Dalsze losy 18.doc

(33 KB) Pobierz
A w drzwiach drogę zastąpił mi Edward

A w drzwiach drogę zastąpił mi Edward.
-A ty dokąd?-wykrzyknął. Zagryzłam wargę. Tak mało czasu...- Renesmee, odpowiedz!
-Bello!-szukałam wsparcia. Moja matka natychmiast znalazła się na dole. Za nią, wolno zszedł Jacob. Poruszał się tak... tak...
-Jacob...-wyszeptałam. Dopiero teraz zauważyłam, że drga.-Wszystko...okay?-kiedy szedł po schodach poruszał się tak ostrożnie, wolno i jeszcze te drgania...
Kiwnął niemrawo głową i uśmiechnął się smutno.
-Edwardzie-w jednej chwili zebrała się we mnie energia i determinacja. Jedno spojrzenie na Jacoba tylko to podważyło. Nie ważne czy mój ojciec będzie mnie zatrzymywał czy też nie.
Uratuję Jacoba.
-Edwardzie-powtórzyłam.-Muszę. Ocalić. Jacoba.-zrobiłam pauzę, łapiąc głęboki wdech.-Czy ci się to podoba czy nie.
Zacisnęłam oczy i bardzo, ale to bardzo nie miałam ochoty ich otworzyć. Z jednaj strony nie obchodziło mnie to co pomyśli Edward, a z drugiej... w końcu był moim ojcem. Jego akceptacja też była dla mnie ważna.
Dobra, raz kozie śmierć.-pomyślałam i otworzyłam oczy. Wampir wpatrywał się w jakiś punkt nade mną. Poczułam, że Jacob wstrzymał oddech, a pierś Belli zaczęła szaleńczo unosić się w górę i w dół.
Nawet jako wampir nie oduczyła się spazmatycznie oddychać.
Do dobra. A co z Edwardem?
Westchnął.
-Dobra. No to jedziemy.-początkowo nie zrozumiałam.
-C-co...?-wymamrotałam nieprzytomnie,  kilkakrotnie mrugając oczami.-Co powiedziałeś?
-Edwardzie!-krzyknęła Bella uszczęśliwiona. Rzuciła się na niego, a on (co zdarzyło się pierwszy raz odkąd żyję) nie odwzajemnił jej gestu, tylko niemrawo poklepał ją po plecach. Moja matka pocałowała go w policzek.
-Dziękuję.-wyszeptała.
Jej cudowny uśmiech zaparł mi dech w piersi.
-Chodźcie.-wyrwałam się z otępienia i pognałam przed siebie. Wpadłam na siedzenie kierowcy w srebrnym volvo Edwarda.
-Hej, a tu dokąd?-spytał z sarkazmem.
-Cicho być. Dzisiaj ja prowadzę.-mruknęłam. Wampir rzucił mi kluczyki i siadł koło mnie, a Bella i Jacob usadowili się na tylnym siedzeniu. Odpaliłam samochód i wyjechałam na ulicę.
Gnałam w szaleńczym tempie, co chwila patrząc na lusterko, sprawdzając czy z Jacobem wszystko okay. Edward widział chyba moje zdenerwowanie, bo mruknął, że mogę jeszcze przyspieszyć. Bella syknęła ostrzegawczo.
-Nie ucz jej jeździć jak ty!-warknęła.
Edward tylko się do niej uśmiechnął.
-No dobra.-wymamrotała.-Ale tylko ten jeden raz.
Szkoda tylko, że Bella nie wiedziała, że odkąd skończyłam fizyczne czternaście lat Edward uczył mnie prowadzić, ale o tym możemy nie wspominać.
Mój tata usłyszał moje myśli i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Już wszystko było lepiej.
Jak kiedyś.
Nacisnęłam mocniej gaz i następny zakręt minęłam na dwóch kołach.
Bella cicho pisnęła i nawet wydawało mi się, że usłyszałam śmiech Jacoba i Edwarda.
Zatrzymałam się z piskiem opon przed szpitalem i wysiadłam natychmiast.
-Chodźcie!-popędziłam ich. Otwarłam ciężkie drzwi i raptownie się zatrzymałam.-Nie, Jacob, ty zostań!-rozkazałam i nie zważając na jego zdziwioną minę, ruszyłam naprzód.
Edward i Bella sekundę potem mnie dogonili.
Wiedziałam, że Jacob musi zostać na zewnątrz w razie krępujących pytań o jego dziwną temperaturę. Z jego ciała ciepło po prostu emanowało!
-Dobra, gdzie możemy się spytać o tą igłę?-Edward popędził do moich myśli. Skinął głową i podszedł do recepcji.
-Przepraszam-zaczął tym swoim uwodzicielskim głosem, że usłyszałam jak Bella zgrzyta zębami. Uścisnęłam jej rękę, myśląc "on tylko gra" i pokazałam jej obraz aktora. Kiwnęła głową i uspokoiła się.-Gdzie mogę zaprowadzić moją siostrę na szczepienie?-pokazał na mnie.
-Siostrę-prychnęłam. Tym razem to Bella uścisnęła mi rękę i uśmiechnęła się przepięknie.
-Nazwisko?-spytała zdekoncentrowana recepcjonistka. Na oko miała z dwadzieścia pięć lat i kręcone blond włosy.
-Travison. Vanessa Travison-uśmiechnął się jak anioł.
-Ee, momencik.-zatrzepotała rzęsami i spuściła wzrok na kartotekę, raz po raz zerkając na Edwarda. Co za...!
Wampir spojrzał na Bellę, z takim uczuciem, jakby chciał uświadomić recepcjonistkę, że jest już zajęty.
Ona raczej tego nie zauważyła, bo kiedy dalej się do niego zwracała usilnie trzepała rzęsami.
-Niestety, ale nie mam jej w kartotece.
-Jest pani pewna?-spytał przymilnie. Bella ścisnęła mocniej moją dłoń. Choć wiedziała, że jej ukochany gra chętni rzuciłaby się na tę babę.
Heh, ja też prawie chciałam to zrobić.
Oni tu sobie gadu gadu, a Jacob może już umierać!
Przystąpiłam niecierpliwie z nogi na nogę. Szybciej!-
-Załatwione.-Edward do nas podszedł.-Masz Vanesso.-mrugnął do mnie. Pokazałam mu język.
-Dostaniesz jeszcze za tą siostrę. A tak w ogóle to jak ci się udało ją przekupić?
-Uśmiechem.-mruknął, kiedy Bella taktownie odwróciła głowę. Zaśmiałam się.
-Okay. Załatwmy to. Bello, możesz sprawdzić co u Jake'a?-kiwnęła głową i ruszyła do wyjścia.-W której sali są szczepienia?
-Dwieście jeden.-ruszyliśmy w jej kierunku.
Wiem, że to pewnie moja wyobraźnia, ale zdawało mi się, że korytarze specjalnie wydłużały się nam na złość. Chciałam biec, krzyczeć, byle tylko szybciej ocalić Jacoba.
Wpadłam do sali szczepień bez pukania. Przy biurku siedziała jakaś kobieta i wypisywała chyba coś w rodzaju pitu.
-Ja...strzykawka...Q800-zaczęłam mamrotać. Przypomniałam sobie jej nazwę, ale i tak sama niewiele rozumiałam z mojego bełkotu. Mówiłam to co mi ślina na język przyniosła, a kobieta patrzyła na mnie coraz bardziej wytrzeszczając swoje zielone oczy zza okularów.
Poczułam rękę Edwarda na moim ramieniu.
Wdech.
Wydech.
On to załatwi.
-Okay.-mruknęłam do niego i wyszłam z sali. Usiadłam na ziemi i zaczęłam odgryzać paznokcie. Muszę z tym skończyć.
Nagle zabrzęczała mi komórka.
Seth is calling
Seth???
Seth!
-Seth!-wykrzyknęłam i powstrzymałam się od dalszych okrzyków, bo ludzie, którzy siedzieli w kolejce do innych sal spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
-Hej, Ness! Wszystko okay?
-Nie za bardzo.-mruknęłam zasłaniając lekko usta ręką, aby stłumić mój głos. Nie chciałam, żeby wyczuł moje zdenerwowanie.
-Jacob?
-Kto ci powiedział?-westchnął.
-Alice się domyśliła. Nagle Bella i Edward jej zniknęli. No to było wiadome, że to przez któregoś wilkołaka. A Jake mógł się do tego idealnie wpasować.-przytaknęłam smutno.
-Co się stało?
-Edward. Jad. Kłótnia i...-dużo bardziej wolałam pokazywać ludziom rzeczy, o których myślę. Chyba dlatego nigdy nie polubię komórek.
-Och.
-Nie wiem czy on przeżyje.-starałam się opanować drżenie głosu. Jacob... mój Jake...
Nie mogę płakać. Tyle ludzi...
-Hej, Nessie?
-Co?-pociągnęłam nosem jak małe dziecko.
-Jemu się uda. To twardy gość.
-Tak, bo ty go znasz!-wybuchnęłam. Przypomniało mi się, że cała moja rodzin i Seth na czele okłamywali mnie przez całe moje życie.-Dlaczego mi nic nie powiedziałeś, ty...! Ty... bo słów nie mam!-podniosłam się gwałtownie.
-Nessie...
-Zamknij się palancie!-nacisnęłam "zakończ połączenie" i opadłam na podłogę, zaczynając płakać. Wszystko było mi już obojętne. Gniew, smutek, rozdrażnienie...ile może znieść pół-wampir, pół-człowiek w ciągu jednego dnia?
-Debilny Seth...-wymamrotałam przez łzy. Ludzie wokół gapili się na mnie jak na UFO.-Głupek!
Telefon zabrzęczał. Nie mam zamiaru odbierać! Przyjadę do Brazylii i powiem mu prosto w twarz co o nim myślę, o jego kłamstwach i...
Bella is calling
O, no dobra.
-Co jest? Co z Jake'iem?-spytałam rozpaczliwie.
-Radziłabym się pośpieszyć.-odparła równie zdesperowana i zdenerwowana.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin