych i niewykształconych, zdrowych i chorych, młodych i bardzo starych. A jest On niczym lśnienie światła, jak błysk słońca, jak zmienna pogoda, która jest taka sama dla wszystkich bez wyjątku. "Bóg bowiem nie ma względu na osoby".

Przystępując więc do określenia znaczenia niektórych wyrażeń, które mają najwięcej wspólnego z naszym zamierzeniem stwierdzamy, że niewierzący jest stworzeniem rozumnym i śmiertelnym, które z własnej woli ucieka od życia i odrzuca wiarę w swojego nieśmiertelnego Stwórcę. Niesprawiedliwy to taki, który świadomie wypacza rozumienie Bożego prawa, byleby tylko zaspokoić swe własne dążenia i trwa w swej fałszywej wierze, sprzeciwiając się Bogu. Chrześcijanin zaś jest naśladowcą Chrystusa na tyle, na ile jest to możliwe dla jego ludzkich sił w myśli, w słowie i w czynie, wierząc mocno i niewzruszenie w Najświętszą Trójcę. Umiłowanym Boga jest ten, kto w sposób uporządkowany i jak potrafi najlepiej, używa wszystkich naturalnych dóbr i nigdy nie ustaje w czynieniu wszelkiego możliwego dobra. Człowiek opanowany to taki, który rzucony w sam środek pokus i sideł trudzi się z całych sił nad tym, by osiągnąć pokój i zachować spokój serca oraz dobre obyczaje. Mnich, choć przebywa w ciele śmiertelnym i nieczystym, to jednak dąży do tego, by wieść życie na podobieństwo bezcielesnych aniołów. Mnich wiernie trwa przy przykazaniach i słowach Bożych w każdym czasie, w każdym miejscu i w każdym zajęciu, oczy swej duszy ciągle ma utkwione w Bogu, mnich to nieprzerwany sprzeciw i gwałt zadawany naturze oraz najczujniejsze i nieznużone czuwanie nad zmysłami. Mnich to ktoś, kto swe ciało uczynił świętym, język czystym, a umysł oświecił blaskiem Boskiego światła. Czy to we śnie, czy też na czuwaniu mnich ma duszę przepełnioną smutkiem dlatego, że nieprzerwanie ma śmierć na uwadze, zawsze ćwiczy się w cnocie. Odwraca się od świata, ma w nienawiści wszelkie dobra materialne, wyrzeka się natury, by osiągnąć to, co jest ponad naturą. Z tego to pragnienia, niby z korzenia, wyrasta ta święta nienawiść. Wszyscy, którzy dobrowolnie i z radością porzucają dobra tego obecnego życia, będą mogli tego dokonać dla pragnienia przyszłej chwały albo ze względu na pamięć swych grzechów, albo po prostu z miłości do Boga. Gdyby ktoś czegoś takiego się podjął nie mając na względzie któregoś z tych motywów, to takie porzucenie świata byłoby czymś nierozumnym. Jednakże wobec tego wszystkiego, jaki będzie cel i koniec naszego życia, taka też będzie nagroda, jaką otrzymamy od Chrystusa Sędziego, który odpłaci nam za wszystkie nasze dzieła.

Kto chce uwolnić się od ciężaru swoich grzechów, niech postępuje podobnie jak ci, którzy poza miastem stają nad grobami i opłakują swych zmarłych, niech nie ustaje w ciągłym wylewaniu gorących łez, niech z wnętrza jego serca płyną głębokie jęki, aż nadejdzie Chrystus i usunie z niego twardą opokę, którą jest ślepota i zatwardziałość jego serca, i uwolni go jak Łazarza, do którego podobna jest nasza dusza, z więzów jego grzechów i nakaże swym sługom, którymi są aniołowie, mówiąc do nich: Rozwiążcie go z więzów jego ułomności i pozwólcie mu pójść zażywać spokojnej i błogosławionej ciszy. Wszyscy, którzy pragniemy wydostać się z Egiptu i wyrwać z niewoli faraona, koniecznie potrzebujemy jakiegoś Mojżesza, który byłby naszym pośrednikiem u Boga, który wspomagałby nas w tej drodze i nam przewodził poprzez swoje słowa jak i czyny oraz swe modlitwy, wznosząc za nas do Boga swe ręce, abyśmy prowadzeni przez takiego wodza przekroczyli morze naszych grzechów i zmusili do odwrotu Amalekitów, czyli nasze namiętności. Niektórzy bowiem pozwolili się zwieść, sądząc, że nie potrzebują żadnego przewodnika i siebie samych postawili ponad Bogiem.

