47[1].pdf

(344 KB) Pobierz
37
ISSN 1
OPOKA
505-0890
W KRAJU 47(68)
Kórnik grudzień 2003
Wydawnictwo seryjne, ukazujące się w nieregularnych odstępach czasu
pod redakcją Macieja Giertycha
Adres: ul. Parkowa 19/8, 62-035 Kórnik.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podnieś rękę Boże Dziecię, Błogosław Ojczyznę miłą! W dobrych radach, w dobrym
bycie, wspieraj jej siłę Swą siłą . Będziemy potrzebować tej Bożej siły w walce o
utrzymanie nie tylko siły Polski, ale i samej Polski. Życzę wszystkim czytelnikom
Opoki w Kraju wielu łask Bożej Dzieciny w pracy dla dobra najbliższych, polskiego
Narodu i całej naszej Ojczyzny. Oby ten nowy rok 2004, rok dobrowolnego
przekazania naszej suwerenności w obce ręce, okazał się doświadczeniem,
przynoszącym nam pożytek doczesny i wieczny.
Sukces Polski w Brukseli
W dniu 13 grudnia 2003 r. Polska udowodniła w Brukseli, że pomiatać sobą nie
pozwoli. Spowodowane odroczenie konstytucji europejskiej może uchylić ją w ogóle!
Jest to niewątpliwy sukces premiera Millera, ale też i prawie całej polskiej sceny
politycznej. Prezydent bardzo chciał zastąpić premiera, ale ten, choć mocno
poturbowany po upadku helikoptera (zadziwia brak w mediach spekulacji na temat
możliwości, że był to zamach), którym wracał z uroczystości barbórkowych, zastąpić
się nie dał. Miał prawo obawiać się większej uległości prezydenta wobec unijnych
propagatorów projektu konstytucji europejskiej. Pojechał w gorsecie usztywniającym
mu nadwątlony kręgosłup. Jednym z najważniejszych elementów tego gorsetu była
uchwała Sejmu z 11.XII.03 r., za którą głosowała prawie cała izba.
Uchwała była pomysłem Ligi Polskich Rodzin. To nasi przedstawiciele
prowadzili rozmowy z klubami poselskimi by uzyskać ich akceptację. Na Konwencie
Seniorów, w godzinach popołudniowych 11.XII, udało się ustalić tekst konsensualny.
Jego istotą było zobligowanie premiera, by nie ustępował w sprawie niekorzystnego
dla Polski projektu zapisu sposobu głosowań w Radzie Ministrów i nie pozwolił, by
Rzeczpospolita Polska utraciła prawo weta przy jakichkolwiek zmianach traktatowych
w przyszłości. Kompromis, za którym opowiadał się prezydent, miał polegać na tym,
że temat głosowań w Radzie Ministrów miał być odłożony na czas, gdy już nie będzie
obowiązywało prawo weta krajów członkowskich. Premier okazał się uchwale wierny.
Uchwałę totalnie przemilczały media. To ukazuje kto nimi rządzi!
1
116938730.001.png
Sejm uchwałę podjął wieczorem 11.XII. Tylko kilku posłów było przeciw.
Chcieli zmian w uchwale, proponowanych przez Antoniego Macierewicza i Jana
Łopuszańskiego. Chcieli dyskusji, a więc odroczenia uchwały na inny termin, czyli już
po konferencji w Brukseli. Dla tych zmian i tak zgody większości sejmowej by nie
było. Kto nie umie zauważyć historycznego momentu i obstaje przy nieosiągalnym,
sam się ośmiesza. Przeciwnicy uchwały stanęli w jednym szeregu ze zwolennikami
konstytucji europejskiej takimi jak prezydent Kwaśniewski i Andrzej Olechowski.
Demokracja dewaluuje się
Wszyscy powtarzają stwierdzenie Churchilla, że „demokracja to bardzo zły
system, ale nikt nie wymyślił lepszego”. Nie zmienia to faktu, że trwają poszukiwania
systemu lepszego. Demokracja wyraźnie jest w kryzysie.
Ewolucja demokracji
Jesteśmy krajem, w którym demokracja zakorzeniona jest od wieków. Zaczęło
się od wyboru Jagiełły na króla Polski. Dokonali tego panowie małopolscy. Oferta
była nie byle jaka – władztwo nad potężnym państwem, a do tego młoda i słynąca z
piękności Jadwiga na żonę, na dodatek dziś już wiemy, że miała to być żona święta.
Ale były też warunki. Jagiełło musiał się ochrzcić i obiecać przeprowadzenie chrztu
swego dotychczasowego dziedzictwa, czyli Litwy. Musiał także zgodzić się na
ograniczenie swoich uprawnień władczych, na zasadę neminem captivabimus , czyli
zrezygnować z władzy absolutnej, którą cieszył się na Litwie. Polska weszła na drogę
demokracji, drogę zależności władcy od wyborców. Władza stała się umową między
władcą, a jego wyborcami. Grono wybierających było niewielkie, grupa najwyższej
arystokracji. Do dziś podziwiamy ich mądrość, nie tylko w podjętej decyzji o wydaniu
Jadwigi za Jagiełłę, ale i w dalszych ich działaniach u boku nowego króla.
Często niesłusznie traktujemy cały okres panowania Jagiellonów jako rezultat
tej jednej decyzji związanej z wyborem Jagiełły. Wybór był dożywotni, ale nie
obejmował następców. Nie było oczywistym, że po śmierci Jagiełły królem musi
zostać jego syn. To wymagało ponownej decyzji wyborców. Królem najczęściej
zostawał najstarszy syn, ale nie zawsze. To nie najstarszy syn Kazimierza
Jagiellończyka, Władysław, został królem Polski. Zygmunt Stary, obawiając się, że
jego syn Zygmunt August, może nie zostać wybranym zaaranżował jego elekcję
jeszcze za swego życia (stąd przydomek Stary dla odróżnienia od młodego króla
Zygmunta). Każdej elekcji towarzyszyła nowa umowa władcy z wyborcami. W ten
sposób z każdą elekcją rosła liczba praw ograniczających władzę króla i przywilejów
dla wyborców. Rosło również grono elektorów. Wzrastał zakres demokracji.
Stopniowo cała szlachta uzyskała prawo wyborcze. Zaraz jednak pojawiły się
ograniczniki, bo nadmiar wyborców stwarzał różne trudności. Ustaliła się zasada
głosowania osobistego, viritim , trzeba było pojawić się na polu elekcyjnym. Z drugiej
strony pojawiły się mechanizmy rozszerzające zakres demokracji, sejmiki lokalne i
przywożenie na elekcję pakietu głosów ze swego powiatu, a więc wybory pośrednie.
Równocześnie w miastach rosła zasada rządów przedstawicielskich, wybierano
rajców i to oni, z woli mieszczan, rządzili miastem. Dzięki temu niektóre miasta (np.
Gdańsk) stawały się odrębnymi potęgami, z którymi królowie musieli się liczyć.
2
Po wymarciu Jagiellonów każda elekcja króla w Polsce stała się wydarzeniem
zauważanym też i za granicą, która zaczęła się w nią angażować, a to dlatego, że
trwała zasada wybierania kogoś z rodu królewskiego. Na elekcję przyjeżdżali
przedstawiciele obcych dworów i tworzyli koterie popleczników dla swego kandydata.
Szczególnie po abdykacji Jana Kazimierza, gdy nie było królewicza z polskiej linii
Wazów, obce dwory mocno zaangażowały się w promocję swoich przedstawicieli do
polskiego tronu. Widząc to niekorzystne zjawisko podkanclerzy bp Andrzej Olszowski
rzucił hasło: ”Niech każdy złoży przysięgę, że nie będzie głosował na tego, od kogo
brał pieniądze!”. Zebrana szlachta na Woli błyskawicznie podjęła to hasło, żądając od
wszystkich przysięgi. Tym jednym posunięciem zostali wyeliminowani wszyscy obcy
kandydaci. Padło następne hasło: ”Chcemy króla Piasta!” Wnet wybranym został
Michał Korybut Wiśniowiecki, syn Jaremy, słynnego obrońcy kresowych stanic. W
tym samym duchu odbyła się następna elekcja, gdy królem został Sobieski. Polska
znalazła sposób na zgubną ewolucję demokracji.
Niestety, nie na długo. Obieranie przedstawicieli obcych rodów królewskich
powróciło - przyszła epoka Sasów. Ale elekcje Leszczyńskiego i Poniatowskiego
świadczą, że myśl o wybieraniu rodzimego króla trwała. Jednakże, trwały też obce
ingerencje w nasze elekcje Znalazło to wyraz w zapisie Konstytucji 3 Maja
domagającym się, by władza królewska była dziedziczną w celu „zamknięcia na
zawsze drogi wpływom mocarstw zagranicznych” w czasie bezkrólewia. Również
Amerykanie naśladujący naszą demokrację zapisali to w swojej konstytucji, że
prezydent ma być urodzony w USA. Do dziś uniemożliwia to kandydowanie na
prezydenta takim ludziom jak Kissinger, Brzeziński czy Schwarzenegger.
Konstytucja 3 Maja przyniosła jeszcze inny element. Dalej rozszerzyła prawa
obywatelskie. Nie tylko potwierdziła i umocniła prawa mieszczan, ale i zauważyła
chłopów i włościan, przejmując ich pod opiekę prawa państwowego i uznając ich
wolność. W USA konstytucja dała prawo głosu wszystkim, ale nie zniosła
niewolnictwa. Nasze prawa obywatelskie uznane zostały za zagrożenie dla sąsiednich
monarchii absolutnych i dostaliśmy się pod ich panowanie. Ale już pod koniec XIX w.
i tam pojawiły się organy przedstawicielskie powoływane drogą wyborów. Ordynacje
były różne. Nie wszyscy mieli prawo głosu (kobiety, koczownicy) lub głosy nie miały
równej wagi (głosy ziemian i arystokracji liczyły się więcej), ale i tak zakres
demokracji ciągle się poszerzał. W chwili wybuchu I wojny światowej mieliśmy
polskie przedstawicielstwa w parlamentach wszystkich trzech państw zaborczych.
(Koła polskie zdominowane były przez przedstawicieli narodowej demokracji - to oni
stanowili fundament odrodzonego Sejmu po odzyskaniu niepodległości).
Doszliśmy do obecnego stanu, ale ewolucja demokracji trwa. Modna dziś
propaganda równości mężczyzn i kobiet zmierza do zapewnienia odpowiedniej
obecności kobiet w organach przedstawicielskich ( numerus clausus ). Tu i ówdzie
obcokrajowców zrównuje się w prawach wyborczych z ludnością rodzimą. Umożliwia
się głosowania mieszkającym za granicą, w konsulatach. Rozważa sią umożliwienie
głosowania telefonicznego lub przez internet.
A jaka będzie dalsza ewolucja demokracji? Wielu się nad tym zastanawia.
Defekty demokracji
To, że demokracja ma wady widzi każdy. Podstawową jest to, że o ważnych
sprawach decydują ludzie, którzy nie mają pojęcia o co chodzi. Rozszerzanie
3
uprawnień wyborczych oddaje zasadnicze decyzje w ręce najmniej kompetentnych.
Dziś wyborcy to nie panowie małopolscy. Konsekwencją tego jest coraz niższy
poziom kampanii wyborczych, które nie są adresowane do tych, co mają określone
poglądy polityczne, ale do tych, co wiedzą najmniej. Polityków i ich partie sprzedaje
się jak każdy inny towar konsumpcyjny adresowanymi do podświadomości
reklamami. Mamy więc nic nie mówiące hasła w rodzaju ”pogoda dobrych ludzi” czy
”wybierz przyszłość”, lub obietnice bez pokrycia (np. mieszkanie dla każdego). W
rezultacie o wyniku wyborów decyduje ilość pieniędzy wydanych na billboardy i
reklamy w telewizji, względnie dostępność polityczna do telewizji publicznej.
Niska świadomość polityczna wyborców przekłada się często na bardzo niski
poziom świadomości politycznej wybranych. Do samorządów i parlamentów dostają
się ludzie popularni, sportowcy, gwiazdy telewizyjne, ludzie o atrakcyjnej aparycji,
względnie lokalni krzykacze, faworyci czy klienci różnych bogaczy lub po prostu
ludzie przypadkowi. Tzw. listy krajowe nie cieszą się popularnością i zostały usunięte
z naszej ordynacji wyborczej, a to one gwarantowały, by najważniejsi dla danej partii
ludzie, potrzebni przy sprawowaniu władzy lub prowadzeniu skutecznej opozycji,
dostali się do Sejmu. Potem Sejm czy poszczególni posłowie są krytykowani za brak
kompetencji, a tymczasem przyczyna leży w niesprawności systemu wyborczego.
Obecnie demokracja zaczęła obejmować sprawy, które nigdy pod osąd ludzki,
pod głosowania, nie powinny być poddawane. Przecież nad Dekalogiem się nie
głosuje! Tymczasem większością głosów różnych parlamentów wprowadza się prawo
do zabijania (aborcja, eutanazja, eksperymenty na ludzkich embrionach), legalizuje
cudzołóstwa i zboczenia, dopuszcza lichwę uprawianą przez banki itd. Jan Paweł II
naucza, że demokracja bez wartości zamienia się w totalitaryzm.
Innym defektem demokracji jest mała sprawność w rządzeniu. Na pewno
łatwiej jest rządzić mając uprawnienia dyktatorskie, gdy żadna opozycja nie
przeszkadza. Warto przy okazji dodać, że na ogół szary obywatel lubi rządy twardej
ręki i o takich marzy. To nie prawda, że w procesie demokratycznym uczestniczyć
chce każdy. Wielu zdaje sobie z tego sprawę, że do podejmowania decyzji nie nadaje
się, a chce, żeby ktoś rządził. Dotyczy to w szczególności ludzi wychowanych w
cywilizacji turańskiej. Rządy Łukaszenki na Białorusi nic wspólnego z demokracją nie
mają, co wcale nie oznacza, że nie ma on poparcia społecznego. Podobnie odbierany
jest Putin przez Rosjan, Aliyev przez Azerów, czy swego czasu Piłsudski u nas.
Wreszcie demokracja ma tę wadę, że często degeneruje się w system
dwupartyjny, gdzie partie praktycznie się nie różnią, a wyborcy mają tylko złudzenie,
że coś zmieniają wpuszczając inny zestaw twarzy do funkcji rządowych. Tymczasem
faktyczna władza jest za kulisami, w biznesie, w bankach, w służbach specjalnych, w
lożach - ale większość wyborców nie ma o tym pojęcia. Ludzie ambitni, którzy o tym
wiedzą, często świadomie dążą do odgrywania roli zakulisowej i nie angażują się do
pracy w organach przedstawicielskich – czyli programowo odrzucają demokrację jako
drogę do władzy. Taki George Soros, Henry Kissinger czy Józef Retinger nigdy nie
startowali w żadnych wyborach, a przecież nie sposób nie uważać ich za bardzo
wpływowych działaczy na światowej arenie politycznej.
Pozory demokracji
Rezultatem tych defektów demokracji jest to, że staje się ona pozorną. W PRL
niby można było wybrać 8 z 10 kandydatów, ale wszystkich wystawiała rządząca
4
partia oraz zalecano nikogo nie skreślać, czyli oddawać głos na pierwszych 8
kandydatów. Ludzie bali się, że będą odnotowani jako uchylający się od głosowania
lub, że poszli za kotarkę skreślać. W rezultacie cała ta ”demokracja” była farsą i
wszyscy o tym wiedzieli.
O wiele częściej wybory się po prostu kupuje. Można to zrobić w sposób
nielegalny – czyli fałszując wyniki, albo legalny kupując kampanię wyborczą.
Fałszowanie wyborów jest w stanie zorganizować jedynie dotychczasowa władza, bo
to ona organizuje wybory. Sprawa jest jednak ryzykowna, bo jeżeli zostanie
zdemaskowana o zmianach politycznych zadecyduje ulica, czyli dotychczasowa
władza usuwana jest metodą rewolucyjną (np. Gruzja). Również można fałszować
sondaże lub nagłaśniać tylko te dla siebie korzystne. Sondaże mają ogromny wpływ na
wyborców, bo ludzie z reguły wolą być wśród tych co się liczą, a partii skazanych na
przegraną popierać nie będą. Tutaj trudniej udowodnić fałszerstwo, więc z tą metodą
kupowania wyborów spotykamy się częściej. Najczęściej jednak mamy do czynienia z
zupełnie legalnym kupowaniem kampanii wyborczej. Polega to na monopolizacji
środków przekazu. Dzisiaj wybory wygrywa decydujący o tym, co się ukaże w
telewizji. Gdy oglądalność koncentruje się na telewizji publicznej, poprzez
ograniczanie dostępu opozycji do niej, sprawujący władzę przedłużają ją sobie. Gdy
telewizja prywatna jest bardziej oglądana, jej właściciel może zostać premierem (np.
Berlusconi we Włoszech). Oczywiście, wybory kosztują. Trzeba mieć środki na
reklamy w telewizji, radiu, na billboardach, na plakatach itd. Kto ma więcej pieniędzy,
temu łatwiej wynik wyborów kupić. Niestety, w wyborach wielokrotnie odgrywają też
rolę pieniądze zagraniczne. Przydałby się dziś ktoś taki jak bp Olszowski, kto by
znalazł sposób na wyeliminowanie obcych wpływów.
Pozory demokracji widać też przy różnych wyborach wewnątrz organizacji.
Dziś już nic nie zostawia się na żywioł. Wybory przygotowuje się w wąskim gronie
decydentów danej organizacji, a potem na zebraniu wyborczym dostarcza się
zaufanym członkom sugestie jak głosować oraz uprawia się indywidualny lobbing pod
owe ustalenia. Przygotowanie wyborów stało się normą. Rzeczywiste decyzje
wyprzedzają same wybory.
W jakimś zakresie ma to też miejsce w wyborach powszechnych. Niska
świadomość polityczna wyborców powoduje, że z reguły głosują na pierwsze
nazwisko na liście. Ustalenia wewnątrzpartyjne, dokonane na długo przed wyborami,
odnośnie tego, kto się znajdzie na pierwszym miejscu na liście, w dużym stopniu
determinują, kto wybory wygrywa.
Tak więc w rzeczywistości wyborcom tylko wmawia się, że to oni decydują.
Pomysły rozszerzające demokrację
Widząc te wszystkie niedomagania demokracji poszukuje się usprawnień w jej
funkcjonowaniu. Jedni uważają, że demokracji jest za mało i proponują ją poszerzyć.
Tu i ówdzie wprowadza się przymus głosowania – żeby rzeczywiście wszyscy
ponosili odpowiedzialność za wynik wyborów. (W PRL wymuszano udział w
wyborach strachem). Coraz to obniża się wiek uprawniający do czynnego i biernego
udziału w wyborach, gdyż uważa się, że młodzi wcześniej dojrzewają i winni mieć
prawo do głosu w sprawach ich dotyczących.
Widziałbym uzasadnienie dla jeszcze dalej idącego rozszerzenia liczby
uprawnionych. Można by uprawnić dzieci do udziału w głosowaniach, tyle tylko, że
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin