Warszawa - Opole, Przez Częstochowę.doc

(55 KB) Pobierz

Warszawa - Opole przez Częstochowę
dawid1985



  Z przyczyn niezależnych ode mnie byłem zmuszony pokonać pociągiem drogę z Warszawy do Opola. Nie przepadam za podróżowaniem polskimi pociągami, szczególnie gdy stać mnie tylko na tzw. pośpiecha i wiem, że podróż będzie trwała więcej niż trzy godziny. Po wejściu do pociągu od razu wybrałem pusty przedział. Ogólnie to pasażerów było stosunkowo mało jak na trasę do Opola przez Częstochowę. Lepiej dla mnie – pomyślałem sobie i wygodnie usiadłem przy oknie.
  Na szczęście zawsze do pociągu zabieram ze sobą dobrą lekturę. Tak też zrobiłem i tym razem. Po kwadransie do mojego przedziału wszedł konduktor. Ku mojemu niezadowoleniu okazał się misiowatym mężczyzną, grubo po pięćdziesiątce, lekki zarost, worki pod oczami. Dlaczego większość konduktorów w Polsce nie jest przynajmniej pociągająca? Po okazaniu biletu i legitymacji opuścił przedział. Znów siedziałem sam.
  W Koluszkach od ciekawej książki oderwał mnie hałas dochodzący z peronów. Tutaj to norma. Cała Łódź „okrętuje się” właśnie w Koluszkach. Modliłem się tylko, by nikt się do mnie nie dosiadł. Miałem szczęście. Wyglądało na to, że dalszą podróż będę spędzał sam. Widocznie nikt nie chciał ze mną siedzieć. Nie dziwię się. W tamtym okresie – chociaż miałem 20 lat – wyglądałem prawie jak mały skinhead. Znów książka...
  Po chwili poczułem podniecenie. To prawdopodobnie przez to kołysanie wagonem. Mam wrażenie, że każdy facet tak ma, jadąc pociągiem, gdy mu się penis sam rytmicznie ociera w gatkach, co tym bardziej jara, że dzieje się to bez naszej woli. Nie chciałem się dodatkowo podniecać, więc wróciłem do czytania.
  Minęliśmy Piotrków Trybunalski. Poczułem znużenie. Nagle mocne szarpnięcie drzwiami, które zakryte były zieloną zasłonką z emblematami PKP i do przedziału znów wszedł konduktor. Inny. Ten był średniego wzrostu, wiek około trzydzieści, trzydzieści pięć lat... Zmienili się w Koluszkach? Ten jednakże różnił się od poprzedniego. To był prawie mój wymarzony, idealny facet. Krótko obcięty, prawie łysy koleś o męskich rysach twarzy, szerokiej szczęce i wysokim czole. Do tego ten lekki, dwudniowy zarost, wielkie dłonie i włochate ręce. Najbardziej jednak zwróciłem uwagę na jego szerokie ramiona i umięśnioną klatę podkreśloną poprzez koszulę wsuniętą do spodni. Od razu poczułem, jak mój mały gwałtownie zareagował na jego widok.
  – Dzień dobry. Poproszę bilet – powiedział służbowym tonem.
  Przez chwilę patrzyłem mu prosto w oczy... i w tym momencie sam siebie zadziwiłem. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jestem zdolny do takiej odważnej próby.
  – Niestety, nie mam biletu. Nie mam również kasy – powiedziałem cicho.
  Zapadła cisza. Przecież masz bilet w kieszeni, człowieku na co ty liczysz, na co czekasz! – podpowiadało mi coś w środku.
  – W takim razie musimy wypisać bilet kredytowy wraz z karą umowną – powiedział tym samym służbowym tonem, sięgając do swej torby po bloczek.
  – A nie dałoby się tej sprawy załatwić w inny sposób...? – zapytałem cicho, a na mojej twarzy ukazał się lekki uśmiech, taki sobie, nieśmiało przewrotny, jak mówił o nim mój jeden kolo... Nie wiem, co sobie wtedy myślałem. Kierowałem się tylko wewnętrznymi żądzami. To jest facet w moim typie! Z takim zrobiłbym wszystko! Nawet dał dupy! Chciałem, aby wszystko potoczyło się po mojej myśli, tak, jak to często bywało w moich fantazjach lub w filmach erotycznych.
  – Co ma pan na myśli ? – konduktor przyglądał mi się badawczo spod mocno zsuniętych brwi.
  – Widzę, że jest pan bardzo spięty, pewnie długo w trasie, poza domem... Mógłbym w tym pomóc, jakoś rozluźnić trochę...
  Jego odpowiedź była natychmiastowa i dość zaskakująca.
  – Chcesz mi obciągnąć...?
  Byłem w szoku. Bezbłędny gość. Od razu się domyślił. Nie spodziewałem się tak szybkiej reakcji... Tymczasem mój wymarzony byczek nagle opuścił przedział. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Może dał sobie spokój, a może poszedł po swojego kolegę, żeby to on się mną zajął? A może... obaj?
  Po kilku minutach zjawił się ponownie.
  – Wstawaj i chodź za mną.
  Tak też zrobiłem. Przez moją głowę przebiegały dziwne obawy. Może chce mnie odstawić na najbliższej stacji? A może idziemy spisać ten karny bilet? A może ktoś tam czeka na mnie i obaj dadzą mi taki wycisk, że już mi się wszystkiego odechce?... Pokonaliśmy dwa kolejne wagony, teraz trzeci, to już ostatni, poprzez szybę ostatnich środkowych drzwi widzę na końcu umykające w tył szyny. Ostatni przedział. „Zarezerwowane”. Mój konduktor otworzył je swoim kluczem.
  – Wchodź! – i ponownie je zatrzasnął i zamknął. Zasunął firany. – Za dwadzieścia minut Radomsko. Masz dziesięć, żeby mi zrobić dobrze – powiedział.
  – Wystarczy. Postaram się...
  Jego głos był pewny siebie, rozkazujący, a ja już spodziewałem się, co mnie czeka. I poczułem się wspaniale! Stanęliśmy naprzeciw siebie. Poczułem jego mocną dłoń na swoim ramieniu. Po chwili docisnął mną tak mocno do ziemi, że zmuszony byłem uklęknąć. Czułem, że on jest silniejszy. Moja twarz była teraz na wysokości jego podbrzusza. Widziałem wybrzuszenie w okolicy krocza. Spojrzałem ku górze. Mój byczek zaczął rozpinać koszulę. Moim oczom ukazała się kształtna, szeroka klata pełna gąszcza ciemnych włosów z zaznaczonymi lekko odstającymi sutkami. Jego brzuch był stosunkowo płaski i jeżeli chodzi o zarost nie odstawał od owłosienia na torsie. Mój mały zareagował od razu. Konduktor opuścił spodnie i moim oczom ukazała się jego nabrzmiewająca fujara odznaczająca się pod białymi slipami. Zanim zdjąłem mu powoli te slipy, już była twarda. Nie zdążyłem nawet zapytać, czy chce, abym obciągnął całego, gdy on złapał mnie oburącz za głowę i wpakował mi swoją fujarę głęboko do ust. Dopiero po kilku pchnięciach pozwolił mi go wypuścić, żebym nabrał zwykłego oddechu. Teraz mogłem się przyjrzeć tej pałce. Jego fiut nie był wyjątkowo długi, ale był gruby i żylasty. Jądra miał ogromne. Wiele pałek już obsługiwałem, ale takich dużych, ciężkich jaj, w takim skórzastym worze nie widziałem jeszcze nigdy. Całe jego przyrodzenie było gęsto obrośnięte puszczą włosów. Jaja tak mi się spodobały, ze zacząłem je lekko lizać i po chwili bawiłem się nimi na całego. Wciągałem je całe do ust, raz lewe, raz prawe. Co za rozkosz. A mój byczek tylko mruczał zadowolony. Co chwilę spoglądałem do góry na niego, ale on tylko stał z zamkniętymi oczami.
  – Lubisz to... Widać, że umiesz to robić.
  Nie mylił się. Dla takich kolesi jak on mogę zrobić prawie wszystko. I znów bez  zastanawiania zabrałem się za obciąganie tej żylastej pały. Wsuwałem ją głęboko, aż mnie ta żołądź drażniła w gardle, po czym całego wyjmowałem i onanizowałem, uderzając przy tym wibracyjnym ruchem języka pod jego wiązanie napletka. Podobało mu się. Świadczył o tym grymas jego napiętej twarzy i skurcze pośladków, na których ukazywały się świetne dołeczki po bokach.
  – Obciągaj... Ku..., jesteś lepszy niż niejedna laska. Bierz całego – i ponownie wpakował go z całej siły w moją buzię. Trzymał moją głowę dwoma rękami i ruchał mnie w gardło. Czułem go głęboko. Jego jaja uderzały o moją szczękę a na czole i na nosie czułem jego wszechobecne włosy. Złapałem go za pośladki, dociskając je do siebie. W ten sposób chciałem pokazać, jak bardzo mi się ta zabawa z nim podoba. Rękoma dokładnie zbadałem jego dupę. Pośladki miał bardzo umięśnione, lekko odstające, okrągłe, gładkie, ale pomiędzy nimi niezły gąszcz. Czułem w nich dołeczki za każdym razem, jak pchał mi w usta ten swój sprzęt. Ponownie walił mnie w gardło tak minutę, może dwie. Jego jaja uderzały o moją brodę, czułem zapach jego potu i włosy łonowe na mojej twarzy i dociskam jego gorące ciało, trzymając go za pośladki. Nie mogło być nic lepszego. Niezły ruchacz. W pewnym momencie pociągnąłem mu pałę tak głęboko, że zacząłem się dławić. Spodobało mu się to. Z doświadczenia wiem, że odgłos temu towarzyszący jest bardzo lubiany wśród ostrych ruchaczy.  
  – Nieźle ciągniesz... – powiedział i wyjął swojego fallusa z moich ust. Pewnie już był blisko wytrysku i chciał jeszcze wszystko przedłużyć. Popatrzyłem na jego mokrą, lśniącą, pytę. Chciałem ją wziąć do ręki, ale mi ją odtrącił. Teraz uderzał nim po mojej twarzy, po policzkach i po wargach, a ja nadstawiłem język, żeby mu ją jeszcze bardziej podgrzać. Też mu się to spodobało, bo uśmiechał się pod nosem.
  – O tak, dobrze. Jesteś mały skurwysynek, wiesz?
  – Wiem... Lubię to robić, zwłaszcza takim, jak ty.  
  Mój byczek złapał moją głowę jedną ręką, a drugą złapał swoją pałkę.
  – Lubisz... No to bierz dalej, pedałku. Obciągaj, mocno....
  – Może mnie zerżniesz? – odpowiedziałem, bo chciałem poczuć tego żylastego kutasa w swojej dupie, i te wielkie jaja, jak z rozmachem walą we mnie.
  – Nie jestem pedałem. Tylko obciąganie. Bierz... – i spojrzał na zegarek, ale na pewno mieliśmy jeszcze sporo czasu.
  Znów złapał mnie oburącz za głowę i wpakował mi pytę w gardło. Poruszał biodrami w przód i w tył, a ja czułem na języku jego śluz. Jedną ręką macałem się po kroczu, a drugą przez koszulkę macałem swoje sutki. Chciałem się też bardziej podniecić. Nawet chciałem wyjąć swojego małego, ale mi zawsze bardziej zależało na przyjemności partnera aniżeli na własnej. Sobie mogę spuścić potem.
  Powoli czułem, iż zbliża się jego finał. Było to widać po jego twarzy. Zaciśnięte powieki, grymas napięcia, dolna warga przygryzana lekko przez zęby.
  – Trysnąć ci na twarz...? – zapytał dysząc. Pytanie było sformułowane tak, jakby nie brał pod uwagę innych opcji.
  – Nie, do dzioba, wtedy się nie wybrudzę.
  – Jeszcze lepiej... Żadnej lasce do dzioba nie pryskałem...
  Mój byk położył jedną rękę na mojej głowie. W pewnym momencie poczułem jak tryska. To było kilka ostrych tryśnięć i na końcu lekkie, delikatne spływanie. Połykałem na raty. Nie wiem, jaki miała smak jego sperma, ale wiem, że było jej bardzo dużo i była bardzo gęsta Wyssałem wszystko... A wszystko w towarzystwie głuchego postękiwania mojego owłosionego ruchacza.
  – Niezły byłeś... – powiedział cicho, z głębokim oddechem zadowolenia. – Mało jest takich suczek, ale ty bijesz każdą – i poklepał mnie po ramieniu, okazując tym, iż jest bardzo zadowolony z mojej roboty. Po tych słowach wciągnął swoje białe slipki i czarne spodnie sprasowane w kant.
  Wtedy ja wyjąłem swojego. Przecież muszę się spuścić...
  Popatrzył na mnie i powiedział.
  – Masz ładne delikatne cacko... – i lekko mi go dotknął.
  Cacko... Fajnie powiedział. Bo mój w porównaniu z tym jego to taka sobie mała zabawka.
  – Musisz szybko... Czasu jest mało.
  – Wiem...
  Byłem w szoku. Myślałem, że jest to jeden z tych kolesi, którzy robią swoje i odchodzą bez słowa.
  – Oprzyj się plecami o mnie i wal. Ja ci pomogę.
  Bez oporu zgodziłem się. Nie uśmiechało mi się walić sobie, siedząc tu w samotności.
  Stanął za mną. Oparłem się o niego, a on od dołu delikatnie wziął mnie za jaja. Jakie to miłe uczucie. Taka wielka dłoń i takie małe jaja, i jak mi się zrobiło ciepło i przyjemnie... Chociaż miał już na sobie spodnie, ocierał się o mnie. Czułem, że już mu nie stoi, ale gdy się mocniej do mnie przycisnął... A ja waliłem. Jego ręka na moich jajach cudownie mi pomagała. Widziałem go w lustrze. On też był zadowolony. Może nigdy nie trzymał chłopaka za jaja? Chciał mi pomóc. Wczuwał się bardzo w swoją rolę. Pomyślałem sobie, że jego kobieta musi mieć z nim zajebiste życie seksualne... Patrzył, jak bierze mnie coraz większe podniecenie, już wiedział, że zaraz wystrzelę i widać było, że sprawia mu to przyjemność, że czeka na to, żebym się spuścił. Wypiąłem się mocno, całymi plecami oparłem się o niego i – trysnąłem daleko, ponad oparcie kanapy, na białą ściankę z numerami miejsc... A on cały czas delikatnie mi gniótł i pieścił jajka. To było coś niesamowitego, nawet w czasie pełnej penetracji z różnymi kolesiami tak tego nie  przeżywałem.
  – Ładnie poleciałeś, a teraz ubieraj się... – i białym zagłówkiem ściągniętym z oparcia fotela powycierał moje ślady. Rzucił ten zagłówek na półkę... A pociąg już trzaskał się na rozjazdach i zwrotnicach przed Radomskiem. – Wychodzimy... – powiedział cicho. – Ty wracaj tam, do swojego przedziału, ja tutaj zostanę – dodał, otworzył przedział i od razu podszedł do drzwi wagonu. Ja posłusznie poszedłem te trzy wagony do przodu, do siebie. Nie zwracałem uwagi na ludzi siedzących w sąsiednim przedziale, nie zastanawiałem się nawet, czy coś słyszeli. Mój przedział nadal był wolny. Usiadłem i... – i sam nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Złowiłem swojego upatrzonego mena, złowiłem za pierwszym podejściem!
  Minuta postoju – i w drogę. I dziwny ruch na korytarzu... Za chwilę pod drzwiami mojego przedziału. I...
  – Dzień dobry. Kontrola rewizyjna, proszę okazać bilet.
  W drzwiach stał elegancki służbowy jegomość z wydatnym brzuszkiem, z siwizną włosów pod czapką. Tuż na za nim – „mój” konduktor, trochę niepewny, napięty, trochę zmieszany, jakby blady i wystraszony. Już pewnie chciał coś powiedzieć, gdy ja... spokojnie sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem bilet. Podałem.
  – Tak, jeszcze legitymację uprawniająca do zniżki poproszę – rzekł służbowy jegomość.
  Podałem...
  – Dziękuję. Przyjemnej podróży.
  – Dziękuję – odpowiedziałem uprzejmie, widząc kątem oka, jak mój konduktor robi typową rybę. Oczy wielkie, usta otwarte, bez oddechu...
  Wyszli. Kroki oddaliły się.
  Mój men-konduktor przyszedł przed Częstochową.
  – Dlaczego kłamałeś, że nie masz biletu? – spytał, siadając obok mnie w przedziale. Otarł czoło chusteczką. Czapkę zdjął i położył na kolanach.
  – Bo mi się spodobałeś – odpowiedziałem bez wahania.
  – Nie bałeś się, że cię oddam sokistom?
  – Zaryzykowałem. Warto było – uśmiechnąłem się.
  – Tak... Gdybyś mi podał bilet...
  – Nic by z tego nie wyszło – dokończyłem, rozkładając ręce.
  – Dokąd jedziesz?
  – Do Opola.
  – A ja... A my zmieniamy się w Częstochowie. Dalej pojedziesz z inną drużyną. Znów zaryzykujesz?
  – Nie. Będę czekał na ciebie – odpowiedziałem, patrząc mu prosto w oczy.
  – Kto wie... – odpowiedział i wstał. Ja też wstałem. Wtedy on... chwycił mnie za kark, przyciągnął do siebie i pocałował mnie w usta, mocno, namiętnie, ale krótko, jakby pospiesznie. Założył czapkę i wyszedł. Stałem chwilę nieruchomo, totalnie zaskoczony.
  Częstochowa. Patrzyłem za nim przez otwarte okno. Szli we trójkę: on, kierownik pociągu i drugi konduktor. Obok nich ci dwaj konduktorzy rewizyjni. Przy wagonach już rozstawiła się nowa drużyna. Dwie kobiety i stary facet, kierownik. Ruszyliśmy...
  Nikt już nie przyszedł sprawdzić mi biletu. Zresztą, po co...
  Półtorej godziny później wysiadałem na stacji Opole Główne, ciągle mając przed oczyma akcję z moim wymarzonym menem. Potem jeszcze śniłem o niej w domu. Do dziś nie raz pamięcią do niej wracam.
  Niestety. Od tamtej pory, chociaż często musiałem podróżować na tej trasie – nigdy już go nie spotkałem. Ani jego, ani nikogo do niego podobnego.  
                                                                                                           dawid1985

Zgłoś jeśli naruszono regulamin