Trzeba przecież mieć na uwadze fakt, że ci, którzy zbiegli z Egiptu mieli za przewodnika Mojżesza, a ci, którzy uciekali z Sodomy, mieli Anioła, który ich prowadził. Ci pierwsi, którzy uciekli z Egiptu są typem takich, którzy pragną uzdrowienia z chorób swojej duszy przy pomocy troski i zabiegów duchowego lekarza, ci drudzy zaś, którzy opuścili Sodomę, oznaczają takich, którzy pełni nieczystości i lubieżności cielesnej bardzo pragną widzieć siebie wreszcie od nich wolnymi; tacy będą koniecznie potrzebowali do tego jakiegoś człowieka, który byłby podobny Aniołom. Oszpeceni bowiem takimi wrzodami, w tego rodzaju przypadkach potrzebujemy możliwie najmądrzejszego Mistrza, który będzie mógł je uleczyć.

A ten, kto mimo powłoki ciała pragnie wznieść się ku niebiosom, będzie musiał z ogromną mocą zaangażować się w ciągłe i nie dopuszczające znużenia dzieła, szczególnie na początku, aż do chwili, gdy nasze zwyczaje, uzależnione od pragnienia rozkoszy i nasze serce nieczułe z powodu swych złych pragnień, osiągnie stan rozmiłowania się w Bogu, i będąc już uświęcone karnością, przy pomocy pilnych studiów oraz ćwiczenia się we łzach i pokucie, ponieważ potrzeba tu prawdziwej pracy i to wielkiej pracy, i goryczy pokuty, szczególnie dla takich, którzy ulegli złym przyzwyczajeniom, aż nasza dusza podobna do psa węszącego za mięsiwem i wonią nałogów, stanie się miłośniczką kontemplacji i karności, a wspomoże nas w tym cnota prostoty i uśmierzenie gniewu, oraz wielka i dyskretna pracowitość.

Dlatego też, ponieważ zostaliśmy pokonani przez nasze ułomności i nie mamy wystarczająco wiele sił, by stawić im czoła, złóżmy w Chrystusie naszą ufność i z żywą wiarą ukażmy Mu w pokorze słabość i niemoc naszej duszy; a bez wątpienia zdobędziemy Jego wsparcie i łaskę. Osiągniemy znacznie więcej niż to, na co moglibyśmy zasłużyć, jeśli zdobędziemy się na trwałe pogrążenie siebie samych w otchłani pokory. Niech będą pewni zwycięstwa ci, którzy przystąpią do tej pięknej i prostej, wytrwałej, ale też lekkiej walki, którzy zdecydują się rzucić w ogień, skoro pragną rozpalić swoje serce ogniem Boskiej miłości. I dlatego niech każdy sam podda siebie próbie i w taki sposób zbliży się by spożywać ten niebiański chleb goryczy i pić z tego najsłodszego kielicha łez, tak, by nie podążać tam, gdzie czeka sąd i potępienie. Skoro jest prawdą, że nie wszyscy ochrzczeni osiągną zbawienie, czuwajmy z lękiem i uwagą, aby to niebezpieczeństwo nie zagroziło także nam, którzy prowadzimy życie religijne.

Dlatego ci, którzy pragną stanąć na trwałym fundamencie cnoty, wyrzekną się wszystkich spraw światowych, wzgardzą nimi wszystkimi, rzucą je wszystkie pod nogi i wszystkie je zbadają. A ów fundament, by takim mógł się stać, musi oprzeć się na trzech kolumnach, które będą go podtrzymywać; są nimi: niewinność, post i wstrzemięźliwość. Wszyscy ci, którzy są dziećmi w Chrystusie, od tych trzech rzeczy winni rozpocząć, biorąc za przykład takich, którzy są wolni od zatwardziałości serca, od udawania, od nienasyconej chciwości, od obżarstwa, od rozpalonych żądz, tak aby jeden mógł naśladować drugiego, bowiem gdy dostarcza się pożywienia owym wadom, nabierają one mocy, aż stają się namiętnościami nie do opanowania.

Jest czymś obrzydliwym i niebezpiecznym, gdy zapaśnik już na początku walki jest ospały, dając tym samym każdemu dowód na to, co będzie przyczyną jego bliskiej klęski. Dlatego to jest rzeczą bardzo pożyteczną przystępować do walki z ogromnym zapałem i siłą ducha, nawet gdyby potem okazało się koniecznym odstąpić nieco od takiej surowości. Bowiem dusza, która z męstwem rozpoczyna walkę, a następnie nieco słabnie z wycieńczenia, przypominając sobie dawną gorliwość i męstwo, wielekroć będzie mogła znaleźć bodziec, jakby bicz, który ją zrani i pobudzi do tego, co dobre. Przecież niektórzy właśnie w taki sposób powrócili do swej pierwotnej gorliwości i odnowili utraconą moc swych skrzydeł.

Za każdym razem, gdy dusza odchodzi od zmysłów dlatego, że utraciła błogosławione i miłe ciepło miłości, powinna przeprowadzić wnikliwe dochodzenie i szukać przyczyny owej utraty, winna w tym celu zmobilizować wszystkie swoje siły, gdyż pierwotny zapał będzie mógł powrócić jedynie przez tę samą bramę, przez którą umknął. Tacy, którzy jedynie z lęku wstępują na drogę pokuty wydają się być podobni do kadzidła, które spalając się, na początku wydaje miłą woń, lecz potem zostaje z niego tylko dym. Ci zaś, którzy jedynie dla nadziei nagrody podążają drogą wyrzeczenia, podobni są do młyńskiego kamienia, który krąży tylko wokół własnej osi, nie postępując ani kroku naprzód i niczego więcej nie osiągając. Jednakże ci, którzy porzucają świat wyłącznie z miłości do Boga, tacy już na samym początku doświadczają potęgi tego ognia, który rozpalony jakby w środku wielkiego lasu trawi niczym pożar coraz to dalsze jego połacie.

Są tacy, którzy budując dom, umieszczają kamienie na cegłach; inni wznoszą filary na ziemi, a jeszcze inni, wędrując na piechotę, na początku idą powoli, rozgrzewając mięśnie i nerwy, by potem kroczyć coraz szybciej. Kto ma bystry umysł, zrozumie tę analogię. Pierwsi, którzy układają kamienie na cegłach, to ci, którzy poprzez wspaniałe dzieła cnoty wznoszą się do kontemplacji spraw Boskich, ale ponieważ nie są dostatecznie ugruntowani w pokorze i cierpliwości, kiedy zrywa się jakaś większa burza, upadają z powodu braku fundamentu, który byłby wystarczająco wytrzymały. Drudzy, którzy wznoszą filary na ziemi, są tymi, którzy nie mając doświadczenia w trudach i wyzwaniach życia zakonnego, pragną od razu wznieść się do życia w samotności; takich z łatwością zwiodą niewidzialni nieprzyjaciele ze względu na braki w cnocie i doświadczeniu. Trzecimi są tacy, którzy krok po kroku podążają powoli ścieżką pokory, poddani posłuszeństwu; to w nich roznieca Pan ducha miłości, a oni rozpaleni nim stopniowo osiągają cel swojej drogi.

A ponieważ zostaliśmy, bracia, wezwani przez Boga, który jest naszym Królem i Panem, biegnijmy z radością, gdyż czas naszego życia jest krótki, abyśmy nie byli jałowi i wynędzniali w godzinę śmierci, i by przypadkiem nie dopadła nas głodowa śmierć. Starajmy się więc zadowolić naszego Pana i Króla tak, jak żołnierze starają się przynieść zaszczyt swemu imperatorowi, abyśmy na koniec naszej służby mogli pochwalić się dobrym wynikiem, gdy żądać się będzie od nas zdania sprawy. Powinniśmy lękać się Boga podobnie jak niektórzy ludzie boją się pewnych zwierząt. Widziałem takich, którzy rezygnowali z grabieży nie dlatego, żeby bali się Boga, ale dlatego, że usłyszeli gdzieś ujadanie psa; ten więc, kto nie boi się Boga, w rezultacie osiągnie to, że będzie bał się zwierząt.

Powinniśmy kochać Boga podobnie jak miłujemy naszych przyjaciół. Widziałem też bowiem takich, którzy wielokrotnie przychodzili do Boga, naprzykrzając Mu się ze swoimi podłościami i pobudzając Go do gniewu, a żaden nie zadbał o to, aby odwdzięczyć się Mu za jego dobroć; natomiast przychodząc do któregoś ze swych przyjaciół, nawet z niewielkimi przewinieniami, działają z ogromną skwapliwością i pomysłowością, i z wielkim zaangażowaniem, przyznając się do winy, prosząc ich o przebaczenie, szukając wstawiennictwa u osób trzecich, u krewnych i znajomych, nie żałując darów i prezentów, byle tylko móc powrócić do dawnej zażyłości, naruszonej przez jakąś urazę o niewielkim znaczeniu.

Należy tu zaznaczyć, że na początku naszego życia duchowego udaje się nam pielęgnować cnoty z wielkim wyrzeczeniem, trudem i goryczą. Jednakże później, kiedy zaczynamy odnosić korzyści, praktykujemy je już z mniejszym smutkiem albo nawet w ogóle bez niego. Gdy zaś natura zostanie już przezwyciężona i pochłonięta przez radość i łaskę Ducha Świętego, wówczas działamy nawet z rozkoszą, radością, gorliwością i ogarnięci płomieniem miłości. O ile bardziej godnym są, by to osiągnąć ci, którzy od samego początku poświęcili się praktykowaniu cnót i wypełniali przykazania Boże z radością i pobożnością, o tyle więcej płaczu czeka tych, którzy praktykują je od przypadku do przypadku, przeżywając w ich ćwiczeniu wiele trudności i strapień.

Nie powinniśmy jednak potępiać takich, którzy z powodu zewnętrznych okoliczności zeszli z drogi wyrzeczenia, ani gorszyć się nimi. Widziałem już bowiem takich ludzi, którzy odeszli, a potem przypadkowo spotkali Króla, wcale Go nie szukając, a zostali przyjęci do Niego na służbę i włączeni do zastępu Jego rycerzy, i zaproszeni do Jego stołu i pałacu. Widziałem też nieraz, że niektóre ziarna zboża upadały przez nieuwagę z ręki siewcy, a część z nich zakorzeniła się w glebie, przynosząc potem obfite owoce; widziałem też takich, którzy wybrali się do lekarza w zupełnie innym celu, a wychodzili z jego domu przywróceni do zdrowia, którego, jak się okazało im brakowało i z odzyskanym wzrokiem, który zdążyli niemalże utracić. Nierzadko bowiem zdarza się, że określone trwałe rezultaty pojawiają się raczej wskutek przypadku, niż dzięki zdolności przewidywania i planowania.

Niech nikt nie mówi, ze jest nieodpowiedni do złożenia ślubów i życia zakonnego ze względu na świadomość ogromu swych grzechów, niech nie pozwoli się zwieść pod pretekstem niegodności i pod pozorami pokory, byle tylko nie wkroczyć na prostą ścieżkę cnoty i porzucenia nałogów, jest to bowiem diabelskie oszustwo, mające prowadzić do pozostania w swych grzechach; przecież tam, gdzie rany są gnijące i zaropiałe, szczególnie potrzeba biegłości i sprawnej operacji przeprowadzonej przez światłego Lekarza; zdrowi bowiem aż tak bardzo czegoś takiego nie potrzebują.

Gdybyśmy zostali wezwani przez jakiegoś ziemskiego i śmiertelnego króla, by go strzec i mu służyć, nie byłoby rzeczy, która by nas od tego mogła powstrzymać, ani nie szukalibyśmy sposobności, by się od tego zwolnić; raczej porzuciwszy wszystkie sprawy, pobieglibyśmy, żeby mu służyć i okazać posłuszeństwo z największą radością. Bądźmy więc czujni, by nie wypowiedzieć wskutek próżniactwa i niedbalstwa posłuszeństwa Królowi królów, Panu panów i Bogu nad bogami, który wzywa nas do służby w niebieskich zastępach, bo nie znajdziemy potem u Niego usprawiedliwienia, podczas straszliwego i zatrważającego Jego sądu.

Jest możliwe, że ktoś uwikłany w sprawy tego świata poczyni pewne postępy, jeśli będzie bardzo stanowczy. Ale nie jest to łatwe. Ktoś taki może postawić parę kroków i tak iść, choć z ogromnym wysiłkiem i pokonując liczne przeszkody, bowiem wlecze za sobą łańcuchy albo kajdany na nogach, które sprawiają, że często się potyka i doznaje zranienia. Człowiek, który nie jest żonaty i żyje w świecie, choć wieloma sprawami jest obarczony, to jednak może zdecydować się na życie w klasztorze. Jednak gdy ktoś jest żonaty, to jest podobny do takiego, któremu przykuto i ręce, i nogi; ma o wiele mniej wolności i nie jest panem samego siebie.

Zdarza się czasami, że jacyś opieszali ludzie, żyjący w świecie, zadają mi pytanie: "W jaki sposób możemy, żyjąc z naszymi żonami, zatroskani o interesy, troszcząc się o państwo, wieść życie monastyczne?" Takim zwykłem odpowiadać: "Czyń dobro, komukolwiek możesz, nie mów o nikim nic złego, nikogo nie okradaj, nie mów kłamstw, nikim nie pogardzaj i do nikogo nie żyw nienawiści. Nie odłączaj się od wspólnoty Kościoła. Okazuj współczucie potrzebującemu, dla nikogo nie bądź przyczyną zgorszenia, trzymaj się z dala od cudzego łoża i poprzestawaj na satysfakcji, jaką może ci dać własna twoja żona. Jeśli to wszystko będziesz czynił, będziesz niedaleko od Królestwa niebieskiego.

Przystąpmy z radością i bojaźnią do tej chwalebnej walki, nie upadajmy na duchu i nie ulegajmy tchórzostwu z lęku przed naszymi przeciwnikami; przecież Boga mamy po naszej stronie. Wrogowie nasi są niewidzialni, ale sami mogą obserwować poruszenia naszej duszy. A jeśli dostrzegą, że nasza dusza jest porażona lękiem, przypuszczą na nią o wiele groźniejszy atak, wiedząc, jak bardzo się boimy. Tak więc uzbrójmy się przeciwko nim w odwagę. Nikt nie wyrusza na bitwę przeciwko śmiałemu wojownikowi.

Nowicjuszom i początkującym wojownikom Pan w swojej mądrości daje ulgę w ich pierwszych zmaganiach, kształtując ich i hartując, aby nie powrócili do świata porażeni ogromem niebezpieczeństw. Dlatego radujcie się zawsze w Panu, wszyscy słudzy Boga. Odpowiadajcie na oznaki Jego miłości oraz powołania i ojcowskiej troski, jaką was otacza. Zdarza się też czasami, że ten sam Pan, widząc dusze pełne zapału od początku, pozwala im na staczanie cięższych bitew, pragnąc jeszcze wcześniej uwieńczyć je nagrodą. Przed ludźmi światowymi ukrywa Pan trudy owej służby, gdyby bowiem je poznali, to nie znalazłby się taki, który chciałby świat porzucić. Ofiaruj Chrystusowi dzieła swej młodości, a w starości będziesz się radował bogactwem ciszy i pokoju, które dzięki nim zostaną ci dane. Bowiem dobra, które zyskamy i zgromadzimy w młodości, wspierają i pocieszają nas potem, gdy jesteśmy osłabieni i upośledzeni starością. Pracujmy, młodzieńcy, z zapałem i biegnijmy z umiarem, i całą starannością, gdyż śmierć może czyhać na nas w każdej godzinie. A ponadto mamy nadzwyczaj przewrotnych, niezwykle potężnych, przebiegłych, silnych, niewidzialnych i wolnych od wszelkich cielesnych ograniczeń wrogów, którzy nigdy nie śpią, takich, którzy mając w rękach ogień, starają się ze wszystkich sił otoczyć i podpalić żywą świątynię Boga.

Nikt nie powinien, dopóki jest nowicjuszem, dawać posłuchu demonom, którzy podszeptują: "Nie umartwiaj twego ciała, gdyż popadniesz w choroby i słabości". W dzisiejszych czasach i w obecnym wieku trudno w ogóle znaleźć takiego, który byłby skłonny do utrzymywania swego ci...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin